RECENZJE MUZYCZNE
ATW - chyba że napisano inaczej

OZYMANDIAS & ELIJAH'S MANTLE - "The Soul of Romanticism"
Gdyby szukać odniesień do szeroko pojętej "mrocznej sceny", to można tę muzykę przyrównać do "Soft Black Stars" Current 93 czy "Songs From The Ivory Tower" Sagittarius. Również mamy tu do czynienia z konceptem "głos + fortepian", a gdyby pominąć wokal, to narzucają się dodatkowe skojarzenia z projektem Lebensessenz, który stanowi od niedawna moją prywatną fascynację.
Ale do rzeczy. Ozymandias to "nome de guerre" szwajcarskiego pianisty Christophe Terrettaza, który zadebiutował w roku 1996 materiałem "Isolement". Elijah's Mantle to z kolei niejaki Mark St. John Ellis, kompozytor neoklasycyzującej muzyki o ezoteryczno-religijnej tematyce. Obaj panowie w roku 1999 dowiedli swego zamiłowania do poezji romantyzmu, nagrywając ten własnie album. "The Soul Of Romanticism" to 11 klawiszowych kompozycji Ozymandiasa, stanowiących akompaniament dla St. Johna Ellisa, recytującego wiersze Shelleya, Keatsa, Wordswortha, Coleridge'a i Byrona. Cóż więcej można tu rzec? Minimalistyczna i raczej prosta, ale bardzo ładna muzyka - a przy tym okazja do zapoznania się z klasykami liryki. Nastrój oczywiście nie jest radosny - waha się raczej między nostalgią i melancholią, a nutą napięcia i grozy.

SAT Stoicizmo - "Mah 2"
Legendarny album chorwackiej formacji, działającej w latach 80-tych na obszarze byłej Jugosławii. Nieomal perfekcyjna realizacja futurystycznego ideału muzyki wielkiego miasta, ciężkiego przemysłu, ruchu, dynamiki, pośpiechu, pędu powietrza i masy ludzkiej. Przynależność gatunkową tej muzyki najlepiej opisuje taki cytat (przetłumaczony przeze mnie naprędce z angielskiego, a znaleziony w czeluściach internetu): "Wypracowali unikatowy styl muzyki futurystycznej - zbyt hałaśliwy i o zbyt złożonej strukturze jak na rock i pop, zbyt "muzyczny" w porównaniu z czystym industrialem, bardziej rytmiczny i fizycznie ofensywny niż "współczesna muzyka klasyczna" (konkretna), ale także bardziej "naturalny" od powstałego później techno".
Rzeczywiście - taka jest ta muzyka, zawierająca w sobie pierwiastki opisanych wyżej stylów, ale złączone w iście wybuchowej, nietypowej kombinacji. To, co uderza, to niebywała dynamika, różnorodność nacierających na słuchacza dźwięków. Partie perkusyjnego beatu przeplatają się z nawałnicami przemysłowego hałasu, zza tej gmatwaniny wyłaniają się klawiszowe melodie - chwilami zgoła relaxacyjne, kiedy indziej nerwowe, paranoiczne, drapieżne. Wokół rozbrzmiewają strzępy audycji radiowych, odgłosy burzy, wiatru i pracy silników i syreny alarmowe. Cały ten dźwiękowy kolaż nieustannie wiruje, wije się i zmienia odcienie, skrzy się mnogością dźwięków, tworząc soniczny pejzaż epoki fabryk, dworców, lotnisk i autostrad. Muzyka głośna, groźna (mimo obecnych tu i ówdzie łagodniejszych chwil wytchnienia), wielobarwna i... fantazyjna.

LEBENSESSENZ - "Die letzten Momente von Werther"
Szczególne: w dalekiej Brazylii niejaki Newton Schneer tworzy muzykę na wskroś wręcz europejską, do tego przenikniętą duchem Romantyzmu, pełną odniesień do dzieł literackich tego okresu, przywołującą panujące wówczas nastroje. Oto trzy utwory, którymi artysta postanowił zilustrować słynne "Cierpienia młodego Wertera" Goethego. Są to długie (trwające od 15 do 20 minut) fortepianowe kompozycje, utrzymane w dość szybkim tempie. To muzyka nieprzesadnie skomplikowana, ale niezwykle sugestywna - jest w niej napięcie, dramatyzm, nostalgia i tęsknota, cała paleta emocji - w swej intensywności wzniosłych, a nie wulgarnych. Lebensessenz dotyka odwiecznej tematyki śmierci i miłości, niby nic nowego, a jednak prostymi środkami osiąga bardzo wiele. Wyobrażam sobie, że mógłby grać w mieszczańskim czy arystokratycznym salonie gdzieś w roku... 1830? Na przykład. Smukła postać z rozwianymi, długimi włosami, palce płynnie przebiegające po klawiszach, zasłuchane towarzystwo, przed lub po występie - recytacja poezji...
Oczywiście, ktoś może powiedzieć, że są i byli na świecie dużo lepsi kompozytorzy czy wykonawcy, ale z drugiej strony - gdy na ogół tkwi się w rozmaitych "ambientach", "industrialach" i innych syntetyczno-experymentalnych wytworach, to jakże ożywcze jest spotkanie z muzyką tak bardzo klasyczną w formie i treści. A przecież nie jest to twórczość "akademicka", rodem z konserwatoriów czy konkursów chopinowskich, to ktoś z "podziemia" - i do "podziemia" zapewne trafia. Bardzo dobrze.

LAMENTATION - Fullmoon over Faerhaaven
Z głębokiego podziemia, z otchłani czasu (bez mała sprzed piętnastu lat) i z dalekiej Grecji dobiegają dźwięki Lamentation - projektu uprawiającego specyficzny gatunek muzyczny, którego kamieniem węgielnym i najpełniejszym wyrazem są wczesne nagrania Mortiisa (z okresu "Fodt Till A Herska" czy "Song Of A Long Forgotten Ghost"). Niektórzy, zwłaszcza w śfjatku metalowym, zaliczają takie granie do dark ambientu, co jest prawdopodobnie nadużyciem. Ambient to przecież w założeniu przeciągłe, niejasne plamy dźwiękowe i podejrzane odgłosy z oddali, rozbrzmiewające gdzieś w tle - tu natomiast niewątpliwie mamy do czynienia z muzyką w pełnym tego słowa znaczeniu (rytm, melodia, harmonia etc.). Biedną, bo biedną, ale jednak muzyką.
Metalowcy znużeni metalem i pragnący spróbować czegoś "głębszego" stworzyli sporo tego typu "post-mortiisowskich" projektów. Większość z nich powiela podobny schemat - keyboard ustawiamy na brzmienie kościelnych organów, fortepianu bądź skrzypiec, a potem wygrywamy bardzo proste, wdzięczne melodyjki, niedwuznacznie sugerujące (w razie czego można posiłkować się nadaniem odpowiednich tytułów utworom), że słuchacz zapraszany jest do ciemnego lasu, opuszczonego zamczyska czy na stary cmentarz. Taka właśnie jest muzyka inkryminowanego Lamentation - ale czy to aby na pewno zarzut? Mnie osobiście taka estetyka nie odstręcza, przeciwnie, słucha się tego bardzo przyjemnie. Oczywiście, nie jest to ani Bach, ani Chopin, nie pierwszy raz jednak odkrywam, że środki zdawałoby się banalne potrafią mocno na mnie zadziałać. Ta monotonna, minimalistyczna i prosta muzyka okazuje się być bardzo nastrojowa, a przy tym wcale nie tak mroczna, złowroga i posępna, jak chcieliby twórcy (sądząc po młodzieńczo naiwnych wpisach we wkładce). Kto słyszał pierwsze płyty Mortiisa, albo więzienne nagrania klawiszowe Burzum, ten wie, czego się spodziewać. Ja lubię. A, no i klimat podbija oczywiście "demówkowo-kasetowa" jakość nagrań. Jak podziemie, to podziemie.


RECENZJE...
Ciąg dalszy...

LINIJA MASS - "Proletkult"
Alexander Lebedev-Frontov w ramach projektu Linija Mass proponuje nam muzykę, której blisko jest do tego, co tworzył Jean Marc Vivenza po drugiej stronie kontynentu - do estetyki "industrialu par excellence", muzyki bruitystycznej, ciężko-przemysłowej, dokumentującej świat kombinatów, hut, placów budowy i taśm fabrycznych, przesuwających się w jednostajnym rytmie. Lebedew-Frontow, były działacz Partii Narodowo-Bolszewickiej, serwuje iście socrealistyczną pocztówkę dźwiękową. To muzyka chłodna, szara, zdehumanizowana i mechaniczna. Metaliczne hałasy, terkot silników, stukot kół pociągu, buczenie transformatorów, rzężenie maszyn - oto surowce dla Linija Mass. Wielka budowa socjalizmu - o czym świadczy choćby wykorzystanie przemówień Lenina o dyscyplinie pracy. Młodzi, spoceni mężczyźni z brygad roboczych kładą podwaliny pod lepsze jutro i tak dalej. Władza rad plus elektryfikacja. Mechanizacja rolnictwa. Zawracanie biegu rzek. Przodownictwo pracy. Sztorm 68 realizował mniej więcej to samo, tylko że na rockowo.

LONSAI MAIKOV vs. DISSONANT ELEPHANT - "Heroic Inventory"
...i po raz kolejny urzeka mnie muzyka Thierry'ego Jolifa (grającego na tym siedmiocalowym winylu wspólnie z Matthieu Broquerie aka "Dysonansowy Słoń"). Cztery kompozycje nie odbiegają znacząco od tego, co można usłyszeć na innych wydawnictwach obu zaprzyjaźnionych projektów - wcześniejszych i późniejszych, pomijając może "Smell Of Knowledge" Lonsai Maikov. Delikatnym, zgoła filigranowym dźwiękom gitary akustycznej towarzyszy zamyślony, melancholijny śpiew Thierry'ego, tak bardzo dlań charakterystyczny. Innych brzmień jest niewiele. W ostatniej, odrobinę bardziej dynamicznej kompozycji pojawia się np. bęben.
Mam wrażenie, że twórczość obu projektów wciąż jest (po tylu latach nieprzerwanego grania) relatywnie mało znana, zwłaszcza w Polsce. Choć może chodzi o to, że zespoły te nie są otoczone jakimś szczególnym "kvltem", siecią promocji i propagandy. W każdym razie to neofolk (czy jeszcze? czy już?) bardzo odrębny, nietypowy, nawet jeśli prosty i chwilami zgoła monotonny. Przyjemnie pogrążyć się w tej sennej, kojącej muzyce. Może wymyślam, może przesadzam, ale mam nieodparte wrażenie, że te niepozorne piosenki są w gruncie rzeczy bardzo głębokie i uduchowione, abstrahując nawet od tekstów (które oczywiście potwierdzają ten fakt). Zachęcam, warto się zapoznać.

KREUZER - "Lilium"
Mini CD-R jednoosobowego izraelskiego projektu militarnego-industrialnego, wydany przez Tan!Kaven!Ash!, czyli oddział Eastern Front przeznaczony do bardziej "hałaśliwych" zadań.
Kreuzer znam z pełnoczasowego albumu "In Hoc Signo Vinces!" poświęconego średniowiecznym krucjatom - i do niego odsyłam tych, którzy chcieliby zapoznać się z możliwościami tego artysty. Mam bowiem wrażenie, że miniaturowy "Lilium" nie wyczerpuje jego potencjału. Są tu 4 kawałki, każdy inny. Pierwszy bazuje na motorycznej, marszowej sekwencji werbla, której towarzyszą równie zrytmizowane hałaśliwe odgłosy i zniekształcenia w tle, co ostatecznie przypomina trochę stylistykę Mental Destruction. Drugi utwór to właściwie ciągnący się przez blisko cztery minut ambientowy pad (o dość typowym brzmieniu), okraszony delikatnymi zgrzytami i anglojęzycznymi wypowiedziami, rozbrzmiewającymi gdzieś w oddali. Trzeci kawałek trwa ponad 7 minut i polega na tym, że z mrocznej przestrzeni wypełnionej echami smutnej melodii stopniowo wyłania się rzężący, noisowy jazgot, który urywa się przy samym końcu, pozostawiając jeszcze kilkanaście sekund dla jednostajnego buczenia rodem z fabryki. Utwór wieńczący album to hipnotyzująca, sześciominutowa kompozycja na skrzyżowaniu dark ambientu i power electronics z wokalami poddanymi deformacji i pogłosowi. Jest to nawet dość sugestywne, ale... Ale to samo można powiedzieć o każdym z tych utworów z osobna. Trochę brak tu zarówno rozmachu, jak i jakiegoś ogólnego zamysłu. Cztery różne rzeczy, wstawione jedna po drugiej. Cóż, przynajmniej nie jest monotonnie, ale i tak czegoś mi tu brakuje.

NUEVO IDEAL NACIONAL - "Pvgna Pro Patria!"
"Pięści dla Ojczyzny" to debiutancki materiał Nuevo Ideal Nacional - militarno-industrialnego tria z dalekiej i poniekąd egzotycznej Wenezueli. To pochodzenie zdaje się być nieco intrygujące, aczkolwiek sama muzyka nie odbiega stylistycznie od tego, co komponują tego typu projekty z Europy i innych części świata. Szczególne są natomiast liczne odwołania do wenezuelskiej historii, widoczne już choćby w nazwie zespołu ("Nuevo Ideal Nacional" to określenie ustroju zaprowadzonego w latach 50-tych w Wenezueli przez prawicowego generała M.P. Jimeneza, którego entuzjastami są muzycy). Nie dziwi zatem obfite wykorzystanie archiwalnych nagrań w języku hiszpańskim (i nie tylko - słyszymy na przykład Ezrę Pounda, deklamującego wiersz "Sestina Alaforte", czy anglojęzyczny komunikat radiowy na temat porażki i śmierci Mussoliniego).
Owe historyczno-polityczne sample są elementem konstytuującym muzykę Nuevo Ideal Nacional - w istocie nie jest to nawet muzyka w ścisłym tego słowa znaczeniu, a raczej militarno-industrialne słuchowiska, wypełnione warkotem werbli, rozmaitymi deklamacjami, komunikatami radiowymi, pieśniami żołnierskimi i okraszone industrialno-ambientowymi wyziewami w tle. Poniekąd przypomina to Kreuzweg Ost z materiału "Iron Avantgarde", rosyjski Archangelsk Jugend, czy wczesnego Krępulca.
Całość może się podobać fanatykom nurtu, choć brzmi trochę nieporadnie, ale od tego czasu N.I.N. wydali jeszcze dwa materiały, które świadczą o systematycznym postępie (mimo pozostawania cały czas w tej samej stylistyce).
Płyta nie została wydana na nośniku, a jedynie wrzucona w internet jako mp3 i można ją pobrać np. z oficjalnego profilu MySpace grupy: http://www.myspace.com/martialnoise


34