O "Monarchii" Dantego
Reaktor

Idea monarchii uniwersalnej jest intrygującym problemem, od wieków zakorzenionym w dyskursie metapolitycznym cywilizacji łacińskiej. W europejskim średniowieczu była ona tak oczywista, a dążenie do jej realizacji na tyle żywotne, że doszło do sporu o to, kto jest uprawniony do jej utworzenia – papież czy też cesarz. Pochodzący z gwelfickiej (a więc propapieskiej) Florencji gibelin Dante Alighieri jest autorem dzieła, w którym przypisuje to zadanie władzy świeckiej, cesarzowi, ale przy uzasadnieniu jego uprawnień łaską Bożą. Czytelnikowi współczesnych traktatów politycznych dzieło Dantego może wydać się dziwne ze względu na swoją „rozdrobnioną”, ale ściśle uporządkowaną strukturę i zastosowaną argumentację, która dość swobodnie krąży wokół tematu. Mało w nim przedstawienia „konkretnych” założeń politycznych, brak żadnych poszczególnych zasad składających się na obraz całości, zamiast tego pisarz trzyma się dwóch wykładni – filozoficznej i religijnej, konsekwentnie je rozwijając. Przez to treść dziełka sprawia wrażenie, jakby w dużej części składała się z egzegezy myśli Arystotelesa i św. Tomasza z Akwinu, Psalmów i Ewangelii, etc. – a ośrodkiem tej narracji było szczególne dziejowe znaczenie ludu rzymskiego. Można wręcz posunąć się do stwierdzenia, że praca ta utrzymana jest w stylu popularnonaukowym. Człowiek współczesny po prostu inaczej rozumie dzieła napisane siedem wieków temu.

Głównym tematem rozważań Dantego jest zagadnienie monarchii doczesnej, którą określa jako Imperium. Ma być ono równorzędne Kościołowi, ponieważ prowadzi misję realizacji drugiego z obu uniwersalnych celów ludzkości którymi są zbawienie wieczne oraz szczęśliwość doczesna. Człowiek ma dwa wymiary, zniszczalny i niezniszczalny, jako środek między nimi lgnie więc do obu skrajności – ducha i materii. Oddzielna organizacja tych sfer jest zadaniem wspomnianych instytucji. Autor „Boskiej Komedii” utożsamia swoją Monarchię ze społecznością uniwersalną rodzaju ludzkiego, która jest totalna i niepodzielna, pojmowana bez żadnego różnicowania czy wartościowania. Nie mają tu znaczenia tradycje historyczne czy położenie geograficzne – wszystkie terytoria wraz ze swoją ludnością mają stanowić domenę świeckiego najwyższego władcy.

„Monarchia” składa się z trzech ksiąg. Omawiają one kolejno kwestie:

– Czy Monarchia doczesna jest niezbędna dla zapewnienia dobrego ładu w świecie. Dante stawia tutaj pytanie o cel ludzkości, i uważa zań zapewnienie jej szczęśliwości; środkiem do jej osiągnięcia ma być pokój. Pokojowi towarzyszy sprawiedliwość, tak trudna do zaprowadzenia. Próby te mogą byś skuteczne jedynie w realizacji przez ośrodek najmożniejszy, nieuwikłany w pomniejsze interesy ani nieograniczony środkami – Monarcha. Kolejny element tej narracji sięga do Boga i Jego stworzenia człowieka – Bóg jest jednością, a ponieważ człowiek ma go naśladować nawet w swoim ziemskim żywocie, to ma dążyć jedności ludzkości. Jedność ta wyraża się przede wszystkim politycznie, czyli jako podleganie wszystkich ludzi jednemu władcy. Wszystkie części ludzkości składają się na całość, a ta musi mieć jedną głowę.

– Czy lud rzymski nabył w sposób legalny prawa przysługujące Monarsze. „Imperium Rzymskie istniało zgodnie z prawem” – boskim. Są tu przytoczone fragmenty dzieł historyków klasycznych opisujących działalność Rzymu, prowadzone przezeń wojny, „klimat” stosunków z sąsiadami etc. Wykształcenie Dantego, wpojona mu logika historyczna nakazuje mu twierdzić, że ekspansja Rzymu była prowadzona metodami szlachetnej walki, w której objawiły się Boże zamierzenia. Pośród wszystkich ludów śródziemnomorskiego Antyku to Rzymianie mieli być ludem najszlachetniejszym, jemu więc należało się powszechne przywództwo. Ciekawe jest to, że autor nie mówi o konkretnych uprawnieniach któregoś z historycznych Monarchów, ale właściwie równa go z ludem rzymskim jako równoległe czy komplementarne na poziomie podmiotowości politycznej.

– Czy autorytet Monarchy zależy bezpośrednio od Boga, czy od kogoś innego, na przykład od sługi Bożego czy namiestnika. Ponieważ u Dantego Monarcha jest po prostu władcą Imperium Rzymskiego – jedynej formy uniwersalnej państwowości, jaką mógł znać – tak więc argumentacja autora zasadza się na wyprowadzaniu autonomii władztwa doczesnego w oparciu o historyczne cechy Rzymu. Wskazuje zwłaszcza na pierwotność Imperium względem Kościoła. Bóg, Uniwersalna Zasada Wszechświata, miał je stworzyć niezależnymi od siebie. W końcu Dante biada nad tzw. donacją Konstantyna (nadanie papiestwu praw do Rzymu, terenów przyszłego Państwa Kościelnego); uznaje ją za niebyłą, ponieważ wg niego cesarz nie może niweczyć cesarstwa, bo sprzeciwia się to jego powołaniu. Inny z argumentów jest jeszcze dziwniejszy, ponieważ wyprowadzony z biblijnego zakazu posiadania przez Kościół dóbr – a więc również terytorium.


O "Monarchii"...
Ciąg dalszy...

Powracając do wspomnianej wyżej metodologii Dantego, trzeba dokładniej omówić jej osobliwość. Można opisać ją jako szczególne połączenie fideizmu i racjonalizmu, możliwe do stosowania chyba tylko w średniowieczu, zwłaszcza przez ówczesnych myślicieli, przejawiających zarówno głębokie uduchowienie, jak i poznanie wyrafinowanych sposobów prowadzenia sporów naukowych. Fideizmem można określić bezwarunkowe zaufanie Pismu Świętemu. Jego treść jest niekwestionowalna, dopiero w oparciu o jego konkretne fragmenty można prowadzić argumentację. Od mnoga mamy tutaj porównywania poszczególnych zdań z Psalmów, Ewangelii etc. – do tego wyjaśnianie ich kontekstu, o co chodziło Chrystusowi, jaką ważność miały polecenia wydawane Apostołom, która wypowiedź jest bardziej ogólna, i tak aż do ucinania niektórych kwestii zdaniami będącymi w istocie „regulacjami prawnymi”. Cała ta operacja jest prowadzona oczywiście przy ścisłym zachowaniu uznanych reguł sztuki, jasno określonego znaczenia używanych pojęć, zastosowaniu zasad logiki etc.
Dwoma ważkimi argumentami Dantego wydają mi się być: stwierdzenie o pierwotności istnienia Imperium Rzymskiego względem Kościoła, oraz to, że Chrystus na czas i miejsce swoich narodzin wybrał właśnie to Imperium, w okresie pokoju ustanowionego przez Oktawiana Augusta. Wg autora fakty te potwierdzają szczególne upodobanie pogańskiego jeszcze Rzymu przez Boga. W swojej pracy nie rozprawia on jednak nad zasadnością schedy po historycznie ukonstytuowanym Imperium, ale przez ten termin rozumie prawdziwie uniwersalne „państwo światowe”. Tak jak Kościół ma dotrzeć z Ewangelią wszędzie i do każdego, tak Imperium ma objąć cały świat panowaniem swoich praw. Przekracza to nasze wyobrażenia o Średniowieczu, jakoby ówczesne tarcia pomiędzy Papieżem a Cesarzem dotyczyły ucywilizowanej już Ekumeny, Christianitas. Stawką jest tutaj cały świat – a dobrze wiemy, jak słabo w czasach Dantego był on poznany przez Europejczyków. Tylko dzięki nierozstrzygnięciu gibelińsko-gwelfickiego sporu o Dominium Mundi papież Aleksander VI mógł wydać werdykt w sprawie podziału Nowego Świata na strefy kolonizowane przez Hiszpanów i Portugalczyków (traktat w Tordesillas, r. 1494).

Autor wydaje się promować w swoim dziele manicheizm w wersji light – o ile ten właściwy zakładał istnienie u początku świata dwóch ścierających się zasad, to Dante wyprowadza od Boga dwa cele ludzkości, których realizacje po rozdzieleniu i autonomizacji muszą kierować się innymi zasadami. Tym samym Dante przesuwa w lewo myśl św. Tomasza, mówiącego o „podwójnym celu człowieka”, a nie obu (na co zwraca uwagę komentator traktatu). W ograniczonej perspektywie życia ludzkiego może to prowadzić niejako do odsunięcia Boga na dalszy plan; można jednak wyobrazić to sobie jako dwie linie wychodzące od Boga, biegnące równolegle i po okrągłym zagięciu do Boga wracające.
Można wspomnieć również o przebijającym z traktatu osobliwym „legitymizmie” – uporczywej obronie przysługujących Monarsze praw ludu rzymskiego. Monarsze, ostatecznie będącemu jedynie wyobrażeniem (w sensie, że koncepcja ta nie wywodzi się z doświadczenia historycznego); ludu, będącego jedynie gładką projekcją „stanu” (bytu społeczno-politycznego) nieistniejącego faktycznie od niemal tysiąca lat.
Całość narracji florenckiego wieszcza jest fascynująca, w swoich wywodach niejako racjonalizuje on prowidencjalizm, potwierdzając go faktami historycznymi i literackimi. Przyszłość widzi podobnie, uważa iż jego ideały muszą kiedyś nastąpić, są zaplanowaną przez Boga koniecznością – i ani przez chwilę nie bierze pod uwagę czynnika ludzkiego, możliwości zaistnienia ludzkiej złej woli w toku realizacji swojej wizji. Oczywiście nie przypisujmy złej woli samemu Dantemu. W żadnym wypadku nie uważa się on za jakiegoś przeciwnika Kościoła, a godność papieską traktuje z należytym szacunkiem i nabożeństwem. Miewa jednak obiekcje co do osób ją piastujących, czemu daje znaki w swoim dziele. Nie uprawia jednak antyklerykalizmu uzasadnianego krytyką poszczególnych członków Kościoła.

W konkluzji końcowej Dante i jego traktat jawią się jako czynniki antycypujące wielkie tendencje sekularyzacyjne, nabierające rozbiegu począwszy od XVI wieku. Przypisując człowiekowi dwa oddzielne cele, skończony i nieskończony (doczesny i duchowy), a przy tym wywodząc obie te potrzeby od Boskiego postanowienia – a zwłaszcza separując od siebie drogi ich realizacji – stawia znak równości między funkcjami spełnianymi przez Kościół i państwo. Wcześniejszy hierokratyzm zakładał supremację papiestwa, Dante zrównuje ze sobą dwóch wielkich luminarzy, zaś późniejszy protestantyzm podporządkowuje Służbę Bożą państwu. Dopiero w XIX wieku wykrystalizuje się katolicka reakcja na efekty panoszenia się tej umysłowej zarazy – będzie nią ultramontanizm.


Reaktor

„Monarchia”, Dante Alighieri; przełożył, wstęp i komentarzami opatrzył Władysław Seńko; Wydawnictwo ANTYK, Kęty 2002.

34