Jesteś tutaj: prof. Jacek Bartyzel » Miscellanea » Z mojego archiwum: Z dziejów idealizmu politycznego

Z mojego archiwum: Z dziejów idealizmu politycznego

Jacek Bartyzel

Kiedy bierzemy do ręki którąkolwiek z książek Jacka M. Majchrowskiego, możemy być pewni, że lista dzieł z literatury przedmiotu będzie znacznie krótsza od wykazu cytowanych źródeł. Dzieje się tak, ponieważ krakowskiego historyka interesują niezbadane dotąd – z rozmaitych powodów – fakty i idee z zakresu polskiej myśli politycznej XX wieku. Po szeregu studiów tyczących Stronnictwa Pracy i ruchu narodowo-radykalnego (Stronnictwo Pracy. Działalność polityczna i koncepcje programowe 1937-1945, Warszawa – Kraków 1979; Geneza politycznych ugrupowań katolickich. Stronnictwo Pracy, grupa „Dziś i Jutro”, Paris 1984), obozu sanacyjnego (Silni – zwarci – gotowi. Myśl polityczna Obozu Zjednoczenia Narodowego, Warszawa 1985), a wreszcie pomniejszych ugrupowań prawicy i quasi-prawicy (Szkice z historii polskiej prawicy politycznej lat Drugiej Rzeczypospolitej, Kraków 1986) zyskaliśmy możność zapoznania się z historią zjawiska poniekąd najbardziej „egzotycznego” na tle wymienionych – ruchu monarchistycznego w Drugiej Rzeczypospolitej1.

Autor tej monografii rozwija przed czytelnikiem panoramę grup i środowisk rojalistycznych, nie pomijając żadnej z inicjatyw zbiorowych, które zdołały najwątlej choćby zaznaczyć swoje istnienie w geografii politycznej lat 20. i 30. XX wieku. Właściwą historię ruchu monarchistycznego w odrodzonym, już jako republikańskie, państwie poprzedza krótkim przedstawieniem debaty prasowej (i wypowiedzi niepublikowanych) na temat kwestii obsadzenia tronu polskiego w okresie wojennym, kiedy forma ustrojowa restaurowanej stopniowo państwowości zdawała się być przesądzona w przeciwnej niż ostatecznie postaci, to znaczy po proklamującym Królestwo Polskie Akcie 5 Listopada 1916 r., a przed przejęciem władzy przez Tymczasowego Naczelnika Republiki Polskiej, której istnienie pod tą nazwą formalnie notyfikowane zostało dekretem z 22 listopada 1918 r. (niejednoznaczna w sensie formae regiminis nomenklatura Rzeczpospolita pojawiła się w aktach urzędowych dopiero na początku następnego roku!).

W dalszej kolejności odtworzone zostały dzieje i struktura organizacyjna ugrupowań monarchistycznych (o ideowym profilu konserwatywnym lub nacjonalistycznym), działających przed przewrotem majowym: Organizacji Młodzieży Monarchistycznej, „dorosłej” Organizacji Monarchistycznej, Obozu Monarchistów Polskich oraz krótkotrwałej inicjatywy Zjednoczenia Monarchistów Polskich, do którego przystąpili również niektórzy działacze Stronnictwa Zachowawczego i Stronnictwa Chrześcijańsko-Narodowego. Działalność ZMP została jednak przerwana administracyjnie już po kilku miesiącach jego istnienia (w lipcu 1926 r.), bez wątpienia z powodu aktywnego udziału jego prominentnych członków w obronie rządu konstytucyjnego przed rokoszem wojskowym.

Najwięcej uwagi poświęcił Majchrowski inicjatywie najbardziej nietypowej w porównaniu z wymienionymi, elitarnymi formacjami, bo – przynajmniej w swojej genezie, a w dużej mierze i w metodach działania – plebejskiej, a mianowicie Monarchistycznej Organizacji Włościańskiej, którą w lutym 1926 r. założył „dysydent” z radykalnego odłamu ruchu ludowego – PSL-Wyzwolenie, ale też były legionista Piłsudskiego – poseł Aleksy Ćwiakowski. MOW, która wkrótce zmieniła nazwę na: Monarchistyczna Organizacja Wszechstanowa, była jedyną polską partią rojalistyczną, która zdołała przybrać relatywnie „masowy” charakter oraz stanęła w szranki wyborcze (w 1928 r.). Poniosła wszelako sromotną klęskę, zbierając zaledwie 50 tysięcy głosów i nie otrzymując żadnego mandatu. Po tej klęsce MOW przechodziła stopniowo w stan „hibernacji”, a jedynym forum myśli monarchistycznej stał się miesięcznik „Głos Monarchisty”, dzięki objęciu jego redakcji przez wybitnego a niedocenionego publicystę – „polskiego Maurrasa”, Leszka Gembarzewskiego. Dopiero u schyłku lat 30. podjęte zostały trzy kolejne próby (dwie pierwsze właśnie przez Gembarzewskiego) reanimowania struktur: Związku Monarchistycznego (któremu odmówiono rejestracji pod pretekstem sprzeczności z „demokratycznym ustrojem Państwa Polskiego” – które przecież, od 1926 r. faktycznie, a od 1935 r. formalnie, demokratyczne już nie było!); Klubu im. Króla Bolesława Chrobrego (którego istnienie, zdaniem Starosty Grodzkiego m. Warszawy, nie odpowiadałoby „względom pożytku społecznego”); wreszcie Stronnictwa Narodowych Monarchistów, które, jako partia polityczna, nie musiało ubiegać się o legalizację, ale i to faktycznie niewiele mu pomogło.

Drugą część pracy autor poświęcił rekonstrukcji programu politycznego ugrupowań monarchistycznych, zatrzymując się kolejno nad: próbami uzasadnienia wyższości ustroju jedynowładczego nad republikańskim, kwestią prerogatyw monarszych i sposobu instauracji króla, projektami konstytucji monarchicznej, zagadnieniami gospodarczymi w publicystce rojalistów, na koniec – ich stosunkiem do spraw narodowościowych, Kościoła oraz problemów polityki zagranicznej.

Jak już powiedziano, praca Majchrowskiego ma charakter pionierski i zawiera zapewne nieomal wszystko, co na podstawie obecnie dostępnych źródeł da się o historii i strukturze organizacyjnej ruchu monarchistycznego w Drugiej Rzeczpospolitej powiedzieć. Szkoda, że autor nie ustrzegł się przy tym łatwych do sprawdzenia pomyłek, jak na przykład obdarzenie abpa Edwarda Roppa imieniem Ludwik, albo przekręcenie jednocześnie imienia i nazwiska prof. Alfonsa Parczewskiego, zamiast którego pośród członków Rady Redakcyjnej pisma rojalistów „Pro Patria” figuruje (s. 20) Alfred Parneński [sic!]. Poważniejsze zastrzeżenia wzbudza natomiast fakt, że Majchrowski ograniczył się do badania wyłącznie bytów sformalizowanych, a pośród tych – wyłącznie monarchistycznych z nazwy, pozostawiając poza zasięgiem swojego zainteresowania zarówno biografie i poglądy monarchistów działających w innych, zwłaszcza konserwatywnych, stronnictwach, jak i twórczość myślicieli i pisarzy „niezrzeszonych” a objawiających sympatię dla idei królewskiej, niekoniecznie zresztą werbalizowanej w dyskursie stricte politycznym. Ta właśnie okoliczność w połączeniu z mocno jednostronnym, „faktograficznym” – a zapoznającym filozofię polityczną – spojrzeniem badacza uprawiającego raczej historię „zdarzeniową” aniżeli idei, sprawia uczucie sporego niedosytu po lekturze drugiej części książki, traktującej o programie monarchistów. Jego prezentacja pozbawiona jest głębszego „dna” refleksji filozoficznej czy historiozoficznej. Można powiedzieć, że autor sam sobie jest winien, próbując przerzucić na bohaterów swojej książki odpowiedzialność za rzekome ubóstwo propozycji programowych (s. 65 i n.), skoro pominął zupełnie w swojej analizie przemyślenia myślicieli tego kalibru co Marian Zdziechowski, Jan Karol Kochanowski czy Karol Ludwik Koniński. A przecież przytoczone przez niego wypowiedzi reprezentatywnych monarchistów, na czele z Catem-Mackiewiczem, przestrzegających przed rzucaniem w błoto agitacji wyborczej królewskiego sztandaru (s. 56), mogły naprowadzić go na myśl, że istotnego wyrazu idei monarchicznej szukać należałoby poza bezpośrednio i utylitarnie rozumianym celem politycznym!

Jeżeliby postawić pytanie, dlaczego tak wielu intelektualistów – niepodejrzanych przecież o zapalenie opon mózgowych – również w XX wieku objawiało sympatię dla idei monarchicznej, to może odpowiedź ułatwiłoby przytoczenie pewnych, wręcz „na chybił-trafił”, dobranych świadectw. Oto pierwsze. W grudniu 1937 r. subtelny eseista Bolesław Miciński pisał do swojego przyjaciela i lekarza, neurologa i psychoanalityka, dr. Kazimierza Golonki: Zawsze miałem sympatie do konserwatyzmu (związania infantylne), ale teraz szczególnie silnie ciążę do konserwy. Może to po części kompleksowe, ale chyba także w części wynik sytuacji politycznej (W tej chwili błysła mi myśl: „mój” konserwatyzm wiążę ściśle z monarchią konstytucyjną – monarchia – ojciec – to byłby analogon do Ojca Niebieskiego, który wypłynął w Księdze Hioba) (Pisma. Eseje – artykuły – listy, Wydawnictwo Znak, Kraków 1970, s. 436-437).

Gdzie indziej zaś i nieco wcześniej (w 1911 r.) genialny wizjoner i reformator teatru – Edward Gordon Craig wyznawał:

Najbardziej w świecie kocham symbole. Zginam kolano przed firmamentem niebieskim, który jest symbolem nieba, i przed słońcem – symbolem Boga. Jeśli chodzi o mniejsze przedmioty, których mogę dotknąć, nie wystarczy mi wierzyć, że istnieją, jak gdyby na tym polegał ich cały sens. Muszę dostrzegać w nich jakąś cenną wartość. Domagam się tylko, aby mi wolno było daną rzecz widzieć, a to, co widzę, musi być wspaniałe. Dlatego wołam: Boże, zachowaj Króla.

„Wszelka architektura jest tym, czym ją uczynimy, patrząc na nią” [Whitman – przyp. autora]. Tak właśnie my, artyści, myślimy o monarchii i widzimy ją wspanialszą i szlachetniejszą niż jest w oczach innych ludzi. Gdyby mój król zechciał mi odciąć głowę, myślę, że poddałbym się ochoczo jego woli i podbiegłbym tańcząc do katowskiego pniaka, aby zachować nieskalany swój ideał króla.

(…)

Dziś zmieszaliśmy się z motłochem; ambicji cel, o wzniosłe spełnienie! Nie ośmielamy się dłużej służyć jak szlachetnie urodzeni dworzanie, musimy służyć niewolniczo jak złodzieje, skoro sami siebie obrabowaliśmy z najcenniejszego mienia, z naszych pięciu zmysłów.

Stajemy się naprawdę niewolnikami skutymi ze sobą przez okoliczności i co dzień odrzucamy wyzwolenie, ofiarowywane nam przez wyobraźnię, jedyną potęgę, która osiąga rzeczywistą wolność.

Co do mnie wszakże, to jestem człowiekiem wolnym z łaski Jego Królewskiej Mości. Niech żyje Król! (Boże, zachowaj Króla, w: O sztuce teatru, przeł. M. Skibniewska, Teorie współczesnego teatru, Wydawnictwo Artystyczne i Filmowe, Warszawa 1985, s. 34-35, 37).

Sprawa nie wydaje się zatem niejasna. Powodem, dla którego umysły subtelne i wrażliwe skłaniają się ku idei królewskiej, jest boski dar ponadprzeciętnie rozbudzonej wyobraźni, niedającej się uwięzić w nowożytnej mentalności „scjentystycznej” i „konstruktywistycznej”. Zarazem jednak stan owych umysłów jest odmienny, jest „archaicznej” i „naiwnej” postawy wobec monarszego sacerdotium ludzi żyjących przed nowożytnym „odczarowaniem” świata, jako że pokartezjańska rewolucja epistemologiczna utwierdziła je w przekonaniu, iż „wszelka architektura jest tym, czym ją uczynimy, patrząc na nią”.

Błądziłby chyba zatem ten, kto by w rojalizmie współczesnym szukał w pierwszym rzędzie programu politycznego – a już na pewno nie sztandaru „partyjnego”. Rojalizm to nie partia! Chociaż pryncyp monarchiczny (określenie Mariana Zdziechowskiego) można przeformułować na doktrynę, a nawet akcję polityczną, to jednak jego korzenie tkwią poza polityką, zwłaszcza bieżącą, której widownia, wypełniona albo demoliberalną przeciętnością, albo totalitarnym chamstwem, dostarcza „arystokratom ducha” co najwyżej impulsu negatywnego. W owym „pryncypie” odnajdywali oni natomiast możliwość rekonstrukcji sensu ładu zbudowanego na podstawie zasady analogii i symbolu; analogii pomiędzy Ojcem Niebieskim a ziemskim ojcem narodu.

Estetyczną genezę rojalizmu nowoczesnego wskazywał również największy – inspirujący także polskich monarchistów – myśliciel rojalistyczny XX wieku, Charles Maurras. W jednym ze swoich pierwszych tekstów, w których po sławnej „medytacji na Akropolu” zaczął budować doktrynę rojalizmu narodowego – Prologue d’un essai sur la critique („Revue encyclopédique Larousse”, 1896), widząc ruinę dobrego smaku we wszystkich sferach współczesnego życia, Maurras wskazywał nieodłączność zadania odbudowania zasad ładu w życiu społecznym od ich odbudowania w sztuce. Wierny tradycji kartezjańskiej, za konstytutywną cechę człowieka Maurras uważał Rozum. Rozum jest instrumentem służącym człowiekowi do poskromienia jego obscur royaume physique i zrównoważenia wszystkich pierwiastków duszy, a „zrównoważyć” (équilibrer) znaczy tyle, co „uporządkować” (ordonner). Posługując się rozumem, możemy określić swój wewnętrzny, „czysty” ład i otworzyć tym samym przestrzeń dla woli wyrażającej i wcielającej w życie nasze decyzje. Tak właśnie postępowali, zdaniem Maurrasa, wielcy artyści XVII wieku, którzy mieli zaufanie do swojego jasnego sądu oraz do instynktownego smaku swojej arystokratycznej publiczności. Lecz potem, w epoce mieszczańskiego oświecenia i anarchicznego romantyzmu gust się skorumpował w następstwie upowszechnienia idei egalitarnych. Współczesną batalię w obronie stałych zasad w jakiejkolwiek dziedzinie życia należy zatem stoczyć najpierw w dziedzinie estetyki, reformując kanon dobrego smaku. Pierwszym etapem tej walki winna być odbudowa stylu. Styl bowiem to coś więcej niż forma zewnętrzna, to esencja, ład i smak myśli czystej. Styl wprowadza człowieczeństwo do bezładu natury; wszystko, co nie jest stylem, to tylko „żużel”, odpadki akcji myślowej. Treść jest funkcją stylu!

Nie tylko jednostka, ale i każdy naród posiada swój własny styl, stanowiący ekspresję jego ducha. Francja na przykład istnieje dzięki stylowi klasycznemu, na który składają się nie tylko język i sztuka francuska, ale też gallikański Kościół, rzymskie prawo, administracja, wreszcie jej królowie. Tym, co tworzyło styl francuski, co cementowało wspólnotę francuską, była przez wieki zasada monarchiczna. Dzięki swoim 40 królom lud francuski zyskiwał poczucie autoidentyfikacji, a ludzie, którym władcy powierzali rządzenie w ich imieniu, musieli przezwyciężać naturalny egoizm jednostki, ucząc się zrozumienia interesu narodowego. Jak wyraziła się Aimée de Coigny (której sformułowanie Maurras cytuje z zachwytem), ograniczona monarchia tradycyjna był to rodzaj rządu, który ma swoje miejsce precyzyjnie odmierzone, wyznaczone i legalne, potrzebne wszystkim, sprawując nad wszystkim pieczę z wysokości (Ch. Maurras, Avenir de l’Intelligence, Paris 1918, s. 292). Ustrój polityczny osiąga tedy swoją doskonałość dzięki tym samym regułom, co dobrze zbudowana tragedia czy oda.

W podobny sposób myśleli również czołowi monarchiści polscy: Zdziechowski, Gembarzewski czy Kazimierz Marian Morawski. Wypada tedy żałować, że autor pierwszej monografii naukowej o polskim monarchizmie nie podjął próby spenetrowania tych głębszych wiązadeł idei królewskiej, ograniczając się do oglądu jej organizacyjno-programowego naskórka.

Pierwodruk w: „Res Publica”, 1989, nr 2(20), s. 132-134.


1 Jacek M. Majchrowski, Ugrupowania monarchistyczne w latach Drugiej Rzeczypospolitej, Polska Akademia Nauk – Oddział w Krakowie. Komisja Nauk Politycznych, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wydawnictwo Polskiej Akademii Nauk, Wrocław – Warszawa – Kraków – Gdańsk – Łódź 1988, str. 144.

PMK Design
© Organizacja Monarchistów Polskich 1989–2024 · Zdjęcie polskich insygniów koronacyjnych pochodzi z serwisu replikiregaliowpl.com.