HYBORIA!
 

I.

Swego czasu doktor Wielomski z Klubu Zachowawczo-Monarchistycznego zasugerował - krytykując odwołania do mitów, legend i ezoterycznychp przekazów, obecne w myśleniu tradycjonalistycznym - że cała koncepcja "Tradycji Pierwotnej" to zgrabnie opowiedziana baśń, pobudzająca i romantyczna historia o zapomnianym świecie, który jest absolutnie "na opak" w stosunku do rzeczywistości współczesnej. Mało tego: doktorowi Wielomskiemu nasunęły się skojarzenia z postacią Conana Barbarzyńcy i archaicznym światem, w którym przyszło żyć temu bohaterowi, przynależącymu zarówno do kultury masowej, jak i do głębszego undergroundu fantastyki.
Skojarzenie zabawne, można by rzec: taka złośliwość, uszczypliwość, prztyczek dla żyjących wyidealizowaną przeszłością entuzjastów integralnego tradycjonalizmu (oraz ich guru, takich jak Guenon, Evola czy Schuon). Zapewne tak. Ale jeszcze bardziej zabawne - i poniekąd paradoksalne - jest to, że doktor Wielomski trafił w sedno.
Nie jest moim celem polemika ani z przekonaniami konserwatywnymi, ani z tradycjonalistycznymi i nie o tym będzie ten tekst. Temat, który poruszę, może wydawać się błahy, zgoła groteskowy, ale chyba o to chodzi, by przyświecało nam hasło "przełamując tabu, wypełniając próżnię". Zatem - do dzieła!


Świat Conana
II.
Roberta Erwina Howarda (1906-1936), Teksańczyka przez kilkanaście lat pisującego do tanich, pulpowych magazynów literackich, nie zalicza się z pewnością do klasyków literatury światowej, choć w kręgu literatury fantasy jest klasykiem niekwestionowanym. Stanowi zresztą pewną przeciwwagę dla J.R.R. Tolkiena - autora reprezentującego w fantasy wszystko to, co artystyczne, wysokie i odległe od opowiadanek z tandetnych magazynów bardziej niż Anglia (siedziba Tolkiena) od USA, które zrodziło i wychowało Howarda.

Howard w swoim krótkim życiu pisywał prawie wszystko: fantasy, westerny, romanse, horrory, science-fiction. Większość jego twórczości - dziesiątki, setki opowiadań rozsianych po dawno zapomnianych magazynach - zanikła w ludzkiej pamięci. Przetrwało tylko kilka najbardziej wyrazistych światów i sylwetek. Wśród wieżyc i portyków zapomnianych królestw prehistorycznej epoki, wśród zalanych dziś wodą pustyń, równin i gór, stoją dwaj piękni, młodzi atleci-barbarzyńcy - Kull z Atlantydy, król Waluzji oraz Conan Barbarzyńca, który "obutymi w sandały stopami zdeptał trony imperium Akwiloni"... Ludzie, którzy są uosobieniem wszystkiego tego, co czcił Howard, a co dziwnie zbiega się z myśleniem tradycjonalistycznym: bo chodzi tu o styl życia niemalże "jungerowski", w którym kluczowa jest siła, energia życia, chęć ryzyka, poznawania, intensywność przeżywania i pojęcie honoru, przy czym wszystko to w wykonaniu Kulla i Conana odległe jest od papierowej analizy, bo trwa w nich samych, w każdym dniu ich niepewnej egzystencji. To ludzie, którzy - choć gruboskórni i grubo ciosani przez początkującego autora - to jednak w połączeniu ze swą fikcyjną epoką historyczną obrazują właśnie taki, nieco wyśmiany przez doktora Wielomskiego, "świat na opak" - świat magii, mitów, wojen, świat, który przeniknięty jest duchami i duchowością, co bynajmniej nie zmniejsza jego brutalności.


Świat Kulla, króla Valuzji
III.
Literatura fantasy zna rozmaite uniwersa, w których autorzy osadzają kolejnych barbarzyńców, magów, rycerzy etc. W większości są to podobne do siebie krainy o dziwnych nazwach i średniowiecznym poziomie rozwoju, czy w ogóle: stylizowane na quasi-średniowiecze, czasem z elementami europejskiego renesansu, epoki barbarzyńskiej czy starożytności, wszystko łączone dowolnie - jak to w ponowoczesności. Wspólnym mianownikiem wielu (większości) tych światów jest ich osadzenie w rzeczywistości zupełnie innej niż nasza, oderwanej od jakiegokolwiek kontekstu historycznego, w absolutnym "nigdzie". Ot, tworzy się kilka państw, umieszcza na zmyślonym kontynencie, w otoczeniu morza, które wymyśliło się kilka chwil wcześniej/później - i szafa gra.
Na tym tle wizja Howarda wyróżnia się bardzo pozytywnie - albowiem autor ten już u zarania gatunku stworzył wizję świata może nie do końca zgodną z ustaleniami historyków i archeologów, za to jednak spójną i zaskakująco powiązaną z wizją wyłaniającą się z mitów i podań. Światy Ery Przedpotopowej i Hyboryjskiej, które opisał, ukształtowały się w przeszłości tak zamierzchłej, że dziś całkiem negowanej przez naukowców, obecnej jedynie w starych podaniach. Szacunkowy czas przygód Conana to ok. 10-12 tysięcy lat przed Chrystusem, wiek Kulla z Atlantydy to - bagatela - 100 tysięcy lat wstecz. Jest to jednak wizja na tyle porywająca, że szczegóły możemy sobie darować - w imię Mitu...
Howard był co prawda ewolucjonistą, co widać w jego opowiadaniach i szkicu "Era Hyboryjska", godził się na wizję rozwoju od niskiego, małego i dzikiego aż po wysokie, wielkie i cywilizowane, niemniej wydaje się, że jego mit Złotego Wieku, mit hyboryjski można rozpatrywać w pewnym oddaleniu od tego ewolucjonistycznego paradygmatu. A więc - przejdźmy do szczegółów, zanurzmy się w przeszłości tak dziwnej i dawnej, że wyrwanej z historii, osadzonej w Micie.

IV.
Jeśli gdzieś-kiedyś w literaturze opisano świat Tradycji Pierwotnej (w dodatku - nieświadomie) to Howardowska wizja Ery Przedpotopowej może uchodzić za jedno ze zgrabniejszych przedstawień. Kull z Atlantydy jest dziś może mniej znany niż Conan, choćby dlatego że pierwsze opowiadania o Kullu zostały odrzucone przez wydawcę. I dobrze się stało: bo dzięki temu Howard zmienił Kulla na Conana, stworzył nowe przygody i nowy świat, w którym Kull był już tylko cieniem przeszłości. Tak oto w świecie pulpy literackiej z getta fantasy doszło do stworzenia pełnej rozmachu, epickiej wizji dziejów świata w ciągu ostatnich 100 tysięcy lat.
Jak czytamy u Howarda:

"O epoce znanej nemedyjskim kronikarzom jako Era Przed Kataklizmem niewiele wiadomo prócz jej ostatniego okresu, a i ten owiany jest mgłą legend. Znana nam historia rozpoczyna się u schyłku cywilizacji Przed Kataklizmem, zdominowanej przez królestwa Kamelii, Waluzji, Werulii, Grondaru, Thule i Komorii. Ich ludy mówiły podobnym językiem, świadczącym o wspólnym pochodzeniu. Istniały też i inne królestwa, równie wysoko rozwinięte, lecz zamieszkałe przez inne, najwidoczniej starsze, rasy. Barbarzyńcami owej epoki byli Piktowie, żyjący na wysepkach położonych daleko na Zachodnim Oceanie, Atlantydzi, którzy zamieszkiwali mały kontynent między Wyspami Piktyjskimi a głównym, czyli Thuriańskim kontynentem oraz Lemuryjczycy, osiedleni na łańcuchu dużych wysp wschodniej półkuli."


Hyboria!
Ciąg dalszy...

Świat ten - Era Przed Kataklizmem, Era Przedpotopowa - to świat chylący się ku upadkowi. Jest przeniknięty magią i dziwnymi zjawiskami, dziwnymi dla człowieka współczesnego. To, można by rzec, schyłek Wieku Złotego, początki rozpadu. Królestwo Waluzji, gdzie władcą zostaje barbarzyńca Kull, chyli się ku upadkowi. Nadciąga seria zniszczeń geologicznych, znana jako Kataklizm, która pogrzebie kontynenty tej epoki, jedne miejsca zatapiając, a inne - wynurzając z morskich otmętów, by dać początek Erze Hyboryjskiej, erze Conana z Cymmerii.
Jak wspomniałem - wizja Howarda jest, mimo osadzenia w mitach aryjskich, ewolucyjna. Opisując dzieje świata po Katakliźmie, posługuje się typowym językiem darwinisty-ewolucjonisty: plemiona, cofnięte do epoki kamienia, rozpoczynają mozolną wędrówkę po szczeblach rozwoju, ruszając od upadku (czyli tu pewne pokrewieństwo z tradycjonalizmem) do odrodzenia (można od biedy uznać to za początek nowego cyklu, aczkolwiek ujęty w darwinowski, ewolucyjny sposób...). To jednak pewne "metodologiczne" szczegóły, nas interesuje świat, który z tego powstał.
V.
Wielką zasługą Howarda jest powiązanie Ery Hyboryjskiej z mitami indoeuropejskimi i nawet strzępkami znanej nam historii starożytnej. Rzut oka na mapę świata hyboryjskiego ułatwi nam zrozumienie, albowiem większość obecnych tu nazw Howard zaczerpnął bądź ze zdroju archeologiczno-historycznego, bądź ze starych legend.

W epoce tej nie było jeszcze Morza Śródziemnego, rozciągał się na jego obszarze ląd zaludniony przez plemiona Shemitów i mieszkańców królestwa Koth. Granice zachodnie Europy sięgały dalej, dziś bowiem obszar Zingary i pustkowia Piktów toczą fale Atlantyku. Centralnym imperium tej ery jest Akwilonia, sąsiadująca z Nemedią i Ofirem (znanym z Biblii, Howard przeniósł to królestwo do Europy, sugerując być może, że w epoce historycznej nastąpiła migracja Ofirczyków na wschód). Obszar dzisiejszej Polski to Brythunia (faktem jest obecność Celtów na naszych ziemiach, może do tego odniósł się Howard, jakkolwiek dość dowolnie przeciągnął te wydarzenia 12 tysięcy lat wstecz). Północ dzielą między siebie Cymeryjczycy (u Greków dowiadujemy się o strasznych Kimeryjczykach), Vanaheim, Aasgard i Hiperborea. Na Bałkanach rozciąga się Koryntia, a nad znacznie powiększonym Morzem Kaspijskim - Turan. Daleko na wschodzie Conan trafia do Kitaju, Meru oraz Vendhyi, a jeszcze dalej leży znany z mitów i legend kontynent Mu, będący być może pozostałością po Lemurii. W Afryce widzimy Stygię (swoisty pra-Egipt, krainę dziwnego kultu i złowieszczych kapłanów), Kusz, Darfur, Punt i Zembabwei.
W ujęciu Howarda wszystkie te nazwy wywodzą się z odległych, prastarych czasów, a ich znaczenie czasem pozostało niezmienione (Punt, Kitaj), czasem zaczęło oznaczać obszary większe lub mniejsze (Turan), a kiedy indziej - nazwy te niejako przewędrowały gdzie indziej wraz z dopasowanymi do nich ludami, co stało się udziałem Brythuni, Shem i Ofiru. Czas zatarł więc szczegóły, z rozsianych tu i ówdzie wspomnień można mozolnie "odcyfrować" prawdziwy bieg wydarzeń.


Pierwsze opowiadanie o Conanie na łamach Weird Tales
VI.
Jest to świat, jak to w fantasy, quasi-antyczny (Stygia, Shem) i quasi-średniowieczny (Cymmeria, Aquilonia). Magia jest tu zjawiskiem strasznym, tajemniczym, dostępnym dla wybranych, ale - nie narusza prawideł tego świata. Można się magii bać, można się nie bać (jak na ogół Conan), nie sposób jednak w nią nie wierzyć, gdy przecież magowie pozostają wręcz na usługach władców. Jeśli chodzi o religię, to jest to epoka wierzeń pogańskich, politeistycznych. Znów Howard posługuje się imionami takimi jak Mitra, Ymir (w tych czasach to Ymir jest podstawowym bogiem pra-Nordyków) czy Isztar, sugerując nam, że kulty związane z tymi bóstwami są znacznie starsze niż się nam wydaje. Sam Conan nie jest szczególnie religijny - gdy zachodzi potrzeba, gotów jest wzywać imion wszystkich znanych mu bogów i bożków, co jest w pewnym sensie zgodne z grecką zasadą "daję, abyś dał". Religia jego własnego szczepu jest specyficzna, idealnie oddająca Howardowską tęsknotę do świata barbarii. Howard, nieco wyalienowany w Teksasie, mocarny i silny młody mężczyzna, wysportowany bokser, skroił Conana jako swoje alter-ego, tyle że wzmocnione i ulepszone. A jak ulepszone? Sam Howard pisze: "Stanowi po prostu kombinację paru ludzi, których znałem i sądzę, że to właśnie dlatego wydawało mi się, że wkroczył w pełni ukształtowany do mojej wyobraźni, gdy napisałem pierwsze zalążki jego sagi. Jakiś mechanizm w mojej podświadomości przejął dominujące cechy rozmaitych łowców nagród, rewolwerowców, przemytników, robotników z naftowych odwiertów, hazardzistów i uczciwych ludzi, z którymi miałem kiedykolwiek kontakt i łącząc ich wszystkich w jedno, stworzyłem amalgamat, który ochrzciłem Conanem z Cymmerii."

Kult, w którym wychowano Conana, pasuje tu idealnie. Bogiem Cymmeryjczyków jest Crom, bóstwo srogie i zimne. Crom, według wierzeń, egzystuje na wysokiej górze, gdzie nie docierają żadni śmiertelnicy. Conan twierdzi kilkakrotnie, że nie jest to Bóg, do którego warto zwracać się po pomoc, bo gotów przygnieść człowieka jeszcze bardziej, w zgodzie ze swą paskudną naturą. Ale Conan nie ma o to żalu, albowiem Crom przy urodzeniu napełnia każdego mężczyznę siłą, odwagą i mocą, którą ten powinien sam później uformować i wykorzystać. "Czegóż więcej chcieć od Boga?" - pyta Conan w którymś momencie retorycznie. No właśnie...

VII.
Rzecz jasna doszukiwanie się podobieństw między wizją "Tradizione Primordiale", a światem zaproponowanym przez Howarda, jest jedynie wyłapywaniem przypadkowych zbieżności. Nic nie wiadomo o tym, by Howard miał jakąkolwiek wiedzę na temat nurtu tradycjonalistycznego, który wówczas był obecny tylko w Europie i do tego jeszcze bardziej ezoteryczny niż obecnie. Tym niemniej nawet samo to porównanie obu wizji jest do pewnego stopnia pouczające i intrygujące. Oczywiście u Howarda panuje spora dowolność, jeśli chodzi o manipulowanie wiedzą ze starych mitów. Niejednokrotnie miesza on znane z historii i mitologii miejsca, bóstwa i postaci w wygodny dla siebie sposób, czego zresztą nie ukrywa. Tym niemniej już w obszarze samej Ery Hyboryjskiej jest konsekwentny i spójny. Sam pisał o tym tak: "Niczego w poniższym artykule nie należy uznawać za próbę przedstawienia jakiejś teorii stojącej w sprzeczności z uznaną historią. Jest to po prostu fikcyjne tło szeregu opowiadań. Kiedy przed kilku laty zacząłem pisać opowieści o Conanie, przygotowałem tę "historię" jego ery i żyjących w niej ludzi, w celu przydania bohaterowi i jego sadze większej wiarygodności. Stwierdziłem też, że trzymając się tych "faktów" i ducha tej historii w trakcie pisania, łatwiej mi wyobrazić sobie (a zatem i przedstawić) bohatera jako istotę z krwi i kości niż papierową postać. Pisząc o nim i o jego przygodach w różnych królestwach jego ery, nigdy nie pogwałciłem niżej podanych "faktów" czy "historii", lecz trzymałem się ich tak ściśle, jak pisarz tworzący powieść historyczną trzyma się rzeczywistej historii."

Dziś mit "Złotego Wieku" jest ośmieszony, mówi się, że w epoce, o której pisał Howard, ludzkość była gdzieś na obszarze kamienia łupanego, a w czasach Kulla dopiero wyłaniała się z poziomu małpoludów. Wizja zapomnianych królestw jest traktowana jako nienaukowy mit, będący jedynie odzwierciedleniem ckliwego sentymentu ludzi do lepszego, piękniejszego świata z wyobraźni. I nawet sam Howard na tę współczesną wizję godził się w zupełności, choć pewnie z ogromnym smutkiem, bo przecież tego młodego człowieka zawsze ciągnęło ku światom takim, jak te, które sam wykreował.
Mamy więc starcie dwóch ujęć historii. Kto ma rację - można spytać? Kto mówi prawdę? Ale z drugiej strony: cóż jest prawdą? Dlaczegóż mielibyśmy zupełnie nie wierzyć w tak budujący Mit, jak przekazy Germanów, Słowian, Indian czy Hindusów? Czy opowieści o Złotym Wieku, o Potopie, o Agharcie, Mu i Lemurii wzięły się zupełnie znikąd? Któż to wiedzieć może...


Za udział wziął: Wielebny ATW

31