Jesteś tutaj: prof. Jacek Bartyzel » Miscellanea » Notatki z Facebooka (IV)

Notatki z Facebooka (IV)

Jacek Bartyzel

Anno Domini 2011

lipiec – wrzesień

Zasady katolickie a zasady liberalne

7 lipca 2011

„Ci, którzy nazywają się liberałami katolickimi, nie rozumieją co to znaczy być liberałem, albo co to znaczy być katolikiem (Los que llaman católico-liberales no entienden lo que es ser liberal, ó lo que es ser católico).

Zasady liberalne mają za podstawę tę maksymę: Wolność człowieka wymaga tego, aby w polityce abstrahować od Boga; a zatem religia nie ma nic wspólnego z polityką (Los principios liberales tienen por fundamento esta máxima: La libertad del hombre exige que en política se prescinda de Dios; por tanto, la Religión no tiene que ver con la política).

Zasady katolickie mają za fundament tę prawdę: Człowiek jest zawsze i wszędzie stworzeniem i poddanym Boga; w konsekwencji zatem jego wolność może wiele, ale szanując prawa Boże; a zatem jest konieczne, żeby polityka miała odniesienie do religii (Los principios católicos en política tienen por fundamento esta verdad: El hombre es siempre y donde quiera criatura y siervo de Dios: ensanche, pues, su libertad cuanto pueda, pero respetando los derechos de Dios: es, por tanto, indispensable que la política tenga en cuenta la Religión).

Reasumując, zasadą liberalną jest: Aby rządzić, należy pomijać Boga; a pierwszą zasadą katolicką w polityce jest: Aby rządzić, musimy polegać na Bogu (El principio liberal, en resumen, es: Para gobernar hay que prescindir de Dios; y el primero principio católico en política es: Para gobernar debemos contar con Dios)”.

Źródło: Lo que deben saber i practicar los Católicos Mexicanos, “La Nación”, Organo del Partido Católico Nacional, México 1913, s. 3-19.

Meaculpizm

10 lipca 2011

Przepraszam Czechów za Bolesława Chrobrego, który oślepił i wykastrował ich księcia; przepraszam Moskwicinów za wyrżnięcie załogi Homla, mimo iż się poddała; przepraszam Niemców za Lisowczyków, w tym Stefana Czarnieckiego, którymi niemieckie matki straszyły swoje dzieci; no i wreszcie przepraszam za prezydenta idiotę, bo w końcu – jak sam powiedział – „naród musi zrozumieć, że był także sprawcą” (jego elekcji).

O kinie

13 lipca 2011

Obejrzałem bardzo dobry film o Iwanie Groźnym pt. Car. Godne podkreślenia jest to, że o tyranii i o właściwym rozumieniu zasady pochodzenia władzy od Boga mówi się tam w sposób nieodbiegający od tradycji łacińskiej (może po prostu nawet w schizmie, i to „zmoskalonej”, nie zapomniano o tym, czego nauczał św. Jan Damasceński); że dojrzewa do tego nie tylko metropolita Filip, ale również prości mnisi, którzy przyjmują męczeństwo w podpalonej świątyni, bo spełnili obowiązek Antygony.

W ogóle muszę stwierdzić, że kino rosyjskie (na czele z Michałkowem, oczywiście, ale nie tylko, widziałem na przykład nie tak dawno temu doskonałą adaptację Mistrza i Małgorzaty) jest od lat, moim zdaniem, najlepsze na świecie pod każdym względem, nie tylko artystycznym czy techniki montażu. Nigdzie indziej nie widzę takiej powagi metafizycznej i moralnej, takiego otwarcia na transcendencję, takiego również skupienia na poszukiwaniu, poznawaniu i wyrażaniu pełni człowieczeństwa. Gdzie wreszcie indziej można spotkać (przynajmniej tylu: jeden Gibson wiosny nie czyni) twórców kina tak religijnych, patriotycznych i monarchistycznych? To właściwie zakrawa na rodzaj cudu, że właśnie w tym kraju, dotkniętym najbardziej rewolucją komunistyczną, są jedyni artyści, którzy chcą i potrafią nam pokazać świat i człowieka sprzed jeszcze wcześniejszej rewolucji liberalno-demokratycznej.

Jakiż to kontrast z tym oceanem pomyj i tandety, którym zalewa nas amerykańska fabryka filmów! Potworna monotonia tysięcy tych samych klisz i schematów, jeden w gruncie rzeczy zawsze i straszliwie ogołocony duchowo typ człowieczka, który tylko żre, ćpa (albo wypruwa z siebie żyły dla jakiejś korporacji), kopuluje i „samorealizuje się”, na przykład „zaczynając życie od nowa” po piątym rozwodzie, albo pytluje o pierwszej lub piątej poprawce, gdy tylko jakaś niegodziwość, której się dopuścił, grozi mu przykrymi konsekwencjami. Te werbalne kule dum-dum, na czele z objection, wystrzeliwane w salach rozpraw przez kauzyperdów płci obojga, te tyrady o „prawach człowieka” demokratycznie wytresowanych automatów do zabijania (dziś już wyłącznie wrogów Izraela) w „wojnie z terroryzmem” – wszystko to ma głosić chwałę Amerykańskiego Imperium, amerykańskich „wartości”, amerykańskiego „stylu życia”, poza którym niczego na świecie ma już nie być. To jest stuprocentowy socrealizm (czy ściślej libdemorealizm), nie mniej odrażający, głupi i prostytuujący sztukę niż tamten dawny, sowiecki.

A o współczesnym kinie europejskim to już nawet szkoda gadać: żałosne chałupnictwo, w którym jeśli się coś wyróżnia to tylko – in minus – obrzydliwy sodomityzm oraz nienawiść do Kościoła i frankizmu jako „paliwo twórcze” kina hiszpańskiego.

Niebo nad Hiszpanią

18 lipca 2011

Wczoraj nad całą Hiszpanią niebo było bezchmurne. Niestety, tylko wczoraj, i tylko metaforycznie.

Wyziewy konserwatyzmu bagiennego

18 lipca 2011

Guru konserwatyzmu bagiennego (pseudonimowanego jako „realizm”) uporczywie twierdzi, że w swoich felietonach dokonuje przekładu przesłania konserwatywnego na dzień dzisiejszy. Cóż, znane porzekadło mówi, że z przekładami jest jak z kobietami: jak piękne to niewierne, a jak wierne to brzydkie. Lecz „realista” wynalazł trzeci rodzaj przekładu – takiego, który jest i niewierny i szpetny.

A oto jaką mysz zrodziła góra (Wielkich Ksiąg): propozycję bycia przez konserwatystów PAX-em przy kierowniczej sile na najbliższe dziesięciolecia, czyli (PZ)PO.

Rzeczy poważne

20 lipca 2011

Burza już przeszła, wody odeszły, „konserwatywne” bagienko też zdezynfekowane: można nareszcie porozmawiać o rzeczach naprawdę poważnych. W ogródku poziomek wprawdzie coraz mniej, ale za to po raz pierwszy obrodziła grusza. Gruszki wprawdzie jeszcze twarde, ale wyglądają smakowicie.

Warren H. Carroll R.I.P.

21 lipca 2011

Zmarły, jakże symbolicznie: on, dziejopis La Cruzada, w dzień jej rozpoczęcia, Warren H. Carroll był nie tylko wielkim historykiem, ale również pisarzem, który zawsze potrafi znaleźć cenną pointę. Oto przykład: „W bitwie pod Carrhae w Mezopotamii, Krassus starł się na bezwodnej równinie z konnymi łucznikami Partów i udowodnił, że nawet rzymskim legionom można zadać klęskę, jeśli dowodzi nimi bankier”.

Nienawiść rozum odbiera

23 lipca 2011

…czego dowodem dedykacja od „realisty” znienawidzonym przez siebie piłsudczykom i niepodległościowcom fotki z rzekomego udziału Hitlera w pogrzebie Piłsudskiego (będącego, jak wiadomo, dla konserwatystów „obciachem”, w przeciwieństwie do Jaruzelskiego). Już mu to wypomnieli ci, co lepiej znają historię, wiec szybciutko zmienił tytuł z „pogrzebu” na udział w „mszy za duszę”, oczywiście bez przyznania się do szkolnego błędu. Ale cóż z tego, skoro tak wielki politolog nie wie, że jakaś forma udziału w uroczystościach żałobnych po śmierci głów państw, z którymi utrzymuje się stosunki, należy po prostu do protokołu dyplomatycznego. Więc cóż to za sensacja i jaka podstawa do wnioskowania czegokolwiek? Generał Franco w Madrycie i Eamon de Valera w Dublinie składali kondolencje po śmierci Hitlera – poza wszystkim, samobójcy! Czy to znaczy, że byli nazistami?

J.S. Mill w Oslo

24 lipca 2011

„Nie jest dobrze, Marcinie, nie jest dobrze” – powiedziała krowa ludzkim głosem do chłopa łońskiego roku. Merdia od rana trąbią, że masakry w Norwegii dokonał „skrajny prawicowiec” i „chrześcijański fundamentalista”. Pachnie to zapowiedzią jakiegoś „ostatecznego rozwiązania” i nawet nasze ABW postawione w stan gotowości. Nie mogę tylko pojąć, dlaczego tak bardzo podkreślają, że Breivik inspirował się Winstonem Churchillem – to już Sir Winston, dyżurnie przywoływany swoim bonmotem, iż nic lepszego od demokracji nie wymyślono, też podejrzany?

A tu z drugiej strony napływają zupełnie inne wieści o tym „skrajnym prawicowcu”: że mason, liberał, prosyjonista. A w ogóle cóż to za prawicowiec, który należał do Partii Postępu! Coś mi to pachnie „prawicą” w stylu amerykańskich likudników – „neokonserwatystów”. Inni zwracają uwagę, że destabilizacja Norwegii bardzo służy Gazpromowi. No i ten cytat z socjalliberała Johna Stuarta Milla – też niezły autorytet dla konserwatysty: toż i Madzia Etyczka Środa przed Millem na kolanach! Jak to pisał Nietzsche?: „John Stuart Mill, czyli odrażająca jasność”. No właśnie, odrażająca.

Faszyzm w branży chemicznej?

25 lipca 2011

System zbzikował kompletnie. Ja się obawiałem, że już padnie hasło „chrześcijanie lwom na pożarcie!”, a tu się okazuje, że najbardziej zagrożeni są handlarze chemikaliami. Do sklepu po farbę czy coś podobnego trzeba będzie chyba odtąd chodzić z deklaracją, że nie zamierza się produkować bomby. Towarzysze z EuroSoc, litości dla Stanu Trzeciego! Przecież handel miał łagodzić obyczaje, jak zapewniali o tym klasycy ideologii Tiers-Etat, Constant i Spencer.

Straszna prawda o „ludziach z lasu” przez Gienerała wywiedziona na jaśnię

25 lipca 2011

„[Jaruzelski] opowiada też, jak pojechał w miejsce, gdzie stał niegdyś dworek należący do jego rodziców: — Do końca 1946 r. tych, którzy próbowali orać i siać, ludzie z lasu przeganiali, bili pałkami, grozili «nie rusz, bo to pańskie». Czy takie akcje można zapisać do tradycji niepodległościowej?”.

Jak najbardziej, a jeszcze bardziej do kontrrewolucyjnej. Czekam, aż obrońcy „ostatniego polskiego dyktatora” i „zasług” PRL w ogóle, wygłoszą pochwałę sprawiedliwości dziejowej, że co jak co, ale obszarników spijających krew ludu to słusznie przegoniono.

Dlaczego nie faszyzm?

1 sierpnia 2011

Po przeczytaniu tekstu (manifestu?) p. Adama Danka Dlaczego faszyzm? przypomniało mi się takie francuskie przysłowie, że czasem trzeba się zgubić, aby móc się znaleźć. P. Danek jest zapewne na etapie intensywnych poszukiwań tego, jak wyjść z sytuacji bez wyjścia, ale obecnie błąka się niestety po mokradłach. Jako że darzę go sympatią, szczerze mu życzę, aby wyszedł na prostą i czystą drogę Tradycji. Nam, tradycjonalistom, faszyzm niestraszny i rozumiemy różne uwarunkowania tej „ideologii rozwścieczonego Europejczyka” (najlepsza definicja faszyzmu, jaką znam), nie zmienia to jednak faktu, iż faszyzm od początku był pomyłką, a skończył się kompromitacją. Przypuszczam, że ten niewygasły urok faszyzmu, który i dziś niejednego zwodzi, bierze się z patrzenia nań przez pryzmat wyobrażeń o tym, czym faszyzm mógłby być, które stworzyli sobie różni romantyzujący intelektualiści, jak Malaparte (we wczesnej twórczości), Bottai, francuscy „nonkonformiści” czy sam José Antonio. Lecz to błąd epistemologiczny idealizmu, bo poznawać trzeba rzeczywistość, a nie jej projekcje. Faszyzm „realny” to nie Poezja, Czyn, Prymat Ducha, tylko biurokratyczny etatyzm, tym się tylko różniący od biurokracji demoliberalnej, że urzędnicy są umundurowani. Natomiast pomysł faszyzmu na przezwyciężenie nieładu demokracji liberalnej jest dokładnym przeciwieństwem tradycjonalizmu: faszyści uważali, że można odbudować społeczeństwo przez narzucenie mu gorsetu odgórnie stworzonej organizacji, a więc czegoś z gruntu sztucznego i mechanicznego. Tradycjonalista wie, że trzeba stworzyć warunki odbudowania naturalnych ciał społecznych, od najmniejszego, czyli rodziny, po wierzchołek, czyli monarchię tradycyjną, więc ograniczoną. A uśmiech goryczy wzbudziło we mnie zdanie: „Przykładu udanego mariażu konserwatywnych pryncypiów z faszystowską formułą polityczną i organizacyjną dostarcza, znana z frankistowskiej Hiszpanii, Hiszpańska Falanga Tradycjonalistyczna wraz z Radami Ofensywy Narodowo-Syndykalistycznej„. Można by się z tym zgodzić tylko wtedy, gdyby wcześniej uznać, że udane małżeństwo to takie, w którym oblubienica udusi oblubieńca w noc poślubną. To nieszczęsne zjednoczenie zabiło karlizm jako siłę społeczną, odebrało mu lud, sprawiło więc to, czego nie zdołali zrobić ani liberałowie w XIX, ani czerwoni w XX wieku.

Zadowolone kury

3 sierpnia 2011

Kupiłem jaja z wolnego wybiegu od zadowolonych kur. Ciekawym jak oni badają stan ich zadowolenia? Zresztą i tak są dość powściągliwi, bo przecież mogli napisać na przykład: „…od kur zadowolonych z rządów Tuska”.

Nietypowe książki

12 sierpnia 2011

Chciałem trochę rozluźnić bibliotekę (5000 woluminów, nie licząc roczników czasopism, to nawet w dużym domu nie tak mało). Wybrałem ponad 200 takich, co do których uznałem, że już nie będą mi potrzebne, zadzwoniłem pod numer, który znalazłem na jakimś przystanku. Przyjechał dżentelmen w kolorowych krótkich gaciach z dużą torbą, rzucił okiem na kilka tytułów. Na jego twarzy zaczęło się rysować coraz mocniej coś wyraźnie przypominającego obrzydzenie, wreszcie rzekł: „ma Pan jakieś takie nietypowe książki”. Widziałem już, że deal nie wyszedł, niemniej naprawdę zaintrygowany tym określeniem zapytałem: „a jakie książki uważa Pan za typowe”? – „No, — odparł ‘antykwariusz’ – science fiction, romanse…”.

Dementi

13 sierpnia 2011

JE kardynał Dziwisz okropnie się zirytował konstatacją red. Terlikowskiego o upolitycznieniu Kurii Krakowskiej.

Zważywszy, że z najbliższego otoczenia, a nawet rodziny Jego Eminencji, dałoby się chyba utworzyć spore koło Platformy Obywatelskiej, raz jeszcze sprawdza się trafność maksymy kanclerza Gorczakowa: „wierzę tylko informacjom zdementowanym”.

Broń defensywna

15 sierpnia 2011

W rocznicę Wiktorii Warszawskiej taka mnie naszła refleksja o „orwellizacji” języka. Kiedyś, w normalniejszych czasach, istniały ministerstwa wojny, teraz, gdy wojna została zdelegalizowana, wszędzie są tylko ministerstwa obrony, które oczywiście kierują co najwyżej „misjami pokojowymi”. Przewidział to już Churchill wywodząc, że każde zwierzę uważa własne kły za broń defensywną, rogi przeciwnika zaś za służącą agresji.

Jak nas piszą… Orangutan Europy

16 sierpnia 2011

Bretończyk, kawaler Louis de Kermorvand, wydał w 1779 roku w Hamburgu pamflet zatytułowany Orangutan Europy, czyli Polak takim, jakim jest (L’orang-outang de l'Europe ou le Polonais tel qu’il est). Napisał tam m.in.: „Widziałem Turków, eunuchów, barbarzyńców, dzikich i Polaków; wszystkie te dwunożne istoty są dziwaczne, ale najtrudniejszy do określenia i najmniej określony jest ten, którego przyrodnicy zwą Polakiem”. Zdaniem tego „przyrodnika”, Polacy pochodzą od orangutanów, które przewędrowały przez nieistniejący dziś przesmyk z Ameryki do Azji, stąd do Polski, i skrzyżowały się z Sarmatami, tworząc państwo o ustroju mieszanym (pierwiastek monarchiczny pochodził od Sarmatów a arystokratyczny od orangutanów – nie wiedziałem, że to taki szlachetny gatunek!, JB).

Informację o tym zawdzięczam Jackowi Kowalskiemu (zob. jego artykuł Sarmacka Romanitas w „Christianitas”).

Gdyby pod wpływem powyższego ktoś już gotów byłby kajać się i rumienić ze wstydu za to „jak nas widzą w Europie”, spieszę dodać, że nasz surowy recenzent był wykładowcą w Szkole Kadetów, ale wydalono go stamtąd po tym, jak został przyłapany na kradzieży sreber w pałacu księcia Adama Kazimierza Czartoryskiego. Może po prostu uważał, że sztućce w łapach orangutanów są dla nich samych niebezpieczne? Byłby więc ów gentilhomme i mąż uczony nieznanym prekursorem Lloyda George’a; aliści ten wiekopomny mąż stanu to walijski plebejusz, od kogo zatem pochodził, jeśli orangutany są arystokratami?

„Faszyzm” i przemoc domowa

18 sierpnia 2011

Biedni postępacy sądzą, że to oni wszystko od nowa wymyślają – na przykład walkę z „przemocą domową”. Tymczasem, w założonym w 1937 roku, meksykańskim Narodowym Związku Synarchistycznym, ultrakatolickim a przez wrogów uważanym za meksykańską odmianę faszyzmu, obowiązywała wewnętrzna instrukcja, która nakazywała automatyczne usuwanie z ruchu każdego, kto by maltretował swoją żonę i dzieci.

Jajakodywersant

21 sierpnia 2011

Widzę, że i na FB pojawiła się sławna lista Żydów z moją skromną osobą również. Jestem trochę rozczarowany, bo wprawdzie bycie dywersantem bardzo mi pochlebia, ale w końcu mogliby wymyślić coś nowego i jeszcze atrakcyjniejszego.

Na szpilkach

24 sierpnia 2011

W okienku osób, które mogę znać, wyświetlił mi się profil Pani – powabnej, nie zaprzeczę – która przedstawia się jako producentka odzieży erotycznej i niestandardowego obuwia, które zaspokoi życzenia najwybredniejszych klientów. Chyba jednak nie zaproszę jej do grona znajomych, no bo na co mi buty na szpilkach 45 cm? Przecież nie będę rywalizował ze znanym moralistą, senatorem Piesiewiczem.

PiSlam, PeOstantyzm, i jak być powinno

25 sierpnia 2011

Zetknąłem się, zresztą na FB, z określeniem „PiSlam”, jako „religii” głoszonej w Radiu Maryja. Niepodobna temu, niestety, zaprzeczyć. Z równym niepokojem należałoby jednak obserwować skłonność niemałej części Kościoła – i to na szczytach hierarchii – do tego, aby uprawiać „PeOstantyzm”. A już taki na przykład ks. Sowa, brylujący w mediach, uprawia ów PeOstantyzm w sposób żenująco lizusowski.

Jedno i drugie jest tylko przejawem – dotykającym hic et nunc akurat nas – szerszego zjawiska niszczącego wpływu, jaki na Kościół ma demokratyzacja, egalitaryzacja i upartyjnienie polityki (demokracja wszakże, jak słusznie wykładał jej „apostoł” Kelsen, jest nieuchronnie „państwem partyjnym”). Problemem nie jest, jak wrzeszczą lewacy i liberałowie, „wtrącanie się” Kościoła do polityki; problemem jest upartyjnienie (w liczbie mnogiej) samego Kościoła. Jest to absolutnie sprzeczne z Jego powołaniem. Gdyby to było wolą Jego Boskiego Założyciela, nakazałby Swoim apostołom wchodzenie do ówczesnych stronnictw: saduceuszy, faryzeuszy i zelotów, i uzyskiwanie w ten sposób wpływu na bieg rzeczy; ale On ustanowił hierarchiczną władzę Swoich własnych wikariuszy, przelewając na nich Boski autorytet, któremu wszystko musi być poddane. To obowiązuje zawsze i wszędzie, inaczej podział, a więc zgorszenie, jest nieuchronne. Dotyczy to w tej samej mierze partii „prawicowych”, „narodowych” czy nawet „katolickich”. Tym, którzy chlubią się na przykład księżmi – parlamentarzystami w ławach endecji przed wojną, należy przypomnieć, że w pierwszym sejmie II Rzeczypospolitej zasiadał także bolszewizujący demagog, ks. Okoń.

Ostateczny rezultat to zatracanie świadomości tego, czym w swojej istocie jest wszelka władza i skąd płynie jej autorytet. Tiara papieska i Diadem cesarski, Pastorał biskupi i Miecz królewski, pochodzące jednako, acz nie w ten sam sposób, od Boga, tworzą – „bez pomieszania i rozdziału” – unię mistyczną w Christianitas jako ziemskie analogony Ojca i Syna. Ten autorytet, który sami czerpią z góry, spływa dopiero po niższych szczeblach w dół, aż do, powiedzmy, proboszcza i starosty. Biskupi mogą i powinni zasiadać w Senacie królestwa, aby służyć radą monarchom, a w razie potrzeby ich karcić, ale widok księży i zakonnic wrzucających kartki do urn wyborczych przyprawia mnie o mdłości.

Jeżeli rzeczy mają się tak, jak być powinno, Kościół wydaje świętych Ambrożych, którzy zabraniają cesarzowi wstępu do świątyni dopóki nie oczyści się z grzechu (a gdy to uczyni, równie słusznie go chwalących). W demokracji Kościół poniża swoich własnych kapłanów, czyniąc z nich agitatorów partyjnych.

W kwestii zbaranienia

28 sierpnia 2011

Czepiają się tego Hofmana, zupełnie jak kiedyś Dorna za „wykształciuchów”, albo nie rozumiejąc, albo udając, że nie rozumieją (to bardziej prawdopodobne), co powiedział. Przecież „zbaranienie” chłopów (z Marszałkowskiej) to właśnie skutek wykorzenienia, a nie genetycznej „wsiowości”. To moloch wielkomiejski ich psuje, tak samo jak w XVIII wieku psuł sarmacką szlachtę. Jak to pisał wówczas anonimowy poeta: Przyjechałem do Warszawy, wiele z tego zysku / Konia-m stracił, francy dostał i krysy na pysku.

Samobójcy

29 sierpnia 2011

Śmiać się czy płakać? Osłupieć ze zgrozy patrząc na opętanie samobójców czy pocieszać się, że afrykański monarchizm to też jakiś monarchizm? Niemniej, jedna rzecz cieszy: że przy okazji również i rewolucyjna anty-Francja dokonuje autoanihilacji: przecież taki Victor Hugo to była ikona owych „najszczytniejszych” i podobno uniwersalnych, ideałów: http://www.rp.pl/artykul/32,708410-Napoleon--obraza--imigrantow.html.

Spójność

29 sierpnia 2011

Nowa miss Polski nazywa się Angelika Ogryzek. Pogratulować rodzicom poczucia językowej koherencji.

Heroizm i pamięć WCzc. Posła Jana Filipa Libickiego

29 sierpnia 2011

WCzc. Pan Poseł Jan Filip Libicki (ach, łza w oku się kręci, gdy wspomnę jego „Nova et Vetera”) odpowiada mi (http://www.konserwatyzm.pl/artykul/1545/wybory-2011-smolenski-glos-w-twoim-domu), że przecież polemizował ze swoją „polityczną koleżanką” (sam ją tak nazywa) w kwestii jej „prywatnych” poglądów eklezjologicznych. Zaiste, odwaga Pana Posła jest niezmierzona: ja na kolana podam.

Jednocześnie wzywa mnie, abym sprostał jego bohaterstwu i „spróbował polemizować” z „poglądami panującymi w środowiskach, z których mediów korzysta[m]”, np. odnośnie do „zamachu” smoleńskiego czy „spuścizny” Lecha Kaczyńskiego.

Panie Pośle! Muszę stwierdzić, że Pańska pamięć nie dorównuje Pańskiemu heroizmowi. Krytyczny bilans rządów PiS-u przedstawiłem jeszcze wtedy, kiedy Pan był wiernym akolitą Jarosława Kaczyńskiego (Na gruzach „rewolucji moralnej”, „Rzeczpospolita”, 29 III 2007). Za mój tekst dystansujący się od pomysłu pochówku śp. Lecha Kaczyńskiego na Wawelu (Wawel? Nie, za wysoko!), od czci i wiary odsądzali mnie pewni monarchiści, sugerując, że jestem antypaństwowcem i anarchistą. A co się tyczy instrumentalizowania Krzyża jako „substytutu”, to przestrzegałem przed tym nie gdzie indziej, jak właśnie w „Naszym Dzienniku” (Naprzód z Bożych, potem z ludzkich względów, 5-6 III 2011, nr 53).

P.S. Gdyby kogoś dziwiło, że odpowiadam Janowi Filipowi Libickiemu akurat tutaj, to wyjaśnienie jest następujące. Właśnie przekonałem się po raz drugi, że na FB jest mały donosiciel pracujący dla „medium, z którego korzysta” Pan Poseł. A zatem na pewno moja odpowiedź do niego dotrze.

Ład utracony

31 sierpnia 2011

„Biskup, jako głowa władzy duchowej; Królowie i Kortezy jako głowa władzy doczesnej, oraz Naród wokół ołtarza, źródło prawdziwego pokoju i pełni człowieczeństwa” (napis na mozaice w Bazylice św. Marka w Wenecji).

Dystynkcja

31 sierpnia 2011

Należałoby w końcu jakoś wyodrębnić i nazwać wszystkich tych toksycznych „katechonów”, produkowanych seryjnie w alembiku magów „realizmu”; proponuję zatem określenie: KATECHŁONIAK.

Przewidywalność

5 września 1992

P. Kostrzewa-Zorbas, politolog, alarmuje, że możemy być obiektem ataku Al-Kaidy. A to było takie trudne do przewidzenia, jak wsadzaliśmy paluchy w nie swoje drzwi?

Przewrotność „obojętnego” praktycyzmu

5 września 2011

Dr Terlikowski, pijąc ironicznie w swojej odpowiedzi (Judeochrześcijaństwo i konserwatyzm, na portalu Frondy) do tytułu mojej książki, powiada: „To, co już napisałem jednoznacznie pokazuje, że cele jakie przed sobą, a poniekąd na ile mogę je stawiać przed portalem to również przed nim są bardziej ograniczone, niż katolicka kontrrewolucja. Nie bawi mnie rozpamiętywanie przeszłości, nie sądzę, by można było cofnąć czas i nie zamierzam się skupiać na powolnym umieraniu. Nie jestem zachwycony obecną wizją liberalnej demokracji, ale nie zmienia to faktu, że jest ona ustrojem, w którym żyjemy, i nic nie wskazuje na to, by się to miało zmienić. Zamiast więc budować piękne teorie dotyczące wymarzonego ustroju dla prawdziwego konserwatysty, wolę zająć się walką o to, o co walczyć można. A jest to prawo do życia dla każdego, wolności sumienia, a także obrona małżeństwa i rodziny. I jest mi w gruncie rzeczy obojętne, czy cele owe zrealizowane zostaną w państwie demokratycznym czy w monarchii”.

To często spotykana, ale bardzo pokrętna sztuczka erystyczna. Ani ja, ani żaden inny znany mi konserwatysta, nie zaleca powstrzymywania się od walki z konkretnymi przejawami zła do czasu restauracji monarchii katolickiej. To byłby absurd i grzech bezczynności. Oczywiste, że trzeba walczyć z „cywilizacją śmierci” w demokracji, tak samo jak trzeba to było robić za komuny. Przewrotność neokonów (tak samo jak chadeków czy katolików liberalnych) polega na tym, że oni z obowiązków praktycznych wyciągają wnioski doktrynalne, „hipotezę” przekuwają w „tezę”. Nie mówią: „czyń, co prawy katolik powinien czynić w każdych warunkach ustrojowych”, tylko: „uznaj demokrację liberalną za właściwy porządek rzeczy i spełnienie historii”. Dokładnie tak samo czynią wszyscy religijni moderniści, którzy za optymalny i słuszny model relacji obu societatis perfectae: Kościoła i państwa, uważają „wolność religijną” w indyferentnym i „niekompetentnym” do rozpoznania prawdy państwie, a Społeczne Panowanie Chrystusa Króla odsyłają do „lamusa” eschatologii. Jeżeli jednak państwo jest niekompetentne do rozpoznania prawdy religijnej, to również jest niekompetentne do rozpoznania prawdy w jakiejkolwiek dziedzinie: to oznacza zaś, że na przykład żaden sędzia orzekający w jego imieniu nie mógłby wydać żadnego wyroku.

Pytanko

7 września 2011

Podobno był jakiś mecz, co wnoszę z licznych wpisów. Może mnie ktoś łaskawie oświecić, kogo z kim i dlaczego taki ważny?

Ekonomia

7 września 2011

Trzy szkoły ekonomiczne według klasyka kontrrewolucji, markiza de La Tour du Pin:

1) ta, która uważa człowieka za rzecz – LIBERALIZM

2) ta, która uważa człowieka za bydlę – SOCJALIZM

3) ta, która uważa człowieka za brata – KORPORACJONIZM

Uczulenie

8 września 2011

Odkryłem w sobie alergię. Na słowo „debata”.

Dieta

8 września 2011

Pewna kandydatka w moim mieście do Diety (szydzę łagodnie i tylko troszkę: w językach romańskich Sejm nazywa się Dieta, tylko we francuskim inaczej się pisze) zachęca na plakacie do głosowanie na siebie słowami: „chcesz żyć w demokracji” (nawet bez pytajnika, więc widać uważa to za oczywiste). Pudło, Szanowna Pani! NIE CHCĘ! Podobnie jak Ernst Jünger, nienawidzę demokracji jak zarazy.

Europejski chłam

11 września 2011

Europejski Kongres Kultury: inauguracja – tow. mjr Zygmunt Bauman, główna impreza teatralna – „Tęczowa Trybuna 2012”. Chyba jednak raczej: „Kongres Kultury SS (Stalinowsko-Sodomickiej)”.

Pius XII o demokracji

12 września 2011

„Jakież widowisko pokazuje państwo demokratyczne pozostawione kapryśnej samowoli masy! (quale spettacolo offre uno Stato democratico lasciato all'arbitrio della massa!)”. (…) „Wolność, jako obowiązek moralny osoby, przeradza się w tyraniczne roszczenie dawania folgi impulsom i pożądaniom ludzkim kosztem drugiego. Równość degeneruje się w mechaniczną niwelację, w monochromatyczną jednostajność; poczucie prawdziwego honoru, osobista aktywność, poszanowanie tradycji, godność – jednym słowem wszystko, co nadaje wartość życiu, krok po kroku, niszczeje i ginie (La libertà, in quanto dovere morale della persona, si trasforma in una pretensione tirannica di dare libero sfogo agl'impulsi e agli appetiti umani a danno degli altri. L'uguaglianza degenera in un livellamento meccanico, in una uniformità monocroma: sentimento del vero onore, attività personale, rispetto della tradizione, dignità, in una parola, tutto quanto dà alla vita il suo valore, a poco a poco, sprofonda e dispare)” – Jego Świątobliwość Pius XII, Radiomessagio al popoli del mondo interno Beniginitas et humanitas, Domenica, 24 dicembre 1944.

Antysemitologia stosowana

13 września 2011

Nie słabnie gatunek twórczości zwanej przeze mnie roboczo „antysemitologią stosowaną”. Właśnie przeglądałem w „Kronosie” tekst jakiegoś Duńczyka o tym, jakim okropnym antysemitą był Kierkegaard, a znowuż w „Przeglądzie Politycznym” jakiś recenzent pastwi się nad Eliadem. Autorzy ci tak się rozkoszują swoimi skomplikowanymi narzędziami intepretacyjnymi, że już chyba sami nie wiedzą czy oskarżają, czy jednak jakoś próbują tłumaczyć „podsądnych” przed trybunałem do sądzenia megazbrodni przeciwko ludzkości. Nie przychodzi im tylko (i im podobnym) do głowy wyjaśnienie najprostsze: że ci, którzy wypowiadali kiedyś opinie niechętne Żydom, mieli ku temu jakieś niebłahe i nieurojone powody. Mówiąc jeszcze prościej: umieli obserwować i wyciągać wnioski. To zaś, że wypowiadali je otwarcie, dowodzi jedynie, że nie musieli się, jak współcześni, autocenzurować w obawie o nagrody, stypendia, granty, które mogłyby przejść koło nosa, i w ogóle o utratę reputacji „wybitnego” pisarza czy myśliciela. Nie musieli na przykład udawać, że nie dostrzegają z kogo składa się 99% gwardii bolszewickiej, albo kto korumpował parlamentarzystów w affaire Panama. Krótko mówiąc, żyli jeszcze w la belle epoque wolności, przed nadejściem demoliberalnego totalniactwa – najbardziej obrzydliwego ze wszystkich, bo najbardziej zakłamanego.

I jeszcze jeden szczegół: pisarczyk z „Przeglądu Politycznego” drwi z Eliadego, że przestrzeni duchowej wolności szukał w „dusznej” Portugalii Salazara i „pajacowatej” Hiszpanii Franco. A mnie się zdaje, że Eliade dobrze wiedział, gdzie ma tego właśnie szukać.

Poloniusz Turnau

16 września 2011

Jan Turnau o Nergalu: „Wydaje mi się, że trzeba spróbować raczej wobec niego jakiejś serdeczności”.

I tu właśnie widać całe błazeństwo „otwartego” katolicyzmu, albo może raczej „pipi-chrześcijaństwa”. Właściwie powinniśmy być wdzięczni Turnauowi za to, że tak naiwnie je obnażył.

Szczur

16 września 2011

Nasze koty dzisiaj totalnie się skompromitowały. Po ogrodzie bezczelnie biegał dorodny szczur, prawie zaglądając do salonu, a koty nic: jeden spał na górze, a pozostałe szwendały się gdzieś po okolicy. Dotychczas były mistrzami polowań, ale teraz najwyraźniej wzięły urlop od bycia „tymi, które powstrzymują” inwazję gryzoni. Honor domu ratowała Xymenka próbując upolować szczura, ale jej uciekał w krzaki.

Państwo się już chyba domyślają, że musiałem w końcu poruszyć jakiś ważny temat, skoro prawie wszyscy nic, ino cięgiem o wyborach.

Integracja

20 września 2011

Xymenka wróciła bardzo zadowolona ze spotkania integracyjnego Stowarzyszenia Twórców dla Rzeczypospolitej w Serocku. Zrobiła tam naprawdę dużą konkietę. I wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie to, że nad Zalewem Zegrzyńskim wytarzała się w jakimś rybim ścierwie i pachniała jak radzieckie perfumy. Musiałem smarkulę wsadzić pod kran, namydlić i spłukać.

Gloria victis!

20 września 2011

Dziś rocznica utworzenia (20 IX 1942) Narodowych Sił Zbrojnych. Chwała bohaterom Polskiej Wandei!

Jak jarmużu bedłki…

22 września 2011

Przyłączam się do żalu tych, którzy ubolewają, iż na czas „kampanii żniwnej”, tj. pardon, „wyborczej”, zniknął zupełnie z wizji i eteru Stefan Niesiołowski. Jego pełne słodyczy i miłości bliźniego wypowiedzi były zawsze jak balsam na roztrzęsioną duszę. A teraz irytująca cisza, więc „jak jarmużu bedłki, tak cudu pragnie lud” (przy okazji: zgadnij Koteczku, kto to napisał?).

Kreatywność

22 września 2011

Policzyłem, że w programie wyborczym Parady Oszustów aż 28 razy występuje słówko „kreatywność” lub inne jego warianty leksykalne („kreatywne” jest tam wszystko, zabrakło tylko, a szkoda, „kreatywnej księgowości”). PeOstantom doradzałbym jednak nauczyć się innego modnego słówka, a mianowicie „symulakr”. Jest ono znacznie bardziej dla nich adekwatne, bo funkcją symulakru jest, jak wiadomo, skrywanie, że rzeczywistość nie istnieje.

Konserwatysta i lud

24 września 2011

Cytat z portalu „realistów”: „Artur Górski pod Namiotem Solidarnych 2010. Czyli kolejny konserwatysta (po prof. Bartyzelu), który wychodzi z kontrrewolucją do lumpenproletariackich mas”.

Pour moi: pogarda dla ludu zdradza duszę plebejską. A kto się wywyższa, będzie poniżony. Osobiście czułbym wstręt mając dać wykład nie dla chrześcijańskiego „ludu prostego”, lecz dla tłumu lumpenintelektualnych profesorów, którzy mają ochotę drzeć Biblię.

Ciemne Wieki Demokracji

26 września 2011

Demokratyczne muchy są coraz bardziej natrętne, więc trzeba reakcji sokratejskiej: usiąść demokracji jak giez na karku i kąsać. A zatem parę cytatów:

Spójrz, przez rajfurów koronowana,
Kurwa, na koniu gna po tych panach
z Efezu, co ją obwołać śmieli
Wielką Dianą stręczycieli!
Arcydziwka niecnego wieku,
Parweniuszka z łotrów szeregu;

(…)

Jeden demagog – kłopotu więcej;
A co, jeżeli ich sto tysięcy?

Tak, te zarazki można dziś już ujrzeć:
Miriady grają role karłów –
Zniżone do równości:
Martwa równia płaskiej przeciętności;
I może anglosaskie Chiny
Zhańbią rasę w pustce równiny,
W Ciemnych Wiekach Demokracji…  (Herman Melville, poemat Clarel).

„Jeśli zaś niesprawiedliwe rządy sprawowane są przez wielu, nazywa się je demokracją, to znaczy zwierzchnictwem ludu. W takim przypadku rzesza plebejuszy mocą swej liczebności uciska bogaczy. Taki lud, wzięty jako całość, staje się poniekąd jednym tyranem” (Św. Tomasz z Akwinu, De Regno, 2.3).

Liberté, égalité, fraternité.

Program demokratyczny spełnia się w trzech etapach: etap liberalny, wytwarzający społeczeństwo burżuazyjne, którego charakter skłania nas ku socjalistom; etap egalitarny, wytwarzający społeczeństwo sowieckie, którego charakter prowadzi nas ku nowej lewicy; etap braterski, który zapowiadają kopulujący kolektywnie narkomani. (Nicolás Gómez Dávila, Escolios a un texto implícito, prólogo Franco Volpi, Ediciones Atalanta, Girona 2009, str. 377).

Metapolityka

27 września 2011

Najbardziej ambiwalentny moment w życiu każdego badacza: kiedy trzeba sfalsyfikować to, co się kiedyś ogłosiło. Teraz już wiem, że do kosza muszę wyrzucić to, co ongiś napisałem o historii pojęcia „metapolityka”, podając jako wynalazcę tego terminu Augusta Ludwiga von Schlözera i datując to na 1793 rok. Tymczasem, narodziny pojęcia trzeba przesunąć co najmniej o 9 lat, a w metryce zmienić też „ojcostwo”, albowiem w czwartym wydaniu The Constitution of England z 1784 roku użył go emigrant z Genewy, Jean-Louis de Lolme (1741-1806): “It may, if the reader pleases, belong to the Science of Metapolitics; in the same sense as we say Metaphysics; that is, the Science of those things which lie beyond physical, or substantial, things. A few more words are bestowed upon the same subject, in the Advertisement, or Preface, at the head or this Work” (s. 419-420).

I nie koniec na tym, bo przed Schlözerem było jeszcze co najmniej dwóch autorów niemieckojęzycznych: urodzony w Gdańsku Gottlieb Hufeland (1760-1817), profesor w Jenie, kantysta, w eseju o zasadach prawa naturalnego (Versuch über den Grundsatz des Naturrechts, Leipzig 1785) oraz Karl Friedrich August Hochheimer (1749-1825) z Getyngi, w wydanym anonimowo w Lozannie, „bezstronnym przewodniku” dla potencjalnych studentów (Göttingen: nach seiner eigentlichen Beschaffenheit zum Nutzen derer, die daselbst studieren wollen, dargestellt von einem Unpartheiischen, Lausanne 1791).

Teraz ciąży na mnie obowiązek napisania historii metapolityki na nowo, bo mam jeszcze inne nowe materiały z późniejszych lat: jak Bóg pozwoli, i Jego premier w Departamencie świata, czyli Czas.

Le roi ne meurt jamais

29 września 2011

191 lat temu, 29 IX 1820 urodził się – jako pogrobowiec – w Paryżu Henryk Karol Ferdynand Maria Bożydar d’Artois, diuk de Bordeaux, hrabia de Chambord, od 3 VI 1844 prawowity król Francji i Nawarry Henryk V.

75 lat temu, 29 IX 1936, pod kołami samochodu w Wiedniu, zginął w wieku 87 lat Alfons Karol Ferdynand Józef Jan Pius Burbon Austria-Este, książę de San Jaime i książę Andegaweński, od 2 X 1931 roku prawowity król Hiszpanij Alfons Karol I oraz prawowity król Francji i Nawarry Karol XII.

Partie

29 września 2011

Otrzymałem drogą mailową od redaktorki „Faktu” prośbę o informację, na jaką partię będę głosował; miałoby to być opublikowane już po wyborach. Udzieliłem jej następującej odpowiedzi:

Szanowna Pani Redaktor,

Niestety, nie będę mógł zadośćuczynić Pani prośbie. Jako monarchista, pouczony nieomylnie przez Boskiego Nauczyciela, że wszelka władza pochodzi „z góry” („Nie miałbyś żadnej władzy nade Mną, gdyby ci jej nie dano z góry” – J 19,11), a nie „z dołu”, oraz antydemokrata do szpiku kości, albowiem demokracja jest „maską bluźnierstwa” i „metafizyczną perwersją”, której doktryną jest „teologia boskiego człowieka” (Nicolás Gómez Dávila), z zasady nie biorę udziału w tym nikczemnym rytuale, jakim są demokratyczne głosowania.

Przyjmuję tedy za swoją dewizę słowa Ernsta Jüngera: „ani jednego głosu na jakąkolwiek partię”.

z wyrazami szacunku

Jacek Bartyzel

PMK Design
© Organizacja Monarchistów Polskich 1989–2024 · Zdjęcie polskich insygniów koronacyjnych pochodzi z serwisu replikiregaliowpl.com.