Wywiad z Thierrym Jolifem (Lonsai Maikov)
 
Thierry Jolif to francuski pisarz i muzyk, znany jako twórca projektu muzycznego Lonsai Maikov oraz autor xiążek i esejów na tematy religioznawcze i filozoficzne. Pisywał m.in. o tradycyjnej roli i rozumieniu muzyki, o mitach i wierzeniach Celtów, o tradycjonalizmie integralnym Evoli i Guenona. Pisywał m.in. dla magazynów "Sophia" i "Contrelitterature". Jest wiernym Cerkwi Prawosławnej.
Jeśli chodzi o Lonsai Maikov, to styl tej grupy najlepiej opisuje chyba określenie ukute przez jej twórcę: "Apopkalyptik esotronic metal blues and folk". Pod szyldem Lonsai Maikov ukazało się kilka albumów ("From The Fountain", "Our Lady of The Bones", "Fire", "Barddwedi", "The Confessions of the Rose", "Smell of Knowledge"), a także dwa splity z Dissonant Elephant ("Heroic Inventory" i "Thee Darkening ov Powers"). Thierry Jolif współpracował także z Bleiburg (płyta "Ize Cheruvimy Tajno") oraz z kilkoma innymi projektami z szeroko pojętej sceny postindustrialnej i neofolkowej. Publikował także utwory na składankach.
Pierwszy wywiad z Thierrym zamieściliśmy w MI nr 12. Thierry szerzej opowiedział tam o swoich zapatrywaniach filozoficznych i religijnych, tym razem natomiast postanowiliśmy zapytać go przede wszystkim o bieżącą działalność artystyczną i literacką.

Opisz nam Twój album "The Smell of Knowledge" nagrany razem z rosyjskim projektem Aevum Spiritus. Dlaczego zdecydowałeś się nagrać tak eksperymentalną/ambientową muzykę? Na płycie znajdują się utwory "Prologos" i "Epilogos", czy możemy zatem przyjąć, że jest to album konceptualny, opowieść lub rodzaj podróży duchowej?
Tak, jest to w pewnym sensie album konceptualny. Jednak podkreśliłbym to "w pewnym sensie". Czuję się naprawdę wolny, rozumiesz, także w kwestii muzyki i wszystkich idei czy koncepcji, które może wyrażać... To zawsze jest to samo, mechaniczna praca dla tych, którzy chcą widzieć życie przez takie okulary. Jeśli chodzi o LM, wszystkie pragnienia płyną z serca. Twórca Aevum Spiritus jest mi bardzo bliskim przyjacielem duchowym, uwielbiam jego sposób bycia, uwielbiam jego muzykę, więc było to bardzo naturalne. Poza tym zapomniałeś wspomnieć, że ten bardzo wyjątkowy album został stworzony także wspólnie z ALES, muzycznym projektem bardzo drogiego mi przyjaciela Alana, który odpowiada za większość pomysłów, zdjęć i sam układ albumów LM. Zatem ten album jest bardzo wyjątkowy... nagrany z wielkim wzajemnym szacunkiem.
Co prawda, na ile sobie przypominam, Rasul z Lomeanor Net Label poprosił mnie o utwór na jego darmowy sampler "We Rise Above"... Odpowiedziałem mu, że naprawdę bardzo podoba mi się jego polityka - wszystkie wydawane przez niego albumy, mimo tego, że są bezpłatne, nie odbiegają poziomem od tych wydawanych komercyjnie... Tak narodził się ten projekt i powiedziałem mu, że LM przygotuje pewnego rodzaju dziwny materiał, by stworzyć specjalny projekt dla Lomeanoru... W między czasie Piotr z Aevum Spiritus wysyłał mi dobre, surowe nagrania, więc spytałem go, czy moglibyśmy razem zrobić coś z dwoma z nich, które bardzo mi się spodobały. Potem wydało mi się jasnym, że ten projekt powinien przerodzić się we wspólny album w pełnym tego słowa znaczeniu i poprosiłem Alana z ALES, by zrobił to samo, co ja zrobiłem z Piotrem. Wysłałem mu dwa kawałki, które rozpracował na swój własny sposób... Więc tak, to jest duchowa podróż, duchowa w tym niecodziennym znaczeniu spotkania bez spotkania... Zakończyliśmy prace nad albumem osobno, nie widząc siebie nawzajem, jedynie przez internet... Jednak w tym samym czasie dzieliliśmy wiele doświadczeń duchowo, łącząc się nie przez zimne, techniczne instrumenty, ale przez muzykę i nazwę, którą każdy z nas, w różnym stopniu, kochał: Lonsai Maikov... To jest moc PRAWDZIWEJ wirtualności... Nazwa, która nic nie oznacza (podobnie jak Ulysses...) i jednocześnie może przyjąć każdego, kto jest poruszany tą samą energią...
Najtrafniejszym opisem tego jest... "zapach wiedzy"! Poczucie braterstwa ponad granicami... Tak więc podroż zaczyna się i kończy (EPISEMON) dwoma bardzo dosłownymi i artystycznymi kawałkami, bardzo francuskimi i bardzo rosyjskimi jeśli chodzi o teksty, tj. cytaty z N. Fedorova i Paula Gadenne. Dotyczą one słów, ich "mocy"... Następnie podróż prowadzi do ciemnych i bolesnych aspektów słów. "HIELAND" to germańskie słowo używane na określenie Ostatniej Wieczerzy, które miało lepiej trafić do germańskiej mentalności, kojarząc się z bankietem odważnych! Ale w słowach utworu pada "ból jest wyryty w naszych sercach"... Same słowa nie przynoszą pocieszenia, tak jak ich możliwość przemienienia prawdy w to, co wielu nazywa "rzeczywistością"! Następne stacje podróży mają tytuły mówiące same za siebie: "Nazareth", "Stone peoples", "Passing by the spring of true life"...
Jeśli chodzi o ambientową/eksperymentalną muzykę, wiedz, że Lonsai Maikov tworzył ten gatunek na pierwszych płytach. Większość ludzi myśli, że zna LM, redukując go do pewnego rodzaju biednego projektu "neo-folkowego" drugiej kategorii... To bardzo przykre... LM nagrał wiele rzeczy przed tymi trzema płytami, do których znajomości ogranicza się większość ludzi z tej sceny. Pierwsze kasety LM zawierały bardzo eksperymentalny materiał... Przykładem jest tu edycja „Barddwedi” wydana przez Old Europa Cafe... To po prostu była odpowiednia forma dla tych "piosenek"...

A co z twoim nadchodzącym materiałem "Décembre au mont des Oliviers"? Możemy już posłuchać piosenki "Allonge le pas" z tego albumu i wydaje się ona być dziwną mieszanką neofolku, dark ambientu i psychodelicznego rocka - podobnie jak utwór "Souverain" z samplera Old Europa Café. Czy to nowy kierunek rozwoju Lonsai Maikov?
Jak powiedziałem już wcześniej, nie możemy mieć "nowego kierunku"... Muzyka jest w powietrzu. Wibracje i energie (dunameis w grece, które my, chrześcijanie prawosławni uznajemy za "niestworzone"...)! Wydaje mi się, że np. można znaleźć pewne podobne odczucia na płycie "Our Lady of the Bones" z piosenkami takimi jak "Like a Rose"... Czasem czuję się "szalony", myśląc, że w grncie rzeczy większość ludzi tak naprawdę nie słucha muzyki... Znajdują się pod tak dużym wpływem mody i ruchów, a do tego skupiają na słuchaniu odpowiednich nagrań w odpowiednim momencie, że do samej muzyki nie przywiązują już wielkiej wagi... Gdy myślę o tym czasie, czytając wszystkie te rzeczy o "Our Lady...", wszyscy ci "tak zwani" miłośnicy muzyki, niebędący w stanie napisać czegoś oryginalnego o tym oryginalnym albumie, szukający tylko takich porównań, które spodobałyby się publiczności... Zatem, tak, możliwe że dziś potrafimy lepiej uniknąć pułapek "sceny" i robić to co musimy... Lonsai Maikov to Lonsai Maikov i robimy NASZĄ muzykę... Osobiście podziwiam takich muzyków jak Scott Walker, John Zorn, Trey Spruance, David Sylvian... Nie są oni w żadnym stopniu więźniami jakiegokolwiek stylu poza swoim WŁASNYM!
"Décembre..." jest z pewnością najbardziej osobistym albumem jaki dotąd nagrałem. Z pewnością sprawi on wrażenie trochę dziwnego i odmiennego, ale dla mnie naprawdę jest on ostatecznym ucieleśnieniem motta LM "doktryna ujawniona jako poezja". Zasadnicze i szczere, poniewać większość piosenek jest śpiewana po francusku.

Opowiedz nam o swoim udziale w kompilacji "Enemies" oraz o piosence "Paraklesis", której możemy posłuchać na Youtube. Jak rozpoczęła się twoja współpraca z TSIDMZ (utwór "One Night in Bagdad")?
Tak naprawdę współpraca z TSIDMZ nie jest już taka nowa... i nagraliśmy razem dwa utwory. Poznałem Solimano chyba przez niemieckiego kolegę, gdy próbowałem zrobić coś z niektórymi muzykami do drugiej edycji wspólnej książki o wpływach Juliusa Evoli, którą redagowałem. Jest synem Claudio Mutti, bardzo poważnego badacza radykalnej ścieżki tradycjonalizmu, jest bardzo zaangażowany w radykalną muzykę, więc pomyślałem, że będzie to dobry pomysł. Ostatecznie sam projekt CD wydanego razem z książką nigdy nie wyszedł na światło dzienne, ale Solimano polubił LM, więc poprosił mnie, bym nagrał jakiś materiał na podstawie dwóch jego motywów... To był dziwny okres dla LM, próbowaliśmy wtedy od sześciu lat - co najmniej - znaleźć kogoś, kto wydałby "Thee Darkening ov Powers" i miałem za sobą już współpracę z Bleiburg... więc zrobiłem także i to...
Piosenka na kompilację ENEMIES oraz utwór PARAKLEISIS to świeższy materiał (nawet jeśli wiersz i demo "Parakleisis" są gotowe od co najmniej pięciu lat...). Do projektu "Enemies" zostaliśmy zaproszeni przez naszego przyjaciela Count Asha z Moon Far Away. Temat wydawał się bardzo dobry i odpowiadający naszej wrażliwości. Wspólnie z naszym pobocznym projektem Dervenn przygotowaliśmy cover piosenki "The Peat Bog soldiers" nagranej przez Dubliners. Ta piosenka była tłumaczona na wiele języków, została napisana przez więźniów niemieckich obozów [znana jest też jako "Die Moorsoldaten" i wykonywana m.in. przez Welle: Erdball - przyp. ATW] i używał jej francuski ruch oporu w czasie drugiej wojny światowej. Oczywistym było, że musimy nagrać to we własnej wersji. To melodia, którą naprawdę kochamy, bardzo głęboka i poruszająca...
Z drugiej strony "Parakleisis" jest mniej pacyfistyczna, mniej pokojowa... To piosenka o cierpieniach Serbii w tym bardzo smutnym okresie, gdy była bombardowana przez NATO i wszyscy odwrócili się od tego kraju, a zwłaszcza Francja, mimo że kraje te były przedtem bliskimi sojusznikami... To także wyjątkowa piosenka dla mnie, ponieważ naprawdę uwielbiam serbską kulturę i Serbski Kościół. Śpiewając ją, myślę także o Kosowie...


Lonsai Maikov...
Ciąg dalszy...

Na albumie "Kantalon" nagrałeś tradycyjne pieśni Bretanii razem z Gregorio Bardinim. Elementy celtyckie/gaelickie/bretońskie pojawiają się już wcześniej w twojej twórczości, np. na płycie "Thee Darkening ov Powers". Mógłbyś opowiedzieć nam trochę więcej o twoich korzeniach i etnicznej/narodowej tożsamości?
Szczerze mówiąc, nie mam żadnych specjalnych uczuć odnośnie etniczności lub narodowej tożsamości. Ludzie, języki, krajobrazy, kamienie, drzewa... To jest to, z czym czuję się związany. Reszta wydaje się mi zbyt "intelektualna", "abstrakcyjna"... Przez wiele lat patrzyłem na to z tej "abstrakcyjnej" perspektywy i poszedłem trochę za daleko w nieprawdziwy świat ideałów. Żyjący tylko w moim umyśle - nie w ciele i duszy... Teraz podchodzę z dużą rezerwą do wszystkich tych niewyraźnych, wieloznacznych, niebezpiecznych i ideologicznych słów: kultura, cywilizacja. Jestem skupiony na najbliższych mi żyjących rzeczach, nie martwych. Bretania jest częścią mnie, jednak z pewnością nie najważniejszą; "celtyckość" jest tak naprawdę rodzajem nowoczesnej reakcji na nowoczesność, coś z wyraźnymi korzeniami w romantyzmie. Tego rodzaju rzeczy są mi obce i nie interesuje mnie już bardzo archeologia. Zbyt długo i zbyt dobrze znam intelektualny świat politycznej reakcyjności czy konserwatyzmu! Zbyt wiele tam ducha czarnego okultyzmu, zbyt wiele nekromancji... Uwielbiam dźwięk bretońskiego języka, naprawdę uwielbiam uczucia, które on we mnie wzbudza i sposób, w jaki możemy go używać - i nie chodzi mi o nostalgię, przeciwnie: szczególnie uwielbiam to, co może on przebudzić TERAZ w NASZEJ obecnej rzeczywistości... W niektórych wyjątkowych miejscach oddziaływanie między słowami a krajobrazami jest tak silne. Ten aspekt jest bardzo silny i daje dobre rezultaty w "Tenvalder"... Nie ma nic "folklorystycznego" w tej piosence. Jest ona po prostu o odczuciu krajobrazów, o ciemności, o twardej, kamiennej, podstawowej reakcji na zły modernizm, czarna i negatywna reakcja na świat posługujący się kłamstwem, zawsze starający pokazać się w przeciwnym świetle... Jednak to szorstkie reakcyjne uczucie ostatecznie znalazło swoją drogę przez ciemność i przekraczając własną negację dochodzi do światła i nieprzemijającego złota jakim jest zmartwychwstanie ciała i duszy! To było lustrem na naszej drodze... Obecnie LM nie potrzebuje już takich zewnętrznych artefaktów kultury, o wiele bardziej inspiruje się wewnętrznymi energiami (dunameis).

Twoja najnowsza książka to "A la chair des paroles". Co w sobie zawiera?
Jest to e-book. Naprawdę cieszą mnie takie możliwości. Możesz zamówić to jedynie przez stronę "e-wydawnictwa" i książka jest tworzona jedynie, jeśli ktoś to kupi. Właściwie zawiera ona większość tekstów LM i dodatkowo pozostałe, które pisałem dla Dissonant Elephant i innych projektów... Jednak tak naprawdę nigdy nie postrzegałem piosenek jako czegoś skończonego lub zrobionego permanentnie... Zawsze jest wiele, wiele możliwych "wersji" piosenki. Nieskończenie wiele wersji...
Najlepsze, co zostało zrobione z piosenką LM, jest to, co stało się z utworzem znanym jako "A Burned Village" na płycie Barddwedi. Ta melodia to eksperymentalna piosenka, którą stworzyłem zaraz po tym, jak nagraliśmy "From the Fountain"... W czasie nagrywania tego CD byliśmy w studiu, którego właścicielem był kolega kolegi... Gdy skończyliśmy sesję nagraniową, ta osoba zażyczyła sobie dużą sumę pieniędzy na zrobienie miksów. Oczywiście ta opcja nie wchodziła dla nas w grę... Ostatecznie wyjście z sytuacji znaleźliśmy parę miesięcy później i kupiliśmy materiał, by zmiksować to nagranie oraz zrobić kolejne w przyszłości... Zaraz po tym chciałem zobaczyć i zrozumieć ten nowy materiał, tworząc zaimprowizowane melodie i tego typu rzeczy. To wtedy poznałem Mathieu [Broquerie aka Dissonant Elephant - przyp. ATW] i myślę, że ta piosenka (w dwóch częściach) była naszym pierwszym wspólnym projektem... Przez długi czas ten utwór leżał w szufladzie... ale Mathieu postanowił zrobić jej "metalową" wersję... i w końcu wraz ze swym "scarlet-metalowym" projektem SADASTOR wypuścił kolejną wersję tego na kasecie. Jedna kopia nagrania została przekazana Markusowi Wolffowi, gdy przyjechał na koncert Blood Axis organizowany przez nas w Rennes w 1998 r. i doszło to do uszu ludzi z L'Acephale, którzy zrobili cover tego na swojej płycie... Właściwie "ostateczna" wersja tego utworu nagrana przez LM wciąż nie została opublikowana. Teraz nazywa się "The Red knowledge" i opiera się na pierwszej, "metalowej" wersji Mathieu...
Chcę przez to powiedzieć, że LM to LM i pracujemy nad naszą muzyką na nasz własny sposób. Nie wierzymy w TĘ KONKRETNĄ piosenkę zrobioną raz i na zawsze... Wszystko to energia (dunameis) i wibracje w powietrzu, przekazane uczucia i inspiracje. To "oddech"... i nikt nie oddycha zawsze w ten sam sposób... Sir John Tavener powiedział to wielkie zdanie: "Muzyka jest metafizyką w płynnej postaci"! To samo dotyczy "tekstów"... Dlaczego powinniśmy zawsze śpiewać te same słowa, skoro się zmieniamy, skoro czujemy już inaczej... Nie chcę myśleć o tekście jako czymś, co powinniśmy zostawić tak jak stare i zużyte ubrania, mówiące o stanie, który jest nam już obojętny, o uczuciach, o których nie chcemy więcej myśleć, tak jak martwy naskórek, który zostawiamy za sobą... Słowa piosenek, wiersze... one wciąż mają w sobie siłę Słowa... i On sprawił, że ciało tryumfuje nad śmiercią! Zatem tej książki zmiany również nie ominą.

Czym jest "Black Box" Lonsai Makikov i dlaczego postanowiłeś ograniczyć je tylko do jednego egzemplarza?
To coś, co zrobiłem w bardzo sprytny sposób na dwudzieste czwarte "urodziny" Lonsai Maikov... Zawiera on nasze trzy pierwsze płyty CD z dedykacją, CDR z pięcioma niepublikowanymi kawałkami, a także zdjęcia i prezent... Tylko jedna sztuka? Tak, ponieważ to nie jest tak ważne i chciałem, by stanowiło specjalną więź z osobą tym zainteresowaną.

Kilka miesięcy temu mogliśmy przeczytać na twoim Facebooku: Trwające prace: Legenda/Legend of the great Inquisitor; francusko-rosyjski projekt (z Aevum Spiritus -Ru-; Cisfinitum -Ru-; Dissonant Elephant -Fr-). Kiedy będzie to gotowe?
Bóg jeden wie.
To jest długi i ciężki proces tworzenia. DE i LM znajdują się na dalekim zachodzie Europy, a nasi koledzy z AS i Cisfinitum na jej dalekim wschodzie... ! Właściwie nagraliśmy już spory kawał materiału, ale część tego została użyta w "Alchemical" - wspólnym projekcie LM, Cisfinitum i naszego innego, dobrego kolegi, Olega z First Human Ferro... i być może całość zostanie wykorzystana w następnym projekcie... To dobre. Lubię tego rodzaju "latający" materiał, nigdy niedoprowadzoną do końca pracę... "Ostateczny" tytuł powinien brzmieć "NE MIR NA MEC". Inspirowany demonologią wielkiej rosyjskiej literatury duchowej, legendą Dostojewskiego, ale takze "Demonami" - pracami Merejkowskiego (głównie jego Antychrystem...), Sologubem czy Michaiłem Bułhakowem... To bardzo ważne dla nas.. Materiał dotyczy także naszych osobistych więzi i relacji, naszego prawdziwego życia wśród obecnego świata (rządzonego przez księcia, ojca kłamstw...). To jak kryształ zawsze odbijający różne aspekty prawdy w swoich tysiącach zwierciadeł, jednak prawda zawsze zostaje przez to zdeformowana i zamieniona na kłamstwa... Trochę podobnie jest z muzyką nowoczesną...

tłumaczenie z języka angielskiego: Kinga Warpas

40