|
Barbey d'Aurevilly
Ola Hannson, pierwodruk: Życie, 1899, nr 5 (1 III)
Dla krytyka, który przywykł czerpać wprost ze źródła i sięgać tylko po to, czego jeszcze nie było, osobistości i dzieła chwili bieżącej przedstawiają niewielką wartość. Wzrok jego ześlizguje się po nich, szukając poza niemi prototypu, bo dzisiejsza literatura, to literatura epigonów i ich prototypów. Dla współczesnej krytyki jest tylko jedna droga: powrócić do owych ognisk, przy których poeci teraźniejszości grzeją swe zziębnięte ręce.
Takim punktem wyjścia był Barbey d'Aurevilly. Stał przez pół wieku niewzruszenie, jak latarnia morska, wsparta na granitowych fundamentach. Jego poglądy nabraly w ogniu pięćdziesięcioletniej walki hartu stali, a antagonizmy chwiejnego ducha czasu przyczyniły się tylko do utrwalenia i ujednostajnienia jego indywidualności.
Przyszła chwila, że duch czasu stanął oko w oko z tą indywidualnością, i zajrzawszy w siebie, znalazł w swem wnętrzu jej obraz i odbicie. Albowiem Barbey d'Aurevilly'owi, który Sainte-Beuve'a już za jego życia zredukował do właściwej miary, który wielkiemu Taine'owi już w pierwszych książkach wykazał zasadnicze sprzeczności, który bez wahania stanął do walki ze Zolą - jemu, przedstawicielowi generacyi z 1830 r., wielbicielowi Balzac'a i druhowi Baudelaire'a, zawdzięczają najmłodsi dekadenci, sataniści i budyści całą swą, dziś już przez nich samych ośmieszoną, oryginalność - i z jego szkoły wyszli najwybitniejsi przedstawiciele młodej Francyi, jak Bourget i Huysmans. Barbey d'Aurevilly jest prototypem licznego zastępu współczesnych skarłowaciałych epigonów.
Neokatolicyzm jest najwybitniejszym i najznamienniejszym objawem nowej literatury francuskiej. Huysmans, który w "La-bas" opisał "czarną" mszę, a potem w "La-haut" zabrał się do opisania białej, wstaje o 5-tej rano, spędza znaczną część dnia po kościołach i myśli na seryo wstąpić do klasztoru. Wiadomo powszechnie, że Bourget pielgrzymował do Watykanu. U najmłodszych zwrot do uczuć religijnych przejawia się w najrozmaitszy, częstokroć bardzo dziwaczny sposób. Nie da się zaprzeczyć, że są to ludzie, którym nie udało się opanować życia i kultury, których religijne porywy biorą początek z poczucia bezsilności, lub z chorobliwie rozstrojonych i znużonych zmysłów. U najskrajniejszych przedstawicieli tej nowoczesnej mistyki, jak np. u osławionego Sara Peladana, zbliża się ona bardzo do religijnych orgij starożytności i fanatycznego rozpasania sekt nowoczesnych. Najgłębsza religijność graniczy z najbrutalniejszą zmysłowością i wyrafinowaną rozpustą - zarówno w uczynkach, jak poetyckiej wyobraźni.
Barbey d'Aurevilly wybierał do swych powieści i nowel najniezwyklejsze i najpotworniejsze pomysły, a jednak uważał się przytem za najbardziej katolickiego pisarza Francyi. Przez to zestawienie kontrastów, które już przed 50 laty znalazło w nim wyraz, jest on wraz z Baudelaire'm ojcem palących kadzidła dekadentów. Ale nie był on takim, jak oni, katolikiem i nie takim jak oni, dekadentem; był jednym i drugim na swój sposób; właściwie nie był ani jednym ni drugim, bo jego katolicyzm i dekadentyzm wypływały z jednego źródła - z jednolitej, skupionej w sobie organizacyi psychicznej.
Jak pojmuje Barbey d'Aurevilly swój katolicyzm, którego się tak uporczywie trzyma? Wyłuszczał to jasno i dobitnie w przedmowie do drugiego wydania "Une vieille maitresse". Dołożył, jak sam powiada, w tej powieści wszelkich starań, aby dać jak najjaskrawszy obraz namiętności; lecz czyż jako katolik nie jest winien nadużycia farb, któremi się jako malarz posługiwał? Przenigdy - Bóg, stwórca wszystkiego, co istnieje, nie wzbrania ich artyście, jeżeli ten nie czyni z nich narzędzia zepsucia. Katolicyzm pozwala mu z tem zastrzeżeniem malować zbrodnię i występek, bez zatracenia podobieństwa, we wszystkich formach i objawach. Mogą być wstrętne i ohydne, byleby tylko posiadały piękno ludzkiej prawdy. Malować to, co jest, podchwycić ludzką rzeczywistość, zbrodnię, czy występek, ożywić ją potęgą natchnienia, odziać w kształty, pokazać wszystko realne i podnieść je do ideału - jest zadaniem artysty. Dla każdego katolika wybór powołania zależy od zdolności. Artysta nie jest un prefet de police d'idees. Odtwarzając rzeczywistość, dokonuje swego dzieła. Ale może ktoś zauważyć: A moralność dzieła sztuki - a wpływ, który ono wywiera na obyczajność publiczną? Na to katolik odpowiada: Artysta tworzy, stwarzając ponownie rzeczy, które są dziełem Boga, a które człowiek zbeszcześcił i popsuł. Artysta, odtwarzający je ściśle i jasno, czyni zadość wymaganiom morału. Moralność artysty polega na sile i prawdzie jego twórczości. Przez to samo, że odtworzył i ożywił rzeczywistość jest moralny, bo nie minął się z prawdą. Prawda nie jest zbrodnią ni występkiem.
Si on conclut d'une oeuvre d'art vivante et vraie, si on en conclut des choses mauvaises, tant pis pour les coupables raisonneurs! L'artiste n'est pour rieu dans la conclusion!".
Albo trzeba się wyrzec badania ludzkiego serca, albo je przedstawić takiem, jakiem jest. I katolicyzm nie waha się wyrzec w tej sprawie swoje zdanie. On - wiedza dobrego i złego - bada ludzkie serca i nerki, te dwa kanały, pełne jak każdy kanał fosforycznych blasków; on zagląda w duszę. Prawdziwy katolicyzm - mniema autor - może rzec o sobie: nihil humanum a me alienum ess punto - i tem różni się od wolnomyślności i protestantyzmu. Barbey d'Aurevilly kończy następującymi słowami: "Il est de viles decenses, powiedział Rousseau. Katolicyzm ich nie zna".
Juliusz A. Barbey d'Aurevilly urodził się 1 listopada 1808 w Normandyi, w kraju rozpostartym nad wielkiem morzem, w kraju wielkich rzek i bujnej roślinności. Normandya swemi rozległemi płaszczyznami przypomina okolice Anglii i południowej Skandynawii. Mieścina Saint-Sauveur-le-Vicomte, w któej się urodził, już w wiekach średnich, w czasie wojen między Francyą i Anglią, grała ważną rolę jako klucz całej Normandyi. Rozrzucona na przestrzeni między starożytnym zamkiem rycerskim i odwiecznym klasztorem Benedyktynów, stanowiła dobrze zachowany zabytek z epoki średniowiecznego feudalizmu. Wspomnienia świetnej przeszłości żyły przez długie wieki w pamięci mieszkańców; podczas wielkiej rewolucyi okolice Saint-Sauveur-le-Vicomte stały się gniazdem niczem nieugiętych rojalistów. Rodzina Barbey d'Aurevilly'a należała do starych normandzkich rodów; węzły bliskiego pokrewieństwa łączyły ją z najwyższą arystokracyą francuską: dziadek był podobno nieprawym synem Ludwika XV, zwanego le roi Bien-Aime. Barbey d'Aurevilly przyszedł na świat i wychował się w zamożnym domu, w którym z religijną czcią przechowywano tradycye XVIII wieku. Kształcił się w sąsiednim miasteczku, Valogue, a następnie w Paryżu i Caen. Poskładał nawet egzamina prawnicze, ale zamiłowania literackie wzięły w końcu górę. Wyrzekł się kariery, poróżnił się z ojcem i jako młody, ubogi człowiek wyjechał do Paryża, aby szukać szczęścia i sławy.
Dalsze jego życie było pięćdziesięcioletnią nieprzerwaną walką o chleb powszedni i uznanie.
Najsilniejszym prądem za jego młodych lat była reakcya przeciw duchowi oświecenia i powrót do uczuć religijnych i dynastycznych. w Normandyi jego otoczenie składało się wyłącznie z miejscowej szlachty, sztywnej, prawie zupełnie zubożałej, niezadowolonej i trzymającej się zdala od świata, który nie był jej światem; nie pozostawało jej nic innego, jak okazywać wzgardę i zamknięte drzwi salonów panom z tiers-etat. Do najserdeczniejszych przyjaciół Barbey d'Aurevilly'a należało kilku xięży z ojczystych stron; jego rodzony brat, który, ja się zdaje, był także utalentowanym poetą, żył jak święty i piastował godność opata w klasztorze rodzinnego miasta. I nie można się dziwić, że Barbey d'Aurevilly nie mógł zapomnieć swego pochodzenia i wspomnień swojej młodości; że życie, które dla niego było nieustanną upokarzającą walką o byt, nauczyło go ufać tylko swojemu instynktowi i uczyniło z niego zapamiętałego przeciwnika ducha nowych czasów. Kierowany instynktem, zwalczał zarówno konstytucyjnego króla, jak demokracyę i rewolucyę. Zdawszy sięzupełnie na swoj instynkt, brnął coraz głębiej w zacofaniu i konserwatyzmie. Wprawdzie nie zajmował się polityką - tą brudną smołą, której niechętnie dotykają się czyste ręce; lecz czyż przekonania nie stanowią całości i nie objawiają się całkowicie w każdym kierunku i działaniu?
Był poetą i krytykiem i w tym zakresie widział ucieleśnienie ducha nowych czasów w Zoli. Przez długie lata staczali oni zaciekłą walkę. Kto zwyciężył? Niełatwo na to pytanie odpowiedzieć; to pewna, że Zola zdobył pieniądze i sławę, a Barbey d'Aurevilly nie został pokonany. Ta walka, sięgająca od rzeczy najpowierzchowniejszych do najgłębszych, była niezwykłem widowiskiem - przeciwnicy byli uosobieniem różnych ras i epok. Po jednej stronie Barbey d'Aurevilly, dziecię nawpół germańskiej, a tak do rdzenia francuskiej Normandyi, olbrzym z postaci, o szlachetnych, dumnych rysach i błękitnych, byronicznych oczach, arystokrata instynktów, szlachcić w każdym calu, romantyczny Grand seigneur, przechadzający się po ulicach współczesnego Paryża w staroświeckim stroju i dlatego wyśmiewany przez uliczników, wielki pan z epoki francuskiego ancien regime, którego duma polegała na tym, że potrafił opowiadać, jak nikt inny. Po drugiej Zola, plebejusz, mieszaniec, przysadkowaty, niskiego wzrostu, z twarzą buldoga, rozczochranymi włosami i krótkimi, grubymi palcami, które nie potrafią ująć subtelnych i delikatnych właściwości ludzkiej natury, ale za to dobrze sobie radzą z brutalnym realizmem zarówno w życiu, jak w poezyi.
Kto zwyciężył? Odpowiedź trudna. Zola, syn mieszczański, ma miliony franków, miliony czytelników i wspaniałą willę w pięknej okolicy Paryża, a Grand seigneur, Barbey d'Aurevilly żył i umarł w niewielkim pokoju, na odległej, zacisznej uliczce - umarł tak biedny, że nie było go za co pogrzebać, bez sławy i pieniędzy, ale pełen niczem niezmąconego spokoju i rzewnej, w najlepszem znaczeniu tego słowa, romantycznej rezygnacyi - w otoczeniu nielicznego grona przyjaciół.
Barbey d'Aurevilly' był z pochodzenia Normandem; był nim także w swoich dziełach. On a nie Flaubert, jego ziomek i przedmiot jego wstrętu, jest Normandem we francuskiej literaturze. Co roku wyjeżdżał z Paryża w ojczyste strony - cette terre qui a des griffes pour retenir; qui la touche ne peut s'en detacher - aby przepędzić jesień nad morzem. Jako człowiek i poeta żył ciałem w Paryżu, ale duszą w Normandyi. Tego
człowieka instynktu łączył jakiś tajny węzeł z ziemią,
która mu była matką; musiał jej dotknąć, aby tworzyć
i był tego świadom:
Le genie n'est pas encore devenu le probleme sine
matre creatam que ses batm'ds s' imaginent llOUS faire croire.
Les espn"ts qui honorent le plus la pensie moderne ont
gm'dl le gout du terroir.
Jego dzieła to normandzkie życie, normandzkie
pejzaże, normandzcy ludzie i losy. Nie napisał ani jednej powieści, ani jednej noweli, której akcya nie rozgrywałaby się w Normandyi. Czerpał motywy z starych
normandzkich kronik; przez napisanie najlepszych swych
powieści "Le chevalier des Touches" i "Ensorcelle" stał się
poetą bohaterskich zapasów chouanneryi z Rewolucyą
i Napoleonem.
|
|
Barbey...
Ciąg dalszy...
Inne jego nowele i powieści obracają
się zawsze w tej samej sferze i są obrazami z życia
współczesnej Normandyi, obrazami z życia w normandzkich zamkach i normandzkich miasteczkach.
W Normandach płynie krew mieszana. Są oni
nawpół Gallami, a nawpół Skandynawami. Te dwa
składniki występują także w Barbey d'Aurevilly'u jako
poecie, jakkolwiek zmieszane i zespolone w jednolity,
jakby z jednego metalu odlany posąg. Swiadczy o tem
jego styl i sposób obrazowania. To pewna, że po germańsku długie okresy Barbey d'Aurevilly'a i jego sentymentalizm, zamknięty w germańskiej rytmice, stanowiły główną przeszkodę w zrozumieniu jego utworów przez francuską publiczność i krytkę. Na jego duszy
i umyśle wycisnęła swe piętno normandzka przyroda;
zostało w nim coś z monotonii mglistych, szarych dni
i marzycielskiej melancholii niezmierzonych płaszczyzn-
coś z wilgotnych, ciemnozielonych łąk i świętego morza.
On, dziecię przyrody, znalazł się wśród rasy, która od
wieków przywykła do miejskich murów. A przy tem był
do głębi duszy Francuzem. W jego poetyckiej twórczości ujawnił się gallijski pierwiastek jasnością i zwięzłością kompozycyi, jakoteż logicznością w zestawianiu
zjawisk psychologicznych. Literackim punktem wyjścia był dla Barbey d'Aurevilly'a bajronizm i romantyzm. Nigdy nie zerwał zupełnie z romantyzmem. Miał zamiłowanie do egzotyczności; wszystko, co hiszpańskie, miało dla niego
wielki urok, a urok ten rósł i wzmagał się, jeżeli nadto
była jeszcze domieszka motywów maurytańskich. Ale
jak wszyscy wielcy romantycy zwiedzał nietylko obce
ziemie, ale także nieznane przestwory ludzkiej duszy.
I jak oni rozkoszował się egzotycznością na kuli ziemskiej i w głębi człowieka. Dzięki temu zamiłowaniu
stali się romantycy głębszymi psychologami, subtelniejszymi znawcami ludzkiej natury niż typowi przedstawiciele naturalizmu. Psychologiczni noweliści i krytycy
teraźniejszości, jak Bourget i Huysmans, wyrzekli się
Zoli i złożyli hołd Barbey d'Aurevilly'owi, którego uważają za swojego mistrza.
W doborze motywów zazwyczaj objawia się u Barbey d'Aurevilly'a temperament romantyczny i germański, w wykonaniu umysł nowoczesny i francuski.
Jakież to były motywy, do których ze szczególniejszem upodobaniem powracał ten katolicki poeta?
Trudno o nich pisać, najpierw ze względu na czytelnika, który musi się uzbroić w ową niepospolitą nieustraszoność, zwaną przez Barbey d'Aurevilly'a katolicyzmem - a trzeba pamiętać, że nie tworzył on dla
skromnisiów - a po wtóre, że w takich sprawozdaniach
zatracają się zazwyczaj rzeczy najgłębsze i najsubtelniejsze. Niektóre dzieła sztuki są jak wonności: muszą być przechowywane w szczelnem zamknięciu.
Barbey d'Aurevilly we wszystkich dziełach pozostał wiernym wspomnianemu pojmowaniu swego zadania i jest - jak to sam powiada gdzieś w "L'ensoreelle" -
l' observateur qui s' abime dans le mysterie de la passion
humaine et de ses sources- wszystkie jego tematy pochodzą z jednego źródła: z owego rozprzężenia (alienation) właściwości ludzkiej natury, zwanego miłością.
A gdzieindziej utrzymuje, że duszą ludzką włada dwoisty instynkt - dwojakiego rodzaju skłonność: tout
ce qui est criminel, depravoul, funeste, et tout ce qui est
merveilleux.
Ta dwoistość instynktów z upodobań, uczyniła go przedziwnym poetą i psychologiem. Zrozumiał, czy odczuł instynktownie, że trzeba mu się zdać na ten popęd natury ludzkiej, aby być twórcą. Z tego
wewnętrznego poczucia wyłoniły się wszystkie jego
tematy i wszystkie jego postaci. Zdaje mi się, że przeważna część jego opowieści nie rozgrywała się nigdy
w świecie realnym; poczęły się one i rozwinęły w najgłębszych tajniach jego duszy. Te tajemnicze konflikty
psychologiczne wzięły początek z mgławic własnej jego
jaźni, a ci dziwni ludzie żyli samoistnem życiem w jego
duszy. Pierwszym bodźcem dla jego twórczości bywał
zazwyczaj napewno zwykły, nic nieznaczący wypadek;
ale ten bodziec wywoływał falowanie, które coraz większemi kołami roztaczało się po jego wyobraźni i w końcu stwarzało procesy psychologiczne, lub wyłaniało
fizyognomie ludzkie. Tak dzieje się u wszystkich prawdziwych poetów; tworzą swe dzieła z własnej jaźni
i ożywiaja je swem tchnieniem, a pobudka, primus mo-
tor procesu twórczości może być tak słaby i przypadkowy, że go najczęściej potem zapominają.
Najważniejszą rzeczą u poety, ale prawdziwego
poety, jest subjektywizm; Edgar Poe może nie napisał
niczego większego niż złowrogi wstęp do "The Fall
of the House of Usher", który, powierzchownie rzecz bio-
rąc, jest tylko opisem samotnego domostwa nad posępnem jeziorem w odludnej okolicy. W dziełach Bar-
bey d'Aurevilly'a nietrudno dojrzeć, że on jest jednym
z tych, którzy w ten sposób tworz. Twarz, przelotnie
dojrzana na ulicy; nazwa, przy której zarysowują się
niewyraźne kontury w mglistych oddalach; spadek
jakiegoś głosu, rozlegającego się wśród najzupełniejszej samotności, gdzieś daleko, daleko, a zarazem tak blisko, - rzeczywisty, jakby wyszedł z ust obecnego człowieka i nie nasuwający na myśl żadnej znajomej twarzy; woń, która nagle dolata i w mig się rozwiewa:
z tego rodzaju drobnostek mogą powstać zdarzenia
i oblicza.
Barbey d'Aurevilly przejeżdża pewnej nocy przez
pogrążone we śnie miasteczko normandzkie i dostrzega
nagle jasno oświetlone okno, zasłonięte czerwoną firanką; z tego - i z równej wagi wydarzeń - powstaje
Le rideau eramoisi. Albo podczas pobytu w rodzinnem
mieście, zwiedza pewnego dnia szpital obłąkanych i pokazują mu chevalier'a des Touches; nazwisko byłego
naczelnika rojalistycznych powstańców wywołuje w nim
fatamorganę zamierzchłych w oddali postaci; prócz
tego przypomina sobie słyszaną w dzieciństwie anegdotę o pewnej damie, która z niewiadomego powodu
rumieniła się zawsze, ilekroć w jej obecności wymieniono pewne imię; - z tych szczegółów bierze, (albo
też może być, że z nich wziął) początek Le chevalier
des Touches. Częstokroć bywa tem opowiadanie, zasły-
szane od towarzysza wędrówek po Normandyi, jakiś
przesąd, lub wypadek, zmieniony i zeszpecony przez
wyobraźnię ludu. (...)
Z prastarymi przesądami rzecz się ma podobnie
jak z zamkniętą w przysłowia filozofią chłopską: oto
zawierają one instynktownie odczute prawdy, niejedno-
krotnie zgodne z wynikami nowoczesnej nauki. Rozu-
miał to Barbey d'Aurevilly; od tłumaczenia jakiegoś
zjawiska przechodził do tegoż zjawiska, wyłuszczał je
starannie i okazywał w całej pełni tajemniczości, lub
oświetlał je psychologicznie.
Zjawiskiem tem było zawsze zasadnicze prawo
i zasadnicza zagadka wszechbytu - miłość. Ale to, co
Barbey d'Aurevilly opisywał, nie było miłością dnia
powszedniego, spokojną miłością małżeńską, miłością
wczesnej młodości, uczuciem, co pełne łagodności i oddania, pociesza i koi; jego miłość, to przepaścista
otchłań i obłędne manowce. Miłość, o której on opo-
wiada, to opętanie; istnieje po za okręgiem dobrego
i złego, graniczy z obłęddem i kroczy jak lunatyczka
przez Gehennę zbrodni i występku. Jest dzikim, pierwotnym instynktem natury ludzkiej, niezależnym od cywilizacyi, głębszym niż rozum i silniejszym niż wola;
trawi jak ogień i zabija jak zaraza; Łączy w sobie brutalny gwałt z najsubtelniejszym wykwintem; bywa potęgą i słabością, wspaniałem skojarzeniem bóstwa i sza-
tana. Takich namiętności nie można obserwować,
trzeba je odczuć; niepodobna ich dostrzedz od zewnątrz,
trzeba je wysłuchać z głębi duszy ludzkiej. Barbey
d'Aurevilly wywołuje je swem zaklęciem, a czyni to
z hieratyczną miną czarnoksiężnika, maga egzotycznej,
lub -- jeśli kto woli - satanicznej miłości.
A te porywy ciał i dusz, wyłonione z pod najgłębszych pokładów jego jaźni, przyjmowały zwolna
określone kształty, ucieleśniały się i wyodrębniały -
w kobiece postaci Barbey d'Aurevilly'a. Kobiety jego -
to nie Madame Bovary, kosztująca zakazanego owocu,
to nie biedna służąca jak Germinie Lacertaux, ani tuzinkowe naśladownictwo Vmus vulgivaga, jak Nana.
Są to kapłanki i męczennice, kapłanki religii miłości
i męczennice szału, sfinksowe uosobnienia, zagadki bytu
i ofiary fatalistycznego przeznaczenia.
Najpierw idą kobiety z Les diaboliques: Alberta,
w Le rideau cramoisi: która kona w chwili najwyższej rozkoszy, jak gdyby upojenie jej duszy i zmysłów dosięgło takiego natchnienia, że organizm pod jego naciskiem
pęka i kruszy się jak gliniane naczynie. Obok niej
brzydki podlotek w Le plus bel amour de Don Juan,
który kocha kochanka swej pięknej matki miłością,
podobną do podejrzliwej nienawiści; miłość ogarnia ją
całą i przenika naj głębsze warstwy jej duszy do tego
stopnia, że pewnego dnia wyznaje ona zupełnie na seryo, iż zaszła w ciążę od swego ukochanego; opowiada,
jak usiadłszy na krześle, przez niego przed chwilą zajmowanem, uczuła nagle płomień, obejmujący ją całą,
i poznała, że on ją posiadł. Ten motyw opracował
Barbey d'Aurevilly zupełnie w myśl pojęć średniowiecznych. A dalej Hauteclaire Stassin, która truje swą
panią, aby jej męża mieć niepodzielnie; ona, zabójczyni, i on, współwinowajca, są tak bezwzględnie szczęśliwi, tak instynktownie spokojni, jak ludzie z najczystszem sumieniem. Wreszcie Portugalka W La vengeance d'une femme, która mści się na swym mężu za
okrutne zamordowanie swego kochanka w ten sposób,
że pogrąża się w najbezecniejszej rozpuście i umiera
zniesławiona, zbeszcześciwszy nazwisko swego męża.
Ofiarą podobnej zemsty padł król Franciszek I.
Takie same kobiety występują także w powieściach
Barbey d'Aurevilly'a. Np. bohaterka w "L'ensorcelle". Jest
w kościele i dostrzega nowo przybyłego księdza. I z nieznanego powodu krew jej uderza do twarzy, która pokrywa się nagle mnóstwem czerwonych plam. Od tej
chwili jest jak opętana, jak stygmatyczka miłości;
krew jej napływa coraz bardziej do twarzy i z tem napiętnowanem licem idzie ona za tajemniczym nieznajomym, jak medyum za magnetyzerem. Przestaje być
sobą, przestaje być wolną istotą, wiodącą samodzielny
żywot; pod wpływem tajemniczej potęgi, która nią
owładła, staje się narzędziem ślepych, a nieprzepartych
popędów. Spada tak nisko, jak tylko kobieta spaść
może: żebrze o miłość - a pewnego dnia znajduje
w stawie jej trupa. Co się stało w nocy? Nie wiadomo;
zdarzenie jest równie niejasne z zewnątrz jak z wewnątrz.
Dla Barbey d'Aurevilly'a miłość i życie, to jedno.
Ona jest treścią całego istnienia; bez niej niema życia.
Dlatego śledzi ją wszędzie, w zbrodniach i grzechach,
i wykrywa równie w dobrem jak złem objawy wzmożonej rozlewności życia. Dlatego między jego kobietami, obok takich, które ulegają swemu tragicznemu
przeznaczeniu wskutek nadmiaru i zbyt wielkiego nasilenia namiętności, nie brak innych, idących na dno
przez niedostatek ożywczej siły życiowej.
Barbey d'Aurevilly w swych nowelach i powieściach objawia iście kobiecą wrażliwość, dzięki której
tworzy niesłychanie subtelne i pogłębione postaci. Natomiast jako krytyk jest on do rdzenia naturą męską, krzepką, twardą, szorstką w objawach humoru i nieubłaganą w swych antypatyach. Przy czytaniu jego kry-
tyk staje mi zawsze w myśli jego obraz; biada temu, kto miał nieszczęście mu się nie podobać!
Barbey d'Aurevilly przez 50 lat swej dziennikarskiej działalności napisał mnóstwo fejletonów. Wydano je po śmierci autora pod wspólnym tytułem Les oeuvres et les hommes. Jako krytyk nie ma żadnej metody; wszystko odnosi do siebie, do swej przez instynkt uwarunkowanej i dzięki instynktowi jednolitej indywidualności. Miał swoje credo, które mniej więcej brzmi, jak następuje:
Krytyk powinien być umysłem męskim (male genie), powinien się znać na krytyce jak Ludwik XIV na sztuce rządzenia. Powinien stać ponad lub co najmniej obok wszelkich pokuszeń czy to politycznych, literackich czy moralizatorskich. W krytyce indywidualność krytyka powinna być przeciwstawiona indywidualności krytykowanego. Krytyka jest rzeczą wielką, jest miarą i wagą, zasadą i sumieniem. I jest nie tylko wrażeniem, ale także idą. Nie polega jedynie na tem, aby wszystko osądzić. Ani też na tem, aby wszystko potępić. Polega przedewszystkiem na tonie, w jakim się potępienie wypowiada; ale ten ton karci i wymierza sprawiedliwość.
Taką, ciągnie Barbey d'Aurevilly, dzisiejsza krytyka nie jest. Z wstrętnego powiedzenia: tout comprendre, c'est tout pardonner wysnuto jeszcze wstrętniejsze: tout comprendre, c'est tout accepter. O dzisiejszej krytyce można powiedzieć, co Auguste Barbier - wprawdzie nie o krytyce - powiedział: ouvrant a tout venant et sa jambe et son coeur.
Prototypem tej Vulgivaga-krytyki, jest, zdaniem Barbey d'Aurevilly'a, Sainte-Beuve, jego antypodyczny przeciwnik na polu krytyki. Niewielkie studyum o Sainte-Beuve'ie jest niezwykle charakterystyczne. Sainte-Beuve, amator anegdotek i historyjek, jest dla Barbey d'Aurevilly'a klasycznym reprezentantem wstrętnej aktualności, przykrojonej do potrzeb chwili bieżącej. O niczem nie przekonany, a wszystkiego ciekaw, fruwa z kwiatka na kwiatek, obwąchując po kolei najrozmaitsze, często wręcz zupełnie sobie sprzeczne rodzaj poezyi. Brak u niego zupełnie pewników, wniosków ostatecznych i nieodwołalnych; w takie rzeczy Sainte-Beuve nie wierzy. Ani razu nie wyrzekł ne varietur prawdziwego krytyka. Jakżeż można się tego po nim spodziewać? Jak może to, co nie jest siłą, być sprawiedliwością? Il faut du biceps, pour tenir droite cette balance; les plus fines mains n'y suffiraient pas. Przez całe życie chciał krytykować, ale ani jednej krytyki nie napisał nigdy i nigdy nie był krytykiem. Powiedzenie, które nieco potem uczyniło J. Brandesa sławnym: nowoczesny krytyk bada swój przedmiot jak botanik roślinę - te słowa są własnością Barbey d'Aurevilly'a, który ich użył, pisząc o Sainte-Beuve'ie. Sainte-Beuve jest wszystkiem: sceptykiem, zmiennikiem, Proteuszem, tylko nie jest krytykiem. Prawdziwy krytyk ma niewzruszoność marmuru; Sainte-Beuve, zdaniem Barbey d'Aurevilly'a, to tylko un critique de cire, genialny kameleon, uosobiona nieosobowość, fabrykant wytwornych bombonierek.
Sąd bardzo jednostronny, to prawda. Tak jednostronny, jak utwory Barbey d'Aurevilly'a, które są jedną wielką jednostronnością. Ale w pierwszych i drugich tkwi cała indywidualność jednostronna, jak wszystkie silne indywidualnośći, okazujące zazwyczaj ze szczególniejszą wyrazistością odwrotną stronę swoich przymiotów.
Ola Hansson
|
|