Jesteś tutaj: Multimedia » Galerie zdjęć » Rezydencja królewska Tatoi (29.09.2023), część 2 — Emilia Wróblewska
Zdarzyło się, że udało mi się wyjechać do kolebki europejskiej kultury, tj. stolicy Hellady – Aten. Mając nieco wolnego czasu, postanowiłam wybrać się do Tatoi, letniej rezydencji królewskiej, dziś położonej u stóp Parku Narodowego Góry Parnitha. Droga nie była najłatwiejsza, ale też nie niemożliwa do przebycia. Do pewnego miejsca można było podjechać autobusem miejskim, następnie – iść na piechotę. Po mniej więcej czterech kilometrach wędrówki drogą krajową Tatoiou, mimo porywistych podmuchów Boreasza, dotarłam na miejsce. Moim oczom najpierw ukazała się nekropolia.
Cmentarz spowity był zapachem świeżej żywicy i dzikich ziół, położony na wzniesieniu, otoczony przez szczyty pobliskich gór niczym klejnot w koronie. W niedalekiej odległości od siebie stały dwa maleńkie, bizantyzujące gmachy kaplicy i krypty. Wnętrze kaplicy Zmartwychwstania, której fasada wzniesiona została z marmuru i rzymskiej podłużnej cegły, obecnie poddawane jest konserwacji, natomiast romanizujący budynek mauzoleum z licznymi biforiami jest częściowo przesłonięty przez zewnętrzne rusztowania.
Na powierzchni wzgórza rozrzucono pojedyncze groby, mimo olśniewającej bieli marmuru, z którego je wykonano, trudne z początku do spostrzeżenia. Jedne skryły się w cieniu sosnowego zagajnika, inne otuliły puchem pożółkłych od słońca traw. Szalejący na tej wysokości wiatr naginał do swojej woli nawet te okazalsze cyprysy, posadzone tuż przy najświeższych grobach, w tym przy mogile króla Konstantyna II. Teren cmentarza nie jest jednak już tak mocno zalesiony jak na zdjęciach z ubiegłych lat. Częste letnie pożary i tu zostawiły ślad.
Porozmawiałam chwilę z obecnymi przy kaplicy konserwatorami. Byli zdziwieni, że chciało mi się pokonać drogę do Tatoi na piechotę. Wszyscy Grecy poruszają się raczej samochodami, zwłaszcza że pobocza dróg są albo w złym stanie, albo literalnie nie istnieją (nie wspominając już o chodnikach). W 2025 roku na terenie dawnej królewskiej posiadłości ma powstać muzeum. Nie wiadomo jednak, jakie budynki zdoła się do tej pory przysposobić dla zwiedzających. Poszłam więc dalej.
Cały teren posiadłości jest dość sporych rozmiarów – obejmuje stajnie, budynki gospodarcze, ogrody, budynki mieszkalne służby, wspomniany cmentarz oraz samą rezydencję. Wiele elementów zabudowy ucierpiało podczas pożarów, jak również aktów wandalizmu, o czym świadczą obecne gdzieniegdzie graffiti. Część budowli nie posiada zadaszenia. Ściany trzymają się dzięki surowcowi, z którego je wzniesiono – nieregularnych brył kamienia, prawdopodobnie piaskowca. To wszystko jednak nie przeszkadza roślinności w bujnym rozwoju. Przyroda zupełnie zawładnęła tym obszarem. Jedyne ślady po dawnych ogrodach to już tylko wynurzający się nieśmiało spod cierni fragment muru z samotną, zardzewiałą bramą oraz opustoszała szklarnia ze stalowym stelażem.
Wszystko to porusza wyobraźnię nieposkromioną dzikością i nieuporządkowaniem. Choć po drodze, wzdłuż ścieżek, mija się sporo ciężkiego sprzętu budowlanego w postaci koparek, pił do drzew oraz tirów i choć widać, że Grecy nie próżnują, wciąż pozostaje wiele do zrobienia. Teren jest również pilnie strzeżony – na miejscu znajduje się budynek czynnego posterunku policji.
Sam pałac usadowiony jest w odosobnieniu, skryty obecnie za drzewami, dlatego nie widać dobrze całej fasady. Ustawiony jest w osi widokowej, na której leżą dawny ogród i wzgórze z cmentarzem. Po lewej od frontu pałacu, na lekkim wzniesieniu, znajduje się dom monarszego kucharza.
Do królewskiej rezydencji prowadzi droga, odbijająca na północ mniej więcej w połowie innej trasy – przechodzącej po prostej na odcinku od drogi krajowej do obszaru zajmowanego przez budynki gospodarcze (w tym także faktorię masła). Przy słupkach, niegdyś prawdopodobnie podtrzymujących bramę wjazdową, stoi maleńka stróżówka z niewielką sygnaturką.