Anty-theosis Michaela Jacksona
 Jan Grzegolewski

Przy okazji śmierci Michaela Jacksona przez media przewinęła się cała gama wypowiedzi – zarówno znawców tematu jak i laików, znanych osobistości i anonimowych komentatorów – od uwielbienia przez obojętność po potępienie. Oczywiście jak zawsze w analogicznych sytuacjach pojawiły się głosy zwracające uwagę na „człowieczeństwo” M. Jacksona. „Można potępiać jego zachowanie, ale był to przede wszystkim człowiek”; „nie trzeba kochać jego muzyki, ale nie zapominajmy o jego ludzkim wymiarze jego tragedii” itp. Jednak należy w tym momencie powiedzieć stanowczo i wyraźnie, iż wszyscy chwilowi humaniści są w błędzie. W tym wypadku nie umarł człowiek i nie o śmierć jednostki w tym wszystkim chodzi.
M. Jackson dawno temu utracił już łączność ze swoją ludzką kondycją. Biorąc pod uwagę sposób, w jaki był wychowany, można mieć wątpliwości, czy kiedykolwiek ją posiadał. Od momentu, w którym po raz pierwszy pojawił się na migającym ekranie telewizora stał się symulakrą – lub raczej ujawnił się jego symulacyjny charakter, który wykształciła w nim poprzez regularną tresurę rodzina.
M. Jackson stał się ucieleśnieniem marzeń przeciętnego mieszkańca ponowoczesnego świata. Nie stał się pożywką dla stworzenia symulakry, która za pośrednictwem mediów zaczęła istnieć w oderwaniu od swojej ludzkiej inspiracji, lecz osiągnął coś więcej. M. Jackson faktycznie stał się symulakrą, jako człowiek został przez nią rzeczywiście skonsumowany i unicestwiony.
Jak okazało się przy okazji jego procesów sądowych, niczym asceta w kraju respektującym Tradycję, stanął ponad prawem w kraju respektującym symulację. To nie symbolizm i idąca za nią świętość oraz hierarchia są obecnie najwyższym prawem, lecz podzielona na nisze masowość symulacji. M. Jackson był tego porządku jednym z najwyższych kapłanów oraz najważniejszych znaków.
Śmierć M. Jacksona nie stanowi kresu życia doczesnego określonego człowieka czy początku życia w innym, wyższym wymiarze. Stanowi ona moment pełnego ujawnienia się symulakry – antytradycyjnej parodii theosis, przebóstwienia. Ta rozpowszechniona przede wszystkich w prawosławnej teologii koncepcja odnosi się do momentu, gdy człowiek dostępuje Boga i dzięki temu może zostać zaliczonym w poczet świętych. Nie jest więc już zwykłym człowiekiem, wierni mogą otaczać go kultem. Analogiczna sytuacja ma miejsce w przypadku M. Jacksona, który faktycznie stał się postacią kultową, choć w innym od używanego przez dziennikarzy sensie. Stał się on postacią kultową w sensie jak najbardziej dosłownym. Ludzie oddający cześć tej symulakrze rzeczywiście są (nieświadomymi) wyznawcami władcy obecnego wieku – demona Kali.


Michael Jackson...
Ciąg dalszy...

Fani M. Jacksona mają rację, gdy mówią, że tak naprawdę nie umarł (choć można mieć wątpliwości, czy zdają sobie sprawę z prawdziwego znaczenia wypowiadanych słów). Ta śmierć nie wpłynęła na istnienie samego znaku, który do końca świata będzie krążył po przestrzeni medialnej i wirtualnej rzeczywistości. Całe masy ludzi będą nieustannie przerabiać istniejące dźwięki i obrazy, tworzyć nowe kombinacje, wprowadzać do tej pod-naturalnej egzystencji coraz bardziej oryginalne pomysły. Dzięki temu M. Jackson nie tyle będzie żył, co trwał do końca Kali Jugi. Miliony ludzi, które na co dzień obcują z tą symulakrą, nigdy nawet nie zbliżyły się do człowieka, który w paszporcie wpisane miał imię i nazwisko „Michael Jackson”, co tylko dowodzi, że symulakrą był od dawna, a śmierć jedynie potwierdziła ten fakt.
Warto w tym miejscu zaznaczyć, iż śmierć jest spełnieniem się symulakry i powinni to mieć na uwadze wszyscy, którzy z ochotą i zapałem dążą do stania się „postacią medialną”. Sława, uznanie i obecność w mediach są kolejnymi etapami drogi, na końcu której stoi pełne oderwanie znaku od znaczenia, co może się ostatecznie zrealizować jedynie poprzez śmierć.
Należy zatem powiedzieć jasno i wyraźnie – Michael Jackson nie istniał. Nie było człowieka o takim imieniu i nazwisku. Istnieje jedynie symulakra, którą możemy umownie nazywać M. Jacksonem. Pusty znak stanowiący aluzję do samego siebie, demoniczna parodia symbolu. Kolejny z przejawów Maji – iluzji zasłaniającej prawdziwy świat (królestwo Tradycji). M. Jackson ubrany w swój pseudomilitarny błyszczący uniform, z rozpadająca się twarzą zakrytą chustką, energicznie tańczy wokół tronu demona Kali – ku chwale jego coraz potężniejszej władzy nad światem.
Na koniec nie pozostaje nic innego, niż odnieść się do tradycyjnego tekstu i zacytować Iśopaniszadę: „Oblicze prawdy przysłonięte złotą pokrywą, Puszanie [przewodniku dusz], odsłoń je, abym ja, wierny prawdzie, mógł je zobaczyć!”. Za kurtyną iluzji skrywa się ostateczna rzeczywistość. Nadzieja na wyzwolenie tkwi w przesłoniętych przez symulakry symbolach. „Oby mój oddech stał się teraz nieśmiertelnym tchnieniem, a moje ciało zamieniło się w popiół”. Oby fałszywy świat spłonął w wiecznym ogniu. Oby rozpadły się sploty symulakrów. Oby powrócił Złoty Wiek, Era Prawdy i Świętości… Płonie przekaz medialny, karierowicze, ponadnarodowe korporacje, definicje i aluzje, reklamy i gry słowne… Żar. Popiół. Groza. Śanti śanti śanti


Jan Grzegolewski
31