Jesteś tutaj: Multimedia » Miscellanea » Międzynarodowy Festiwal Kryminału 2017
Już 22 maja 2018 roku rozpoczyna się kolejna wrocławska edycja Międzynarodowego Festiwalu Kryminału. Aby zachęcić naszych Czytelników do udziału w wydarzeniach, podobnie jak w zeszłym roku, przypominamy dziś najciekawsze spotkania, których byliśmy świadkami wiosną 2017 r. – zarówno wykłady, jak i spotkania autorskie, a także spektakl rozgrywający się na scenie w Starym Klasztorze oraz debatę z udziałem najlepszych twórców polskiej literatury kryminalnej.
Zapraszamy do zapoznania się z nagraniami:
Ponownie sięgniemy do obszernych relacyj autorstwa pani Anny Rychlickiej-Karbowskiej, aby jak najwierniej oddać atmosferę poprzedniego Festiwalu:
pani Agata Thannhäuser, pan dr Rajnhardt Kokot — Nauka w praktyce śledczej. Teoria prawnokarna a rzeczywistość
Antropolog sądowa Agata Thannhäuser opowiadała o tym, w jaki sposób wiedzę antropologiczną można wykorzystać w śledztwie. Przyglądając się kształtom małżowin usznych słuchaczy (czy wiecie, że ta niepozorna część ciała daje się scharakteryzować za pomocą… 24 cech?), specjalistka dzieliła się swoimi doświadczeniami, co rusz przytaczając ciekawe anegdoty i przypadki. Co tak naprawdę można wyczytać z monitoringu? Czy da się rozpoznać przestępców na podstawie nagrania z napadu trwającego… 13 sekund? Koniec końców okazuje się, że żeby utrudnić śledczym pracę, lepiej unikać kamer z bankomatów, należy być żwawym, odzianym w płaszcz przeciwdeszczowy, a po dokonaniu przestępstwa przytyć lub schudnąć ze 20 kilo (potraktujcie to jako ciekawostkę, nie instrukcję).
Zajmujący się prawem karnym doktor Rajnhardt Kokot dotrzymał słowa danego słuchaczom w ubiegłym roku i wprowadził nas w tematykę obrony koniecznej, czyli gwarantującej brak odpowiedzialności karnej osobie broniącej się przed napastnikiem. Chyba największym zaskoczeniem była informacja, że zamach, przed którym można się bronić, to nie tylko atak (czyli działanie), ale i zaniechanie. To ostatnie można odnieść choćby do ratownika, który nie śpieszy na pomoc potrzebującemu, choć taka jest jego rola, czy… gości, którzy mimo próśb gospodarza nie chcą opuścić jego domu. Takich zaskoczeń było więcej, a przytaczane historie z życia wzięte doskonale ilustrowały teorię.
pan dr hab. Krzysztof A. Zajas, prof. UJ — Stephen King i kryminały
pan Stefan Ahnhem — Jak rozwinąć swój pomysł w intrygującą i trzymającą w napięciu opowieść
Krzysztof A. Zajas, autor świetnego „Oszpicyna”, powieści, którą z powodzeniem można postawić w jednym szeregu z prozą mistrza grozy, z dużym zaangażowaniem opowiadał o swojej fascynacji twórczością Stephena Kinga. Badacz literatury wychowany na poezji Herberta i Miłosza, zasiadł do pożyczonego od kumpla „Bastionu” z dużą rezerwą, ale jak już zasiadł, to nie mógł się oderwać. I tak twórczość tego autora towarzyszy mu do dziś, wzbudzając podziw prawdziwym portretem Stanów Zjednoczonych i ich mieszkańców, umiejętnym wykorzystaniem nudnej codzienności jako tła powieści grozy czy językiem. Zwierzę literackie, jak określił Kinga nasz rodzimy autor, z powodzeniem wykorzystuje kryminały i horrory do opowiedzenia o nas samych.
Kolejny wykład poprowadził szwedzki pisarz i scenarzysta, Stefan Ahnhem, który wykorzystał swoje doświadczenie, by opowiedzieć o tym, jak rozwinąć swój pomysł w intrygującą i trzymającą w napięciu opowieść. W trzech aktach i ośmiu sekwencjach przeprowadził nas krok po kroku przez proces tworzenia frapującej historii, podkreślając, jak ważna w jej tworzeniu jest systematyczność. Z rozrysowanego na tablicy schematu stopniowo wyłaniał się przepis na historię napadu, a w finale okazało się, że cała sztuka tworzenia scenariuszy polega na tym, by widz uwierzył w fałszywe zakończenie, nim scenarzysta zaskoczy go tym właściwym. Zdaje się, że po tym wykładzie zupełnie inaczej będą patrzeć na oglądane filmy.
pani dr hab. Anna Gemra, prof. UWr — Wątróbka rachmistrza, czyli spotkania z psychopatą (w kryminale)
pan prof. Janusz Majewski — Opowiadanie obrazami
pan Stefan Ahnhem — spotkanie autorskie
Ostatni kontakt. Między światem żywych i umarłych. Odkrywamy prawdę (scenariusz i reżyseria: pp. Marta Mizuro i Tomasz Salwa, gość specjalny: p. Barbara Chrobak, prokuratorzy: pp. Sebastian Brzuchacz, Paweł Kaliszczak, Paweł Mysłowski, Joanna Nawara, Andrzej Siemieniuk, Jacek Skała, Lucyna Szczepaniak, Marek Zieliński oraz funkcjonariusz policji, biegły medyk sądowy i technik kryminalistyki)
Nagroda Wielkiego Kalibru — jurorzy oraz czytelnicy kontra nominowani (jurorzy: pp. Zbigniew Mikołejko [przewodniczący], Marcin Baran, Witold Bereś, Anna Gemra, Marcin Maruta, Marcin Sendecki i Grzegorz Sowula; nominowani: pp. Artur Baniewicz, Wojciech Chmielarz, Mariusz Czubaj, Ryszard Ćwirlej, Marta Guzowska, Anna Kańtoch, Bartosz Szczygielski i Marcin Wroński, prowadzenie: p. Michał Nogaś)
Otwarcie piątkowej serii spotkań należało do profesor Anny Gemry, która – wspierana przez Hannibala Lectera i rzeszę innych czarnych charakterów – opowiedziała nam o psychopatach, dość licznie zaludniających literaturę kryminalną. Brak empatii, uparte dążenie do postawienia na swoim, nieliczenie się z innymi, egoizm i egocentryzm – oto cechy charakteryzujące osobowość psychopatyczną. Liczne przykłady literackich psychopatów nie pozostawiają złudzeń, że choć spotkanie z taką osobą nie musi skończyć się śmiercią, z pewnością skończy się źle. Dobra rada brzmi: nie pozwólcie psychopacie się wami znudzić. Czasami tylko to może uratować wam życie.
Potencjalni pisarze wciąż mieli przed oczami wspomnienie psychopatki z „Misery” Stephena Kinga, gdy mikrofon przejął reżyser, a od jakiegoś czasu także i pisarz, Janusz Majewski. Autor świetnego kryminału „Czarny mercedes”, osadzonego w czasach okupacji, przybliżył proces opowiadania za pomocą obrazów. Wprowadził nas przy okazji w świat własnych wspomnień, bo gdy wybuchła II wojna światowa, miał osiem lat. W jego głowie wciąż tkwią obrazy z tamtego okresu. Między ważnymi punktami dotyczącymi tworzenia opowieści, takimi jak pomysł, kompozycja czy kreacja postaci, Janusz Majewski dzielił się ciekawostkami związanymi z opisywanym przez niego okresem. Z pewnością wielu zdziwił fakt, że mundury SS projektował Hugo Boss, a w warszawskim getcie w pewnym momencie funkcjonowało około sześćdziesięciu nocnych klubów.
Po tym wykładzie, już po raz drugi w trakcie tegorocznej edycji festiwalu, na fotelu zasiadł Stefan Ahnhem, szwedzki pisarz, którego ambicją jest tworzenie powieści, od których nie można się oderwać. Autor nie należy do tych, którzy starają się złapać czytelników na lep scen przemocy. Praca scenarzysty nauczyła go wycinania niczego nie wnoszących dłużyzn, stara się tworzyć fabuły zmuszające czytelnika do zadawania sobie pytań, intrygujące w każdym rozdziale. Jego misją jest jednak zupełnie co innego. Jako miłośnik muzyki przemyca w powieściach nie tylko te utwory, które są ludziom znane, ale i niezbyt popularne perełki. Gdy czytelnicy dziękują mu za odkrycie dla nich nowych wykonawców, jest to dla niego ogromną nagrodą. Czy dla autora istnieją tematy tabu? Absolutnie nie! Jeśli coś może wzbogacić fabułę, nie rezygnuje z tego. Nawet jeśli mama mogłaby kiepsko zareagować na sceny seksu w treści, jeśli są one uzasadnione, w tekście się znajdą. O reakcję mamy autor pomartwi się później.
Po trzech spotkaniach w Mediatece przenieśliśmy się do Starego Klasztoru. Tłum ludzi opanował salę gotycką, gdzie miała rozpocząć się czwarta edycja „Ostatniego kontaktu. Między światem żywych i umarłych”, inscenizacji z udziałem prokuratorów i innych członków ekipy pojawiającej się na miejscu potencjalnej zbrodni. Tym razem sprawa dotyczyła niejakiego Edka, który wyskoczył z libacji po fajki czy też piwo (zeznania świadków były rozbieżne), ale wyskoczył zbyt dosłownie, bo przez okno, niezbyt malowniczo rozbryzgując się przed wrocławską kamienicą. To dało pretekst rozmowy o tym, jakie czynniki bierze się pod uwagę przy analizie skoku czy upadku, co może stać się z ciałem, a w efekcie: co też przydarzyło się nieszczęsnemu Edkowi. Sprawą zajął się prokurator Skała, gwiazda prokuratury tryskająca dowcipami o rozmnażaniu dzikiego zwierza i niepasujących rękawiczkach O.J. Simpsona. Co stało się z Edkiem? Publiczność zaskoczyła śledczych, głosując na rozwiązanie nieprzewidziane w scenariuszu. A morał z całej historii jest taki, że „Bóg wybacza, trójkąt nigdy”.
Wisienką na torcie piątkowego programu było spotkanie jurorów z autorami nominowanymi do Nagrody Wielkiego Kalibru, poprowadzone przez Michała Nogasia. Mimo powagi sytuacji – wszak błyskotliwa odpowiedź mogła przeważyć szalę i poruszyć twarde serca członków jury – jak zwykle było wesoło. Tradycyjnie wieczór ten należał do Mariusza Czubaja (nominowanego za „R.I.P”), który odpowiadał na pytania swoje, cudze i kierowane do ogółu. Pozostała siódemka nominowanych dzielnie starała się dotrzymać mu kroku, choć nie da się ukryć, że profesor, który od piwa ze swoimi bohaterami woli wypad do pilskiego Misia z Ryszardem Ćwirlejem, był tego wieczoru numerem jeden. Nie tylko dlatego, że potrafi wymyślić chwytliwe tytuły książek, w rodzaju „Czarnego pedofila”.
Wśród starych wyjadaczy w świecie literackim na scenie zasiadł debiutant Bartosz Szczygielski, zaprezentowany jako nieślubne dziecko Mariusza Czubaja i Katarzyny Bondy, który osadził debiutancką „Aortę” w pruszkowskiej rzeczywistości. Tej samej, w której bossa mafii o pseudonimie Kiełbasa zastrzelono pod… sklepem mięsnym. Po raz pierwszy do Nagrody Wielkiego Kalibru nominowano też Annę Kańtoch – za klimatyczną „Łaskę”, w której autorka odchodzi od dobrze jej znanych motywów fantastycznych, dzięki czemu powiększyła grono odbiorców swojej twórczości o miłośników realistycznych kryminałów.
Klasyczny kryminał z dwoma trupami, jednym pościgiem i jednym śledztwem nudzi Artura Baniewicza, który do szczęścia potrzebuje rzeszy trupów. W sensacyjnych „Pięciu dniach ze swastyką” morduje więc bez skrupułów. Autor uważa, że za tę cenę, jaka widnieje na okładkach książek, czytelnikowi należy się spora dawka morderstw. Nie tylko jemu mordowanie w powieściach sprawia frajdę. Do podobnych skłonności przyznała się Marta Guzowska (nominowana za „Chciwość”), która nie tylko lubi mordować, ale i zdradzać swoich bohaterów z innymi. Dlatego, choć stworzyła już dwa kryminalne cykle, pracuje nad kolejnym, z zupełnie innymi postaciami.
Tymczasem Wojciech Chmielarz w „Osiedlu marzeń” burzy iluzję bezpieczeństwa, jaką karmią się mieszkańcy strzeżonych osiedli. Ten autor ma mniej mordercze skłonności od swoich kolegów. We wspomnianej książce zabił tylko trzy osoby, a to przecież niedużo, prawda? Niezbyt wyrafinowane zbrodnie opisywane w większości polskich kryminałów porównał do… bigosu. Czy Ryszard Ćwirlej nominowany za „Śliski interes” liczy swoje ofiary, tego nie wiem, za to wiem już, dlaczego w jego peerelowskim cyklu mamy aż czterech ważnych bohaterów. Wszystko to za sprawą fascynacji serialem „Czterej pancerni i pies”.
O serialach warto porozmawiać z Marcinem Wrońskim, najzamożniejszym z nominowanych, szczęśliwym posiadaczem telewizora, który jako jedyny ze zgromadzonych widział produkcję, w której Rowan Atkinson gra nie Jasia Fasolę, a komisarza Maigreta. „Portret wisielca” jest siódmą książką nominowaną do Nagrody Wielkiego Kalibru, co u autora absolutnie nie wywołuje znudzenia, choć stało się pewnego rodzaju rutyną.