Miasto, które świeci jeszcze
Tomasz J. Kostyła

Nadal są takie miejsca na polskiej ziemi, które zapewne nie fascynowały jeszcze miłośników wędrówki w poszukiwaniach piękna, o ile nie zawitali w nieznane jeszcze strony, unoszeni poczuciem starodawnego geniuszu natury, pozostawionego ku chwale potomności. Jeśli wędrówką życie jest człowieka, co zatem sprawia, że potrafimy ciągle zatrzymywać się na dłużej i co sprawia w końcu, że na te same ścieżki, powracamy ponownie?
Miasto niezwykłe - miejsce opisane piórami dziejopisarzy, przez tyle wieków nieustannie wznoszone i przeobrażane, nieprzerwanie tętniące życiem, przez lata kształtowane rękoma jego mieszkańców, jak i przybyszów z dalekich stron. Miasto, w którym niemal każdy, kto w jakikolwiek sposób związał się z nim lub tylko mieszkał, pozostawił w starych murach swoje widzialne ślady, bo przecież, aby tworzyć i wznościć rzeczy wieczne, nie wystarczy zwykła znajomość sztuki. Trzeba mieć w sobie coś więcej; owe ars invisibulum- to, co kiedyś Andre Malraux nazwał mianem „nadprzyrodzonego, nierzeczywistego i ponadczasowego”.
Miasto, którego rodowód sięga X wieku, za swój początek przyjmuje rok 981. Pierwsza wzmianka u kronikarza Kosmasa, zostaje przyjęta jako fakt istnienia grodu, znajdującego się w granicach terytorium Ślężan; który był już, jak na tamte czasy, ważnym centrum handlowym na trasie bursztynowego szlaku, najważniejszym ośrodkiem Ziemi Kłodzkiej.

Kłodzko, bo to o nim mowa, przetrwało ponad tysiąc lat, aby nadal urzekać nas swoim pięknem, tajemnicą i koloraturą. Miasto, zamknięte w starych dziejach, których nie naruszył upływający czas, miasto- dające odczuć w sobie atmosferę tajemniczości średniowiecza, czy wzniosłości baroku, stale przenoszące nas w labirynty uliczek praskich alchemików. A ma Kłodzko, co zawdzięczać czeskiej Pradze. Nie tylko układ urbanistyczny, ale najwyraźniejszym przykładem podobieństwa ze stolicą Czech, jest miniatura mostu Karola- most św. Jana z XIV wieku nad Młynówką; odnogą Nysy. Most ten łączy najstarszą część miasta z dawnym podgrodziem.
Ślady podobieństwa do innych miast z tego obszaru geograficznego są widoczne w wielu miejscach Kłodzka. Należy pamiętać, że mieszkańcy pozostawili tutaj bogatą spuściznę: sporo pamiątek polskich oraz pozostałości znaczących śladów czeskich, austriackich oraz niemieckich. Każda z tych nacji, zaznaczyła tutaj swój trwały ślad. Zaś dorobek kilku narodów sprawia, że wielu turystom, przybywającym z tych krajów, Kłodzko staje się bliskie.

Trudno wyjaśnić fenomen tego miejsca w prosty sposób. Może jest to wielowiekowe skupisko atrakcyjnych walorów; zarówno położenie, architektura i lokalizacja kamienic, malowniczość, pełna harmonia krajobrazu z architekturą? Ta magia już nawet wtedy pobudza nasza wyobraźnię, kiedy spoglądamy na nie z góry, stojąc u wrót Kotliny. Rozciąga się widok niezwykły, przy dobrej pogodzie w dzień- lub po zmierzchu; kiedy tysiące świateł, rozsypanych po łagodnych zboczach drgają w iskrach, jakby całe gwiaździste niebo nagle opadło na ziemię.

Przybywamy do Kłodzka od strony Wrocławia, wzdłuż rzeki zwanej Nysą Kłodzką. Płynie ona szerokim wąwozem, od południa ze źródła, które znajduje się w Masywie Śnieżnika, na zboczach Trójmorskiego Wierchu. Rzeka przecina miasto prawie równo na pół. Na obu wzgórzach, naprzeciwko siebie, górują twierdze- charakterystyczne obiekty, wpisane trwale w urbanistykę oraz w krajobraz. Twierdza główna- potężny obiekt tuż przy rynku kłodzkim, oraz twierdza pomocnicza na Owczej Górze.
Jednak wędrówkę warto zacząć od kościoła oo. Franciszkanów. Od stacji kolejowej Kłodzko-Miasto, dojdziemy tam przechodząc przez most na Nysie, wzdłuż kamienic ulicą Grottgera. Z oddali już dobrze widać mury twierdzy głównej, która niepodzielnie dominuje nad całym miastem. Najpierw dochodzi się jednak na Plac Franciszkański, przy klasztorze i kościele zakonnym. To miejsce ma swój dodatkowy urok także nocą, kiedy w blasku latarni, bardziej niż o innych porach, mamy poczucie translacji w daleką przeszłość; w czasy, kiedy stare Kłodzko w roku Wiosny Ludów słynęło z posiadania 30 browarów, rozwiniętego cechu kupiectwa i wszechstronnego handlu. Przechadzając się po zmierzchu zaułkami, pomiędzy starymi kamieniczkami, możemy przywołać bez trudu taki właśnie klimat.
Ale tak naprawdę, to serce tego miasta, bije już od tylu stuleci, w samym centrum, do którego udajemy się po jednym z najpiękniejszych mostów w Polsce- mostem św. Jana z XIV wieku, będącego miniaturą praskiego mostu Karola. Jak na kopię przystało, miał też i swoje bramy: dolną oraz górną, obie rozebrane ostatecznie pod koniec XIX w.
Mostem, ku górze, mijając okazałe kamienice, docieramy do rynku, którego uwieńczeniem jest wspaniały, neobarokowy ratusz z imponującą wieżą; rywalizującą śmiało z górującymi powszechnie murami twierdzy głównej. Ratusz, od chwili powstania w 1324 roku, był wielokrotnie przebudowywany, trawiony pożarem, ale w konsekwencji stał się budowlą niezwykle ciekawą architektonicznie, otoczoną z trzech stron, barokowymi i secesyjnymi kamienicami. Kamienice kłodzkie mają coś w sobie idyllicznego- taka harmonia dobrego smaku, kunszt budowlany, połączony z łagodnością kształtu. Jeśli całe stare miasto, oraz wszystkie zabytki zostaną odrestaurowane, będzie to niewątpliwie prawdziwa europejska perła górskiej urbanistyki.

Nie wybiegając jednak aż tak daleko w przyszłość, pozostając ciągle w objęciach teraźniejszości, warto przejść się z rynku ulicą Spadzistą do wspaniałego kościoła Wniebowzięcia NMP. Odcinek ten prowadzi w dół; schodami poruszamy się pomiędzy ścianami kamienic. Co prawda, daleko jest stąd do paryskich schodów na Montmartre, lecz nocą, kiedy otulamy się blaskiem latarni i cieniem wspomnień, dotknie nas niejedna nuta romantyczności. Pamiętacie teledysk The Stranglers „La Folie”? Można sobie zanucić tę piosenkę, schodząc tą właśnie drogą na plac Kościelny.

W dzień, kłodzka fara bezsprzecznie dominuje ponad dachami w tej starówki. Ta niezwykle piękna gotycka bryła sacrum, swoje pierwotne powstanie zawdzięcza przybyłym do Kłodzka w 1195 roku joannitom oraz późniejszej hojności praskiego arcybiskupa Arnosta z Pardubic, który tutaj, w kłodzkiej farze, został pochowany w 1364 roku.
We wnętrzu kościoła dominuje barok. Przepiękny ołtarz główny, bogata, ale nieprzesycona, ornamentyka, półmrok, sprzyjający modlitwie, to wszystko nadaje niezwykłego i podniosłego wymiaru świątyni. Cała ta architektura wnętrza, nie narzuca nam mistyki, ale umiejętnie nas ku niej prowadzi.
Barok jest trwale wpisany w historię tego zakątka. Również brama na nieistniejący już cmentarz przykościelny, to budowla z tamtej epoki, z postaciami trzech świętych. Przy głównym wejściu do fary, znajduje się doniosła rzeźba św. Jana Nepomucena, patrona ziemi kłodzkiej, którego wizerunki rozsiane są po niemal całym Dolnym Śląsku.


Miasto...
Ciąg dalszy...

Zabudowania wokół kościoła tworzą architekturę zamkniętą, co powoduje wyłączenie tego miejsca z procesu przemijania czasu; jakby zegarmistrz świata wstrzymał na dłużej zegar historii. Jednak po zmierzchu, kiedy w świetle latarń, podziwiamy niezwykły kształt architektury, nabiera dopiero właściwego ciepła i uroku. Ci, którzy znają Pragę czy Wiedeń, na pewno przypomną sobie w kłodzkich zaułkach niektóre obrazy z tamtych miast.

Miasto o tak bogatych dziejach, zgromadziło przez te wszystkie lata swojej świetności, lata zmagań z przeróżnymi przeciwnościami; ogromną liczbę pamiątek, nie tylko zamkniętych w architekturze gotyku, baroku, czy śląskiej secesji. I chociaż czas rywalizował tutaj intensywnie z przeszłością, to wszystkie osobliwości, będące dziełem mieszkańców Kłodzka, zachowano w takiej formie, by mogło to miasto być żywą opowieścią o dziejach staropolskiej ziemi.
Ale oprócz tego, co możemy zobaczyć na powierzchni, miasto posiada rozległe podziemia, z których tylko jeden odcinek jest udostępniony do zwiedzania. Trasa nosi nazwę 1000- lecia Państwa Polskiego i prowadzi od schodów przy kościele Wniebowzięcia NMP do podnóża Twierdzy. Całość w linii prostej liczy ok. 500m, a jej rodowód sięga XIII wieku. Wtedy, powstające piwnice, łączono korytarzami, które pełniły zarówno funkcje gospodarcze jak i militarne. Dzisiaj większość odgałęzień oraz przejść została zamurowana, ale znając powierzchnię miasta, można sobie wyobrazić ogrom całego labiryntu. Co się kryje w lochach kłodzkich i dokąd one tak naprawdę prowadzą; to już zadanie dla odkrywców tajemnic.

Tajemnice swoje posiada twierdza. To najbardziej charakterystyczna budowla miasta, której legenda przekroczyła już dawno granice Hrabstwa Kłodzkiego. Posępny monolit góruje nad całą okolicą w tej formie i kształcie od 1770 roku. Chociaż budowla ta jest bardzo duża, to dopiero, kiedy jest się w jej wnętrzu, można sobie wyobrazić ogrom prac, jaki został tu wykonany. Twierdza jest znakomitym przykładem doskonałej sztuki fortyfikacji, będącym głównym elementem całego systemu obronnego na Śląsku.
Zanim jednak powstała Twierdza w jej obecnym kształcie i formie, na wzgórzu tym pierwotnie był gród, również wzmiankowany u czeskiego kronikarza Kosmasa. Około roku 1300, warownia przeobraziła się w zamek mieszkalny, stając się siedzibą władcy Hrabstwa Kłodzkiego. W roku 1399, w klasztorze augustianów powstał Psałterz Floriański, jeden z najstarszych zabytków polskiego piśmiennictwa.
W miarę upływu czasu zamek na wzgórzu, ulegał różnym modyfikacjom, a kiedy miasto zajęli Prusacy w 1742 roku, twierdza zaczęła nabierać obecnego kształtu. W tym samym okresie powstał fort pomocniczy na Owczej Górze. Widać go najlepiej jesienią lub zimą, z góry twierdzy głównej. Znajduje się on bowiem, po przeciwnej stronie Nysy Kłodzkiej. Warto się tam przejść, by zobaczyć, jak ważne znaczenie miało Kłodzko, skoro zostało tak silnie ufortyfikowane. Fort Owcza Góra jest obecnie pozostawiony na przysłowiową pastwę losu, a szkoda, gdyż jest to dodatkowa atrakcja turystyczna, niespotykana w takiej formie gdziekolwiek indziej.
Mówiąc jeszcze o twierdzy głównej- warto wybrać się tam, aby dokładnie zwiedzić wszystkie jej zakamarki, łącznie z korytarzami minerskimi. A przy dobrej pogodzie, z jej szczytów, oprócz panoramy Kłodzka, można podziwiać Masyw Śnieżnika, Góry Bardzkie, Złote i Bystrzyckie.

Wracając z powrotem, nie kończymy jeszcze wędrówki. Mając w sobie twórczą wenę, szukając pamiątek mijającego czasu, który tak wiele pozostawił nam ciekawostek, przechodzimy obok ratusza, mijając fontannę, przez kamienistą ul. Wodną, która prowadzi w dół, ku Młynówce. Idąc wzdłuż kanału, miniemy dołem most świętojański i dojdziemy do parku Sybiraków, z którego końca można ujrzeć zwartą zabudowę kłodzkiej starówki. Stamtąd, ponownie możemy wrócić w okolice rynku, idąc nieco poniżej kościoła Wniebowzięcia NMP, przechodząc bokiem; tunelikiem pod kamienicą, co stanowi pewną ciekawostkę architektoniczną, a nam dostarczy kolejnych wrażeń. Nasza wędrówka kończy się na pl. Chrobrego, bo tak się w Kłodzku nazywa rynek, tuż obok figury wotywnej z 1680 roku, która upamiętnia dwa tragiczne wydarzenia z dziejów miasta: wielki pożar, oraz zarazę.
Co prawda, zapoznanie się z miastem, można zamknąć w jednodniowej wędrówce, jednak warto wrócić do Kłodzka ponownie. To miejsce ma w sobie siłę przyciągania, co sprawia, że spoglądając jeszcze raz na te same osobliwości, idąc ponownie po tych samych własnych śladach; zawsze jesteśmy w stanie dostrzegać więcej, odkryć ponownie coś nowego- czy to w detalach architektury, czy w zakamarkach romantycznych zakamarków.
Ostatnie lata niemieckiej obecności na tych ziemiach, to rozdział historii przeznaczony dla badaczy dziejów, czy też poszukiwaczy hitlerowskich tajemnic. W okresie II Wojny Światowej miasto miało znaczenie strategiczne w planach wojennych III Rzeszy. W twierdzy głównej znajdowało się więzienie, podległe najpierw Abwehrze, a potem Gestapo. Szczegóły nadal nie są znane, jak również nikt nie zweryfikował ciągle wieści o tym, co Niemcy ukryli w tutejszych podziemiach. W 1945 roku, władze hitlerowskie ogłosiły Kłodzko twierdzą. Miasto miało pełnić taką rolę, do którego przed wiekami, przygotowali je Prusacy. Z tym, że u wrót teraz nie stał Napoleon, lecz nadciągała zewsząd Armia Czerwona. Stolicy hrabstwa kłodzkiego szykowano los oblężonego Wrocławia. „Festung Glatz” miało się bronić do końca. W pobliżu znajdował się XX korpus pancerny i 18 dywizja grenadierów SS. Z nieznanych jednak przyczyn zaniechano obrony i dnia 9 maja 1945 roku, Kłodzko, po wiekach, powróciło do Polski.

Miasto ocalało. Duch dziejów pamięci nadal unosi się nad Kłodzkiem. Miasto żyje niezmiennym rytmem przemijania, w którym zawarte jest wszystko to, co najpiękniejsze, albowiem tylko piękno jest wieczne- mieszkające w architekturze, zapisane w kronikach, wykute w krzyżach pokutnych, słyszane w dźwiękach starych dzwonów, czy odmierzane biciem zegarów Gustawa Beckera.
Miasto żyje. Co prawda, jak wszędzie zresztą, wkroczyła nowoczesność, nie zawsze będąca dopełnieniem miejskiej harmonii, ale pozostała ona daleko na uboczu. Na szczęście, już dzisiaj nic nie zakłóca spokoju pamięci abpa Arnosta, czy ks. Gerharda Hirschfeldera, męczennika kłodzkiej ziemi, zamordowanego w Dachau przez nazistów.
Miasto przetrwa. Przybywać będą w te strony dobrzy ludzie, którzy pozostawią po sobie trwałe ślady. Dla nich miasto nie potrzebuje murów obronnych, ani posępnych kazamatów. A chociaż zmienią się czasy i jesienny wiatr znad Czarnej Góry rozrzuca nieustannie pył z kamiennych lapidariów, i nadal nas zachwycać będą barokowe anioły, w których mistrz Michał Klahr zostawił swoje serce.

Po tak wielu latach, powróciła tutaj Polska drogami wygnania. Przybysze z daleka znaleźli swoje miejsce i spokój pod dachami miasta, które nigdy nie umarło.

Tomasz J. Kostyła, fot. Ewelina Hawryluk

31