Jak stary Abe tłumił ruchy wolnościowe
Optimus

Ów święty mąż, który ocalił świat od straszliwej Konfederacji i swymi dłońmi uwolnił go od instytucji niewolnictwa, nie tylko wspomógł był tyrana Juareza w zniszczeniu katolickiej monarchii w Meksyku - Lincoln był również wielkim przeciwnikiem powstania styczniowego i niepodległości Polski. Miał w tym zresztą pełne poparcie narodu jankeskiego.
W roku 1861, gdy rozpoczynała się wojna między stanami północnymi a południowymi, ambasador Unii w Petersburgu, John Appleton, wyraził poparcie Stanów dla "oświeconych reform" cara Aleksandra II i wykazał zrozumienie dla jego narastającej frustracji z powodu oporu ze strony "tych upartych Polaków". Podobnie było zresztą z opinią publiczną na Północy - była ona w zdecydowanej większości zakochana w "oświeconym autokracie", który - ich zdaniem - podobnie jak i Jankesi z wujkiem Abe'em na czele chciał zaprowadzać na świecie nowoczesne ideały i walczyć z reakcją i ciemnogrodem. Polacy byli dla nich takimi samymi "wrogami wolności" jak Konfederaci (przeciwne zdanie reprezentowała jedynie część katolików oraz, oczywiście, polska diaspora, ale drugich mało kto słuchał, a pierwsi byli już i tak podzieleni na tle stosunku do CSA).
Pod koniec 1861 roku Appleton zostaje zastąpiony na stanowisku ambasadora przez jeszcze większego rusofila, Cassiusa M. Claya, owacyjnie i entuzjastycznie witanego w Petersburgu i wszystkich większych miastach imperium - przyjęciom, balom i bankietom wydawanym przez elity polityczne, arystokratyczne i fabrykanckie nie ma końca. Oznacza to dalsze zbliżenie między USA a carską Rosją. Oczywiście, elity rosyjskie w zdecydowanej większości wyrażają pełne zrozumienie dla walki toczonej przez administrację Lincolna o "zachowanie jedności amerykańskiego narodu". Po cichu mówi się też o wspólnym sojuszu skierowanym przeciw Brytyjczykom i Francuzom, a Amerykanie sondują, czy Rosja miałaby coś przeciw włączeniu do USA Kanady. Clay snuje plany o amerykańsko-rosyjskim przymierzu pozbawiającym Brytyjczyków dominacji na morzach i stwierdza: "Jesteśmy szczęśliwi mogąc mieć tak wielką potęgę za przyjaciela".



Car Aleksander II
W 1862 roku car i prezydent wymieniają między sobą korespondencję, wychwalając się nawzajem pod niebiosa i ogłaszając przyjaciółmi na wieki. Zastępujący ambasadora Cameron raportuje do Waszyngtonu: "otoczenie cara zapewniło mnie, że w razie jakichkolwiek problemów z innymi europejskimi potęgami, przyjaźń między Stanami Zjednoczonymi a Rosją zostanie okazana w zdecydowany sposób". Wkrótce przekazuje też, że "Rosjanie przejawiają najszczerszą przyjaźń w stosunku do Północy... Okazują stałą chęć interpretowania wszystkiego na naszą korzyść. Nie ma drugiej stolicy w Europie gdzie lojalny Amerykanin spotyka się z tak powszechną sympatią jak Sankt Petersburg, gdzie stłumienie tej nienaturalnej rebelii spotka się z bardziej naturalną satysfakcją".
Niewykluczone, że to właśnie groźba interwencji marynarki wojennej Rosji po stronie USA spowodowała, że Francja i Wielka Brytania nie wystąpiły otwarcie po stronie Konfederacji i nie przełamały - jak wcześniej obiecywały - jankeskiej blokady portów Południa. Na interwencję zdecydowana miała być już Francja, która nie chciała jednak wystąpić sama i czekała na ostateczną decyzję Brytyjczyków. W krytycznym momencie Lincoln pisze listy do cara i Gorczakowa, niemal błagając o pomoc. Brytyjczycy, zgodnie z jego przewidywaniami, wahają się i sondują Rosjan. Stanowisko Gorczakowa jest jasne: odpowiada on Amerykanom, że rząd carski "lojalnie stoi po stronie Unii". Ponadto car Aleksander nakazuje zakomunikować rządom Francji i Wielkiej Brytanii, że zarówno każda akcja zbrojna przeciw USA, jak i samo uznanie Konfederacji za odrębne państwo, może zakłócić równowagę i pokój na świecie i zostać potraktowane przez Rosję jako casus belli. W tej sytuacji rząd Jej Królewskiej Mości, a za nim Francja, wycofuje się z pomysłu otwartego poparcia Południowców.



Abraham Lincoln
W 1863 roku, gdy wojna pomiędzy stanami rozkręciła się już na dobre, wybucha powstanie styczniowe. Początkowo nawet część prasy na Północy wyraża się o nim z uznaniem, ale szybko się to zmienia. John Harper, dziennikarz z Filadelfii, pisze do syna: "Polacy mogliby zdobyć naszą sympatię, ale przecież oni walczą przeciw Rosji!". Bostoński Daily Courier (traktujący z sympatią sprawy tak Polski, jak i Południa) napisze z ironią: "Gdyby polska insurekcja wybuchła trzy lata temu, towarzyszyłoby jej wiele pro-polskiego entuzjazmu (...) dzis buntownik jest buntownikiem i zasługuje na stryczek". Zaniepokojenie i wrogość wzbudzał również fakt, że powstanie Polaków powszechnie poparła europejska opinia publiczna (co ciekawe i chyba pierwszy raz, zarówno lewicowa, jak i klerykalno-katolicka), zwłaszcza we Francji i Wielkiej Brytanii - a kraje te od dawna uważano za wspierających Konfederację wrogów administracji Lincolna i Unii. Nie mówiąc już o poparciu dla powstania styczniowego ze strony papieża Piusa IX, którego od dawna podejrzewano o pro-konfederackie sympatie (a zresztą, jako przywódca papistów, był z marszu podejrzaną personą).
Inaczej było na Południu, gdzie prasa otwarcie zestawiała Lincolna i Aleksandra, nazywając ich obu despotami i tyranami. Jedna z gazet zamieściła obok siebie zdjęcia "Aleksandra II i Abrahama I", wymieniając pod nimi porównawczą listę zbrodni obu panów. Inna sprawa, że Południowcy poświęcali Polsce mało czasu, jako że w czasie trwania powstania styczniowego szala zwycięstwa w wojnie secesyjnej przechyliła się wyraźnie na stronę Jankesów i upadek Konfederacji stawał się coraz bliższym.
Oczywiście, jak i na Północy, tak na Południu zdarzały się opinie przeciwne ogólnym nastrojom (któryś publicysta napisał że "Polacy (...) i tak nigdy nie stworzyli rządu z prawdziwego zdarzenia"), jednak generalnie sympatia dla Polaków i wrogość do cara jaką okazywali Dixies wyraźnie kontrastuje z opiniami Jankesów wyrażanymi m.in. przez artykuł w New York Times. Zawarto w nim tezę, że walczący Polacy domagają się "rozpadu imperium rosyjskiego", tak jak Konfederaci chcą rozpadu Unii. Dodatkowo, zdaniem autora, zarówno Konfederację jak i powstanie w Polsce popierał jedynie mały odsetek ludności, któremu udało się zdominować większość.
Władze USA zachowały się zgodnie z oczekiwaniami większości społeczeństwa. Gdy dyplomacja francuska wystąpiła z inicjatywą wystosowania wspólnej noty do carskich władz, wzywającej do rozwiązania sprawy polskiej w pokojowy sposób, a także m.in. zagwarantowania Polakom własnej administracji, szkolnictwa, sądownictwa i swobody wyznaniowej dla katolików (ostatecznie takie noty wysłało większość państw Europy, wliczając w to jednego z zaborców - Austrię), amerykański sekretarz stanu Seward nie tylko odciął się od całej inicjatywy, ale wypowiedział przy okazji wiele niepochlebnych sądów o Polakach i wyraził sympatię dla cara. Rząd amerykański stanowczo odmówił również uznania polskiego przedstawiciela Rządu Narodowego w Ameryce, Henryka Kałussowskiego.
Ambasador Unii w Petersburgu, Cassius M. Clay, wydał oświadczenie w którym zapewniał o moralnym poparciu dla dzieła "zachowania jedności Imperium Rosyjskiego" . Na prośbę władz carskich Clay zgodził się na wydrukowanie oświadczenia w prasie. Przy okazji dotarcia do Petersburga not Francji, Wielkiej Brytanii, Austrii i innych państw w sprawie polskiej, Clay ponownie wyraził swoje poparcie dla polityki cara, dodając przy tym, że "stoi całym sercem po stronie liberalnej Rosji, a przeciw reakcyjnej, katolickiej i despotycznej Polsce".



Jak stary Abe...
Ciąg dalszy...



Ambasador Cassius M. Clay, rusofil i przeciwnik "reakcyjnej i katolickiej" Polski
Z powstaniem styczniowym wiążę się sprawa przybycia do Ameryki marynarki wojennej carskiej Rosji. Była to nie tylko kurtuazyjna wizyta i manifestacja przyjaźni. Władze w Petersburgu obawiały się, że w razie większego zaangażowania Francji czy Wielkiej Brytanii po stronie polskiej może dojść do próby jej zablokowania na Bałtyku. Oprócz tego, w związku z ogólnoeuropejskim poparciem dla powstania Polaków, drogą morską płynęło sporo transportów broni (często fundowanych z prywatnych pieniędzy). Władze carskie starały się je przejmować, choćby i z naruszeniem prawa międzynarodowego. Dodatkowo, przy okazji kampanii gettysburskiej generała Lee, powraca kwestia ewentualnej francusko-brytyjskiej interwencji po stronie Konfederatów, którą Rosja - jak wcześniej wspomniano - uznawałaby za wypowiedzenie wojny, co zresztą jeszcze raz w rozmowie z admirałem Farragutem potwierdzi rosyjski admirał Lissowski. W tej sytuacji rząd USA i Lincoln osobiście zaproponowali Rosjanom gościnę w amerykańskich portach.


Rosyjscy marynarze w Nowym Jorku, obok nagłówki z prasy
We wrześniu rosyjskie okręty przybywają do portu w Nowym Jorku, wkrótce potem kolejne zawijają do San Francisco. W obu przypadkach witane są przez tłumy rozentuzjazmowanych Jankesów - w stanach Unii wybucha prawdziwa prorosyjska ekstaza. Jest to główny temat artykułów w prasie amerykańskiej przez kilka dni - z dziesięciu nowojorskich dzienników jedynie jeden wyraził sceptycyzm i propolskie sympatie. "Herald" publikuje tekst o podobieństwach między narodami amerykańskim a rosyjskim i ich "marszu do potęgi i ekspansji terytorialnej". Prasa wzywa do formalnego zawiązania sojuszu Rosji i Unii i wspólnego przeciwstawienia się państwom europejskim.
Nowy Jork, a za nim i inne miasta, zostaje udekorowany rosyjskimi flagami. Wpływowe rodziny nowojorskie, na czele z Rooseveltami, wydają bal dla oficerów rosyjskiej floty; wkrótce podejmuje ich również w Białym Domu Lincoln, by następnie w ramach rewizyty osobiście wejść na pokład "Aleksandra Newskiego" i wznieść toast za cara Aleksandra II. Wkrótce odbywa się również uroczysta parada - rosyjscy marynarze defilują wraz z żołnierzami amerykańskimi przez Broadway wśród wiwatujących tłumów. Jeden z rosyjskich okrętów wpłynie na Potomac i zarzuci kotwicę w Waszyngtonie, by wydać na pokładzie przyjęcie ku czci żony prezydenta Lincolna. Na zachodnim wybrzeżu, pozbawionym wskutek wojny secesyjnej ochrony amerykańskiej marynarki, rosyjska flota za zgodą rządu USA przejmie obowiązki US Navy. Okręty rosyjskie pozostaną w amerykańskich portach do kwietnia 1864, kiedy upadek buntów w Polsce i na Południu stanie się faktem, a groźba interwencji brytyjsko-francuskiej całkowicie zniknie.
Jeden z polskich marynarzy powołanych do służby w rosyjskiej marynarce - Aleksander Milewski - podczas pobytu swojego okrętu w USA daje się nabrać na bajki o "krainie wolności". Korzystając z ogólnej atmosfery, samowolnie opuszcza pokład i ucieka na front do Wirginii, gdzie wstępuje do jednego z unijnych pułków artyleryjskich walczących z Konfederatami. Carska dyplomacja nie musi nawet poganiać Jankesów - władze Unii szybko wytropiły zbiega i oddały go w ręce Rosjan. Po błyskawicznym procesie Milewski został powieszony.
Wysyłając wskazówki dla ambasadora rosyjskiego w USA, książę Gorczakow stwierdza: "Zastanawiałem się długo nad możliwością zawarcia formalnego sojuszu politycznego... ale to nic nie zmieniłoby w istniejących stosunkach między obu narodami. Ten sojusz już istnieje w naszych tradycjach i wspólnych interesach". Zatwierdzając instrukcje, car Aleksander dopisał na marginesie: "très bien" ("bardzo dobrze").
W 1863 roku "Harper's Weekly" napisze: "Analogie między narodami Stanów Zjednoczonych a Rosją zostały wielokrotnie opisane i nie wymagają dalszego wyjaśnienia. Rosja, tak jak Stany Zjednoczone, jest narodem przyszłości. Jej możliwości są dopiero u progu rozwoju (...) Obecnie tak Rosja, jak i Stany Zjednoczone są w zadziwiająco podobnej sytuacji. Część poddanych imperium rosyjskiego, zamieszkałych w Polsce [!!!], usiłowała dokonać secesji (...) tak jak Południowi właściciele niewolników próbowali dokonać secesji z Unii i stworzyć niewolniczą Konfederację; car, podobnie jak rząd Unii, podjął się zdławić tę insurekcję za pomocą siły. (...) Rosji, jak i Stanom Zjednoczonym, stanęły naprzeciw i zirytowały swymi ingerencjami Wielka Brytania z Francją. Niemniej jednak car, jak i mr. Lincoln, wytrwał w dążeniu do swego celu. "
Dla międzynarodowej opinii publicznej istnienie nieformalnego sojuszu amerykańsko-rosyjskiego było oczywiste. Jak należy się domyślić, oceniano go negatywnie nie tylko w Polsce czy w stanach Konfederacji, ale również w Londynie i Paryżu. W tym czasie upadek zarówno powstania styczniowego, jak i zbliżająca się klęska Konfederacji stają się również coraz bardziej oczywistymi. W październikowym numerze brytyjskiego czasopisma "Punch" pojawia się rysunek satyryczny. Przedstawia on cara Aleksandra i prezydenta Lincolna ściskających swoje prawice i gratulujących sobie wzajemnie zwycięstwa nad buntownikami tudzież zemsty za wywołane przez nich rebelie. W tle widać setki trupów i ruiny spalonych domostw.



Satyryczny rysunek z brytyjskiego czasopisma "Punch"
I to by było na tyle. Tak poza zwartym tekstem, mogę dodać, że podobieństwa nasuwają się same. Dwóch liberalnych despotów (tyran Lincoln jako pierwszy w historii prezydent USA złamał konstytucję, uniemożliwiając przeprowadzenie wyborów w Marylandzie przy pomocy wojska i aresztując - łamiąc zresztą również prawo Habeas Corpus - setki Marylandczyków o prokonfederackim nastawieniu), a gdyby rozwinąć temat o Meksyk, to z Juarezem mamy trzech - zwalczających ruchy "reakcyjne", wolnościowe i chrześcijańskie. Do sztambucha tak miłośnikom świętego Lincolna, co to nigdy by nikogo nie napadł, ale go posiadacze niewolników zmusili, jak i tym superhipermonarchistom, którzy uważają, że kontrrewolucja polega na popieraniu monarchii absolutnej i jak najszerszej władzy miłościwego pana. Zaprawdę, katolicka, tradycjonalistyczna republika Sarmatów była o wiele bardziej kontrrewolucyjna od oświeconej despotii carów.

Ciekawostka przyrodnicza: kiedy oficerowie carskiej marynarki zwiedzali Nowy Jork, byli podobno tak przerażeni (autentycznie albo na pokaz, kto to sprawdzi) warunkami bytowymi tamtejszej "klasy robotniczej", że natychmiast po powrocie na okręt zorganizowali zbiórkę. Łącznie zebrano i ofiarowano damom z organizacji charytatywnych 4 760 dolarów na poprawę warunków życia klas najniższych w Nowym Jorku. :-)


Optimus

31