Polityczna Poprawność

Jacek Bartyzel

POLITYCZNA POPRAWNOŚĆ (ang. political correctness) — swoisty kodeks językowy oraz zespół zachowań i opinii prezentowanych jako „antydyskryminacyjne”, dotyczących zwłaszcza rasy, płci, seksu i ekologii, prezentowanych przez wpływowe kręgi lewicowe i postępowo-liberalne, które dążą do narzucenia tych zasad społeczeństwu, a napiętnowania i odrzucenia zasad im przeciwnych, uznanych za „politycznie niepoprawne”.

1. Zjawisko. Fenomen p.p. pojawił się i rozprzestrzenił w ostatnich dekadach XX w. najpierw i przede wszystkim w USA (zasadniczo w kręgach uniwersyteckich oraz w ośrodkach wielkomiejskich, zdominowanych przez elitę lewicowo-liberalną), a dopiero stamtąd ekspandował na inne kraje, zwłaszcza europejskie; za autora samego pojęcia p.p. (jeszcze w latach 60.) uchodzi znany antropolog kulturowy Franz Boas, lecz w szerszy obieg wprowadził je 1991, w książce Nieliberalna edukacja, konserwatysta Dinesh D`Souza, lecz — jak to często się zdarza — ironiczne i pejoratywne w intencji określenie zostało podchwycone przez aktywistów ruchu jako pozytywna autoidentyfikacja.

„Kodeks językowy” p.p. składa się zarówno z zakazów, jak i nakazów; „politycznie niepoprawne” jest np. nazywanie czarnoskórych mieszkańców Ameryki Czarnymi lub Murzynami (Negroes), a czerwonoskórych Indianami, używanie wyrazu man, oznaczającego zarówno człowieka i mężczyznę, oraz zaimka męskiego na oznaczenie obu płci jednocześnie, nazywanie homoseksualizmu zboczeniem; „politycznie poprawne” jest natomiast używanie określeń „Afroamerykanin” i „rdzenny Amerykanin” (native American), zastępowanie wyrazu man słowami: osoba / jednostka / istota ludzka (persona / individual / human being), stosowanie zaimka żeńskiego lub konstrukcji on/a, nazywanie homoseksualizmu „opcją” lub „orientacją” (lansowane początkowo określenie homoseksualisty mianem „kochającego inaczej” zostało „wycofane” ze słownika, gdyż zawierało jednak skojarzenie z odstępstwem od normy); wyrazem obraźliwym stał się nie tylko kolokwialny „pedał”, ale ściśle medyczne określenie „pederasta”, wyparte przez słowo „gej” (gay), dobrane celowo ze względu na budzące sympatię podstawowe znaczenie „radosny, wesoły”; „niepoprawne” stały się wszystkie tradycyjne zachowania grzecznościowe w stosunku do kobiet, jak podawanie im okrycia czy przepuszczanie w drzwiach; zabronione jest też zwracanie się per „panno” (miss) do kobiety niezamężnej, stosowanie określeń kobiety przez jej relacje do mężczyzny (np. żona czy wdowa) oraz używanie sformułowań typu „słaba płeć” czy „męskie cechy”, obligatoryjne stało się natomiast tworzenie żeńskich form wszystkich zawodów i funkcji; w walce z „męskim szowinizmem” posunięto się do zwalczania otoczonego w USA szczególną czcią określenia twórców Republiki mianem „Ojców Założycieli” (Founding Fathers); w sferze instytucjonalnej jednym z głównych postulatów p.p. jest stosowanie płciowego numerus clausus w obsadzie stanowisk (nie tylko w instytucjach publicznych, ale również w firmach prywatnych) czy kandydatów na listach wyborczych.

Zjawisko p.p. pozostaje w ścisłym związku z radykalnymi i wojowniczymi (nie stroniącymi od terroryzmu) ideologiami Nowej Lewicy, a w szczególności z feminizmem, „antypedagogiką”, ekologizmem, antytechnologicznym enwiromentalizmem i „multikulturalizmem”; jego główną i najszerszą podstawą jest, jak się zdaje, właśnie ideologia „wielokulturowości”, rozumianej nie jako konstatacja istnienia wielu i różnych kultur (co jest faktem), lecz jako zakaz ich wartościowania (oceniania wg obiektywnych i wszechstronnych kryteriów, zwłaszcza prawdy, dobra i piękna), co w konsekwencji oznacza stawianie wyżej cywilizacji niższych, pierwotnych, a nawet apoteozę dzikości jako bardziej „ludzkiej” i zgodnej z naturą; praktycznym — i prowadzącym do rebarbaryzacji — skutkiem tej ideologii jest zaniżanie standardów w edukacji, np. przez nauczanie „etnomatematyki”, wspierane twierdzeniami (głoszonymi przez „poważnych” naukowców z renomowanych uniwersytetów), że nie należy przeceniać umiejętności czytania i pisania, gdyż są one jedynie „technologią rządzenia”, zamiast czego lepiej skupić się na „głosach nowo pojawiających się ludów”, które rzucają wyzwanie „zachodniemu hegemonistycznemu uporządkowaniu wiedzy” i wskrzeszają tradycję przekazu ustnego (przejawem tegoż ma być np. „muzyka” rapowa); przedmiotem nieskrywanej nienawiści ideologów i aktywistów p.p. jest kultura zachodnia — w tym większym natężeniu, im bardziej dotyczy to jej klasycznej, łacińsko-chrześcijańskiej postaci; najwyższe dokonania zachodniej duchowości, artyzmu i wiedzy to godne tylko pogardy (przybierającej w bardziej wyrafinowanej odmianie — „politycznie poprawnego” literaturoznawstwa czy historii idei — postać demaskatorskiego „dekonstrukcjonizmu”) dzieła „martwych białych samców”; niedopuszczalne jest natomiast wyrażanie opinii, że np. Szekspir był lepszym poetą niż dowolny czarnoskóry pisarz z Nigerii, gdyż oznaczałoby to rasizm, elitaryzm, eurocentryzm, szowinizm, nieczułość na różnorodność, powielanie stereotypów i seksizm.

Tropienie przejawów „seksizmu”, czyli rzekomego upośledzania i poniżania kobiet w „patriarchalnej kulturze” (w wulgarnym wariancie — „fallokracji”) Zachodu, czerpie impulsy z ideologii feminizmu, będącego (wg określenia Petera Schwartza) „trybalizmem rodzaju”, tj. nowoczesną odmianą plemienności, zmierzającą do zrównania wszystkich kobiet na najniższym poziomie „wyzyskiwanej” masy, która ma dokonać kolektywnego odwetu na swoich „wyzyskiwaczach” (mężczyznach) i wywalczyć sobie — przy pomocy uregulowań prawnych oraz dzięki interwencji rządu — miejsce we władzy, bez względu na indywidualne zdolności czy zasługi; ta mentalność plemiennej hordy zaowocowała już wprowadzeniem — przede wszystkim na obszarze humanistyki — kategorii gender („płci kulturowej”), na której bazie potworzono katedry uniwersyteckie dla nowej, pseudonaukowej dyscypliny; pustoszący wpływ tej ideologii ogarnia już jednak także, mającą bardziej realne skutki w dziedzinie życia społecznego, dziedzinę jurysprudencji, czego przykładem jest zmiana definicji gwałtu z obiektywnej (użycie przemocy) na subiektywną (samopoczucie), dokonana przez profesor prawa Catherine MacKinnon: „Nazywam gwałtem każdą sytuację, gdy kobieta uprawia seks i czuje się zgwałcona” (cyt. za: P. Schwartz, Trybalizm rodzaju, [w:] A. Rand, Powrót człowieka pierwotnego, Poznań 2003, 275); dążenie do zmiany paradygmatu kultury w perspektywie gender idzie częstokroć w parze z zabawnym nieuctwem, widocznym np. w postulowaniu zastąpienia wykładu dziejów opowiadaniem „jej historii” (her-story), zamiast „jego historii” (history) — najwyraźniej bez świadomości, iż wyraz ten nie jest rdzennie angielski, a zaimek „his” nie stanowi jego formantu.

W parze ze zwalczaniem „seksizmu” idzie walka z „lookizmem”, czyli wyciąganiem konsekwencji z wyglądu zewnętrznego, nazywanym „opresyjnym ustalaniem kryteriów atrakcyjności”, jako że nazwanie dziewczyny ładną „stereotypowo hierarchizuje”, a dla nieładnych jest „opresyjne”; podobnie nazwanie kogoś niskim albo grubym; z kolei zwierzęta powinny być określane za pomocą terminu: „mój zwierzęcy towarzysz”; w niektórych wypadkach — dotyczących np. kalectwa czy inwalidztwa, które p.p. nakazuje nazywać „niepełnosprawnością” i traktować ją jako równowartościową „pełnej sprawności” — analogiczne kryteria p.p. są wręcz odrażające: gdy w chirurgii pojawiła się możliwość przywrócenia słuchu głuchym dzieciom metodą tzw. implantów ślimakowych, rzecznik Narodowego Stowarzyszenia Głuchych wydał oświadczenie nazywające „okrucieństwem otwieranie dziecięcej czaszki i przeciąganie przewodów przez ucho wewnętrzne lub przez ślimak tylko po to, by wydrzeć dziecku jego przyrodzone prawo do ciszy”, a redaktor czasopisma „Silent News” napisał, że „niesłuszne jest, gdy słyszący rodzic odmawia głuchemu dziecku jego kulturowej tożsamości i zmusza je, by zaczęło słyszeć” (cyt. za: P. Schwartz, Wielokulturowy nihilizm, [w:] A. Rand, dz. cyt., 338).

Presji funkcjonariuszy poprawnościowej „policji myśli” nie uniknął też Kościół; np. w amerykańskiej wersji Katechizmu cytat z Ewangelii: „wszystko, coście uczynili jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40) zamieniono na: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z moich członków rodziny…”; próby ustalenia „poprawnej” terminologii sięgają w tej dziedzinie nawet zamiaru znalezienia płci dla Ducha Świętego, co jednak dotychczas nie przyniosło zadowalającego rezultatu, gdyż „niepoprawne” okazały się nie tylko zaimki „on” i „ona”, ale również „ono”.

Sukcesy p.p. na polu legislacji w USA są, jak dotąd, niewielkie, w ogromnym stopniu zdołała ona natomiast spustoszyć edukację uniwersytecką; przyczyną tego stanu rzeczy, jest fakt, iż obecna kadra profesorska — zwłaszcza na kierunkach humanistycznych — wywodzi się często z grona studenckich aktywistów Nowej Lewicy wzniecających rozruchy na kampusach w latach 60. i 70.; na ponad 100 uczelniach wprowadzono „kodeksy językowe” oraz seksualne, zawierające drobiazgowe zakazy posługiwania się napiętnowanymi słowami, czy zadawania „niewłaściwych” pytań; wdrożono też dyscyplinarne karanie za „źle ukierunkowany śmiech”, albo opowiadanie dowcipów o „zbyt małym stopniu uwrażliwienia”; oporni kierowani są na przymusowe kursy reedukacyjne lub relegowani z uczelni; „wzorcowym” przykładem kodeksu p.p. jest okólnik opracowany przez Biuro Spraw Studenckich Smith College w Northampton (Massachusetts), zatytułowany Poszczególne przejawy ciemiężenia, resp. postrzegania ludzi jako odmiennych; jednym z tych przejawów ma być „etnocentryzm”, definiowany jako „ciemiężenie kultur innych niż dominująca, w przekonaniu, że dominujący sposób bycia jest najlepszy” (cyt. za: P. Schwartz, Wielokulturowy…, 323); innym „urodyzm”, definiowany jako „budowanie standardu piękna/atrakcyjności; ciemiężenie stereotypami i uogólnieniami, zarówno tych, którzy nie spełniają wymagań standardu, jak i tych, którzy mu odpowiadają” (cyt. za: tamże); jeszcze innym „zdolnizm”, polegający na „ciemiężeniu odmiennie uzdolnionych przez chwilowo uzdolnionych” (cyt. za: tamże, 324).

W Europie spontaniczne przejawy p.p. były i są na uczelniach słabsze, za to bardziej systematyczny jest proces odgórnych regulacji legislacyjnych, zwłaszcza na ponadnarodowym poziomie struktur Unii Europejskiej, począwszy już od 21 II 1990, kiedy to Komitet Ministrów Rady Europy rekomendował, opracowany przez Catherine Lalumiere, dokument O eliminacji seksizmu z języka; sytuacja ta stanowi wierne odwzorowanie fundamentalnej dziś różnicy pomiędzy społeczeństwem amerykańskim, gdzie często i szeroko, niemniej samorzutnie, rodzą się rozmaite aberracje ideologiczne, lecz napotykają równie spontaniczny i silny opór obywatelski (m.in. w postaci rozległej sieci „niepoprawnych” stacji radiowych i telewizyjnych, żywiących się prawie wyłącznie szydzeniem z p.p.), zaś ingerencja państwa jest relatywnie słabsza — a zbiurokratyzowanymi krajami europejskimi, gdzie proces rozkładu inicjowany jest z góry, przy równie relatywnie mniejszym zaangażowaniu zarówno jego zwolenników, jak przeciwników; w Polsce od 1989 występują analogiczne procesy, stymulowane dodatkowo tradycyjnym od czasów oświecenia kompleksem niższości rodzimych elit wobec Zachodu, popychającym ku dorównywaniu mu w „postępie”, a ostatnio również zdwojoną aktywnością — tracącej wpływy społeczne skrajnej lewicy — na polu „zmieniania mentalności społeczeństwa”, jako oficjalnie proklamowanego przez aktywistki feminizmu (wicepremier Izabela Jaruga-Nowacka, minister Magdalena Środa) celu działań rządu.

2. Interpretacje. Niekontrowersyjne wydaje się określenie zasadniczego celu ideologii p.p., zaproponowane przez Rogera Scrutona, jako „wymuszenie takich zachowań językowych i innych, które będą zgodne z pewną szczególną wizją społeczeństwa wielokulturowego, pluralistycznego, opiekuńczego i nie osądzającego” (Słownik myśli politycznej, Poznań 2002, 287); rysem niezmiernie charakterystycznym p.p. jest jednak sprzeczność pomiędzy hałaśliwie deklarowanym celem eliminowania wszelkich uprzedzeń i „mowy nienawiści”, a faktycznym i nagminnym znieważaniem przez jej aktywistów wszystkich „niepoprawnych” oraz przypisywaniem im najgorszych cech i intencji; podobnym paradoksem jest sprzeczność pomiędzy rzekomo bezkompromisową obroną wolności słowa i nienawiścią do wszelkich form cenzury, a stale wykazywanym dążeniem poprawnościowych „czerezwyczajek” do zakazywania wypowiadania opinii oraz zachowań „politycznie niepoprawnych”, a nawet ich kryminalizowania; zdradza to nad wyraz bezwzględne, agresywne i fanatyczne dążenie do nieograniczonej władzy — także nad językiem i umysłami („logokracji”); metodą temu służącą jest dążenie do zastraszenia i obezwładnienia przeciwników za pomocą słów — „wytrychów” o celowo niesprecyzowanej treści, które mają wytworzyć poczucie niepewności i strachu przed czymś nieokreślonym (horror metaphysicus); człowiek atakowany propagandą p.p. winien wykazywać nieustanną „czujność” nie tylko w stosunku do innych, już wskazanych i napiętnowanych jako „rasiści”, „etnocentryści” czy „seksiści”, ale również wobec samego siebie, ponieważ takie same „demony” mogą gnieździć się w jego własnym umyśle.

Więcej kontrowersji napotkać można w próbach interpretacji genezy i natury tego zjawiska, oscylujących pomiędzy jego bagatelizowaniem — jako przejawu dziwactwa czy przelotnej mody — a przesadną koncentracją na wybranych ekscesach (zwłaszcza najbardziej rzucającej się w oczy, i stąd będącej łatwym łupem satyryków, poprawnościowej „nowomowy”), rozpatrywanych w izolacji od źródeł i szerszego podłoża, jakim jest długotrwały kryzys cywilizacji zachodniej — jedynej w dziejach ludzkości, która zrodziła w swoim łonie potężny nurt samonienawiści i samooskarżania się o wszelkie zło; zapewne najbliżej prawdy o bezpośrednich źródłach tego zjawiska są ci, którzy wskazują na wewnętrzny kryzys „starej” (marksistowskiej) lewicy, zawiedzionej „nierewolucyjnością” rzesz robotników i zdruzgotanej polityczną oraz moralną klęską komunizmu sowieckiego; zrodziło to potrzebę poszukiwania nowego, „zastępczego” proletariatu, który można i należy „wyzwolić”, a „proletariatem” tym mogą być (łącznie bądź z osobna) kobiety, dzieci, homoseksualiści, kolorowi, nasi bracia/siostry-zwierzęta, a nawet całość ubóstwionej Natury, „uciskanej” przez człowieka i dla jego zdrożnej przyjemności; najmocniejszych argumentów na rzecz takiej interpretacji dostarczają (bezwiednie) sami aktywiści p.p., jak np. czołowa ideolożka wojującego feminizmu, Andrea Dworkin, prezentująca relację seksualną mężczyzna — kobieta w kategoriach analogicznych do „walki klasowej”, jako „wojenną inwazję i okupację”, albowiem „pod względem cielesnym w czasie stosunku kobieta staje się przestrzenią zamieszkałą, dosłownie terytorium okupowanym: okupowanym, nawet jeśli nie było oporu ani przemocy; nawet jeśli okupowana osoba mówiła: tak, proszę; tak, pośpiesz się, tak, jeszcze”, co czyni ją „kolaborantką” mężczyzny-okupanta, bardziej upadłą w kolaboracji niż jacykolwiek inni kolaboranci, gdyż „doświadczającą przyjemności we własnej niższości” (cyt. za: P. Schwartz, Trybalizm…, 279).

Odnośnie do głębszych źródeł p.p. przekonująco brzmi hipoteza polskiego teologa, Michała Wojciechowskiego, iż zjawisko to, powierzchownie (na podstawie swoich aktualnych znamion) brane jako czysto laickie, stanowi zdeformowany, świecki mutant anglosaskiego purytanizmu, który — w przeciwieństwie do katolicyzmu — pragnął poddać drobiazgowej kontroli teokratycznej władzy i społeczności lokalnych wszystkie ludzkie zachowania, myśli i wypowiedzi; przejawem tego samej mentalności była sławetna prohibicja alkoholu, która wygenerowała zorganizowaną przestępczość (tak samo jak czyni to współcześnie „walka z narkotykami”); dowodem podobieństwa p.p. do purytanizmu jest występująca i tu, i tam, obsesja na punkcie seksu, z tą tylko różnicą, że purytanizm był skrajnie rygorystyczny i za grzech uważał każdą manifestację seksualności — nawet w małżeństwie, natomiast p.p. jest bardziej i — osobliwie — selektywna, gdyż potępia zachowania naturalne, a toleruje i rozwody, i rozwiązłość, i dewiacje (na razie oprócz pedofilii); dziedziczona po purytanizmie seksualna mania p.p. odżywa w ściganiu „molestowania seksualnego”, którym może być już najniewinniejsza pochwała wyglądu kobiety; konstatację o purytańskich korzeniach p.p. należy jednak uzupełnić o również anglosaskie i nowożytne, lecz zupełnie laickie źródło, jakim jest kontraktualizm, gdyż dążenie do formalizowania wszystkich relacji międzyludzkich widoczne jest także w zalecanym zupełnie poważnie schemacie działań mających prowadzić do nawiązania kontaktów seksualnych, a polegającym na „zawieraniu umów”, czyli uzyskiwania wyraźnych przyzwoleń przy każdej czynności do tego celu prowadzącej.

Zważywszy, że najogólniejszym praźródłem postaw, na których zrodziło się zjawisko p.p. jest — najprawdopodobniej — wrogi wszelkiemu zróżnicowaniu i dążący do ściągnięcia wszystkich w dół egalitaryzm, a emocją wyrażającą to dążenie jest uczucie zawiści wobec wszystkiego, co ponad ten najniższy wspólny mianownik ośmiela się wyrastać, najtrafniejszym określeniem tego fenomenu wydaje się nihilizm „w stanie czystym”, „nienawiść do dobra za to, że jest dobrem” (A. Rand, Wiek zawiści, [w] taż, Powrót człowieka pierwotnego…, 172).

R. Kimball, Tenured Radicals: How Politics Has Corrupted Our Higher Education, New York 1990; D. D`Souza, Illiberal Education: The Politics of Race and Sex on Campus, New York 1991; K. Szymański, Ofensywa nowej nowomowy, „Myśl Polska” 1993, nr 11; JK, Obłęd czyli Orwell w Ameryce, „Gazeta Polska” 23 IX 1993; A. Waśko, Autorytet kulturalny i polityczna poprawność, „Arka” 1994, nr 49(1); M. Wojciechowski, Przefarbowany problem. Spór o poprawność polityczną, „Rzeczpospolita” 28-29 XII 2002, nr 301; A. Rand, Powrót człowieka pierwotnego. Rewolucja antyprzemysłowa, redakcja, wprowadzenie i dodatkowe artykuły Peter Schwartz, Poznań 2003; J. Witek, Z. Żmigrodzki, Polityczna poprawność w III Rzeczypospolitej, Radom 2003.

PMK Design
© Organizacja Monarchistów Polskich 1989–2024 · Zdjęcie polskich insygniów koronacyjnych pochodzi z serwisu replikiregaliowpl.com.