Wywiad z p. Władysławem Dłużniewskim, weteranem Narodowych Sił Zbrojnych

Rozmowa odbyła się na początku maja 2010 w jednej z wrocławskich kawiarni. Pytania zadawał ATW, za nagranie (niestety - jedynie fragmentów) i opracowanie tekstu w oparciu o nagranie odpowiedzialni są Alek i Kinga.
Pan inżynier Władysław Dłużniewski jest weteranem Narodowych Sił Zbrojnych oraz byłym działaczem ZChN.

Jako szesnastoletni młodzieniec zostałem zaprzysiężony do organizacji. W tej wsi było sześciu chłopaków w moim wieku, ale ja jakoś budziłem takie zaufanie, że tylko mnie jednego z całej tej szóstki wtajemniczono. Po wyzwoleniu, później, w '44 roku miejscowości nasze były blisko frontu - moja wieś była 7 km od Narwii. Władze wojskowe wysiedlały wszystkich ludzi w odległości na 25 km od granicy lini frontu. Także zostaliśmy wysiedleni, a nasza wieś została doszczętnie spalona 10 września, a dopiero 12 września wstąpili bolszewicy. Byliśmy na tym wysiedleniu do 26 stycznia 45 roku. Ruszył front i wróciliśmy do naszej spalonej wsi. Jednak gdy front się przesunął, to w Łomży, gdzieś za 2 tygodnie, zostało zorganizowane UB. Zresztą te budynki były zniszczone, a przetrzymywano tam aresztowanych AK-owców i NSZ-etowców - w piwnicach bez okien, na mrozie. Mimo tego, że partyzantka AK-owska czy NSZ-etowska walczyły od '39 roku to liczyły się tylko AL i GL.
W tym okresie Pan był w oddziale ?

Nie, nie. Cały rok '45 byłem na tzw. siatce. Siatka składała się z niespalonych partyzantów, którzy w dzień pracowali, a w nocy urządzali różne akcje. Ja cały '45 rok byłem na siatce. Nasza siatka rozbroiła w Łomży posterunek. Żebrowski także brał udział w rozbrojeniu posterunku. Później, w '45 roku ktoś wsypał i we wtorek przed Wielkanocą wieś została otoczona i dwóch członków NSZ zostało aresztownaych. Jeden z nich został zamordowany w czasie śledztwa. Ja wówczas byłem w domu, na gospodarstwie, ale mnie nie poszukiwali. Od tego wtorku do Wielkanocy nie spałem w domu, tylko w lesie, gdzie mieliśmy kryjówkę. No i Wigilia Wielkanocna. W domu mieliśmy stodołę, ale w niej tylko ze 20 snopków, więc nie było możliwości ukrycia. Miałem przeczucie, że nie powinienem być w domu. Poszedłem do kościoła, gdzie całą noc trwała warta przy grobie Chrystusa – ja także brałem w niej udział. Rano była Rezurekcja o godzinie 6:00. Przyszli ludzie, którzy powiedzieli, że w nocy UB było w moim domu i mnie chcieli aresztować, a dwóch innych aresztowali. W każdym razie ja już byłem spalony i od 12 maja '45 roku do 23 kwietnia '47 byłem w oddziale partyzanckim pod dowódctwem "Zbycha". "Zbych" to Henryk Jastrzębski. Sam oddział w sile plutonu (55 osób) nie funkcjonował cały czas, tylko zbierał się co tydzień. Dzielił się na 4 drużyny, żeby było łatwiej się ukrywać. Nasz oddział miał 18 RKM-ów - zwykle tyle RKM-ów przypada na batalion. Mieliśmy niemieckie RKM, diektariewy. Gdybyśmy wpadli w zasadzkę to mogli nas, przypuśćmy pobić. W przypadku okrążenia, gdyby w jednym kierunku poszło 18 RKM-ów to byśmy ich rozbili.
Ujawniłem się 2 dni po amnestii (25 kwietnia). W czasie istnienia tego oddziału mieliśmy 8 albo 9 spotkań z których wychodziliśmy zwycięsko. Jedno takie spotkanie odbyło się 25 sierpnia 1946 – kwaterowaliśmy za rzeką Narwią, była niesamowita mgła. Patrol czteroosobowy wysłano do sąsiedniej wsi po żywność. W pewnej chwili, gdzieś koło 7 rano - gdy panowała tak gęsta mgła, że na 10 metrów nie było nic widać - usłyszeliśmy serię strzałów. Alarm w oddziale. Nasza tyraliera zeszła się z tyralierą UB na 10 metrów. Szczęście, że nasz dowódca i dowódca UB-eków byli rozsądni, bo gdyby padły strzały to byśmy się wyrżnęli. Rozbroiliśmy w tej mgle 4 UBowców i wycofaliśmy się. Cały dzień oddziały UB śledziły nas. Były wszędzie: na polach, na szosie tankietka. Później minęły nas 2 samochody z wojskiem. Nieopodal drogi Łomża-Kolno zatrzymaliśmy się w młynie i zjedliśmy śniadanie. We wsi było UB i nasze posterunki ich widziały, a oni wiedzieli że tu jesteśmy. Jednak oni bali się atakować.
A w jaki sposób przebiegało utrzymanie całego takiego oddziału tzn. kwaterunek, posiłki. Czy to było na zasadzie prośby ? Jak to funkcjonowało ?

Jeżeli chodzi o NSZ, to cały czas okupacji musieliśmy sobie radzić sami. AK otrzymywało dolary, zrzuty, a NSZ nie chciał się podporządkować i był na własnym utrzymaniu. W '46 jeździliśmy po urzędach i sołectwach, gdzie zabieraliśmy i paliliśmy wszelkie dokumenty osobowe. Innej możliwości nie było, więc tam gdzie kwaterowaliśmy patrol przychodził do sołtysa i mówił, żeby dać świniaka 60-70 kg. Był taki nakaz, że gospodarz od którego wzięliśmy świnię dostawał zwrot pieniędzy od całej wsi, która składała się i płaciła. To był taki rodzaj podatku, bo nie mieliśmy żadnej możliwości finansowania żywności. W ten sposób była zdobywana żywność. Natomiast pieniądze zdobywaliśmy napadając na banki, spółdzielnie. Jeżeli sołtys nie ściągnął pieniędzy ze wsi i nie oddał gospodarzowi, który dał świnię to podlegał karze. Nie było chyba takich wyskoków, że sołtys nie reagował na nasze prośby.
Wspomniał Pan o AK. Jak wiemy w pewnym okresie, część NSZ scaliła się z AK, a część nie...

Proszę, Pana. Właściwie to po wojnie...
[przerwa w nagraniu]
ONR, w zasadzie grupa zwana Związkiem Jaszczurczym była. ONR miał w Polsce 2 odłamy - Związek Jaszczurczy i Falanga Piaseckiego.

Konfederacja Narodu w czasie wojny.
Tak, właśnie tak. Jeśli chodzi o dzieje organizacji po wojnie, to już po jej zakończeniu w październiku zaczęły powstawać organizacje wojskowe i było ich ponad 50. Najsilniejsza była NOW, która liczyła ponad 80 tys. ludzi w '42 roku, ale połączyła się z AK. Natomiast Związek Jaszczurczy i Konfederacja Narodu nie chciały zgodzić się na scalenie i 20 września 1942 powstały Narodowe Siły Zbrojne. Do tej organizacji przystąpiło około 15-tu innych. To trwało do '44 roku. Później, w marcu '44, NSZ znów połączył się z AK, ale był odłam który nie zgodził się na połączenie. NSZ liczyło ponad 100 tys. ludzi, z czego około 2/3 połączyło się z AK, a 1/3 została w NSZ. Były tarcia duże...

Pan pozostał w grupie, która się nie scaliła ?
Tak, ja zostałem w grupie, która się nie połączyła. Jeszcze przed rozwiązaniem AK na terenach Mazowsza Północnego, Białostockiego (czyli Podlasia) dużo członków AK przechodziło do NSZ. Po prostu nie zgadzali się z polityką AK, która uważała, że ZSRR jako koalicjant w wojnie jest naszym przyjacielem. Natomiast NSZ uważał że naszymi wrogami są Niemcy i Bolszewicy. Z tego tytułu były rozbieżności. 19 stycznia 1945 (coś z tą datą nie tak -przyp.Alek), gdy AK zostało przez gen. Okulickiego "Niedźwiadka" rozwiązane, część AK-owców połączyła się z NSZ i powołano Narodowe Zjednoczenie Wojskowe. Właściwie w takiej czystej postaci NSZ przetrwał na terenie wojewódctwa Świętokrzyskiego, podczas gdy Łomża i Białystok, skąd pochodzę, przystąpiły do NZW. W '46 roku najpierw było referendum 30 czerwca, które zostało całkowicie sfałszowane. Później 19 stycznia były wyboru do sejmu i po nich ogłoszono amnestię. W sierpniu '45 roku ogłoszono pierwszą amnestię dla AK-owców i NSZ-etwoców, ale tylko część AK-owców się ujawniła z pułkownikiem "Radosławem" Mazurkiewiczem na czele. Jako ciekawostkę dodam, że z jego synową później w Warszawie pracowałem w jednej firmie. Po wyborach ogłoszono amnestię i miała ona trwać do 23 kwietnia. Najpierw AK-owcy masowo się ujawniali, jeżeli chodzi o NSZ to był rozkaz żeby się nie ujawniać. Doszło nawet do tego, że na moim terenie dowódca kompanii NSZ wyłamał się i ujawnił siebie i swoich ludzi – i został rozstrzelany.

Ujawnił się bez zgody ? Rozstrzelany został przez UB czy NSZ ?
Przez NSZ. Sąd Wojskowy.


W. Dłużniewski...
Ciąg dalszy...

Czy ta amnestia była przestrzegana przez władzę czy to wszystko było fikcją ?
Gdzie tam przestrzegana... Jako znajomy rodziny Żebrowskiego byłem pupilkiem w oddziale. Dowódca powiatu Kozłowski przez łącznika wezwał dowódcę batalionu "Bąka" Żebrowskiego, żeby się stawić. Żebrowski wziął nas trzech i pojechalismy w umówione miejsce oddalone o około 30 km. Na miejscu czekała na nas kartka, że wydarzyło się coś ważnego i musiał wyjechać, ale podał nam drugie miejsce spotkania. To było niedaleko Kolna, a drugie miejsce w okolicach Jedwabnego. Pojechaliśmy tam i znów znaleźliśmy kartkę o zmianie planów. Do spotkania nie doszło, wróciliśmy stamtąc. 24 kwietnia, czyli jeden dzień po amnestii wróciłem 7 km do domu. Dowiedziałem się, że moi koledzy z siatki w porozumieniu z dowódcą powiatu Kozłowskim mają się ujawniać. Nie miałem możliwości, żeby wrócić do Żebrowskiego i powiedzieć mu o sytuacji. Następnego dnia skombinowano mi jakiś zardzewiały karabin i ujawniłem się z tymi kolegami. W Łomży spotkałem dowódcę powiatu "Grota" Kozłowskiego. Powiedziałem mu, że przez 2 dni go szukaliśmy, ale ponieważ zmieniał miejsce postoju, nie spotkaliśmy go. Wysłuchał mnie i prosił, żeby skontaktować się z "Bąkiem", że jest szansa na przedłużenie o tydzień amnestii. Powiedział też, że nie ma żadnych szans na trzecią wojnę. Jedyna szansa jest w ujawnieniu.
Po tym ujawnieniu miałem taki zamiar, że przeniosą się 40 km dalej, gdzie nikt mnie nie zna i będę dalej działał. Ujawniłem się w piątek, 25 kwietnia, a w niedzielę wsiadłem na rower i pojechałem 7 km do miejscowości Uśnik, gdzie mieściła się nasza baza. Na miejscu nie spotkałem Żebrowskiego, tylko nieujawnionych partyzantów. Wyczuwałem niechęć tych chłopaków do mnie, bo ja byłem dla Żebrowskiego najbliższym, zaufanym człowiekiem. Jeden z nich powiedzał, że mają 2 litry wódki i dobrą zagrychę, zaprosił mnie. Zasiedliśmy do stołu. W pewnej chwili, wszyscy wyciągnęli pistolety (było ich ośmiu) i powiedzieli: "Ręce go góry!". Spytałem, o co chodzi. A oni zabrali mi broń, bo pistoletu nie zdałem podczas ujawniania, zabrali mi buty, poniewać były uszyte za pieniądze oddziału. Powiedziałem im, że muszę się koniecznie spotkać z "Bąkiem". Przenocowałem w stodole, gdyby "Bąk" był na miescu, to do tego wszystkiego by nie doszło. Ale także pewnie bym nie przeżył. Następnego dnia przybył "Bąk" i spytał, dlaczego się z nim nie skontaktowałem, mając zamiar ujawnić się. Powiedziałem mu, że nie było szansy. A ja w swojej wsi spotkałem chłopaków, którzy mieli się ujawnić. Nie było fizycznej możliwości żebym wrócił do "Bąka", szczególnie że nie miał on stałej kwatery. Na koniec podałem mu prośbę "Grota", żeby i on się ujawnił. Na co "Bąk" odpowiedzał, że absolutnie się nie ujawni. Tłumaczyłem się, że rodzina była przez dłuższy czas prześladawana i dlatego miałem zamiar ujawnić się, po czym przenieść się do 6 batalionu Łomża-Wysokie Mazowskieckie, gdzie mnie nikt nie zna. Powiedziałem mu: Komendancie nie mogę jednak skorzystać z tej możliwości, bo najmniejsze podejrzenie na nowym terenie to będzie dla mnie kulka w łeb od swoich. Rozeszliśmy się. Przez ten oddział przewinęło się ponad 80 osób (oddział liczył średnio 55 osób), chyba 20 % nie ujawniło się. Z tych 20 % prawie wszyscy wyginęli w przeciągu 2 lat.

Ci którzy się nie ujawnili chcieli dalej działać, tak ?
Działali, działali.

A czy były sytuacje, że ktoś nie chciał się ujawnić przez władzami, a jednocześnie chciał rozpocząć nowe życie, pod zmienionym nazwiskiem w tej nowej, ludowej Polsce ?
Mój późniejszy przyjaciel, Michał Bierzyński "Sęp" ujawnił się, a w sierpniu ‘47 roku został aresztowany i przewieziony do Białegostoku do UB. Tam poddany okrutnej obróbce, ja też to przeszedłem. Został skazany na karę śmierci. Został jednak ułaskawiony przez Bieruta i zamieniono mu karę śmierci na dożywocie. Jednak naczelnik więzienia chciał się na nim zemścić i nie podawał mu do wiadomości tego ułaskawienia przez 2 miesiące. "Sęp" siedział w jednej celi z kolegą z partyzantki, który był ranny. Zamiast leczenia, te rany ropiały, a on leżał i gnił w celi. Pewnej nocy kilku UB-owców podeszło i odczytali wyrok śmierci, zgasili światło w celi i puścili serię z automatu.

Pomimo tego ułaskawienia ?
No tak. Po tej serii, cela została zamknięta. "Sęp" mówił, że do rana osiwiał. To takie przeżycie, że osiwiał. Na drugi dzień, jak spotkał się z tym kolegą z celi - bo to "rozstrzelanie" odbyło się w celi obok - to ten ranny przeżegnał się, bo myślał że ducha widzi. Słyszał te strzały i myślał, że "Sęp" nie żyje.

Chcieli go tak postraszyć ?
No tak. Do ‘56 roku siedział, aż do przemian. A ja już po ujawnieniu miałem kontakty i ze "Zbychem", i z Żebrowskim, i później z "Ciemnym". Zostałem przy końcu sierpnia wezwany do następnej wsi na spotkanie. Gdy szedłem, było ciemno. Oni nie czekali, tylko spotkałem ich w drodze. Przywitali się ze mną. Pytają się mnie czym się teraz zajmuję. Odpowiedziałem, że mam zamiar pójść do szkoły, do gimnazjum. "Ciemny", który był wyższym dowódcą jak Żebrowski stwierdził, że dobrze robię, bo im będą potrzebni wykształceni ludzie. Jak będą mieli taką potrzebę, żeby się z nami skontaktować, to nas znajdą. Okazało się, że "Ciemny" zginął 15 września, niecały miesiąc po naszej rozmowie. Później, w ‘48 roku zginął "Zbych", a 3-go grudnia ‘49 roku Żebrowski, mój dowódca, zginął z synem w zasadzce UB (Żebrowski zastrzelił własnego syna i siebie samego, bo syn został postrzelony i nie mógł uciekać - przyp.Alek).

Na początku Pan wspominał, że istniał oddział NSZ jakby NSZ-ONR. Interesuje mnie jak w tych kręgach była odbierana postawa Piaseckiego i jego ludzi, którzy zaczęli tworzyć PAX ? Czy był w ogóle jakiś odzew ?
Proszę Pana, jeżeli chodzi o Piaseckiego, o Falangę to raczej źle oceniany był Piasecki. Jak się okazało, Piasecki w sierpniu '44 roku pod Warszawą został aresztowany. Siedząc w celi, zażądał widzenia z oficerami radzieckimi. Zjawił się gen.Sierow i przez 4 godziny dyskutowali w tej celi. Jak Sierow wychodził to powiedział do UB-eków: Jak więźniowi włos z głowy spadnie, to zostaną wszyscy rozstrzelani. Później Piasecki dużo dobrego zrobił, bo uratował wielu ludzi m.in. z naszej organizacji Ostromęckiego. Gdy PAX zaczął organizować firmy to we Wrocławiu także powstała jedna. Ten Ostromęcki, który był skazany na karę śmierci, został później ułaskawiony. Dzięki wstawiennictwu kardynała Sapiehy kara zamieniona została na karę dożywocia. Gdy później, w ‘56 roku został uniewinniony, Piasecki zatrudnił go i zrobił dyrektorem INCO, takiego przedsiębiorstwa. NSZ-etowiec dyrektorem! Wiele, wiele osób uratował Piasecki, ale jak były przemiany w 56 roku to był im przeciwny.

A jak wyglądała w takim oddziale codzienność i jacy byli Ci ludzie ? Czy byli zwyczajni , czy tacy jak przedstawiała ich propaganda ?
Komuna NSZ naświetlała w ten sposób, że to synowie obszarników, dziedziców, oficerów wojskowych, fabrykantów. A w naszym oddziale 55-ciu osób było 10 chłopaków, parobków dworskich, którzy gdyby poszli do UB, zrobiliby karierę. A trafili do NSZ. Dwóch zginęło. W oddziale na 55 osób może 2 były z wykształceniem średnim, a reszta to rolnicy, synowie rolników, ze wsi przeważnie.

Czy o przystąpieniu do NSZ zdecydował przypadek czy może przekonania ? Dlaczego NSZ, a nie AK ?
Sytuacja przedwojenna była taka, że Łomża, Kolno, Zambrów, Ostrów Mazwowiecka i Wysokie mazowieckie to "narodówka" była. (prawdopodobnie chodzi Panu Dłużniewskiemu o Stronnictwo Narodowe, sądząc chociażby po sztandarach na pogrzebie Dmowskiego z Łomży- przyp. Alek)


40