Ekologia, prawica, lewica
ATW

Wstęp
Istnieje mocno ugruntowane przekonanie, że obszar walki o ochronę środowiska naturalnego jest nieomal wyłączną domeną lewicy. W szczególności chodzi tu o tzw. Nową Lewicę, a więc tę, która przewartościowała tradycyjny lewicowy paradygmat „prymatu interesu klasy robotniczej” i przesunęła akcent na obronę rozmaitych „grup dyskryminowanych”, takich jak homoseksualiści (ruch LGBT), czarnoskórzy (antyrasizm), zbuntowana młodzież (subkultury typu anarcho-punk), kobiety (feminizm) etc. W tym właśnie obszarze mieści się duża część radykalnych ruchów ekologicznych, takich jak Animal Liberation Front, Greenpeace, czy polski Klub Gaja (abstrahując od wszelkich różnic pomiędzy nimi). Warto zatem zweryfikować ten pogląd o lewicowym podłożu „ekologii”, spojrzeć na kwestię z różnych stron i – być może – dojść do jakichś wniosków, albo nawet wypracować koncepcję „ekologii z prawej strony”, czy też „ekologii patriotycznej”, „ekologii narodowej” etc.
W niniejszej pracy zajmiemy się relacjami, jakie zachodzą pomiędzy szeroko pojętą „ideą narodową” (a także – równie szeroko pojętą – „prawicą”) a tzw. ekologią oraz „ekologizmem” (gdzie ten ostatni rozumiany jest jako pewna mniej lub bardziej sprecyzowana ideologia, odnosząca się do zagadnień politycznych, społecznych, ekonomicznych, kulturowych etc.).

Terminologia
Na początek należy podać definicje i rozróżnienia. Tak naprawdę mamy bowiem do czynienia z trzema (co najmniej!) zjawiskami: ekologią, sozologią i „ekologizmem”, czy też „działalnością pro-ekologiczną”. Chodzi tu o to, że ekologia i sozologia są pewnymi konkretnymi dyscyplinami naukowymi, przy czym ta pierwsza zajmuje się badaniem zależności pomiędzy gatunkami w przyrodzie, ta druga natomiast ochroną środowiska w ścisłym tego słowa znaczeniu. Tak się jednak stało, że słowo „sozologia” jest dużo mniej znane i rzadziej używane, niż wszelkie terminy rozpoczynające się od „eko ”. „Ekologizm” nie jest tak ścisłym pojęciem, ale warto je wprowadzić. Tu bedziemy rozumieć przezeń wszelką działalność, która ma na celu propagowanie ochrony przyrody lub nawet wymuszanie jej na odpowiednich organach państwowych, a to poprzez np. wydawanie czasopism i gadżetów, organizowanie pikiet, manifestacji, prelekcji etc., finansowanie przedsięwzięć związanych z ochroną roślin i zwierząt, czy nawet zorganizowane próby życia „w zgodzie z naturą”. Częstokroć (na ogół?) animatorami takich działań są osoby, które nie są wykształconymi ekologami, a jedynie amatorami, pasjonatami, czy zwolennikami pewnych poglądów politycznych. Jak trafnie pisze Marzena Dobner w tekście „Narodowy ekologizm” („17!”, nr 2/2009): Zieloni z dredami to zatem nie ekolodzy, a ekologiści. Utożsamianie ich z naukowcami to sprytny wybieg, mający utwierdzić opinię publiczną w przekonaniu, że ich dramatyczne apele i happeningi są podbudowane rzetelnymi, niezależnymi analizami liczebności fok, czy grubości lodowców. Podobnie zresztą nacjonalistyczni działacze, wrażliwi na kwestie dobra przyrody, zawsze będą ekologistami (…)[1].
Na lewicy - przyroda jako pretekst i zaczątek rewolucji
Istotnie, lewica bardzo mocno zawłaszczyła obronę przyrody w ciągu ostatniego półwiecza. To w pewnym sensie paradoksalne, ponieważ państwa socjalistyczne i komunistyczne stawiały prawie zawsze na przyspieszoną, wręcz brutalną industrializację, połączoną z rabunkowym wykorzystaniem dóbr naturalnych – czego skutkiem okazało się spore zniszczenie przyrody w krajach bloku sowieckiego. Tymczasem ideologiczni spadkobiercy ideałów lewicowych często eksponują właśnie swoją postawę ekologiczną. Jest to zrozumiałe w kontekście fenomenu lat 60-tych i pojawienia się wówczas ruchów, które zaatakowały kapitalizm z pozycji anarchicznie pojętej wolności i jednocześnie zaczęły kontestować „klasyczny” program lewicowy oraz ustrój komunistyczny, realizowany w Związku Sowieckim (nawet jeśli z tegoś ZSRR po kryjomu czerpały pieniądze). Na rozwiniętym Zachodzie klasa robotnicza stopniowa przestała być istotna dla lewicowych ideologów, aczkolwiek zasadniczy sens działania – a więc rewolucja przeciwko „staremu porządkowi” – pozostał ten sam. Beneficjentem Nowej Lewicy stały się jednak wyżej opisane grupy „wykluczonych” i „zmarginalizowanych”, do których zaczęto dołączać także (w pewnym sensie) zwierzęta oraz przyrodę w ogólności.
Pisze Marzena Dobner: Przed pamiętnym 1968 r. socjaliści opowiadali się za eksploatowaniem zasobów Ziemi, popierając nieracjonalną, prostalinowską gospodarkę; po 1968 r. zmienili front, z tym, że zwrócili się w kierunku hedonizmu, który jakoby nie naruszał porządku natury.[2]
W tej nowej wizji człowiek stanowi zagrożenie dla natury. Cechą myślenia lewicowego, rewolucyjnego jest co prawda pycha i wyniesienie człowieka na piedestał, ale właśnie tam, gdzie to stanowi naruszenie właściwego, tradycyjnego porządku rzeczy – natomiast upodlenie go tam, gdzie powinien mieć on prymat. Stąd też twierdzi się, że człowiek w żadnym razie nie jest koroną stworzenia, ale raczej szkodnikiem, który powinien podporządkować się „naturze” – wywyższonej i wręcz ubóstwionej (choćby poprzez utożsamianie jej z boginią Gają – Matką Ziemią). Okazuje się więc, że ta lewicowa „ekologia” dalece odbiega od (jakże słusznego i zdroworozsądkowego) postulatu badania, umiłowania i chronienia przyrody, przeradzając się w całościową ideologię, w nowy styl życia. A tu już dochodzi do wynaturzeń – radykalni działacze ekologiczni wysuwają np. postulaty ograniczenia i redukcji populacji ludzkiej poprzez antykoncepcję i legalną aborcję, innym przykładem może być uczynienie swego rodzaju świeckiej religii z mitu „globalnego ocieplenia”.
Na łamach prasy prawicowej i narodowej wielokrotnie odnoszono się do lewicowych organizacji ekologicznych i omawiano (na ogół krytycznie) ich działalność. Można tu przywołać choćby artykuł konserwatywnego publicysty Bogdana Pliszki, w którym pisze on:
W 1971 roku w Vancouver powstał Greenpeace. Pierwotnie organizacja stawiała sobie za cel walkę z próbami atomowymi na Alasce. Jak łatwo się domyśleć z amerykańskimi próbami jądrowymi. Organizacja szybko się rozrastała i niebawem nabrała charakteru międzynarodowego. Coraz bardziej też rozszerzała zakres swoich zainteresowań. Co więcej, z organizacji grupującej ludzi o pewnym przygotowaniu zawodowym, a nawet naukowym, stała się organizacją motywowaną politycznie.

(…)
Inną organizacją ekologiczną, w potocznym tego słowa rozumieniu, jest założona w 1979 roku w Stanach Zjednoczonych Earth First! W porównaniu z Greenpeace, Earth First! jest organizacją zdecydowanie bardziej radykalną. Działacze Earth First! podejmują działania określane mianem „akcji bezpośredniej”, a polegające na blokowaniu budów obiektów uważanych za szkodliwe dla środowiska, blokowaniu wycinki drzew czy nawet niszczeniu sprzętu mechanicznego używanego przez drogowców, drwali czy budowlańców. Sami działacze Earh First! podkreślają na każdym kroku, że motywowani są ideologią głębokiej ekologii
(…)
Celem jest raczej zmiana mentalności ludzkiej i wychowanie(albo wręcz, wyhodowanie) „nowego człowieka” odrzucającego antropocentryczny obraz rzeczywistości. Organizacja współpracuje z innymi organizacjami głoszącymi hasła „głębokiej ekologii”: Earth Liberation Front, a na gruncie polskim Klubem „Gaja” czy Pracownią na Rzecz Wszystkich Istot. Earth First! uważana jest przez FBI za organizację ekoterrorystyczną i jako taka widniej na liście organizacji terrorystycznych Departamentu Stanu USA.
[3]

Pliszka omawia także partie polityczne tzw. „zielonych”, o których pisze, że stawiają sobie za cel stworzenie „nowego człowieka” i „nowego społeczeństwa”, kontestując i poddając radykalnej krytyce „społeczeństwo represywne” narzucające „opresyjne” normy moralne, dominację białych-heteroseksualnych-mężczyzn czy tradycyjny model rodziny, tłamszący „naturalne instynkty seksualne człowieka”. Receptą na stworzenie „nowego społeczeństwa” mają być w tej sytuacji: nowy model „rodziny otwartej”, oparty o stałą wymianę partnerów (oczywiście, również seksualnych), legalizacja (oraz promowanie) „małżeństw” jednopłciowych, rozszerzenie „praw dziecka”, powszechna edukacja seksualna zaczynająca się już w przedszkolu, powszechna dostępność środków antykoncepcyjnych czy powszechna dostępność „aborcji na życzenie” jako podstawowego prawa kobiety czy legalna eutanazja.[4]
Oczywiście taki opis stanowi pewne uogólnienie i nieco później odniesiemy się do tego, przypominając choćby początki niemieckiego ruchu „zielonych”, w których swój udział miały np. środowiska nacjonalistyczne i konserwatywne. Tym niemniej wpływ poglądów „Nowej Lewicy” na dużą część partii ekologicznych pozostaje faktem. To podwójny problem: po pierwsze fakt, że z pozoru neutralne politycznie postulaty „ochrony przyrody” stają się pretekstem dla całościowej ideologii, a po drugie z powodu tego, jaka to ideologia i co za nią stoi. Niektórzy twierdzą też, że lewicowi ekologowie zbyt mało interesują się przyrodą jako taką, kontemplowaniem jej piękna, rozpowszechnianiem wiedzy na jej temat – a zamiast tego egzystują de facto w rzeczywistości wielkomiejskiej, skupiając się przede wszystkim na xerowaniu ulotek, organizowaniu pikiet etc. Nietrudno zauważyć, że ekologia stała się pewną modą, bycie „pro-ekologicznym” jest w wielu środowiskach (w polityce, w szkołach etc.) dobrze widziane. Mało tego, ta lewicowa ekologia jest propagowana także w kulturze popularnej. Co rusz słyszymy o muzykach rockowych, którzy część dochodu z występów i płyt przeznaczają „na rzecz walki z globalnym ociepleniem”, albo o aktorkach, które rozbierają się publicznie – rzekomo w proteście przeciw noszeniu futer zwierzęcych. Innym przykładem takiej lewicowo-ekologicznej infiltracji może być serial rysunkowy dla dzieci i młodzieży „Kapitan Planeta”, emitowany wielokrotnie również w Polsce. Serial ten zawiera wszystkie zasadnicze motywy „postępowego” ekologizmu, a to np. inspiracje duchowością new age (postać Gaji – „dobrego ducha Ziemi” oraz magiczne pierścienie), multikulturalizm (bohaterowie pochodzą z różnych kontynentów, ras, narodów), antykapitalizm (wrogami najczęściej są źli, nieuczciwi i niewrażliwi przedsiębiorcy, którym wysługują się zdemoralizowani naukowcy).
Przy tym wszystkim dość specyficzne są poglądy Petti Linkoli z Finlandii, którego trudno umieścić w schemacie „prawica-lewica”. Linkola to piewca „deindustrializmu”, dzikiej przyrody i skrajny „antropofob”. Linkola uważa planetę Ziemię za żywy organizm, człowieka zaś za pasożyta tenże organizm niszczącego. Zdrowie Ziemi może przywrócić więc tylko radykalny homicyd! Pentti Linkola z radością wita każdą katastrofę, czy to naturalną czy spowodowaną przez człowieka. Istotne jest jedynie to, by ofiar było jak najwięcej. (…) Sam żyjąc na jednej z bałtyckich wysp, z nienawiścią i pogardą wypowiada się o miastach i żyjących w nich ludziach, postulując równocześnie, ich unicestwienie, wraz z mieszkańcami przy pomocy broni atomowej. [5]
Innym radykałem był słynny Ted Kaczyński, znany jako Unabomber – amerykański matematyk, który wypowiedział wojnę technologii i cywilizacji przemysłowej, zamieszkał w chatce na odludziu i stamtąd wysyłał ładunki bombowe przedsiębiorcom i naukowcom. W 1995 Kaczynski wymusił na redakcji New York Times wydrukowanie jego manifestu. W Polsce tekst ten został wydany przez anarchistyczne wydawnictwo „Inny Świat”, fragmenty drukowała także katolicko-konserwatywna Fronda.[6] Ted Kaczynski został schwytany w 1996 roku, a w 1998 skazany na dożywocie. Obecnie przebywa w więzieniu ADX Florence w stanie Kolorado.

Na prawicy - od nieufności do własnej interpretacji
Przyjmiemy tutaj bardzo szeroką definicję „prawicy”, włączając do niej nie tylko wyrosły bezpośrednio ze sprzeciwu wobec rewolucji francuskiej konserwatyzm (katolicki, reakcyjny etc.), ale także konserwatywny liberalizm i libertarianizm z jednej strony oraz ruchy narodowo-rewolucyjne – z drugiej. Weźmiemy pod uwagę także nowoczesne, eklektyczne ideologie, w których pewne postulaty utożsamiane raczej z „prawicą” są łączone z pomysłami umownie określanymi jako „lewicowe” – mowa tu np. o narodowym anarchizmie, szeroko pojętym terceryzmie etc.
Powszechnie sądzi się, że konserwatywna prawica to zajadły wróg inicjatyw ekologicznych. W pewnym sensie jest to prawda – istotnie, zwłaszcza wśród konserwatywnych liberałów (takich jak rodzima Unia Polityki Realnej) spogląda się na ekologów (czy ściślej: ekologistów) podejrzliwie i krytycznie, a nawet pogardliwie. Przyczyny tego są dość oczywiste – a jest nimi ów ideologiczny sztafaż, który tak wielu działaczy ekologicznych ciągnie za sobą. Poza kwestiami filozoficznymi i obyczajowymi pojawia się często także argumentacja ekonomiczna. Konserwatywni liberałowie doszukują się u radykalnych zwolenników ochrony przyrody ciągot socjalistycznych, prób ograniczenia (czy wręcz likwidacji) wolnego rynku w imię walki o naturę. Na przykład publicysta Tomasz Teluk, zwalczający m.in. „wiarę” w „globalne ocieplenie”, mówi w jednym z wywiadów: Pod hasłem „globalnego ocieplenia” zjednoczyła się lewica: socjaliści, marksiści, zieloni itd. Dzięki temu mają coraz większy wpływ na opinię publiczną. (…)Demonstrujący w Kopenhadze marksiści, trockiści, maoiści, geje, ekolodzy i feministki to ci sami ludzie, którzy demonstrują przeciwko globalizacji, kapitalizmowi czy ochronie życia. Ich językiem jest przemoc i wzywanie do rewolucji. Zresztą wiele tych grup finansowanych jest przez biurokratów. Obie grupy potrzebują się nawzajem i mają te same cele: walkę z życiem ludzkim, tradycją, rodziną, wolnym rynkiem. Nic więc dziwnego, że prawica broni tych wartości, na których została zbudowana nasza cywilizacja. [7]
Wśród wolnorynkowców panuje przekonanie, że postęp technologiczny to zasadniczo rzecz godna największej pochwały, podobnie jak kapitalistyczny ustrój gospodarczy, a co za tym idzie działania „ekologów” są co najmniej podejrzane i stanowią nic innego jak tylko maskę dla prądów socjalistycznych i totalitarnych, czy w ogólności destrukcyjnych. W ramach tego poglądu głosi się także, że w istocie tenże ustrój kapitalistyczny, rynkowy – jest najlepszą gwarancją ochrony przyrody i że wynika to m.in. z obecnego w nim poszanowania praw własności. Jak pisze np. libertarianin Jacek Sierpiński: (…) rzeka nie ma właściciela (tylko strażnika w osobie ministra w Warszawie i jego urzędników), tak więc nikt nie protestuje przeciwko wlewaniu do niej odpadów i trucizn. Interesy przemysłu zawsze przeważą u państwowych decydentów. Gdyby rzeki miały właścicieli, to pomyśleliby oni kilka razy, zanim zgodziliby się na wpuszczenie trucizn na swoje terytorium. Musieliby się bowiem liczyć z pozwami od właścicieli fragmentów rzeki leżących w dół od ich działki (a także od właścicieli czy dzierżawców morskich łowisk i plaż - rzeki wpadają przeważnie na końcu do morza) oraz od osób mieszkających obok, których przestrzeń powietrzna zostałaby zanieczyszczona wyziewami (zakładając oczywiście, że przestrzeń powietrzna też miałaby prywatnych właścicieli, tak jak np. w prawie rzymskim, gdzie właściciel gruntu był też właścicielem przestrzeni położonej nad nim). A jeśli w końcu zgodziliby się, to kazaliby sobie zapewne sporo za to zapłacić. W ten sposób koszty te przestałyby być zewnętrzne, a stałyby się kosztami ponoszonymi przez trucicieli. [8]


Ekologia...
Ciąg dalszy...

Przytoczmy tu jeszcze opinię Marzeny Dobner, która dokonuje podziału prawicowo-wolnorynkowego podejścia do ekologii na trzy grupy poglądów, po czym poddaje je ocenie: Pierwszej nie zamierzamy traktować poważnie – negować coś tylko dlatego, że lewactwo tak powiedziało lub pomyślało, jest przykładem karczemnej głupoty (…) drugi punkt widzenia to taki, który poważa kwestie ekologiczne argumentując, że aktywność człowieka w świecie jest czymś normalnym (…) Jest to pogląd oparty na błędnych założeniach, inspirowanych proliberalnym stylem myślenia. Owszem, przekonanie o „naturalności” dokonań człowieka jest słuszne; jako gatunek dominujący intelektualnie mamy pełne prawo „czynić sobie ziemię poddaną”, i ten aspekt jest jak najbardziej zasadny. Jednak ma on sens tylko wówczas, kiedy mamy na myśli walkę o byt – o siedlisko czy pożywienie. Współczesna ekspansja cywilizacyjna człowieka (…) stoi w sprzeczności z prawami przyrody i w efekcie narusza delikatną równowagę środowiska. (…) Trzecia grupa poglądów to opinie uderzające przede wszystkim w metody działania i propagandę lewicowych ekologistów. [9]
Ale poza tym wszystkim ciekawa jest inna rzecz: a mianowicie fakt, że konserwatyzm u swych źródeł nie był tak bardzo zafascynowany wolnym rynkiem i rozwojem technologicznym, jak współczesny konserwatywny liberalizm. Przeciwnie wręcz: wielu XIX-wiecznych tradycjonalistów krytykowało zarówno liberalną koncepcję gospodarki, jak i industrializację, a robili to z pozycji kontrrewolucyjnych, z pozycji ludzi marzących o powrocie do czasów feudalnych, życia możliwie powolnego, spokojnego, zorganizowanego poprzez hierarchię i obyczaj. Tacy konserwatyści zarzucali liberalizmowi (ale – rzecz jasna – także socjalizmowi) atomizację społeczeństwa, destrukcję tradycyjnych więzi, zakucie człowieka w kajdany stresu i pośpiechu oraz nastawienie wyłącznie na zysk i zaspokajanie potrzeb materialnych. Można tu wymienić takich myślicieli, jak np. Ludwik von Haller, Justus Moser, Adam Muller, czy – w wieku XX – Mikołaj Gómez Dàvila. Moser cenił rzemiosło i produkcję rolną, krytykując handel i ingerencję handlu w życie ludzkie, a także wypieranie przez obce towary rodzimych. Uważał, ze handel spowodował, iż ludzie zaczęli nabywać towary niepotrzebne im do życia, co spowodował, że zaczęli wydawać pieniądze na siebie i na przyjemności, zaniedbując potrzeby rodziny i obowiązki wobec państwa. [10] Z kolei na przełomie XIX i XX wieku w Niemczech pojawił się ruch Wandervoegel (Wędrowne Ptaki), zwiastujący poniekąd późniejszą rewolucję konserwatywną. Bardzo mocno akcentował on konieczność powrotu do natury, wyrwania się z nurtu życia wielkiego miasta, przebywania na prowincji, kontemplowania przyrody. Członkowie grup Wandervoegel organizowali m.in. wiejskie wycieczki, ogniska, wędrówki po górach etc. Była w tym wyraźna nuta romantyzmu i sprzeciwu wobec mieszczańskiego trybu życia.
Jak pisze Marzena Dobner: W latach 40-tych ubiegłego wieku konserwatysta Friedrich Georg Junger ogłosił „Perfekcję techniki”, której postulaty przeniknęły do ruchu ekologistów dopiero po 20 latach. Jeden z polskich prekursorów nowoczesnego ekologizmu, Jan Gwalbert Pawlikowski, był członkiem galicyjskiego Stronnictwa Narodowo-Demokratycznego. Akcentował w swoich koncepcjach wątki patriotyczne i konserwatywne, opowiadając się przeciwko wysuszającym tendencjom cywilizacji masowej.[11] Można dodać, że Pawlikowski (1860 – 1939) był zapalonym taternikiem oraz gorącym entuzjastą utworzenia na terenie Tatr parku narodowego.
Zarys konserwatywnej postawy „pro-ekologicznej” podał np. publicysta Remigiusz Okraska w swoim szkicu „Drzewa i groby. Rzecz o ekologii ojczyźnianej”, gdzie pisze m.in.:

Wydaje się zatem, że nie jest możliwa skuteczna, sensowna i przynosząca trwałe efekty ochrona przyrody bez odwołania się do patriotyzmu, umiłowania ojczyzny. Samo pojęcie ekologii ojczyźnianej jest truizmem, bowiem rdzeń pojęcia ekologia pochodzi od oikos oznaczającego dom i tak właśnie należy ją traktować — jako ochronę swego domu, rozumianego jako pielęgnacja terytorium, w którym osadzone są ludzkie siedliska.
(…)
Przyroda powinna być chroniona nie tylko ze względu na jej rolę w trwaniu gatunku ludzkiego, nie tylko w imię uznania jej za wartość samoistną. Jest ona także przede wszystkim integralną częścią ojczyzny, tak samo cennym składnikiem danego miejsca, jak tradycja i etos. W takim samym stopniu jak one decyduje o niepowtarzalności i wyjątkowości ojczyzny, zasługuje na równie troskliwą opiekę, jak kultura materialna i pamięć o przeszłości.
(…)
Rozważając kwestię ekologii ojczyźnianej nie sposób nie dostrzec, iż kryzys patriotyzmu i degradacja przyrody są współzależne. Rozprzestrzenienie się kosmopolitycznych wzorców, zohydzenie na różne sposoby miłości do ojczyzny i własnej kultury sprawiło, iż w miejsce dotychczasowego przywiązania do rodzinnych stron pojawiło się wyobcowanie, brak zakorzenienia i poczucia tożsamości.
[12]

W innym artykule Okraska opisuje postawę „konserwatywno-ekologiczną” na przykładzie J.R.R. Tolkiena, autora „Władcy Pierścieni” i „Hobbita”. Czytamy m.in.: (…) wioska, w której zamieszkał Tolkien z rodziną, była jedną z ostatnich ostoi dawnego stylu życia. Czas biegł tu wolno, mieszkańcy zajmowali się uprawą roli, sadownictwem i drobnym rzemiosłem, a wielkomiejskie nowinki docierały ze znacznym opóźnieniem (…) Wkrótce jednak z powodu rozpoczęcia nauki szkolnej chłopiec wraz z rodziną zmuszony był do przeprowadzki do pobliskiego Birmingham. Miasto ze swym wielkim przemysłem, postępującą urbanizacją i chaotyczną kulturą było całkowitym zaprzeczeniem wiejskiej atmosfery (…)Trudno się zatem dziwić, że w sytuacji, gdy Tolkien w swych książkach zawarł wiele ze swoich poglądów społecznych, ich przesłanie wywarło głęboki wpływ na czytelników i niejednokrotnie stało się inspiracją dla działań o charakterze ekologicznym czy też do dokonania przewartościowań odnośnie stosunku do całej ideologii, na której opiera się cywilizacja przemysłowa. [13]
Kolejnym opisywanym przez Okraskę konserwatystą miłującym przyrodę i wrogim rozpędzonemu społeczeństwu epoki przemysłowej był norweski pisarz Knut Hamsun (1859 – 1952). „Błogosławieństwo ziemi” — książka, którą Knut Hamsun napisał w 1917 r. to jedna z najpiękniejszych powieści przedstawiających starcie dwóch światopoglądów, stylów życia i systemów wartości: tradycyjnego oraz charakterystycznego dla epoki nowoczesnej, naznaczonej piętnem industrializmu, materializmu i ekonomizmu. Norweski pisarz, autor m.in. „Pana”, „Głodu” i „Misteriów”, w których silnie akcentował swą niechęć wobec „bezdusznej cywilizacji anglosaskiej” i realiów epoki przemysłowej oraz przywiązanie do życia według dawnych reguł, w roku 1920 został uhonorowany literacką Nagrodą Nobla właśnie za „Błogosławieństwo ziemi”. [14]
Ciekawą postacią był także Edward Abbey, amerykański radykalny działacz ekologiczny, zarazem odcinający się od lewicowej kontrkultury i określający przewrotnie jako „konserwatywny anarchista”. Był on autorem m.in. powieści „Monkey Wrench Gang” opowiadającej o „eko-wojownikach”, przemierzających Amerykę i dokonujących aktów sabotażu, wymierzonych w centra przemysłowe i technologiczne. Abbey wspierał m.in. postulaty redukcji liczby imigrantów przyjeżdżających do USA, a także organizację National Riffle Association, walczącą o prawo do posiadania broni palnej. Mawiał także, że patriota zawsze powinien być gotowy bronić swej ojczyzny przed rządem.[15]
Przejdźmy do historii organizacji ekologicznych w powojennych Niemczech (RFN).[16] Ważną postacią tych środowisk był Herbert Gruhl (1921 – 1993) – działacz Chrześcijańskiej Unii Demokratycznej (CDU). Jak pisze o nim Tomasz Gabiś: W 1969 roku został wybrany posłem do Bundestagu. Został członkiem komisji parlamentarnej zajmującej się sprawami wewnętrznymi. W jej kompetencjach leżała również “ochrona środowiska”. Nikt się wówczas tym problemem nie interesował, i Gruhl znalazł sobie właśnie tam pole do działania. Od tego momentu wszystko, co robił na niwie politycznej wiąże się z ochroną przyrody. To jej poświęcił swoje pierwsze przemówienie w parlamencie (…).[17] W roku 1979 utworzył partię Zielona Akcja – Przyszłość. Napisał on także książkę „Plądrowana planeta”. Marzena Dobner w swoim tekście o narodowym ekologizmie wymienia również inne „prawicowo-narodowe” organizacje tego okresu: Związek Młodzieży Wiernej Ojczyźnie (BHJ) oraz Zieloną Listę.
Gruhl brał także udział w kongresie założycielskim Partii Zielonych, ale – jak pisze Gabiś – Nie udało mu się jednak nadać nowej partii konserwatywno-ekologicznego charakteru. Przyjęcie zasady podwójnego członkostwa sprawiło, że do Zielonych napłynęli szybko członkowie małych kadrowych partii komunistycznych, marksistowskich, trockistowskich itp., którzy zyskali wkrótce największe wpływy w partii. (…) Na dwa lata przed śmiercią Gruhl założył organizację Niezależni Ekologowie Niemiec - ponadpartyjny ruch społeczny skupiający prawicowo-konserwatywnych ekologów.[18]
Gabiś tak posumowuje działalność Gruhla i w ogólności koncepcję prawicowego ekologizmu: Ekologia, ochrona dziedzictwa przyrodniczego są sprawą zbyt poważną, aby zostawiać je w rękach lewicowych ekologów, którzy sądzą, że można ocalić przyrodę niszcząc równocześnie moralne i obyczajowe tradycje, narodowo-kulturalne odrębności, miłość do ojczyzny jako wspólnoty ducha i historii. Tak naprawdę ekologia może być tylko konserwatywna, gdyż przyroda, kultura, tradycja tworzą układ współzależnych elementów, w którym przebiega życie człowieka. Lewicowa ekologia, która chce chronić przyrodę, ale w dziedzinie moralnej, obyczajowej, politycznej i kulturalnej wyznaje i propaguje destruktywną ideologię “postępu i wolności”, degeneruje się szybko do hedonistycznej, indywidualistycznej subkultury, która jako taka stanowi zagrożenie dla naturalnego środowiska.[19]
Zagadnieniom ochrony środowiska naturalnego dużo miejsca poświęca pismo „Obywatel”, które odwołuje się do wielu idei lewicowych (wrażliwość społeczna, antykapitalizm), ale jednocześnie nie lansuje destrukcyjnych postulatów obyczajowych Nowej Lewicy, przeciwnie wręcz – akcentuje potrzebę patriotyzmu, patriotyzmu lokalnego, zakorzenienia we wspólnocie, niejednokrotnie też wyraża się przychylnie o katolickiej nauce społecznej, ideach korporacjonizmu etc. Na łamach „Obywatela” regularnie publikują m.in. cytowany w tej pracy Remigiusz Okraska, a także działacz ekologiczny Olaf Swolkień.
W polskim ruchu narodowym koncepcje działalności ekologicznej nie są jeszcze zbytnio rozwinięte, czy to z powodu przeoczenia, czy też ze względu na nieufność, wywołaną opanowaniem tego obszaru przez lewicę, nieraz bardzo radykalną. Za swego rodzaju „narodowym ekologizmem” nominalnie opowiada się Narodowe Odrodzenie Polski, pisząc w swoich „Wytycznych”: Środowisko naturalne, przyroda ojczysta, to część naszego narodowego dziedzictwa. Mamy obowiązek przekazania go w nienaruszonym stanie następnym pokoleniom. Dlatego dążymy do zmiany stosunku człowieka do przyrody, do ustalenia harmonii pomiędzy rozwojem technicznym a naturalnymi ekosystemami, zapewnienia czystości ojczystego środowiska przyrodniczego, jako podstawy zdrowia Narodu.
Pod koniec lat 90-tych miały też miejsce próby opracowania wspólnej płaszczyzny działania dla bardzo odmiennych grup „anty-systemowych” (od anarchistycznych po nacjonalistyczne), podjęte podczas II Kongresu Opozycji Antysystemowej w Wałbrzychu. Udział w tym posiedzeniu wzięli przedstawiciele m.in. Stowarzyszenia „Niklot”, Stowarzyszenia „Ekofront”, Pracowni Na Rzecz Wszystkich Istot, Organizacji Monarchistów Polskich i kilku innych grup. Powołano wówczas porozumienie o nazwie Konfederacja Dla Naszej Ziemii, które jednak okazało się być efemeryczne i nie jest znane z szerszej działalności.
17 lutego 2010 r. w lokalu wrocławskiego oddziału Civitas Christiana odbyła się dyskusja na temat tego, czy i w jaki sposób siły „prawicy narodowej” mogą zagospodarować obszar ochrony środowiska, nadając mu własny, prawidłowy wymiar. W debacie wzięli udział przedstawiciele rozmaitych środowisk, takich jak np. Młodzież Wszechpolska, Civitas Christiana, Obóz Narodowo-Radykalny, Narodowe Odrodzenie Polski, Unia Polityki Realnej, Organizacja Monarchistów Polskich. Poruszono bardzo wiele wątków, m.in. relację pomiędzy ochroną przyrody a patriotyzmem i przywiązaniem do Ojczyzny; kwestię tego, na ile prawdziwe są katastroficzne wizje szerzone przez lewicowych ekologów; związek pomiędzy stanem przyrody, rozwojem technicznym, a ustrojem gospodarczym; postępujący proces przekształcania się niektórych hipotez naukowych (jak ta o globalnym ociepleniu) w swego rodzaju „świeckie religie” z nienaruszalnymi dogmatami; sprawę elektrowni atomowych; koncepcję małych, oddolnych działań na rzecz przyrody (jak np. dokarmianie zwierzyny leśnej – akcja organizowana przez ONR Podhale) i to, czy jest sens wiązać je z określonymi organizacjami i ideami politycznymi.
Czas pokaże, czy z takich przemyśleń i dyskusji coś wyniknie. Z pewnością ekologia (rozumiana, nie do końca ściśle, jako ochrona przyrody) to ważny temat we współczesnej epoce industrializacji, nadużywania środków syntetycznych, ustawicznego pośpiechu i nerwowej egzystencji milionów ludzi w zatłoczonych przestrzeniach wielkich miast.

ATW

PRZYPISY:

1. Marzena Dobner – „Narodowy ekologizm”, „17 – Cywilizacja Czasów Próby”, nr 2/2009, str. 7
2. Marzena Dobner – „Narodowy ekologizm”, str. 8
3. Bogdan Pliszka – „Zielono mi”
http://www.konserwatyzm.pl/publicystyka.php/Artykul/1640/
4. Bogdan Pliszka – „Zielono mi”
5. Bogdan Pliszka – „Zielono mi”
6. Manifest Unabombera:
http://www.ateizm.host.sk/texty/unamani.htm#unabomb
7. Wywiad z Tomaszem Telukiem:
http://www.konserwatyzm.pl/publicystyka.php/Artykul/4702/
8. Jacek Sierpiński – „Władza polityczna jako „strażnik” środowiska?”, „Gazeta An Arche” nr 45, sierpień 1997
http://www.libertarianizm.pl/gazeta_an_arche/
wladza_polityczna_jako_straznik_srodowiska
9. Marzena Dobner – „Narodowy ekologizm”, str. 10
10. http://pl.wikipedia.org/wiki/Justus_M%C3%B6ser
11. Marzena Dobner – „Narodowy ekologizm”, str. 8
12.Remigiusz Okraska – „Drzewa i groby. Rzecz o ekologii ojczyźnianej”, „Rojalista” nr 25, poprawiona wersja:
http://www.legitymizm.org/drzewa-groby
13. Remigiusz Okraska – „J.R.R. Tolkien wobec tryumfu cywilizacji przemysłowej”, „Zielone Brygady” nr 119,
http://www.legitymizm.org/tolkien-cywilizacja-przemyslowa
14. Remigiusz Okraska – „Rustykalna Arkadia w powieści Knuta Hamsuna”,
http://www.legitymizm.org/rustykalna-arkadia-hamsun
15. http://en.wikipedia.org/wiki/Edward_Abbey
16. Więcej na ten temat tu: http://www.legitymizm.org/zgnilozieloni
17. Tomasz Gabiś – „Herbert Gruhl – patron konserwatywnej ekologii”:
http://prawica.net/opinie/21511
18. Tomasz Gabiś – „Herbert Gruhl – patron konserwatywnej ekologii”
19. Tomasz Gabiś – „Herbert Gruhl – patron konserwatywnej ekologii”


34