Przerażający Człowiek Miasta
II. Futurama


II.I.

Co prawda zamieściłem w tej pracy osobny rozdział traktujący o motywie wielkiego miasta w sztuce i literaturze, ale w odniesieniu bądź do współczesności, bądź do przeszłości – np. wieku dziewiętnastego. Co jednak z przyszłością, z wizjami rozwoju (albo upadku...) wielkomiejskiej cywilizacji? Do analizowania tych zagadnień, do fantazjowania, przewidywania i ostrzegania, przeznaczona jest w szczególności literatura science-fiction. Znajdujemy w niej mnóstwo intrygujących wizji przyszłości wraz z rozlicznymi problemami i paradoksami, które mogą wyniknąć jako konsekwencje naszych obecnych działań. Nietrudno więc domyślić się, że także obrazy wielkich miast powracają nader często w twórczości autorów fantastyki. Warto bliżej zająć się tym zagadnieniem, bo za pomocą fantastycznego kostiumu można nie tylko bezmyślnie fantazjować o supermenach i kosmonautach, ale także rozwijać przesłanie nie gorsze od tego z tzw. literatury głównonurtowej.

II.II.

W starych utworach fantastycznych (których nie można raczej zaklasyfikować do literatury science-fiction) na ogół spotykamy wizje miast idealnych, niespełnionych utopii, których przykładem może być choćby Miasto Słońca Tomasza Campanelli. W twórczości H.G. Wellsa, która jest już znacznie bliższa dwudziestowiecznej literaturze fantastyczno-naukowej możemy znaleźć opis Ziemi w nader odległym roku 800 000. Są więc piękni, młodzi i... słabi Elojowie, egzystujący wśród powoli zarastających ruin starej cywilizacji i brudni, okrutni Morlokowie – potomkowie upodlonych, proletariackich warstw (co tu się dziwić takiemu przedstawieniu sprawy – Wells był wszak zdeklarowanym socjalistą), atakujący od czasu do czasu Elojów. Morlokowie żyją w mrokach podziemnych korytarzy, a Elojów porywają w celu pożywienia się ich ciałami. Mamy tu więc wizję głęboko pesymistyczną i w dużej mierze przerażającą.

Zanim przejdziemy do złotego wieku science-fiction (lata 40-te i 50-te) wspomnijmy jeszcze przez chwilę o autorze ostatnio bardzo modnym – J.R.R. Tolkienie. Jego książki (Hobbit, Władca Pierścieni) mogą być rozpatrywane na wielu różnych płaszczyznach, nas jednak interesuje tu fakt, że Tolkien nie cierpiał przemysłowego, konsumpcyjnego społeczeństwa swych czasów. Powieści fantasy były więc dla niego zapewne środkiem ucieczki od otaczającego go brudu i wyrazem tęsknoty za przyrodą, naturą, rozległymi przestrzeniami. W takiej wiejskiej okolicy się wychował i wspominał o niej z tęsknotą przez całe życie, z niechęcią odnosząc się do dymiących fabryk i huczących silników.

Po tej dygresji wróćmy do naszego głównego wątku – fantastyki naukowej. W dwudziestowiecznej science-fiction nader często możemy się zetknąć z miastami sterylnymi, zmechanizowanymi i zautomatyzowanymi, istniejącymi w dalekiej przyszłości albo na Ziemi, albo w kosmosie, na innych planetach. Takim gigantycznym miastem, liczącym czterdzieści miliardów mieszkańców, jest planeta Trantor z Fundacji Izaaka Asimova – stolica Imperium Galaktycznego, niemal całkiem zabudowana i bardzo gęsto zaludniona. Z kolei w powieści Miasto i gwiazdy Arthura C. Clarke’a mamy wizję naszej planety za miliard lat – morza wyschły, góry rozsypały się, a pod szczelną kopułą trwa Diaspar – wieczne miasto, sterowane niemal wyłącznie przez komputery i automaty, miasto w którym niemal nie trzeba pracować, a technika jest nieprawdopodobnie rozwinięta. Ale Diaspar nie rozwija się – jego mieszkańcy są gnuśni i przed milionami lat porzucili istniejące niegdyś pomysły kolonizacji kosmosu. Sytuacja zmienia się dopiero za sprawą głównego bohatera, który przy okazji odradzania podróży kosmicznych natrafia na drugie miasto – Lys, które jest osadą rolniczą, bliższą przyrodzie i naturze.


Przerażający Człowiek Miasta
Ciąg dalszy...

W znacznie bliższą przyszłość wybiegał Robert Heinlein w swojej powieści Luna to surowa pani. Książka ta jest o tyle istotna i wybitna, że w nader plastyczny i szczegółowy sposób przedstawia koncepcję wolnego miasta, funkcjonującego bez tradycyjnego rządu w oparciu o zasady libertarianizmu i miejscowych zwyczajów. Przy tym takie wolne miasta funkcjonują nie gdzie indziej, jak na Księżycu, i to pod jego powierzchnią. Podziemne miasta mamy także w Caves of Steel Asimova, którą to powieść po polsku znamy jako Pozytronowy detektyw (tłumaczenie tytułu nader swobodne). Można jednak oderwać się od powierzchni i latać w kosmosie – również i wizja miast podróżujących w kosmosie znajduje się w bogatym dorobku autorów fantastyki naukowej.

II.III.

Posępna wizja upadku cywilizacji znajduje się w Cylindrze Van Troffa polskiego autora Janusza Zajdla. Możemy tam znaleźć opis mrocznego miasta zaludnionego przez watahy wandali i garstkę naukowców, w spokoju oczekujących ostatecznego końca. Drugie miasto opisane w tej powieści mieści się na Księżycu i również ono nie jest wielką nadzieją dla ludzkości – w stalowych korytarzach egzystują tam osłabieni i zdegenerowani Lunacy, nie przedstawiający sobą żadnych wybitnych cech.

Miasto jest także tłem dla wyczynów komiksowego Batmana i to tłem bardzo istotnym, bowiem Batman z zapamiętaniem penetruje mroczne zakamarki Gotham City. Samo Gotham jest futurystyczną wizją zdeprawowanego i zanieczyszczonego Nowego Jorku – pogrążone w półmroku, targane korupcją i przestępczością, ale mające choć tyle szczęścia, że to właśnie tam objawia się mściciel krzywd – Batman. Niestety, nie wydaje się, żebyśmy my – mieszkańcy współczesnych metropolii – mieli aż takiego farta.

Mroczny obraz wielkiego miasta znajdujemy także w filmie Blade Runner, który powstał na podstawie powieści Philipa Dicka pt. Czy androidy śnią o elektronicznych owcach? Wśród wieżowców krążą latające pojazdy, a w ciemnych uliczkach znajduje się raj dla handlarzy narkotyków i sztucznych organów. W dodatku w mieście żyją nie tylko ludzie, ale także sztuczne zwierzęta (główny bohater posiada taką tytułową owcę) oraz androidy (rodzaj robotów), niemal nieodróżnialne od ludzi i uważane przez nich za zagrożenie.

Co ciekawe, miasto przyszłości pojawia się także w grach komputerowych. Wspomnijmy choćby Quarantine, gdzie grający prowadzi zdezelowaną, ale uzbrojoną taksówkę i rozwozi klientów po zwariowanym mieście zaludnionym przez bandytów, prostytutki i włóczęgów. Bliższe naszym czasom jest Grand Theft Auto, ukazujące współczesne miasto, jednak w atmosferze degeneracji posuniętej do ostateczności – po ulicach rozbijają się samochodami psychopaci, złodzieje i płatni zabójcy, a ciągłe strzelaniny zdążyły się już wtopić w miejski krajobraz. Zupełnie inna wizja miasta pojawia się w grze City of Lost Children (na podstawie filmu pod tym samym tytułem), gdzie wraz z główną bohaterką poznajemy mroczne tajemnice pewnego smutnego, dziwnego miasta, przesiąkniętego oniryczną, a nawet surrealistyczną atmosferą i specyficznie melancholijnym nastrojem z pogranicza fantazji i rzeczywistości.


Przerażający Człowiek Miasta
Ciąg dalszy...

Wyolbrzymione miejskie patologie społeczne pojawiły się swego czasu także w opowiadaniu FreeFootball Mieszka Zagańczyka. Mamy tam iście obłąkańczą wizję niedalekiej przyszłości, w której słynni piłkarze giną podczas brutalnych meczy, a na ich miejsce wstawiane są kolejne klony, podczas gdy fani drużyn piłkarskich rozbijają się po mieście czołgami z wojskowego demobilu, a policja strzela do nich ostrą amunicją i rakietami prosto z opancerzonych helikopterów.

Na długo przed Zagańczykiem brytyjski autor (co ważne - ceniony również poza gettem fantastyki) Anthony Burghess wpisał się na trwałe w kanon literatury dark future swoją powieścią Mechaniczna Pomarańcza (Clockwork Orange). Dzieło to było eksperymentem zakrojonym na szeroką skalę – napisane futurystycznym slangiem złożonym z mieszanki angielszczyzny i rusycyzmów (tak to sobie wykoncypował autor za czasów Zimnej Wojny) przedstawia czytelnikom szokującą wizję przyszłości – nie tak znów odległej. Po miastach grasują mordercze bandy nastolatków, nie uznających żadnych norm moralnych. Są oni całkiem bezkarni, a jednym z ich największych przywódców jest nasz główny bohater – o tyle perwersyjny, że swoje amoralne okrucieństwo na ulicy łączy z eleganckim strojem (biały garnitur, melonik, laseczka) i zamiłowaniem do muzyki Beethovena. Mechaniczna Pomarańcza bardzo silnie podziałała swego czasu na czytelników, a filmowa ekranizacja Stanleya Kubricka (często cenzurowana lub wręcz zakazana ze względu na sporą dawkę przemocy) wywarła wielki wpływ na rodzącą się wówczas subkulturę skinheads. Do dziś wiele kapel z gatunku oi/street punk ma w swoim repertuarze utwory o wymownych tytułach Clockwork Orange lub Mechaniczna Pomarańcza (ten drugi tytuł nosi m.in. jeden z utworów polskiego Ramzes & The Hooligans). W ten oto sposób pokazaliśmy przy okazji, jak dziwne bywają relacje łączące różne dziedziny sztuki – od awangardowej, eksperymentalnej prozy przeszliśmy do głębokiego podziemia ulicznej muzyki rockowej.

II.IV.

Jak widać, autorzy literatury fantastycznej bardzo często raczą nas wizjami miast przyszłości. Takie miasto może służyć tylko jako mniej lub bardziej zarysowane tło dla przygód bohaterów, ale bardzo często jest tak, że to właśnie bohaterowie są tylko pretekstem do szczegółowego opisania miejsca akcji – czyli interesującej nas metropolii. Pomysły autorów fantastyki naukowej są zaiste niewyczerpane, co jednak nie znaczy wcale, że dziecinne lub absurdalne. Smutny jest fakt, że wielu odbiorców nie zaznajomionych z science-fiction podchodzi do sprawy nader niefachowo, z lekceważeniem spoglądając na „mrzonki” i „dziwactwa” fantastów. Tymczasem fantazjowanie na temat przyszłości ma swój głęboki sens – nie jest bowiem tylko czczym rojeniem, ale także formą ostrzeżenia czytelników przed konsekwencjami negatywnych działań współczesnych ludzi. Jest to więc próba oddziaływania na teraźniejszość, próba ukazania dokąd podążamy i co z tego kiedyś wyniknie, a w każdym razie – może wyniknąć.



37