Jesteś tutaj: prof. Jacek Bartyzel » Publicystyka » Filozof wraca z (demoliberalnych) Syrakuz

Filozof wraca z (demoliberalnych) Syrakuz

Jacek Bartyzel

Elektroniczny Le Courrier de l’Alliance Royale podaje informację, że Yves-Marie Adeline, założyciel i przewodniczący partii Alliance Royale, zrezygnował ze swojej funkcji, a jego miejsce zajął dotychczasowy wiceprzewodniczący, Pierre Bernard. W komunikacie wydanym na tę okoliczność wyrażono podziękowanie dotychczasowemu przywódcy za nieoceniony wkład w renesans rojalistycznej akcji politycznej oraz poproszono go o przyjęcie godności przewodniczącego honorowego partii. Tyle faktów na okoliczność końca, jak się wydaje, „kariery politycznej” bynajmniej niestarego jeszcze (ur. w 1960 roku) lidera francuskich monarchistów. A teraz komentarz.

Yves-Marie Adeline Soret de Boisbrunet pojawił się na firmamencie francuskiego rojalizmu w latach 80. minionego wieku. Pojawił się w prawdziwie błyskotliwy sposób, jako od razu niezwykle dojrzały myśliciel, który zrewitalizował najstarszą tradycję filozoficzno-polityczną arcychrześcijańskiego Królestwa Lilii, czyli legitymizm. Jego artykuły publikowane zrazu na łamach Feuille d’Information Légitimiste, na bazie których powstały wkrótce znakomite książki, z których wymienić trzeba przynajmniej L’Aube royale. Études sur la légitimité du pouvoir [„Jutrzenka królewska. Studia o prawowitości władzy”], Le Roi et le monde moderne [„Król i świat współczesny”], La Droite piégée [„Usidlona prawica”] oraz Le Pouvoir légitime [„Władza prawowita”], zadziwiały nie tylko intelektualną głębią, ale również wyśmienitym przygotowaniem do konfrontacji myślenia tradycjonalistycznego z modnymi prądami nowoczesności i ponowoczesności, a także – co podkreślam ze względu na późniejsze perypetie autora – realizmem analiz stricte politycznych, w tym precyzyjnej wiwisekcji przyczyn, dla których prawica w systemie demoliberalnym jest nieuchronnie tak „usidlona”, że nolens volens prowadzi zawsze politykę lewicową.

Chociaż kariera uniwersytecka Adeline’a (doktorat uzyskał na Sorbonie i był przez pewien wykładowcą uniwersytetu w Poitiers) została perfidnie złamana, i tak wiele wskazywało na to, że będzie on „legitymistycznym Maurrasem” – którego zresztą szczerze nie lubi (acz podziwia) za agnostycyzm, pozytywizm i nacjonalizm. Niepodobna przedstawić tu szerzej myśli autora – zainteresowanych mogę jedynie odesłać do ostatniego rozdziału (‘Rojalizm w Republice Panteonu’) mojej książki „Umierać, ale powoli!”. O monarchistycznej i katolickiej kontrrewolucji w krajach romańskich 1815-2000 (Wydawnictwo Arcana, Kraków 2002, 2006[2]). Ograniczę się przeto do stwierdzenia, że myśl ta ufundowana jest na dwu, zresztą całkowicie komplementarnych filarach, tj. na katolickiej „mistyce rojalizmu” podług praw fundamentalnych Królestwa Francji oraz na filozofii i teologii politycznej św. Tomasza z Akwinu z jego naczelną ideą urzędu (officio) królewskiego w służbie bonum commune oraz koncepcją rządu mieszanego (monarcho-arysto-demokratycznego).

Wspomnieć też warto, że Adeline to nie tylko filozof polityczny, ale oryginalny poeta – autor kilku tomów poematów nawiązujących i stylem i tematyką do chrześcijańskiej poezji Claudela oraz dramatu Maria Antonina, a także muzykolog. Dodajmy wreszcie, że jest głową wzorcowo katolickiej rodziny, ojcem bodaj ośmiorga czy dziewięciorga już dzieci.

I oto, na początku nowego stulecia w życiu Adeline’a zaszła kardynalna zmiana: filozof od metapolityki przedzierzgnął się w lidera politycznego. Nie znaczy to, że przestał pisać: przeciwnie, wydawał kolejne ważne dzieła, w tym obszerną, bardzo oryginalną w metodzie wykładu i ze wszech miar wartą przetłumaczenia historię powszechną idei politycznych. Niemniej, w styczniu 2001 roku założył, rejestrując ją na podstawie prawa o stowarzyszeniach, wspomnianą już partię polityczną Alliance Royale [„Przymierze Królewskie”].

Relacjonowałem początki działalności tego ugrupowania (zob. Rojaliści francuscy – powrót do polityki, „Pro Fide Rege et Lege” 2002, nr 43), rzecz jasna z największą życzliwością, ale w skrytości ducha dziwiłem się niemało. Owszem, wiedziałem wcześniej o jego ciągotach do action direct, czego dowodem, że legitymistyczne zaangażowanie łączył już w latach 90. z pracą w gabinetach politycznych, najpierw Jeana Arthusa z UDF, później mera jego rodzinnego Tulonu z Frontu Narodowego – Jean-Marie Le Chevalliera, nie przypuszczałem jednak, że zdecyduje się na całkowite przekroczenie Rubikonu polityki czynnej, tym bardziej organizowania ruchu politycznego – i to takiego! – od zera.

Do pewnego stopnia motywy, które nim kierowały, Adeline odsłonił w wydanej w 2002 roku książce Le Royalisme en questions, zdradzając swoje rozczarowanie polityczną pasywnością legitymistycznego „króla z prawa” Ludwika XX (Ludwika-Alfonsa Burbońskiego, księcia Andegawenii) oraz w ogóle legitymistów. Z tego też powodu Przymierze Królewskie z założenia w ogóle nie miało podnosić kwestii osoby prawowitego sukcesora praw do korony francuskiej, aby uniknąć kontrowersji ze zwolennikami dynastii orleańskiej. Sądzę jednak, że to nie cała prawda o pobudkach, które kierowały Adeline’em. Byłbym skłonny widzieć je również w jego filozoficznym tomizmie, którego antropologia polityczna zawiera w sobie pewien ładunek – ostrożnego, niemniej wystarczająco zauważalnego – optymizmu; św. Tomasz zaleca często działanie świadomie „minimalistyczne”, skoncentrowane na celach cząstkowych i realizowanych stopniowo, lecz możliwych do wykonania. Być może Adeline mniemał, że samo ponowne wprowadzenie rojalizmu do debaty publicznej może okazać się właśnie tego rodzaju działaniem. Zapewne, gdyby było w nim więcej augustyńskiego pesymizmu, nie podejmowałby się tego i raczej – jak Donoso Cortés czy Gómez Dávila – uważałby, że ten świat nawet nie będzie ukarany, bo sam jest karą.

Trzeba przyznać, że Alliance Royale było/jest? fenomenem podwójnie osobliwym. Z jednej strony właśnie ze względu na przyjęcie nietypowej dla kontrrewolucyjnego monarchizmu formuły partii politycznej (po raz pierwszy w historii tego ruchu we Francji!) i „elektoralizm”. Z drugiej strony, jako partia, która w republice „przodującej” w laicyzmie, i to wyjątkowo agresywnym, działalność zainaugurowała aktem powierzenia się w opiekę Najświętszego Serca Pana Jezusa, prosząc także (podczas ceremonii w Bazylice Sacré-Cœur na Montmartre) o wspomożenie Najświętszą Marię Pannę – Królową Francji, św. Michała Archanioła – szefa milicji niebieskiej, pogromcy Lucyfera oraz Anioła-Stróża Francji, św. Joannę d’Arc, św. Ludwika, króla Francji oraz wszystkich świętych patronów Francji i świętych z Domu Francuskiego.

Jeśli chodzi zaś o formułowany cel polityczny, to przypomnę za swoim własnym sprawozdaniem z 2002 roku, że Przymierze Królewskie miało wznieść w debacie publicznej „sztandar instytucji monarchii i funkcji królewskiej jako koniecznych środków ocalenia Francji”. Adeline podkreślał (co jest zresztą jego główną tezą ustrojową), że nie interesuje go pusty symbol „monarchii konstytucyjnej”, jaka dziś zupełnie nie przeszkadza laickim demokracjom liberalnym, lecz o „monarchię instytucjonalną” (institutionnelle), tzn. opartą o daną z „góry” (in-statuere) instytucję królewskiej władzy prawowitej.

W praktyce Alliance Royale deklarowało od początku stanięcie do rywalizacji wyborczej – a zatem na prawach dyktowanych przez system, czyli niepomne analiz samego Adeline’a, wykazującego we wcześniej napisanych książkach bardzo sugestywnie dlaczego ruch nie akceptowany przez klasę polityczno-medialną nie ma żadnych szans na przeciśnięcie się przez ucho igielne wyborczej cyfrokracji. I zgodnie z zapowiedzią brało udział we wszystkich wyborach, jakie tylko były: europejskich, krajowych, municypalnych, prezydenckich. Bez pieniędzy, bez najmniejszej szansy uzyskania kredytu z banku, bez dostępu do mediów; metodami dosłownie chałupniczymi. Nie powiem, abym śledził te zmagania rojalistycznego Dawida z demokratycznym Goliatem zbyt pilnie, ale na ile mogłem się zorientować, mogę potwierdzić, że sam niezmordowany lider zjeździł chyba całą Francję, odwiedził tysiące miasteczek, przemawiał, osobiście rozdawał ulotki i kleił plakaty.

Lecz cóż to wszystko może znaczyć w postpolitycznej epoce tabloidyzacji, z milionami zer na kontach sztabów partyjnych, z watahami cwanych spin-doktorów, z telewizyjnymi pseudo-debatami tylko „poważnych” kandydatów, z konwencjami, na których tysiące „fanów” drą na całe gardło zadane im slogany i machają chorągiewkami, z całym tym cyrkiem demotelekracji! Rezultat przyjęcia reguł gry cyfrokracji mógł być tylko jeden – i był – katastrofalny. W wyborach prezydenckich 2007 roku Adeline nie zdołał zebrać „zaporowych” 500 podpisów notabli; w wyborach municypalnych 2008 roku lista, którą prowadził, dostała 172 głosy (0,96%); w tegorocznych wyborach europejskich listy AR uzyskały w poszczególnych okręgach od 0% [sic!] do 0,14 % (w Paryżu, na przykład, głosowało na AR 160 osób, co dało rezultat 0,03%).

W tej sytuacji, wycofanie się Adeline’a z polityki po ośmiu bezowocnych latach należy uznać za przyznanie się do klęski projektu wprowadzenia rojalizmu do debaty publicznej. Można się domyślać, co by powiedział zapytany czy było warto: że trzeba było spróbować. W każdym razie, filozof wrócił z demoliberalnych Syrakuz do metapolitycznego gaju Akademosa. Zapewne długo już nie będzie go kusiło podążanie drogą w dół, ku jazgotliwemu Pireusowi i dalej; obierze raczej drogę w górę, ku Eleusis. Chociaż, kto wie? Nie odważę się na radykalną konkluzję. To problem, z którym każdy, kto odmawia złożenia hołdu idolom czasów nowych, musi mierzyć się sam i nieustannie. „Uczyniwszy na wieki wybór, w każdej chwili wybierać muszę”.

PMK Design
© Organizacja Monarchistów Polskich 1989–2024 · Zdjęcie polskich insygniów koronacyjnych pochodzi z serwisu replikiregaliowpl.com.