Wielkie zebranie RNR "Falanga"
J.Z. Cybichowski

Są ideje i są siły, których stłumić nie można. Są ruchy polityczne i są ludzie, których przeznaczeniem jest tworzyć historię. Są napięcie woli, dla których nie istnieją już przeciwności, ani przeszkody.
Dzień 28 listopada...
Ludzie, idący 28 listopada 1937 r. o godz. 10, 11, 12, 1, 2-ej, ulicą Ordynacką, szli po przez kordon policji. Granatowe mundury, znamiennie dodawały barwy szaremu dniu. Było zimno. Od czasu, do czasu padał deszcz; jesienna niedziela chciała dorównać beznadziejnością polskiemu życiu. Granatowe mundury napełniały bramy domów, granatowe mundury wyrastały grupami u wylotów ulic, granatowe mundury znaczyły linię trotuaru. Granatowe mundury musiały stać i musiały patrzyć - ulicą Ordynacką szli ludzie. Od 10 rano sznurami, sznurami - robotnicy, studenci, biedne palta, młode twarze, ludzie, ludzie, ludzie, energiczne ruchy, sprężyste spojrzenia, twarde kroki. O 11-ej sznury idących stały się pochodem, przemieniły się w zwarty, falujący rytmicznie tłum. O 11.30 tłum stał się masą. U wejścia do wielkiej rotundy Cyrku są okrzyki. Tu panuje słowo o dynamice taranu - Falanga! W rękach tych, którzy wchodzą, wykwitają kwiaty jesiennej, warszawskiej ulicy - numery pisma. Policja po lewej stronie, przy schodach od Tamki i przed Konserwatorium. Naprzeciw, na stopniach gmachu, gdzie ma być zebranie zielone, jaskrawe opaski naszych straży porządkowych. Z każdej opaski bije w oczy biała, załamana wymowną linią ręka z mieczem...
Na sali
Olbrzymia sala nie może pomieścić ogromy głosów splątanych, nerwowych, podnieconych. Sala ma szczególną dynamikę, jakby była naładowana materiałem wybuchowym. Sala, w której serca przyczajone są do skoku. Patrzę z galerii. Na piasku areny, ogromnych rozmiarów, biała ręka z mieczem. Pod nią, półkolisto sława : Życie i śmierć dla Narodu. Ludzie czytają napis i wyczuwają już, po raz pierwszy dzisiaj, że usłyszą coś nowego, coś, co nie jest podobne do żadnych słów, ogranych, fałszywych, urzędowych, słów, mówionych, im dotąd. Życie i śmierć dla Narodu... To jest uderzające. Tego nikt nie słyszał. Owszem wymagano śmierci, bohaterskiej śmierci dla Ojczyzny, dla Polski, ale nikt jeszcze nie żądał życia. Uznawano heroizm śmierci, stawiano go najwyżej. Dziś na pierwszym miejscu heroizm życia - życia dla Narodu. Już nie tylko jeden, kolosalny, święty wysiłek na placu boju, ale codzienny, twardy niewdzięczny, szary trud, tworzenie Wielkości, rozłożone na dni, na godziny, ciągłe, uparte. Ludzie czytają napis myślą... Na balustradzie loży orkiestrowej - flaga ze znakiem Ruchu. Flaga ruchu na poręczy mównicy, po drugiej stronie sali. Nad mównicą długi, też zielony proporzec, na nim Szczerbiec. Jeszcze wyżej, barwy narodowe.
Mija godz. 11.45. Od parteru, aż po ostatnie rzędy galerii morze głów. Ludzie stoją już w przejściach. Straż porządkowa rozmieszcza stojących i zajmuje wyznaczone stanowiska. Po nad gwarem słychać błyskawice rozkazów.
Po tym, wzmocniony megafonowy głos Zygmunta Dziarmagi : Zarządzam zamknięcie drzwi ! Otwieram zebranie !
Zebranie rozpoczęte
Zygmunt Dziarmaga otwiera zebranie krótkim, żołnierskim przemówieniem. Padają nazwiska tych, którzy polegli w walce o Wielką Polskę, padają nazwiska Wacławskiego i Grotkowskiego, Wieśniaka i Materki, Chudzika i Kozłowskiego. Moce zdania ciosają obraz walki Ruchu Narodowo - Radykalnego. Dalej Dziarmaga mówi : "Nie będą tu dzisiaj przemawiać do was głośni adwokaci, albo posłowie sejmowi. Nie będą tu do Was przemawiać gracze i oszuści polityczni, którzy w wygodnych fotelach klubowych przy czarnej kawie targują się o losy i życie milionów ludzi pracy.
Do Was przemówią to dzisiaj ludzie czynu, - koledzy tych, którzy polegli. A przemówią nie po to, żeby was otumaniać tysiącami demagogicznych frazesów, ale po to, żeby obudzić w was żelazną wolę walki i ofiary dla wielkości i potęgi Polski".
Dziarmaga kończy wśród okrzyków i braw, oddając głos Olgierdowi Szpakowskiemu.
Olgierd Szpakowski
Wejście Olgierda Szpakowskiego sala przyjmuje długimi oklaskami. Szpakowski wita zebranych podniesieniem ręki i zaczyna głębokim, urywanym głosem : Polska - stoi w przededniu - Przełomu !
Słowa, zdania, okresy rozpalają salę. Co raz więcej okrzyków, co raz silniejsze brawa. Kiedy mówca zaczyna o fołksfroncie, o komunie, o żydach sala jeży się, przelatują hasła i jedno potężne, ze wszystkich piersi słowo - precz !
Wojciech Kwasieborski
A, gdy po tym niski, tubalny głos Szpakowskiego zastępi głos Wojciecha Kwasieborskiego, tenorowy i ostry, zebrani klaszczą po niemal każdym zdaniu. Wzmaga się temperatura wiecu. Z mównicy nie padają już sformułowania bojowe, nie padają efektownie wypowiadane zdania. Sformułowania Kwasieborskiego są często zjadliwe, na zewnątrz oszlifowane, gładkie, eleganckie, ale od wewnątrz przepojone fanatyzmem. Fanatyzm przemówienia wybucha, wydostaje się z pod, zda się zimnej i wytwornej powierzchni formy. Padają oskarżenia, wypryskują nazwiska, określenia i nazwy : Józefowski, Grażyński, Stronnictwo Pracy, fołksfront.
Kwasieborski, z ta jemu tylko właściwą, chłodną pasją krytykuje "demokrację", jako formę przejściową do ustroju komunistycznego. Mówi o absurdzie pięcioprzymiotnikowego głosowania...
W tym momencie z lewej strony sali okrzyk: niech żyją pięcioprzymiotnikowe wybory ! Na sali cisza. Tylko w miejscu gdzie, skąd padł okrzyk, - próba jego podtrzymania. Kilka osób woła : niech żyją... Wojciech Kwasieborski na chwilę przerywa.
Z trybuny spokojny rozkaz Dziarmagi : Pięciu ludzi z odwodu środkowego wyprowadzi tych panów, którzy hałasują!
Straż podbiega. Krzyczący stawiają opór. To zorganizowana - bojówka w sile kilkudziesięciu ludzi! Pada drugi rozkaz przewodniczącego:
- Dwudziestu ludzi z galerii - strona prawa - uspokoi tych panów!
Krótkie gwałtowne starcie. Trochę okrzyków, trochę hałasu. Kilku ludzi zwala się na ziemię. Tych wynoszą - gdyż - o własnych siłach nie mogą "opuścić" zebrania. Resztę wyprowadzają wśród rzęsistych ciosów. Koniec zajścia. Sala śpiewa "Hymn Młodych".
Z trybuny spokojny głos:
Kolega Wojciech Kwasieborski dokończy przemówienia.
Kwasieborski mówi chłodno i mocno. Zdania są co raz silniejsze, padają jak hasła. Sala odpowiada. Wreszcie końcowe sformułowanie mówca wykrzykuje głosem, jakby nie swoim, wielkim, rosnącym : Chleba dla Polaków, władzy dla Narodu, Wielkości dla Polski !
Marian Reutt
Na trybunę wchodzi Marian Reutt. Głos, jak zawsze nieco zachrypnięty, konkretność myśli, postać krępa, silna, głowa przechylona zdecydowanym ruchem. Słowa jego ryją się głęboko w umysłach słuchaczy. Mówi o programie gospodarczym, o dzisiejszej nędzy mas, przedstawia wizję przyszłego ustroju. Mówi : ustrój kapitalistyczny, to ustrój wyzysku człowieka przez człowieka, ustrój komunistyczny, to ustrój wyzysku człowieka przez państwo! Zebrani przerywają mu ciągle, wznoszą okrzyki przeciw kapitalizmowi, żydom i sanacji. Marian Reutt kończy wśród rzęsistych oklasków. Za chwilę donośny głos Zygmunta Dziarmagi : - Przemawiać będzie Bolesław Piasecki.
Boleslaw Piasecki mówi.
Sala cichnie, zastyga w oczekiwaniu. Jeszcze chwila napięcia. Wtem wyrastają u boków mównicy dwie twarde postaci w jasnych koszulach, z pasami koalicyjnymi. W środku, spokojna, wyniosła postać Wodza. Wita go ogłuszające pozdrowienie tłumu, podnosi się las rąk. Niech żyje ! Niech żyje ! Niech żyje : oklaski rosną, jak burza.
Możeście widzieli kiedyś oficjalne powitanie ? Urzędową przemowę ? Może słyszeliście, przynajmniej w kinie, robiony "entuzjazm mas" ? Jeżeli tak, to możecie ocenić wejście Piaseckiego. Zobaczcie, jak wita nowe pokolenie !
Kapelusze, czapki, kapelusze, czapki... Odkrywają się głowy, otwarte dłonie nad głowami i spontaniczne i spontaniczne, ogromne, jedyne słowo : Wódz ! Trzy tysiące obozowców manifestuje na cześć kierownika. Trzy tysiące ramion wita Go pozdrowieniem organizacyjnym.
Owacja trwa długo, ale serca nie mogą pozbyć się radości, nie mogą wyładować uwielbienia: Niech żyje Bolesław Piasecki !
Różnie przemawiają ludzie. Ale podobnie zwykle przemawiają kierownicy ruchów politycznych, twórcy państw, dyktatorzy narodów. Mają zbliżone, efektowne powiedzenia, słowa wzmagają się ku końcowi zdań, zamykają je błyskotliwe i krasomóczo.
Piasecki mówi inaczej.
W jego słowach nie ma ani patosu, ani efektów, ani ozdób. Są kapitalne sformułowania taktyczne o bezpretensjonalnej formie. Ale Piasecki każdym zdaniem uzasadnia swoje wodzostwo : nie demagogia zwrotów, lecz rzucaniem zapowiedzi, które po tym realizuje, nie literackimi splotami wyrazów, a mocą przeświadczenia, z jaką wypowiada sądy i wysuwa koncepcje. Kiedy Piasecki mówi : "ja", to brzmi to tak niesłychanie naturalnie, tak oczywiście, że nikt nie może wobec tego stwierdzenia pozostać obojętny, każdy musi się podporządkować, albo nienawidzieć. Nie ma innego stosunku do Piaseckiego, jak te dwa.
W swym krótkim przemówieniu użył Bolesław Piasecki dwóch zwrotów, które rysują przyszłość Polski. Przytaczam je po to, byście mogli sprawdzić je kiedyś : My chcemy i będziemy nosić w naszej organizacji mundury.
Istnieje w całym obozie narodowym zasadnicza wątpliwość, kogo do chorej Polski wołać należy - lekarza chorób wewnętrznych czy chirurga. Ja mówię : wezwiemy chirurga ! Kiedy Piasecki kończy mówić sala wstaje z miejsc. Już nie klaszcze, tylko krzyczy. Znów splątane, z tysięcy gardeł - Niech żyje! Po tym Hymn Młodych:

Złoty słońca blask dokoła,
Orzeł biały wzlata w wzwyż,
Dumne wznieśmy w górę czoła,
Patrzmy w polski znak i w krzyż!

Polsce niesiem odrodzenie,
Depczem podłość, fałsz i brud,
W nas mocarne wiosny tchnienie,
W nas jest przyszłość - z nami lud!

Naprzód idziem w skier powodzi,
Niechaj wroga przemoc drży!
Już zwycięstwa dzień nadchodzi,
Wielkiej Polski moc - to my!

Piasecki wychodzi.
Zygmunt Dziarmaga, paroma słowami zwróconymi przeciwko nieudanej akcji bojówki socjalkomuny, kończy i zamyka zebranie.
Po tym przez megafon wydaje polecenia straży, która reguluje ruch wychodzących. Powoli sala pustoszeje. Tłum, wychodząc wznosi okrzyki. Przed wyjściem i przez całą Ordynacką szeregi policji. Policja idzie środkiem ulicy, my, obozowcy, trotuarami.
Przez szpaler straży porządkowych, ustawionych od wyjścia aż do jezdni - gdzie stoi samochód - wychodzi Bolesław Piasecki poprzedzany przez Zygmunta Dziarmagę. Za Bolesławem Piaseckim idzie grupa kierowników - najbliższych współpracowników Przywódcy.
Samochód z trudem toruje sobie drogę wśród tłumów.
Rozbicie bojówek
Gdy tłumy, po wyjściu z zebrania, kierują się ulicą Ordynacką na stronę Nowego Światu - od strony ulicy Wareckiej dobiega wrzawa. To straż porządkowa, złożona z członków b. ONR, rozbija i rozpędza bojówki socjalistyczne które szły "na odsiecz" obitym na zebraniu towarzyszom.
Pierwsze od 1934r. Zebranie Ruchu Narodowo - Radykalnego odbyło się 28 listopada 1937 r. o godzinie 12 w sali Cyrku, w Warszawie.

(pierwodruk: "Falanga", 5 grudnia 1937)


J.Z. Cybichowski


Wielkie zebranie...
Ciąg dalszy...


31