Jesteś tutaj: prof. Jacek Bartyzel » Miscellanea » Krótka uwaga pro domo sua

Krótka uwaga pro domo sua

Jacek Bartyzel

Od pewnego czasu w Internecie rozpowszechniana jest informacja – z powołaniem się na artykuł red. Cezarego Gmyza w Uważam Rze (19/2011) – jakoby śp. ks. abp Józef Życiński w okresie stanu wojennego przekazywał swoje artykuły do prasy podziemnej za moim pośrednictwem. Anonimowi, jak zawsze, autorzy tych doniesień dodają zazwyczaj znaczące, acz niedopowiedziane, aluzje co do tego o czym to „świadczy” (no właśnie, o czym?), przeto nietrudno mi się domyślić, że produkują je ci sami osobnicy, którzy lubują się w opisywaniu mnie jako masona, martynistę albo/i mentora maoistów.

O obyczajach panujących nie tylko pośród internetowych trolli, ale i w świecie naukowo-publicystycznym, z pewnością nienajlepiej „świadczy” to, że chociaż „informacja” żyje swoim wirtualnym życiem, nikt nie zadał sobie trudu zweryfikować jej u źródła, czyli w tym wypadku u mnie. Tymczasem jest ona po prostu nieprawdziwa. Nigdy nie poznałem osobiście ks. Józefa Życińskiego i nie zamieniłem z nim ani jednego słowa – ani gdy był zwykłym prezbitrem oraz wykładowcą akademickim, ani później, gdy został kościelnym hierarchą. A skoro tak, to nie mógł on przekazywać czegokolwiek za moim pośrednictwem. Najprawdopodobniej – to najbardziej naturalne i rozsądne wyjaśnienie – swoje teksty do wydawanej przez nasze RMP-owskie środowisko Polityki Polskiej przekazywał on krakowskiej części redakcji i współpracowników, czyli Markowi Gadzale oraz Ani i Lechowi Jeziornym (korzystając z okazji, jeśli to do nich dotrze, serdecznie ich pozdrawiam).

Nadmienię, że dopóki ks. Życiński nie zaczął podpisywać niektórych swoich felietonów własnym imieniem i nazwiskiem – a według mojego archiwum uczynił to po raz pierwszy w numerze 6 z 1984 roku (tym samym zresztą, w którym i ja po raz pierwszy się ujawniłem) – nie miałem pojęcia, że to on jest autorem felietonów podpisywanych, o ile się nie mylę, pseudonimem „Żółw”. W redakcji przestrzegano zasad konspiracyjnego BHP, więc i ja nie byłem zbyt ciekawski. Czynię tę uwagę nie po to, by z czegokolwiek się usprawiedliwiać, bo nie ma z czego. Nie miałbym żadnych zastrzeżeń względem publikacji tych tekstów, nawet gdybym wiedział kto jest ich autorem. W tamtej epoce postać i pisarstwo ks. Życińskiego nie miały dla mnie żadnych negatywnych konotacji, tak z eklezjalno-teologicznego, jak polityczno-patriotycznego, punktu widzenia, a felietony były błyskotliwe, celne i – że tak powiem – „krzepiące ducha” w tych ponurych czasach.

Na marginesie – atoli całkiem szerokim – tych wyjaśnień chcę stanowczo zdystansować się od krążących aktualnie, prywatnych „wizji” piekielnych katuszy, jakie przeżywać ma pośmiertnie ks. abp Życiński. W świetle wiedzy, jaką dziś można posiadać, moja generalna ocena tej postaci jako teologa, hierarchy Kościoła i Polaka jest oczywiście bezwzględnie ujemna. Niemniej, wszelkie dywagacje na temat czyichkolwiek (wyjąwszy wyniesionych na ołtarze, co do których mamy teologiczną pewność zbawienia) losów pośmiertnych uważam za lekkomyślne, a może nawet i bluźniercze, wkraczanie w kompetencje Bożej Sprawiedliwości i Bożego Miłosierdzia.

PMK Design
© Organizacja Monarchistów Polskich 1989–2024 · Zdjęcie polskich insygniów koronacyjnych pochodzi z serwisu replikiregaliowpl.com.