|
Angelofania
Adam Danek
Po długiej, z własnej woli podjętej pokucie
I wielu dniach modlitwy o zesłanie głosu
Wychodziłem z kościoła, gdy tknięty przeczuciem
Wzniosłem oczy nad grzbiety ceglanych kolosów,
Głowy tłumu, brud ulic - na kościelną wieżę.
Złożywszy skrzydła, jak stary mundur spłowiałe,
Stał na niej, starożytnym okryty pancerzem,
Czarny anioł, którego w snach już widywałem.
Czekałem, aż ze zgrzytem dobędzie brzeszczota,
Aż skrzydła jak bitewne chorągwie rozpostrze.
W jego ręce podarty proporzec łopotał.
Zwróciłem wzrok w kierunku, który wskazał ostrzem
Ujrzałem przedmieścia, gdzie odrapane ściany
Setek zawilgoconych i dusznych baraków
Kryją mrowisko istnień spragnionych odmiany.
Do wybuchu brak tylko właściwego znaku.
Tam pożywkę dla burzy wytwarza dusz gnicie:
Podnoszą się z dna męty w miasta wrzącej kadzi.
Tam dojrzewał mój przewrót, fermentował skrycie,
Jak wino, co już wkrótce bukłaki rozsadzi.
Gdy na gród, do kipiącej podobny retorty,
Padnie iskra, ogarnie niebo nad nim łuna.
Z płonących przedmieść wyjdą wtedy me kohorty.
A krzyk ich się rozlegnie jak odgłos pioruna.
Upadnie sojusz gazet i wrzaskliwych wieców;
W ich miazmatach zbyt długo butwiały nam mózgi...
Oczyszczę miasto w ogniu, w alchemicznym piecu.
Ożyje znów ład wieczny: ład Żelaznej Rózgi,
Czas krzyża i bagnetu... Czarny anioł skinął;
Wyczułem zimny uśmiech pod jego przyłbicą.
I wzleciał nad miastem - nad mą ciemną doliną -
Niosąc ziarna przewrotu w dar mrówczym ulicom.
|
|
Komentarz
od naczelnego
Nasz nowy współpracownik, kol. Adam Danek, w poezji sprawdza się - jak widać - nie gorzej niż w publicystyce historycznej...
|
|