Preparacje #1 - o pocieszeniu?
 Reaktor

Jak się wydaje, każdy człowiek w pewnej chwili zostaje trafiony przez pewien ohydny a fascynujący nastrój. Może być to melancholia, fatalizm, psychiczna implozja czy jak to jeszcze można określić. Na zdolności do odczuwania zasadza się nasze człowieczeństwo - dobrze więc, że umiemy krążyć pomiędzy skrajnościami. Ów nastrój jest jedną z nich. Głęboką, ciemną, urzekającą. Możemy zatopić się w nim jeszcze bardziej, za pomocą muzyki czy środków chemicznych, mocno działających na psychikę. Sztucznie bądź naturalnie. Tak, dla mnie ten stan jest godnym najszczerszego - choć może nieokazywanego - szacunku. Lubię o nim czytać, pociąga mnie to bezwolne, pasywne szaleństwo. Dlaczego więc i ja nie miałbym spróbować dostąpienia go?

Popatrz na świat. jego kształty, kolory, zapach... Natura, martwa i żywa, jest skutkiem Boskiego Cudu. Potrafisz go ogarnąć? Podejrzewam, że nie. My, ludzie, nie musimy do tego dorastać, usilnie pragnąć kompletnego poznania. Mamy serce - leży ono w nas tak głęboko, jak i my możemy w świecie się zatracić. To zależy od jego hartu. hartu wolnego i żywego Ducha.
Popatrz - na ludzi, zwierzęta, rośliny... Uchwyciłeś ich kształty? Nie? Za duży pośpiech? Wciąż biegają, rozmywając się? Doskonale. Granice się zacierają. Powoli tracisz poczucie tego kim (czym?) jesteś i nie jesteś. Ale ostro zarysowana forma to jednak nie wszystko. Chociaż tracisz pewność patrzenia i dotyku, czegoś tu brakuje. Jest za dobrze, jeszcze za dobrze...


Preparacje...
Ciąg dalszy...

Rozpacz! Chcesz osiągnąć dno samopoczucia? Pomaluj świat na czarno! To Jej kolor, kolor Zguby. Dla większego zwabienia i onieśmielenia Cię dodaje jeszcze odcienie Bieli i Czerwieni. Tak, wciągnie w odmęty fatalnej i ponurej tęczy. Sama zaś zostanie poza nią, nieuchwytna i pociągająca. Czasem wydobędzie ze swojej Czerni jakiś uśmiech dla Ciebie. Wyobrażasz sobie smołę bądź węgiel w radosnym użyciu? Chyba tylko w paleniu. Tak - spal więc swoją prześladowczynię, wypal jak gorejącą ranę. Niech uleci z dymem, zostawiając dla Ciebie i świata jedynie popioły. Właśnie, dym - czujesz? Dotarliśmy do zapachu. Spalenizna jest tylko końcowym jego stadium. Wcześniej unurzany będziesz i w słodkości, kwasie, soli. Uciekaj jednak przed goryczą. Posmakujesz jej, próbując popiołów. Strzeż się tego... Bo przerzuci się na smak - jedyne, co powinno pozostać właściwością ocenianą tylko przez Ciebie.

Jeśli jesteś odważny - brnij. Uczujesz smak Rozpaczy. Może się w tym ulubujesz. Dotkniesz dna, zostaniesz przygnieciony falami odmętów duszy. Nie, jednak dusz - bo nie tylko swojej. Nie zachłyśnij się! Wtedy bowiem może doczekasz Jej powtórnego nadejścia. Gdy będziesz na samym szczycie dna. Apogeum tej niepospolitej dialektyki. Miłość jest apogeum nienawiści - zapamiętaj sobie te słowa Starego Kanoniera, nieszczęsnego cynika z Weimaru. Tutaj prawo Archimedesa już nie obowiązuje, nic Cię nie pchnie ku powierzchni. Za do nadejdzie - nadpłynie - Ona. Jeszcze tylko chwila. Nie próbuj Jej chwytać. Pociągnąłbyś Ją tylko za sobą. Ona tymczasem pluska się beztrosko po powierzchni, na tym styku Królestw Życia i Śmierci. Nie dosięgniesz Jej. Jesteś zbyt głęboko, do płycizn się nie nadajesz. Obiecałem - jeszcze tylko chwila. Dobrze. Czego więc chcesz, aby było Twoim pocieszeniem? Umiesz wydobyć się z tych głębin? Szukasz Światła, jak sądzę...
Światła jasnego, ostrego i gorącego w swym promieniu.

Ja umiem to odnaleźć. Chyba. Wydobywam promyk przebijający przez nastroje. Oślepiająca Rzeczywistość mi to ułatwia. I Ty spróbuj znaleźć - i złapać - swój promyk. W przeciwieństwie do Ciemności, tego zwiastunu nie musisz się bać.
Ja odnajduję ten promyk - paradoksalnie - w cieniach kościołów. Starych, najlepiej zbudowanych z wiekowej, czerwonej cegły. Stojących do dziś, a przez to świadczących o sile wiary, która je zbudowała. Choć te kościoły o których mówię, nie zawsze służyły prawej wierze, wybaczam im to z powodu ukojenia, które na mnie zsyłają. Ach, jakimż ciepłem jest dla mnie wykonanie przy nich znaku Krzyża - zawierającego, już sam w sobie, wspomnienie o Zbawicielu. Bóg z Boga, Światłość ze Światłości. I ja to czuję! Czuję również tę krew, która skropiła deski Krzyża. Jest ona symbolicznie zawarta w czerwonych aż do bólu cegłach. Język duszy umie zaś wyczuć jej smak.
Ale cóż, i ta doza niebiańskiego ukojenia się kończy. Cierniem jest dla mnie jedna "świątynia" służąca heretykom do dziś. Nie śmiem porównywać jednak tego do drogi krzyżowej. Dalej zaczyna się bowiem szarość - w której nie poznasz bólu, ani piękna.
O czym zaś tu mówiłem? Proste - o kościołach leżących na mojej codziennej drodze do domu. Na pozór nie ma to nic wspólnego z czarną dziurą, doznaną wcześniej. Pamiętaj jednak - pozory mylą...


Reaktor

31