Jesteś tutaj: prof. Jacek Bartyzel » Klub Konserwatywny » Uchwała w przedmiocie wyborów prezydenckich

Uchwała X Walnego Zjazdu Klubu Konserwatywnego w Łodzi oraz Straży Klubu Zachowawczo-Monarchistycznego w przedmiocie wyborów prezydenckich

Klub Konserwatywny, Straż Klubu Zachowawczo-Monarchistycznego

Łódź-Warszawa, 21-27 maja 2000 r.

W obliczu zbliżających się wyborów na urząd Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Klub Konserwatywny w Łodzi oraz Straż Klubu Zachowawczo-Monarchistycznego stwierdzają, co następuje:

  1. W państwie o ustroju demoliberalnym, jakim z woli dominujących w parlamencie sił politycznych jest obecnie Państwo Polskie, kardynalne zagadnienie polityczne – usytuowanie na szczycie hierarchii państwowej realnego Suwerena, zdolnego mocą swoich kompetencji i swoich decyzji zapewnić ład publiczny, bezpieczeństwo wspólnoty narodowej i pokój społeczny – jest rozwiązane w sposób tak wysoce niezadowalający, że praktycznie należy uznać je za nierozwiązane w ogóle. Aktualnie obowiązująca Konstytucja czyni Prezydenta RP jedynie nominalnym zwierzchnikiem tzw. władzy wykonawczej i przyznaje mu uprawnienia tak skromne, że w istocie zbliżające go do roli „dekoratora chryzantem”. Już sam ten fakt odbiera wyborom prezydenckim choćby to znaczenie, które w (skądinąd błędnej u samych podstaw) doktrynie demokratycznej przyznaje się zasadzie wybieralności władzy publicznej.
  2. Złe i szkodliwe rozwiązania ustrojowe zostały pogłębione w mijającej kadencji przygnębiającym upadkiem autorytetu urzędu Prezydenta zawinionym przez osobę urząd ten piastującą. Nie dość, że człowiek sprawujący ten urząd wywodzi się sam z obozu zdrady narodowej, a w trakcie urzędowania dawał jaskrawe dowody faworyzowania partii o tym samym rodowodzie, to jeszcze jego kadencja stanowiła nieustające pasmo działań destrukcyjnych zarówno politycznie jak moralnie, promowania nihilizmu etycznego i obyczajowego, a całkowitej obcości w stosunku do polskiego ducha narodowego i obojętności na interes narodowy. Z ust człowieka zobligowanego samą tylko pełnioną przezeń funkcją do obrony suwerenności państwa Polacy mogli usłyszeć wynurzenia i tego rodzaju, że tak jak niegdyś jego obóz polityczny służył Moskwie, tak obecnie może służyć Brukseli czy Waszyngtonowi – a rzeczywiste działania w pełni potwierdzały szczerość tych deklaracji. Niejednokrotnie musieliśmy także znosić widok „zdrowotnych niedyspozycji” formalnie najwyższego reprezentanta Rzeczypospolitej, albo przeciwnie: jego promieniejące zadowolenie z „uhonorowania” go poklepaniem po plecach przez manekiny z międzynarodowego show-biznesu.
  3. Z drugiej strony, siły polityczne o rodowodzie patriotycznym i postrzegane jako prawicowe, wciąż nie potrafią wytworzyć realnej alternatywy dla scenariusza degradacji narodowej tożsamości i suwerennej państwowości, czego widomym przykładem jest również wielość kandydatów poszczególnych ugrupowań, z których żaden, przynajmniej jak dotąd, zdaje się nie zagrażać szansom urzędującego Prezydenta na reelekcję. W tej sytuacji nawet niektóre z tych środowisk stają się podatne na desperackie pomysły, jak zwłaszcza natrętnie lansowana przez wątpliwe „autorytety” koncepcja personalna kandydata atrakcyjnego „medialnie”, który również dał się już poznać jako zwolennik likwidacji państwa suwerennego, i którego przynależność do półjawnych gremiów pracujących nad ustanowieniem Rządu Światowego opartego o ideologię wolnomularską jest dowiedziona. Najbardziej zdumiewa zaś fakt, że ów rzekomo prawicowy i alternatywny dla postkomunisty kandydat usiłuje penetrować elektorat katolicki i gdzieniegdzie zyskuje to aprobatę!
  4. Nie możemy także przymykać oczu na smutną okoliczność, iż trudny dar wolności zesłany nam przez Opatrzność nie został właściwie wykorzystany, gdyż Polacy zamiast odbudować potarganą przez nihilizm ideologii komunistycznej więź narodową oraz duchową i cywilizacyjną tożsamość chrześcijańską, po upływie dekady wolności są bodaj mniej wspólnotą narodową i narodem chrześcijańskim, niż w momencie wydostawania się z domu niewoli. Czymże bowiem innym tłumaczyć – nawet biorąc pod uwagę wszędzie destrukcyjny charakter „demotelekracji” – fakt, że najpopularniejszym ugrupowaniem politycznym jest znakomicie adaptująca się do demoliberalizmu lewica postkomunistyczna, jak również przygniatającą przewagę w sondażach jej kandydata na prezydenta? Czym również, jeśli nie atomizacją społeczeństwa i przyrostem materialistycznego egoizmu jednostkowego oraz grupowego, zanikiem cnoty społecznej wreszcie, tłumaczyć podatność na ordynarnie schlebiające temu egoizmowi hasła typu „po pierwsze, gospodarka” i w ogóle szerzenie się przekonania, iż władza publiczna nie jest po to, by zachowywać sprawiedliwy ład, strzec dobra wspólnego i tej wspólnoty przeznaczenia jaką jest Ojczyzna, lecz po to, by zaspokajać wszystkie możliwe i niemożliwe roszczenia konsumpcyjne?

Powyższa analiza, uwzględniająca także tę przesłankę, że uczestnictwo w wyborach opartych o obce nam, ale przecież nie przez nas wymyślone i zawinione, wzory demokratyczne, wcale nie musi oznaczać ulegania pokusie „elektoralizmu”, lecz powodowane być może cnotą roztropności i troską o dobro wspólne w każdych warunkach, prowadzi nas do następujących wniosków:

  1. Najbliższe wybory prezydenckie wedle wszelkiego prawdopodobieństwa nie przyniosą rozstrzygnięcia, które choćby częściowo mogłoby napawać otuchą co do losów Polski wierną narodowemu dziedzictwu część społeczeństwa. W najgorszym wypadku dojdzie nawet do reelekcji urzędującego prezydenta już w pierwszej turze; wysoce prawdopodobne jest także starcie – merytorycznie pozorne – w drugiej turze dwóch kandydatów, z których na nikogo głosować nie będzie warto, ani głosować dobremu Polakowi nie będzie wypadało.
  2. Im czarniejszy jednak scenariusz wyborczy, tym wyraźniejszy staje się również charakter de facto plebiscytarny tych wyborów, i to plebiscytarny w tym sensie, w jakim jeden z wybitnych myślicieli konserwatywnych powiadał, iż „naród to plebiscyt, który dokonuje się każdego dnia”. W istniejącej sytuacji postulatem minimum narodowego już nie tylko interesu, ale przede wszystkim honoru, staje się uczynić wszystko, aby Polska prawdziwa, „kraj rzeczywisty” zdołał choćby wprowadzić do drugiej tury swojego reprezentanta i aby – jeśli przyjdzie mu ulec – to przynajmniej w takim stosunku, który będzie potwierdzeniem, że ta Polska prawdziwa naprawdę jeszcze istnieje; że nie jest prawdą, iż na arenie publicznej pozostała już tylko „skorupa plugawa”, różne frakcje kosmopolitycznej demooligarchii, „kraj legalny”, którego legitymizacją jest posłuszeństwo wobec obcych i możnych tego świata.
  3. Nie wskazujemy – zarówno dlatego, że nie jest to naszym powołaniem, jak i dlatego, że nikt w sposób wyrazisty i jednoznaczny nie dowiódł, że jest „szefem naturalnym” – żadnego konkretnego kandydata. Jesteśmy jednak zdania, iż należy kierować się dwiema przesłankami: instynktem patriotycznym i zdrowym rozsądkiem; głosować zatem na tego, kto godzien jest choćby warunkowego zaufania i ma jednocześnie relatywnie największe szanse zaistnienia w „plebiscycie”, o którym wspominamy. Uważamy ponadto, że Prezydent Rzeczypospolitej godzien zastępować czterdziestu pięciu Książąt i Królów Polski winien być wyznania rzymsko-katolickiego i nieposzlakowanej moralności oraz dawać swoją dotychczas poznaną działalnością rękojmię wszechstronnego przygotowania do godnego pełnienia najwyższego urzędu w Państwie, jak również nieugiętości w obronie suwerenności narodowej i polskiej racji stanu, zwłaszcza na płaszczyźnie zintegrowanych struktur ponadpaństwowych, takich jak Unia Europejska i Pakt Północnoatlantycki.

(—) Dr Jacek Bartyzel
Prezes Klubu Konserwatywnego w Łodzi
Przewodniczący Straży
Klubu Zachowawczo-Monarchistycznego

PMK Design
© Organizacja Monarchistów Polskich 1989–2024 · Zdjęcie polskich insygniów koronacyjnych pochodzi z serwisu replikiregaliowpl.com.