Melancholia...
 Pavlvs



Melancholia...
Ciąg dalszy...

"Prawdziwy reakcjonista nie jest tym, kto marzy o dawnych czasach, lecz myśliwym ścigającym święte cienie na wiecznych wzgórzach."

(Mikołaj Gómez Dávila)
My "reakcjoniści" nie mamy łatwego życia. Mamy cały świat przeciwko sobie, a po naszej stronie(w ludzkim sensie), nie mamy już praktycznie nikogo i niczego. Ale właśnie dlatego, jesteśmy reakcjonistami. Gdyby na tym świecie było coś godnego konserwowania, bylibyśmy po prostu konserwatystami. W obecnej sytuacji, żyjąc w czasach bez wątpienia "apokaliptycznych" czekamy już tylko ponownego przyjścia Chrystusa, albo nadejścia Kalkina na białym koniu(w zależności od poglądów na religię). Czekamy na koniec tej paskudnej epoki, "nową ziemię i nowe niebo".

Ale mimo tego, że wiemy że ten świat, jest jedną wielką ułudą, "schizmą bytu"(jak pisał hr. Józef de Maistre), zdarza się nam(szczególnie tym o romantycznym usposobieniu duszy) popadać w "melancholię". Przy czym melancholię rozumiem tu na swój sposób. Dopada mnie ona często, paradoksalnie właśnie wtedy gdy wokół mnie widzę Piękno. Piękno które wydaje się być blisko, a tak naprawdę jest nieosiągalne. Piękno które sprawia tylko i wyłącznie dodatkowy ból. Złudne Piękno, które rozbija człowieka i sprawia że zaczyna myśleć że życie tutaj, akceptując ten "antyświat" ma sens. Piękno, którego zdobycie wydaje się często niemożliwe. A może życie tutaj ma sens? Może można tak po prostu, żyć obok? Nie przejmować się tym, że ktoś kto wczoraj był mężczyzną, jutro będzie kobietą i to jeszcze z państwową refundacją? Nie martwić się tym, że gdzieś tam niedaleko mordują dzieci, pod hasłem ,"wolnego wyboru kobiety"? Nie przejmować się totalnym upadkiem obyczajów, którego jednym ze słabszych objawów są 12 latki rzucające palenie? Przejść do porządku dziennego nad księżmi rozdającymi prezerwatywy?
"Reakcjonista ma nie tylko subtelne powonienie, by zwietrzyć absurd, ma również podniebienie, aby go smakować."

(Mikołaj Gómez Dávila)
Być może da się, za największym z XX wiecznych reakcjonistów rozsmakować się w tym gąszczu absurdów i z poczuciem arystokratycznej dumy(arystokratycznej w sensie ducha) patrzeć na to wszystko z pogardą, niejako z góry? A może trzeba za Juliuszem baronem Evolą "ujeżdżać" tego tygrysa?
A jednak najlepszym rozwiązaniem, wydaje się być pełne zaufanie Panu. Odrzucenie od siebie wszystkiego co nas na tym świecie trzyma, wypalenie pragnień. Zamiast szukać złudnej, ludzkiej miłości, można po prostu pójść za Najwyższym. Nie oznacza to oczywiście rezygnacji z walki o "prawdziwy, lepszy świat". Gdy już zrozumiemy czym jest ten świat, jak mało on znaczy w porównaniu z tym który na nas czeka, będziemy jeszcze lepiej umieć walczyć z otaczającą nas ułudą. Gdy poznamy "Drogę Prawdę i Życie", Piękno, nad które nie ma nic wspanialszego, skończy się nasza pogoń za tym co zbyteczne. Nie będziemy tęsknić do przemijającego piękna. Ale zarazem, gdy zrozumiemy kim jesteśmy dla Najwyższego, nie będziemy bali się walczyć o te ostatnie pierwiastki prawdziwego Piękna (t. j. tego które wyszło z ręki Stwórcy) na tym kończącym swój byt świecie. Kontemplacja i walka, te dwie formy naszego bytowania nigdy nie powinny być rozdzielone od siebie. Pamiętajmy o tym!
To the sound of the bells
Oh victorious way
To the sound of the bells
On a glorious day

(Von Thronstahl - "Bells")
Gloomy White Sunday
of heavenly light
I welcome each glorious ray
Silence seems golden
where eyes shining bright
Well I'm not of this world
not of today

(Von Thronstahl - "Gloomy White Sunday")


Pavlvs (Paweł Korzondkowski)

31