Obłęd Rotmistrza von Egern
Krukomor [przedruk z pisma "Ulvhel"]

Erupcje ludzkiego okrucieństwa wyostrzają charaktery. Pozwalają dokonać wielkich podłości, to pewne, lecz pozwalają również na akty wielkiego heroizmu, które nie mieszczą się w codzienności. W idealnym świecie rotmistrz von Egern zapewne nie musiałby wybierać pomiędzy Bogiem, honorem a żołnierskim obowiązkiem... Tyle że idealny świat nie istnieje. Przedstawiamy dramatyczną opowieść o człowieku, który pragnąc sprawiedliwości, odnajduje własne szaleństwo.
Wiedząc, że główny bohater tej książki ma w sobie ważny rys charakteru fascynującego mnie barona Romana von Ungern - Sternberga, oraz że autorem jest konserwatysta, spodziewałem się książki co najmniej dobrej. Książka jest nawet lepsza, ale i tak się zawiodłem, ponieważ przypuszczałem, że to powieść (podczas gdy jest to zbiór opowiadań), a natknąwszy się w internetowym dzienniku intelektualnym Twardocha na takie nazwiska jak Junger, De Maistre, Evola, Cioran - po cichu spodziewałem się czegoś rewelacyjnego. Rewelacyjne jest otwierające zbiór opowiadanie "Obłęd". I gdyby nic po za tym w tej książce nie było, żadnego ciągu dalszego, tylko "Joachim nacisnął spust" - trwałbym w zachwycie i odnajdywał (sado)masochistyczną przyjemność w wydłużaniu sobie czasu do następnego przeczytania. Jednak jest ciąg dalszy, dłuższe opowiadanie "Otchłań". Oceniam je jako bardzo dobre. Natomiast na ostatnich 100 stronach o von Egernie już nic nie ma. "Anna" to dobrze napisane opowiadanie z dobrą fabułą, lecz o niespecjalnie, a przynajmniej nie tak jak w przypadku poprzednich dwóch, interesującej mnie tematyce. Powód tego zawarty jest w samym tytule opowiadania - autor chyba napisał je po to, by kobiety miały w ogóle czego szukać w jego książce, hehe. Treść "Anny" jest nieznacznie, acz ciekawie spleciona z zamykającym książkę "Cudem domu brandenburskiego" - tu już mamy męską akcję, w reminescencjach 1763 r. i II WŚ, potem współczesność, a elementem łączącym wszystkie te trzy przedziały czasowe jest poszukiwanie pierśnienia Nibelungów. Sympatyczny fragment z tego opowiadania jest do przeczytania tu:
http://www.fahrenheit.eisp.pl/archiwum/f44/35.html.
Bardzo dobra męska proza, choć oczywiście nie ma tego głębszego, duchowego wymiaru, co dzieje pana rotmistrza Joachima, do czego zaraz przejdę. Wpierw wspomnę o pewnej ciekawostce, mianowicie jedną z postaci drugoplanowych w "Cudzie..." Sz. Twardoch uczynił Leona Degrella. Jeśli nie kojarzysz (wstyd i hańba) - to działacz prawicowy, antykomunista, dowódca walońskiego SS, katolicki idealista (w poprzednim numerze były obszerne fragmenty jego książki 'Płonące Dusze") - tutaj jest on przedstawiony jako... podstarzały lowelas. Niestety trochę racji Twardoch może mieć, ale moim zdaniem mógł sobie darować - o ile pamięć mnie nie myli Degrelle nigdy nie osiadł w Niemczech, starzał się w izolacji i na wygnaniu. Poza tym w "Płonących Duszach" jest prawdziwy Ogień i Światło. No, ale dość o tym.



Obłęd rotmistrza...
Ciąg dalszy...

Czas przejść do sedna. Co takiego wyjątkowego w rotmistrzu von Egernie? "Joachim jest moją ikoną dla idei, emanującej w całej historii." - pisze Twardoch. Idei dzielnego, szlachetnego mężczyzny, który odrzuca dobro i zło maluczkich wraz z wiarą w wartość ich istnienia, aby ponad wszystko postawić swój honor i znaczyć swoje przejście krwią i ogniem, wywyższając godnych, a niosąc zagładę miernotom. "Obłęd..." i "Otchłań" to bardzo ciekawe studium szaleństwa.
(...) czasy się zmieniły, i cywlizacja, która uczyniła nas ludźmi, sama upadła w barbarię. Musimy więc wrócić do starych metod i wypalić ją do cna, do popiołów. Szablą udowodnimy, że w nas, duchowych potomkach Atylli, nie upadło męstwo, nie upadł honor, nie upadła odwaga. Udowodnimy to umierając, bo idąc ze mną, musicie się pogodzić z tym, że zginiecie, prędzej czy później. Staliśmy się częścią tej kultury, gdy pięła się w górę. Teraz, gdy spada w dół, czas pozostać na szczycie, nie walić się w rynsztok razem z nią. Spalimy świat, chłopcy!
Autor opowiadań, jako katolik uważa, że poza Bogiem i dekalogiem jest tylko otchłań właśnie i na nią też skazany zostaje bohater. Wypalony, z martwą duszą, skazany na nie kończący się koszmar, poddaje się inercji i staje po stronie rewolucji, choć gardzi motłochem, który porwał się na swych panów - jednak żądza niszczenia jest silniejsza. Nie pasuje mi tutaj wizja Boga jako bytu osobowego - ale pełni on ważną rolę w fabule (podobnie zresztą diabeł) i nie jest wybaczającym wszystko troskliwym ojczulkiem. W "Otchłani" ukazane jest prawdziwe oblicze rewolucji, gorzej niż zwierzęcego bestialstwa tłuszczy. To także świadczy o wartości tej książki, gdyż inny autor wykorzystał by tą tematykę do wypisywania peanów na cześć egalitaryzmu. Autor pasjonuje się fechtunkiem oraz strzelectwem - znajduje to odzwierciedlenie w tym tomie, w stojących na wysokim poziomie opisach militariów i walk. Reasumując... sam sobie reasumuj.

Krukomor

Szczepan Twardoch - "Obłęd rotmistrza von Egern", wyd. Fabryka Słów, rok 2005, str. 300

34