Jesteś tutaj: prof. Jacek Bartyzel » Klub Konserwatywny » Polska ma własną drogę. Tezy ustrojowe
Zrządzeniem Opatrzności Polska zmartwychwstała, po raz drugi już w tym stuleciu, do samoistnego „bytu państwowego”. Przed narodem i organami jego woli politycznej – instytucjami państwa – stanęło zadanie określenia trwałych zasad bytu zbiorowego zwanych powszechnie Konstytucją. Rysuje się jednak niebezpieczeństwo skrępowania życia publicznego ciasnymi formułkami sztucznie wykoncypowanej, a ujednolicającej wszystko doktryny demokratycznej, jako rzekomo jedynie godziwego i możliwego ustroju czasów nadchodzących, mającego nawet stanowić kres historii ludzkości.
Należy stanowczo odrzucić te błędne poglądy. Próba budowania porządku politycznego wyłącznie w oparciu o przesłanki rozumowe zapoznaje naturalną konstytucję społeczeństwa i wydaje owoce złej jakości – konstytucje papierowe, niezdolne ani przydać państwu majestatu i powagi, ani skłonić obywateli do szacunku wobec prawa. Jakimkolwiek trybem uchwalana, żadna prawdziwie godna tego miana konstytucja nie wywodzi się po prostu z decyzji ludzkich. Prawa zapisane na tablicach i kartach są trwałe tylko wtedy, gdy stanowią możliwie wierny zapis istniejących z dawien dawna, a nawet odwiecznie, praw w świadomości moralnej ludzi. To owe niepisane prawa stanowią rację bytową (metafizyczną) praw ujętych w paragrafy ustaw, ponieważ można o nich powiedzieć, że „istnieją, bo istnieją” (J. de Maistre).
Pamięć o konstytucji naturalnej pozwala ująć państwo nie jako bezduszny, złożony z ludzi – izolowanych atomów – mechanizm, lecz jako bogaty i różnorodny organizm, którego instytucje widome stanowią kościec ideologiczno-duchowej wspólnoty narodu (albo złączonych przeznaczeniem dziejowym narodów), czyli ludzi „zamieszkujących w sobie nawzajem”; posiadających korzenie w odległej, nawet mitycznej przeszłości. Temu organicystycznemu pojmowaniu natury społeczeństwa i państwa przeciwstawiają się rozmaite utopie cywilizacji naukowo-technologicznej, widzące w ludziach i w narodach tylko materiał do konstruowania „fizyki społecznej”. Najokrutniejsze z tych utopii – nazizm i komunizm – zostały już skompromitowane i pokonane, ale inna – demokratyczno-liberalna, oparta o laicki humanitaryzm – na upadku konkurentów wręcz zyskała; zaś posługując się nie jawnym terrorem, lecz manipulacją, może okazać się jeszcze trudniejsza do przezwyciężenia.
Organiczność państwa to także podporządkowanie norm życia publicznego cywilizacji, do której kultura polska od Tysiąclecia przynależy – czyli cywilizacji łacińskiej (chrześcijańsko-klasycznej). Tylko w jej obrębie siły duchowe panują nad materialnymi, treść nad formą, etyka nad prawem, poczucie narodowe nad egoizmami, tradycja nad utopią. Tylko ona jest personalistyczna, tzn. oparta o autonomię osób, rodzin, stanów i samorządów oraz broni dualizmu prawa prywatnego i publicznego.
Polska ma własną drogę. Nie urodziliśmy się dzisiaj, ani nawet wczoraj. Historia polityczna narodu polskiego nie rozpoczyna się 4 czerwca 1989. Tym bardziej nie 14 lipca 1789. Polska doktryna ustrojowa nie ma nic wspólnego z materialistyczno-egalitarnym konceptem Jana-Jakuba Rousseau. Jej źródeł szukać trzeba w myśli i w praktyce ustrojowej arystokratycznej Republiki Rzymskiej, w społecznej refleksji starotestamentalnych proroków, w Kazaniu na Górze, w nauce Doktorów Kościoła o powinnościach chrześcijańskiego monarchy. Naczelną ideą staropolskiej myśli politycznej było dążenie do zharmonizowania ładu i wolności, oparcie autorytetu władcy o pierwiastki duchowo-moralne. Oryginalność ustroju polskiego polegała na dostrzeżeniu, iż władza pochodzi od Boga jako dawcy prawa moralnego, ale jest sprawowana za przyzwoleniem narodu, który jako wspólnota podmiotów moralnych został wezwany do spełniania – pod berłem swojego króla – tegoż Bożego prawa na ziemi. Ta właśnie myśl stanowiła kamień węgielny staropolskiej konstytucji, tak jaskrawo kontrastujący z absolutyzmem oświeconym oraz z demokratyczną doktryną suwerenności ludu, bluźniącą przeciw suwerenności Boga i Jego prawa.
Do tej tradycji, a nie do abstrakcyjnych wzorów politycznej geometrii, powinniśmy nawiązać w naszej nowej konstytucji, do starodawnych pomników prawa polskiego, do idei Pawła Włodkowica, Stanisława Orzechowskiego, Piotra Skargi, Wawrzyńca Goślickiego, Stanisława Staszica. I wreszcie – do tych dzieł ducha polskiego, które uratowały naród, gdy zginęło państwo: eschatologicznej wizji romantycznych poetów, narodowej i uniwersalistycznej zarazem filozofii, a zwłaszcza kreacjonizmu J. M. Hoene-Wrońskiego; rozumnego patriotyzmu myśli konserwatywnej Księcia Adama i Stańczyków.
Odrzucenie, tak w teorii, jak i w praktyce ustrojowej państw nowożytnych, zasad konstytucji naturalnej doprowadziło do zgubnego przeciwstawienia sobie nierozłącznych ongiś pojęć „ius” (prawo) i „lex” (ustawa) na niekorzyść tego pierwszego. Taki stan rzeczy, znany pod mianem pozytywizmu prawnego, pozwala usankcjonować każdą niegodziwość, co w świetle doświadczenia totalitarnego nie stanowi tylko teoretycznej możliwości. Konieczny przeto jest nawrót do takiej sytuacji, w której ustawę uważa się zawsze za możliwie doskonały wyraz prawa (w znaczeniu „ius”); w której prawem pozytywnym nazywane będzie „rozumne zarządzenie wydane przez kompetentny podmiot władzy dla ochrony całości społeczeństwa i zachowania dobra wspólnego” (Tertulian). Nie do przyjęcia natomiast jest opieranie prawodawstwa na przekonaniu, że cokolwiek postanowi piastun władzy, jest słuszne i dobre, albo że prawo może zaspokajać roszczenia i interesy dowolnej kategorii obywateli, czyli de facto obracać się przeciwko interesom innej dowolnej kategorii obywateli. „Prawo powinno być «poszukiwane» i «odnajdywane»” (E. v. Kuehnelt-Leddihn).
Z powyższej dyrektywy wynika oczywisty wniosek, iż ponad stanowionym przez uprawnioną do tego władzę publiczną prawem pozytywnym stać muszą nakazy prawa naturalnego. Prawo to zostało zaszczepione w duszy każdej istoty ludzkiej, która może je odczytać przy pomocy rozumu praktycznego tj. sumienia, co stanowi urzeczywistnienie celu zadanego wszystkim ludziom.
Naczelną normą prawa natury jest nakaz: „czyń dobrze i unikaj zła”, zaś jej uszczegółowieniem są następujące skłonności natury ludzkiej: 1) zachowanie własnego życia, 2) przekazanie go potomnym, 3) rozwój osoby w społeczeństwie.
Prawo naturalne nie jest bytem intencjonalnym, tzn. istniejącym tylko w umyśle człowieka – jak prawo pozytywne, lecz istnieje obiektywnie, jako realny układ realnych bytów osobowych. O ile prawo pozytywne ludzkie musi być ogłoszone, aby w ogóle mogło obowiązywać, o tyle prawo natury obowiązuje każdego z chwilą nawiązania kontaktu z rzeczywistymi bytami.
Rozum praktyczny (sumienie) rozpoznając naczelną normę prawa naturalnego zdolny jest rozpoznać w konkretnych okolicznościach co rzeczywiście dobre, a co złe. W ten sposób prawo naturalne staje się podstawą moralności i dlatego wiąże w sumieniu. Natomiast prawo pozytywne, jeśli jest sprzeczne z naturalnym prawem moralnym, nie wiąże w sumieniu, aczkolwiek dopuszczalne etycznie jest jego przestrzeganie przez poddanych gdyby stanowiło sposób umknięcia jeszcze większego zła. Nie należy jednak podporządkowywać się ustawom, które byłyby sprzeczne z prawem boskim objawionym, stanowiącym drugą i najwyższą „część” prawa wiecznego (lex aeterna).
Z faktu, iż wszelkie prawo jest w jakiś sposób nakazem Bożym, reprezentacją woli Boga, wynika nadprzyrodzone pochodzenie władzy zwierzchniej w państwie. Prawo panowania nie pochodzi ani z woli tego, który je faktycznie sprawuje, ani z woli ludzi poddanych jego imperium, ale z przelania tej cząstki majestatu Bożego, którą Stwórca zechciał w swej łaskawości obdarzyć piastuna władzy. Idea Boga stoi zatem u początku wszelkiego uporządkowanego hierarchicznie ładu społecznego, z czego wynika dla ludzi obowiązek uznawania Stwórcy za najpierwsze i najdostojniejsze źródło prawa, państwa i władzy.
Ten metafizyczny pewnik nakazuje bezwzględnie odrzucić, jako sprzeczną z moralnością i niedorzeczną, doktrynę demokratyczną o pochodzeniu władzy od ludu, tj. ogółu poddanych, którzy – pierwotnie wolni i równi – zawrzeć mieli jakoby „umowę społeczną”, będącą przelaniem władczych prerogatyw ludu na jego reprezentantów. To „samowładztwo ludu”, jak każda autokracja, pomija milczeniem lub wprost zaprzecza panowaniu bożemu nad stworzeniem, czego skutkiem jest, iż „demokratyczne i laickie państwo nie poczuwa się do żadnych względem Boga obowiązków i żadnej religii publicznie nie wyznaje” (Leon XIII).
Władza jest stosunkiem, który musi mieć swój podmiot (rządzącego) i przedmiot (rządzonych). Jeżeli za podmiot władzy uzna się – jak w demokracji – ogół obywateli, to wypowiada się frazes bez realnej treści, albowiem znika przedmiot władzy. Istnieje jednak taki – klasyczny i realistyczny – sens pojęcia „umowy społecznej” niemający nic wspólnego z doktryną demokratyczną, który zakreśla wyraźną granicę pomiędzy rządem a podległą mu społecznością i który polega na zawieraniu konkretnych traktatów uznających prawa nabyte poddanych oraz rozgraniczających domenę publiczną od prywatnej, w którą państwu wkraczać nie wolno. Taki właśnie sens miały np. polskie Artykuły Henrycjańskie zaprzysięgane przez władcę Rzeczypospolitej oraz pacta conventa ustalające konkretne zobowiązania króla wobec narodu. Zgodnie przeto z polską doktryną ustrojową, a także z filozofią polityczną chrześcijańskiego Średniowiecza o prawie oporu wobec tyranii dopuszczamy – jako wtórną wobec prymarnej, boskiej suwerenności – zasadę suwerenności narodu, rozumianą nie jako postawienie woli narodu (ludu) ponad prawem, ale jako prawo każdej konkretnej, historycznej wspólnoty do tworzenia własnego państwa i posiadania ustroju zgodnego z jej tradycją, prawami nabytymi, obyczajami, poczuciem moralności i smaku. Takie państwo, uznające oba źródła władzy: nadprzyrodzone i przyrodzone, stojące na gruncie podporządkowania prawu wiecznemu i poszanowania praw przyrodzonych oraz nabytych ludzi i narodów – zasługuje w całej pełni na nazwę Państwa Prawa.
Trzeba jednak podkreślić, iż treść i zakres pojęcia „praw człowieka” musi być postrzegany jako integralny fragment prawa naturalnego, nieodzownie złączony z wypełnianiem powinności wobec Boga, bliźnich i Ojczyzny; w żadnym zaś wypadku jako oderwana od tego kontekstu abstrakcja, zrodzona na gruncie teorii „naturalnej dobroci człowieka”, a prowadząca nieuchronnie do permisywizmu etycznego oraz nadawania owym prawom charakteru roszczeniowego, zwłaszcza w wymiarze materialno-ekonomicznym i socjalnym. Pozytywna teoria państwa w ogóle możliwa jest tylko na gruncie „pesymistycznej” antropologii, która uznaje teologiczny dogmat o grzechu pierworodnym. „Archia” może istnieć tylko tam, gdzie człowieka pojmuje się jako grzesznego i skłonnego raczej do zła, a więc potrzebującego zbawienia; w przeciwnym razie pojawia się anarchia zagrażająca samemu istnieniu zorganizowanej społeczności.
Ani przymus fizyczny (nieodzowny jako skutek skażenia natury ludzkiej) ani rozum naturalny nie stanowią dostatecznego „lepiszcza” spajającego jednostki w narody i państwa, w organiczną całość. Pierwiastkiem takim może być jedynie miłość łącząca wolne i rozumne istoty ludzkie, a ta niemożliwa jest bez osobowego i będącego samą Miłością Boga. Nie ma ładu hierarchicznego opartego o miłość wzajemną obywateli bez religii. „Państwa nie mogą bez wielkiej winy postępować jak gdyby Boga wcale nie było, troskę o religię, jakoby do nich nie należącą albo nieprzydatną, odrzucać (…), ale winny koniecznie ten sposób czczenia Boga przyjąć, którym Bóg okazał, że chce być czczony” (Leon XIII).
Uznanie podległości państwa Bogu nie jest tym, co nazywa się pospolicie „klerykalizmem”. Państwo jest oczywiście autonomiczne względem organizacji kościelnej (i odwrotnie). Władza duchowa (Kościół) i władza świecka (Państwo) są, każda w swoim zakresie działania, wolne, suwerenne i najwyższe. Nie jest jednak państwo suwerenne i autonomiczne względem Boga i Jego prawa. Winno przeto być teistyczne, religijne, choć nie kościelne (a w tym znaczeniu nie wyznaniowe). Powinno uczestniczyć w aktach czci Bożej i ochraniać mocą swojego autorytetu religię przed bluźnierstwem. Życie ludzkie musi być chronione od poczęcia. Państwo obowiązane jest uznawać skutki cywilne małżeństw zawartych według norm prawa kanonicznego odnośnych Kościołów.
Imperatyw podporządkowania prawa pozytywnego prawu moralnemu oraz jego Boskiemu Prawodawcy może zostać ujęty co najmniej na dwa sposoby. Po pierwsze, w postaci uroczystego stwierdzenia (w preambule Konstytucji), iż Państwo Polskie jest państwem chrześcijańskim (katolickim), uznającym w Bogu Pana wszechstworzenia, a nadto w formie artykułu postanawiającego, iż żadna ustawa nie może stać w sprzeczności z prawem moralnym (naturalnym).
Drugie rozwiązanie wychodzi z uwzględnienia przesłanki, iż konstytucja jako ustawa nie powinna zawierać żadnych deklaracji, definicji ani postulatów, a tylko normy, tj. zdania, które określają dwie sytuacje i łączą je przymusem. Norma jest bytem idealnym i takim samym bytem jest wówczas państwo pojęte jako porządek prawny. Ustawodawca nie powinien zdawać sprawy w tekście ustawy jak uzasadnia normę, ale winien ją faktycznie oprzeć na moralności absolutnej, pod rygorem popadnięcia w relatywizm etyczno-prawny. To faktyczne wskazanie nadprzyrodzonego źródła władzy zaistnieć winno w postanowieniu pierwszego artykułu konstytucji, określającego zasady wykonywania władzy suwerena urzeczywistniającego porządek prawny. Można tu sięgnąć do sformułowania zaproponowanego w „Projekcie Konstytucji” Władysława L. Jaworskiego – „Władzę wykonywa Prezydent wedle zasad moralności Chrystusowej i nie może być w tem żadną normą ograniczony”; względnie przywrócić postanowienie art. 2 ust. 2 Konstytucji Kwietniowej – „Na nim (Prezydencie) spoczywa odpowiedzialność wobec Boga i historii za losy państwa” (aczkolwiek ta formuła ma już charakter deklaratywny, a nie ściśle normatywny).
Rodzina jest podstawową i wcześniejszą w znaczeniu socjologicznym także od państwa społecznością naturalną oraz najsilniejszym ze wszystkich istniejących rodzajem więzi osobowej. Możliwość godnego wypełnienia właściwego rodzinie powołania musi zostać bezwzględnie uszanowana przez „młodsze” od niej państwo. Ustawodawstwo powinno chronić trwałość, integralność i autonomię rodziny. Zdecydowanie źle służy jednak temu celowi roztaczanie przez aparat biurokratyczny państwa upokarzającej i ubezwłasnowolniającej rodzinę „opieki” polegającej na rozdawnictwie przywilejów socjalnych. To, co niezbędne i wystarczające zarazem, to poszanowanie odrębności trójprawa prywatnego: małżeńskiego, własnościowego i spadkowego oraz sprawiedliwy system podatkowy, który pozwoli rodzinie cieszyć się materialnymi fundamentami niezawisłości. W ten jedynie sposób może państwo dać dowód, że naprawdę sprzyja wypełnianiu w obrębie rodziny naturalnych i tradycyjnych ról społecznych męża i ojca oraz żony i matki.
Mężczyzna i kobieta są duchowo, moralnie i intelektualnie równowartościowi, niemniej z korzyścią dla całej wspólnoty domowej będzie przywrócenie prawnego pojęcia głowy rodziny, nakładającego na nią większe obowiązki.
Państwo jest zobowiązane do poszanowania integralnej władzy rodzicielskiej nad dziećmi. Ingerencja państwa dopuszczalna jest wyłącznie w wypadkach oczywistego narażenia życia lub zdrowia dzieci, na ogólnych zasadach przewidzianych w prawie karnym. Do rodziców należy wyłącznie władza wychowawcza oraz decyzja o celu, kierunku, typie i czasie trwania edukacji dzieci. Rodzina może jednak delegować część swoich uprawnień wychowawczo-edukacyjnych na rzecz zakładów szkolnych, prywatnych lub publicznych. Państwo powinno gwarantować religijny charakter wychowania w podległych mu zakładach, zgodnie z dyspozycjami w tym względzie rodziców oraz pod merytoryczną kontrolą kompetentnych władz kościelnych. Wychowanie w duchu patriotycznym należy uważać za nieodzowną część obowiązku powziętego przez szkołę wobec rodziców.
Wykształcenie jest tylko częścią wychowania, którego zasadniczy cel określa afirmacja i wydobycie tych wartości, które tworzą tożsamość naszej cywilizacji oraz godność swoistego, danego od Stwórcy, powołania każdej osoby ludzkiej.
Szkoła, nie tylko prywatna, ale i publiczna (przez co rozumiemy zakład finansowany z budżetu gminy), powinna działać na zasadach rynkowych jako przedsiębiorstwo świadczące, na życzenie rodziców, wiedzę i kwalifikacje ich potomstwu, nie zaś jako miejsce przymusowej indoktrynacji albo instrument w ręku biurokracji i przysposabiający do reprodukowania tej warstwy i tej mentalności. Koszty nauczania szkolnego winni ponosić bezpośrednio rodzice posyłający dzieci do szkół, a nie ogół podatników za przymusowym pośrednictwem aparatu rozdzielczego państwa (w ramach budżetu centralnego). Dopuszczalny jest jednak zwrot części kosztów świadczonych usług edukacyjnych najmniej zamożnym rodzicom, najlepiej z uwzględnieniem postępów dziecka w przyswajaniu wiedzy. Ten system finansowania odbywałby się w ramach budżetów gminnych, podobnie jak inne wydatki związane z utrzymaniem szkół publicznych.
Do państwa, jako do rzeczy pospolitej, należy obowiązek bezwzględnego poszanowania i ochrony własności prywatnej oraz rodzinnej (należącej do sfery res privata). Przez własność należy rozumieć nie tylko posiadanie ziemi, kapitałów i rzeczy, ale również wiedzy i umiejętności zawartych w kwalifikacjach. Prawo własności należy do sfery prawa naturalnego i stanowi materialny fundament wolności oraz warunek realizacji powołania każdego człowieka. Prawo pozytywne musi, w ślad za prawem natury, uznawać wszystkie godziwe tytuły własności: dziedziczenie, zajęcie rzeczy niczyjej, nadanie, pracę. Ciążący na własności prywatnej obowiązek udostępnienia owoców do powszechnego użytkowania należy rozumieć jako zobowiązanie moralne, którego egzekucja nie należy do władzy publicznej i które nie może stanowić pretekstu do wywłaszczenia.
Praca ludzka jest sposobem wyrażenia wiedzy w świadomej twórczości poprzez wykształcone umiejętności. Jej owoc należy do tego, kto go wytworzył i może nim swobodnie dysponować. Umowa o pracę to umowa o efekt pracy, a nie o osobę pracującego. Pojęcie „prawa do pracy” może być rozumiane wyłącznie jako uprawnienie do wyboru i wykonywania każdego rodzaju pracy, który nie sprzeciwia się normom kodeksu i moralności publicznej, nigdy zaś jako wzięcie przez państwo obowiązku zapewnienia każdemu stanowiska pracy. Oczywiście, również przymus ubezpieczeń nie może mieć miejsca w państwie prawa.
Istnienie związków zawodowych pracobiorców, jak również zrzeszeń pracodawców jest uprawnione, ale nie może wiązać się z jakimkolwiek uprzywilejowaniem w ramach porządku prawnego stanowiącego państwo. Wszystkie organizacje syndykalne i pokrewne winny mieć status stowarzyszeń zwykłych. Strajk okupacyjny, jako rażące naruszenie prawa dysponowania własnością, winien być ustawowo zakazany. A wówczas i po stronie pracodawców – lokaut.
Prawnopubliczny charakter należy natomiast przyznać korporacjom stanowo-zawodowym o obliczu samorządowym (izby rolnicze, handlowe, przemysłowe, wolnych zawodów).
Konstytucja winna stanąć na gruncie zasady pomocniczości państwa, tj. wypełniania przez nie jedynie tych zadań i funkcji, którym jednostki bądź grupy pośrednie podołać samodzielnie nie mogą. Nakładanie niektórych rodzajów podatków, takich jak np. spadkowy lub progresywno-dochodowy, jak również druk inflacyjnego „pieniądza” musi być konstytucyjnie zakazane, a w razie choćby ukrytego i pośredniego ich stosowania – ścigane sądownie jako zabór mienia dokonany ze szczególną zuchwałością.
Naczelną wartością życia publicznego jest troska całej wspólnoty politycznej o zachowanie ładu – prymarnej cechy wszelkiego rzeczywistego Bytu. Ład w sensie politycznym stanowi tylko następstwo i wynik ładu duchowego w stworzeniu oraz ładu moralnego w duszach ludzi, osobliwie piastunów władzy. Gdzie dusze są w nieładzie, tam państwu słusznie przypisujemy jedynie pozór rzeczywistego bytu.
Możliwość ukonstytuowania się ładu w państwie zawisa zawsze od zharmonizowania dwu dopełniających się i jednako nieodzownych pierwiastków: autorytetu, czyli ugruntowanej metafizycznie powagi moralnej władzy oraz wolności osób, stanów i prowincji tworzących „polituję”. Wbrew przewrotnym teoriom anarchicznej demokracji, nie ma żadnej sprzeczności pomiędzy autorytetem a wolnością. Prawdziwa wolność nie istnieje poza moralną i religijną cnotą i wspierana jest powagą rządu; gdzie zaś wzgardzony zostaje autorytet, tam zamiast mniemanej wolności pojawia się naga przemoc lub manipulacja.
„Współegzystencja” i współzależność autorytetu i wolności determinuje ład ustrojowy, który w tradycji klasyczno-chrześcijańskiej, zyskał nazwę „rządu mieszanego” (regimentum mixtae). Jak stwierdziliśmy w Deklaracji Ideowo-Programowej naszego Klubu (IV 1989) –
„Ustrój taki (…) stanowi uporządkowany hierarchicznie organizm, zawierający w sobie trzy współistniejące pierwiastki: jedynowładczy, który oznacza powierzenie – bez względu na republikańską czy monarchiczną formę rządu – władzy zwierzchniej i regulującej jednoosobowej Głowie Państwa, arystokratyczny – którego wyrazem jest instytucja Senatu jako reprezentacji elit moralnych, intelektualnych i społecznych oraz demokratyczny – wyrażający dążenia i interesy szerokich rzesz narodu, znajdujący ujście w izbie niższej parlamentu, a także w instytucjach samorządu terytorialnego i stanowo-zawodowego”.
Najdoskonalszą postacią rządu mieszanego w historii Europy była stanowo-dynastyczna monarchia królewska. W godności i w osobie Pomazańca, dzierżącego berło Dei Gratia, prawda o nadprzyrodzonym źródle władzy oraz o odpowiedzialności władcy przed Panem za wykonywanie prawa Bożego na ziemi i za dobro powierzonej jego pasterstwu trzody, ujawnia się z najpełniejszą mocą i oczywistością. Nie znaczy to jednak, by prawowitości odmówić można było innym formom rządu, w szczególności: monarchii elekcyjnej, republice prezydencjalnej lub parlamentarnej, jeżeli tylko podporządkowują one swoje ustawodawstwo prawu ponadpozytywnemu i jeżeli zachowują instytucje reprezentujące wszystkie trzy pierwiastki dobrego ustroju, pomimo prymatu któregokolwiek z nich.
Zaistnienie formy ściśle monarchicznej uzależnione jest od okoliczności czasu i miejsca, zaś Polska – jak wiadomo – od ponad 400 lat (1572) nie ma dynastii narodowej. Projekt przeto konstytucyjny, odnoszony do warunków i konieczności bieżących, nie może być dzisiaj inny jak – pod względem formy – republikański, z założeniem dbałości o jak najbardziej monarchiczną treści władzy zwierzchniej. Jednocześnie jesteśmy zdania, że konstytucja winna zawierać klauzulę otwierającą możliwość legalnej zmiany republikańskiej formy rządu na monarchiczną, gdy zaistnieją odpowiednie ku temu warunki, w trybie – na przykład – wprowadzenia Regencji. Towarzyszyć temu winien artykuł potwierdzający historyczny tytuł państwa polskiego „Rzeczpospolita”, nawet w wypadku restauracji monarchii, albowiem w swoim podstawowym sensie jest on tożsamy z pojęciem „państwo”, a nie z niekrólewską formą rządu. Nie tylko dzieje „republikańskiej monarchii narodu polskiego”, ale również tradycja antyczna (grecko-rzymska), średniowieczna (Święte Cesarstwo jako Res Publica Christiana) i nowożytna (anglosaska), każą stwierdzić, że fundamentalny sens monarchii – suwerennej władzy zwierzchniej króla oraz republiki – wspólnego dobra obywateli, nie są sobie przeciwstawne; tak monarchia zaś, jak i republika, są nie do pogodzenia z demokratyczną tyranią większości, ignorującą prawo wyższe od woli tłumu.
Przyjęcie za „kamień węgielny” ustroju państwowego zasady, iż organem urzeczywistniającym porządek prawny stanowiący państwo polskie jest wyłącznie Prezydent Rzeczypospolitej, przesądza jednolity i niepodzielny charakter „imperium” władzy. Stanowi to oczywiście odejście od, lub przynajmniej znaczną modyfikację, Monteskiuszowskiej teorii podziału władz. Podział ów, uzasadniony historycznie jako reakcja na absolutyzm mający tendencję do „wyzwalania się” spod nadrzędności prawa naturalnego, od początku posiadał zasadniczą wadę, którą była… nieobecność władzy sensu stricto, tj., władzy zwierzchniej. Bez suwerena pozostawały tylko – rozparcelowane na poszczególne instytucje – funkcje władzy. Nigdzie też, poza niemożliwym do „podrobienia” przypadkiem Stanów Zjednoczonych, rzeczywisty podział tych funkcji nie został ściśle przeprowadzony.
Władza w sensie ścisłym musi być niepodzielna i jedna, ponieważ jej atrybutem jest możliwość użycia środków przymusu; gdyby natomiast ta atrybucja była podzielona, państwu może grozić paraliż.
Koncepcja Monteskiusza jest jednak do uratowania pod warunkiem wkomponowania jej w układ, który posiada swoje zwieńczenie w instytucji suwerena, oraz potraktowania „władz” jako ściśle wyodrębnionych funkcji (ustawodawczej, wykonawczej i sądowej), które po części spełniane są – bezpośrednio lub pośrednio – przez suwerena, po części zaś przysługują osobnym organom państwa (parlament, rząd i samorząd, sądy). Instytucje te będziemy wiec dalej nazywali „władzami” w znaczeniu odrębnych funkcji, ścisły sens pojęcia „władza” rezerwując dla jedynego suwerena – zwierzchnika państwa.
Prezydent Rzeczypospolitej stoi na czele państwa sprawując władzę zwierzchnią, regulując, harmonizując i kontrolując pracę wszystkich organów państwa. Jest jedynym reprezentantem państwa w stosunkach zewnętrznych oraz zwierzchnikiem sił zbrojnych. Stanowi o wojnie i pokoju.
Funkcję ustawodawczą sprawuje Prezydent poprzez: a) zatwierdzanie (sankcję) i ogłaszanie ustaw sejmowych oraz b) wydawanie dekretów i rozporządzeń z mocą ustaw na czas rozwiązania Izby Poselskiej (wyjąwszy możność zmiany Konstytucji). Jako jeden ze Stanów Sejmujących Prezydent otwiera, odracza i zamyka sesje sejmowe.
Funkcję wykonawczą sprawuje Prezydent poprzez mianowanych przez siebie ministrów oraz podległych im urzędników.
Funkcje sądową sprawuje Prezydent dzięki mianowaniu nieusuwalnych i niezawisłych sędziów spośród kandydatów wskazanych przez samorząd sędziowski i wydających wyroki w jego imieniu (za wyjątkiem Trybunału Stanu) oraz poprzez stosowanie prawa łaski.
Jak wynika z powyższego Prezydent nie jest szefem egzekutywy, tylko organem samoistnym i nadrzędnym. Proponowane tu rozwiązanie jest zasadniczo różne od tej odmiany systemu prezydencjalnego, w której (jak w USA) prezydent posiada wprawdzie – jako szef administracji – wszystkie prerogatywy wykonawcze, ale i wyłącznie takowe. Faktycznie pełni więc funkcję premiera z tytułem prezydenta. Przyczyna tego jest historyczna, albowiem urząd prezydenta w warunkach amerykańskich stanowi kontynuację funkcji gubernatora w kolonii działającego w imieniu króla. Dla nas natomiast punktem odniesienia jest pozycja monarchy w królestwie konstytucyjnym i wzorowane na niej „monarchie republikańskie”, takie jakie wprowadziły konstytucje polska z 1935 r. i francuska z 1958 r.
Suwerenność i niezawisłość Prezydenta wyklucza możliwość wybierania Go przez ciało ustawodawcze. Z drugiej strony, głosowanie powszechne otwiera szeroko drzwi przed demagogią i nadużyciami. Wobec podstawowego mankamentu każdej niemonarchicznej formy rządu – braku naturalnej ciągłości władzy, sięgnąć trzeba po najmniej złe w tych warunkach rozwiązanie pośrednie, tzn. wybór przez tzw. selektorat. Możliwe są tu dwa warianty. Albo wybór elektorów reprezentujących wszystkie ziemie (województwa), albo skonstruowanie (jak w Konstytucji z 1935 r.) specjalnego Zgromadzenia Elektorów, składającego się z senatorów i posłów, członków Sądu Najwyższego i innych dostojników państwowych, a także reprezentantów samorządu terytorialnego i stanowo-zawodowego.
Ustępującemu Prezydentowi (jeśli sam nie kandyduje ponownie) powinno przysługiwać prawo wskazania własnego kandydata.
Dla zapewnienia stałości polityki państwowej konieczna jest odpowiednio długa kadencja – na przykład 10-letnia. Nie ma ograniczeń co do reelekcji.
Konstytucja powinna przewidywać możliwość przekształcenia urzędu prezydenckiego w godność Regenta na czas konieczny do wprowadzenia pretendenta do tronu w bieg spraw państwowych (z wykluczeniem jednak możliwości pretendowania urzędującego prezydenta-regenta).
Prerogatywy Prezydenta dzielą się na: a) zwykłe, tj. sprawowane w porozumieniu z innymi organami państwa i potwierdzane kontrasygnatą odpowiedniego ministra oraz b) osobiste, niewymagające takiej kontrasygnaty, a wyrażające właśnie Jego suwerenność.
Prerogatywy osobiste powinny obejmować następujące czynności:
Widzimy celowość powołania u boku Zwierzchnika Państwa specjalnego organu państwowego, który stałby z dala od zwyczajnego biegu spraw publicznych, którego zadaniem byłoby wyłącznie przygotowywanie – w oparciu o przesłanki rozumowe i tradycjonalne – ogólnych wytycznych projektów ustaw. Byłaby to swoista reprezentacja „republiki filozofów” stojących na straży wieczystego prawa moralnego i „ducha dziejów” narodu.
Rada Stanu powinna być ciałem złożonym z co najwyżej kilkunastu osób o najwyższych kwalifikacjach moralnych i umysłowych. Pierwszy skład Rady powoływałby Prezydent; godność radcy byłaby dożywotnia, a uzupełnianie składu następowałoby drogą kooptacji przez balotaż.
Funkcje Rady Stanu muszą być rygorystycznie oddzielone od funkcji innych organów państwowych oraz od wszelkich form życia polityczno-partyjnego oraz syndykalnego.
Zgodnie z powyżej wyłożonym i uzasadnionym stanowiskiem odrzucamy – jako szkodliwy oraz niezgodny z rozumem i rzeczywistością – pogląd upatrujący w ludzie źródło władzy, a zaciemniającym tym samym istotę parlamentaryzmu. Nie może być przeto miejsca w naszej politei na demokratyczny zabobon o parlamencie jako emanacji ludu obdarzonego przymiotem suwerenności. Także ze stanowiska genetyczno-historycznego instytucję parlamentu postrzegać można tylko jako następstwo przelania przez królewskiego suwerena części jego prerogatyw, zrazu w sprawach skarbowych, a potem i ustawodawczych, na reprezentację stanową (lub gminną) poddanych. W parlamencie widzieć należy przeto organ państwa sprawujący funkcje ustawodawcze oraz kontrolne (wobec egzekutywy), przy czym te pierwsze należy rozumieć jako również – w szerszym znaczeniu tego słowa – kontrolne (stanowienie ustaw jest tworzeniem kryteriów, według których kontrola ma być spełniana). W rozumieniu węższym natomiast kontrola sejmowa wykonywana jest poprzez uchwalanie budżetu, wyrażanie zgody na zaciąganie pożyczek państwowych, a także skierowywanie pod adresem rządu interpelacji, adresów, wniosków i uchwał; wreszcie przez stawianie ministrów w stan oskarżenia przed Trybunałem Stanu.
Możność wyrażania wiążącego wotum nieufności dla rządu przewidujemy wyłącznie dla Senatu, jako izby, której skład gwarantuje wysoki stopień poczucia odpowiedzialności za państwo i niekierowanie się interesami partykularnymi.
W przekonaniu, że wady parlamentaryzmu prowadzące nieraz do rozstroju państwa wypływają nie z samej jego istoty, ale z totalnego obezwładnienia go doktryną demokratyczną, opowiadamy się oczywiście za dwuizbowością parlamentu (a w pewnym sensie nawet trójizbowością, albowiem zwierzchnika państwa pojmujemy, zgodnie z tradycją staropolską, jako osobny stan sejmujący). Należy też powrócić do tradycyjnej polskiej nazwy całego parlamentu – Sejm (z dodatkiem Walny, dla podkreślenia nadrzędności i odróżnienia od sejmów ziemskich), składającego się z dwu izb: wyższej – Senatu oraz niższej – Izby Poselskiej. Sposób ich budowania musi być oparty o zupełnie różne kryteria doboru.
Dotychczasowe upośledzenie Senatu jest sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem. Poprawki senackie do projektów ustaw muszą być dla izby niższej obligujące. Do kompetencji legislacyjnej całego Sejmu winny jednak należeć tylko ustawy o zasięgu ogólnopaństwowym, a konstytucja powinna wyposażyć sejmy ziemskie w prawo do stanowienia ustaw o zasięgu lokalnym.
Z chwilą uchwalenia konstytucji winna zacząć obowiązywać zasada pięcioletniego vacatio legis. Skutki żadnej ustawy nie mogą działać wstecz.
Izbę wyższą w ogólnej konstrukcji regimentum mixtae pojmujemy jako realizację pierwiastka arystokratycznego, ciała pośredniczącego między zwierzchnikiem państwa a żywiołem ludowym.
Arystokratyzm Senatu może zostać przywrócony dzięki zbudowaniu jego składu z następujących kategorii osób:
Ogółem skład Senatu nie powinien przekraczać liczby 75 osób (24 senatorów ziemskich, 25 nominatów i około 25 wirylistów).
Uwaga! W razie restauracji monarchii do Senatu wchodzą również z mocy prawa pełnoletni członkowie Domu Panującego płci męskiej.
Izba niższa pojęta jest jako reprezentacja szerokiego czynnika obywatelskiego i ludowego, a więc istotnie demokratyczna.
W zasadzie najodpowiedniejszym sposobem artykulacji tego czynnika byłoby oparcie go na zasadzie organicznej, a nie indywidualistycznej, czyli wprowadzenie tzw. demokracji kurialnej (reprezentacja wielkiej i drobnej własności rolnej, przemysłowej, handlu i usług oraz wolnych zawodów). W obecnych jednak warunkach daleko posuniętego ujednolicenia struktury społecznej, będącego spuścizną celowej uniformizacji socjalistycznej, jak również sprzecznego z organiczno-naturalnym sposobem formowania elit tzw. nomenklaturowych, rozwiązanie to byłoby wręcz karykaturalne. Nie ma zatem innego wyjścia jak pozostać przy, zasadniczo gorszym, systemie indywidualistycznej, czteroprzymiotnikowej – powszechnej, równej, bezpośredniej i tajnej – reprezentacji. (Kwestii piątego przymiotnika – proporcjonalność vs. zasada większościowa – jako należącej do sfery mechaniki wyborczej bez fundamentalnego ideowo znaczenia, nie rozpatrujemy. Musi ona zostać rozstrzygnięta przez ordynację wedle kryteriów czysto pragmatycznych. Wystarczy powiedzieć, że zupełnie rozsądnym rozwiązaniem jest wprowadzenie majoryzacji w okręgach wiejskich, a proporcjonalności w miejskich).
Na usprawiedliwienie tego, wymuszonego okolicznościami natury socjologicznej, ustępstwa wobec metody indywidualistycznej w reprezentacji ludowej możemy dodać, iż zarówno znaczne ograniczenie kompetencj izby niższej, jak i cały sprzężony układ instytucji państwowych, stanowi, w naszych oczach, wystarczający hamulec dla groźby ochlokratyzacji (tak jak, z kolei, prerogatywy izby ludowej zabezpieczają przed tyranią jednostki i oligarchią senatu).
Kadencja Izby Poselskiej trwa 5 lat. Liczba posłów nie powinna być większa niż ca. 200 osób.
Duchowieństwo wszystkich wyznań, wojskowi służby czynnej oraz sędziowie sądów powszechnych, jako członkowie korporacji o szczególnym posłannictwie i charakterze, nie posiadają praw wyborczych.
Rząd zajmuje się egzekucją ustaw uchwalonych przez Sejm oraz dekretów i rozporządzeń Prezydenta. Oznacza to, iż rząd nie posiada inicjatywy ustawodawczej.
Rząd pozostaje pod zwierzchnictwem Prezydenta, który może osobiście uczestniczyć w posiedzeniach gabinetu, i w takich wypadkach przewodniczy jego obradom.
Opowiadamy się za rządem silnym, sprawnym i sprężystym, a to znaczy również – maksymalnie ograniczonym w zakresie swoich funkcyj. Kultura, oświata, gospodarka, sprawy socjalne nie należą do zadań rządu i mogą być w zupełności przekazane w gestię samorządu terytorialnego i gospodarczego oraz oczywiście pozostawione inicjatywie jednostek, rodzin i wolnych stowarzyszeń. Im mniej ingerencji rządu, im większy stopień uspołecznienia państwa, tym większy zarazem poziom upaństwowienia społeczeństwa w rozumieniu jego poczucia obywatelskiego.
Zasada silnego, pozbawionego ciężarów „opiekuńczych” rządu pozwala ograniczyć skład gabinetu do tzw. minimum administracyjnego, czyli czterech ministerstw: 1) spraw zagranicznych; 2) spraw wewnętrznych; 3) wojny i 4) skarbu. Jeżeli pojawi się potrzeba innych urzędów centralnych, mogą być one tworzone ustawą bądź dekretem, ale tylko na czas określony. Kierownicy tych urzędów nie będą jednak wchodzili w skład gabinetu.
Jest rzeczą pożądaną przywrócenie tradycyjnej staropolskiej nomenklatury urzędów państwowych: Kanclerz Rzeczypospolitej (premier), Podkanclerzy (minister spraw zagranicznych), Podskarbi. Funkcja wicepremiera jest zbędna. W razie potrzeby Kanclerza zastępuje na radzie gabinetowej któryś z ministrów.
Z parlamentem rząd kontaktuje się za pośrednictwem Kanclerza. Obowiązuje solidarna odpowiedzialność ministrów.
Łączenie godności senatorskiej lub mandatu poselskiego z urzędem ministerialnym jest wykluczone.
Administracja rządowa istnieje tylko do szczebla województwa (ziemi). Reprezentantem rządu wobec samorządu terytorialnego jest wojewoda.
Budżet centralny państwa jest oddzielony od budżetu samorządowego.
W gestii ministra spraw wewnętrznych pozostaje wyłącznie Urząd Ochrony Państwa oraz policja kryminalna. Dowody osobiste i obowiązek meldunkowy, jako przeżytki systemu policyjnego, muszą być zniesione.
Samorząd terytorialny jest wykonywaniem wszystkich niezastrzeżonych dla rządu dziedzin administracji publicznej przez organy kolegialne i wybierane w sposób od rządu niezależny. Kontrolę nad organami samorządu terytorialnego wykonywają sądy administracyjne.
Podstawową jednostką samorządu terytorialnego jest gmina, kolejną powiat; najwyższą województwo (ziemia).
Jednostki samorządu terytorialnego są osobami prawnymi i przysługuje im prawo pobierania podatków na własne cele od ich mieszkańców. Nie mają natomiast prawa prowadzenia komercyjnej działalności gospodarczej. Przysługuje im też prawo tworzenia policji lokalnych – porządkowych, drogowych i innych.
Prawa wyborcze w gminach wiejskich przysługują podatnikom podatku gruntowego i właścicielom nieruchomości, a w gminach miejskich ponadto: właścicielom mieszkań, samodzielnych warsztatów i sklepów oraz przedstawicielom wolnych zawodów.
Rady gminne wysyłają delegatów do Rad Powiatowych, a te do Sejmów Ziemskich, Sejmom tym winno przysługiwać prawo wydawania ustaw o zasiągu lokalnym. Wojewoda posiada prawo weta wobec ustaw sprzecznych, w jego opinii, z ustawami ogólnopaństwowymi. Spór rozstrzyga wówczas sąd administracyjny.
Obszar, granice oraz wybór stolic poszczególnych ziem powinien stanowić wypadkową historycznych dzielnic państwa oraz współczesnych więzi społeczno-gospodarczych. Trafny wydaje nam się podział na 12 ziem (województw): Wielkopolska i Ziemia Lubuska, Pomorze Zachodnie, Pomorze Gdańskie, Warmia i Mazury, Mazowsze i Podlasie, Ziemia Lubelsko-Sandomierska, Małopolska, Śląsk Górny, Śląsk Dolny, Ziemia Łódzka, Kujawy oraz wydzielone miasto stołeczne Warszawa.
Przekazując samorządowi terytorialnemu w zasadzie wszystkie dziedziny życia zbiorowego poza sprawami ogóInopaństwowymi (dyplomacja, wojskowość, skarb i budżet centralny) i przyznając mu samodzielność budżetową i (częściowo) ustawodawczą, zachowujemy jednak zasadniczo unitarny, a nie federalny kształt państwa. Przemawiają za tym względy bezpieczeństwa, integralności terytorialnej (zagrożenie separatyzmami mniejszościowymi) i suwerenności (niebezpieczna tendencja ponadnarodowej „Europy regionów”) państwa. Nie jest zatem przewidziana możliwość tworzenia regionów o charakterze quasi-państwowym, a więc i rządów regionalnych.
Stosownie do postępów na drodze budowy samorządu gospodarczego (i kulturalnego) wszystkich szczebli widzimy możliwość i potrzebę włączenia go w struktury samorządu terytorialnego (na przykład w postaci drugiej izby sejmów ziemskich o charakterze opiniodawczym).
Partie polityczne, związki zawodowe i stowarzyszenia wszelkiego typu tworzone są bez żadnego obowiązku rejestracyjnego oraz nie podlegają administracyjnej kontroli w swojej działalności, a zatem również ustawy ich tyczące są zbędne. Natomiast przestępstwa, w formie zorganizowane pod szyldem jakiegokolwiek stowarzyszenia, partii czy związku, karane są ze zdwojoną surowością, co dotyczy w pierwszym rzędzie osób kierujących tymi organizacjami (np. kara za targnięcie się na prawo własności poprzez zorganizowanie strajku okupacyjnego jest dwakroć wyższa dla prowodyrów ze związku zawodowego). Ścigana z mocy prawa jest również działalność w organizacjach typu mafijnego, których cel lub struktura hierarchiczna ma być okryta tajemnicą.
Władzę sądową uważamy za szczególnie ważną, a jej niezależność od administracji i legislatywy za absolutnie niezbędny warunek nomokracji, czyli Rządów Prawa. Sądy muszą być niezawisłe, a sędziowie nieusuwalni (jak również bardzo dobrze uposażeni). Tylko sądy rozstrzygają co jest, a co nie jest zgodne z prawem. Muszą mieć również prawo natychmiastowego wstrzymywania wszystkich działań niezgodnych z prawem; nie mogą natomiast wydawać orzeczeń merytorycznych.
Sędziowie winni jednak wystrzegać się „paragrafiarstwa”, tj. stawiania litery przed etyką. Najwyższą instancją dla sędziego jest sumienie oparte o etykę chrześcijańską, a kodeks to tylko jego „doradca”.
W sprawach karnych należy przywrócić instytucję ławy przysięgłych. Kara śmierci winna być ograniczona do najcięższych zbrodni – a więc do morderstwa z premedytacją i (albo) skrajnym udręczeniem, terroryzmu, zdrady ojczyzny oraz (podczas wojny) dezercji z pola bitwy.
Jednostkę, osobę ludzką, pojmujemy również jako organ kontrolujący urzeczywistnianie porządku prawnego. Dlatego powództwo z oskarżenia prywatnego musi być traktowane tak samo jak z oskarżenia publicznego.
Sąd Najwyższy składa się z 7 dożywotnio pełniących swą funkcję sędziów mianowanych przez Prezydenta Rzeczypospolitej (spośród kandydatów przedstawionych przez samorząd sędziowski).
Sąd Najwyższy, obok funkcji apelacyjnych i kasacyjnych, wydaje orzeczenia o zgodności wszelkich aktów prawnych z konstytucją. Orzeczenia te są ostateczne i wiążące na przyszłość zgodnie z zasadą precedensu. W związku z powyższym nie przewidujemy powołania osobnego Trybunału Konstytucyjnego.
Zadaniem Trybunału Stanu jest orzekanie w sprawach członków gabinetu oraz Prezesa NIK postawionych w stan oskarżenia przez parlament. W skład Trybunału Stanu wchodzą w połowie członkowie mianowani przez Senat, a w drugiej połowie – przez Izbę Poselską; nadto jako przewodniczący, Pierwszy Prezes Sądu Najwyższego.
Prezydent Rzeczypospolitej, jako nieodpowiedzialny politycznie i prawnie przed innymi organami państwa, nie może być postawiony przed Trybunałem Stanu. Jeżeli jednak Prezydent dopuści się złamania konstytucji, zdrady ojczyzny lub przestępstwa pospolitego, to na podstawie zgodnych uchwał obu Izb Sejmu oraz Rady Stanu zbiera się Sąd Najwyższy w pełnym składzie w charakterze Trybunału Obrony Majestatu Rzeczypospolitej i wydaje wyrok według osobnej ustawy. Z chwilą postawienia Prezydenta w stan oskarżenia, jest On zawieszony w urzędowaniu i zastępuje Go Marszałek Senatu. Jeżeli Sąd Najwyższy uzna Prezydenta winnym, Prymas Polski ogłasza, iż jest On zdjęty z urzędu, a naród zwolniony od obowiązku posłuszeństwa.
Sądownictwo administracyjne powołane jest do badania legalności aktów administracyjnych, tak rządowych jak samorządowych.
Sędziowie sądów administracyjnych mają takie samo prawne stanowisko jak sędziowie sądów powszechnych.
Sądy administracyjne winny być trójinstancyjne: 1) wojewódzkie; 2) ogólnopaństwowe; 3) Naczelny Sąd Administracyjny jako instytucja kasacyjna.
Da kontroli gospodarki finansowej państwa powołana jest Najwyższa Izba Kontroli. Jest ona organem kolegialnym oraz niezawisłym od rządu. Prezesem NIK nie może być osoba, która w ciągu ostatnich 5 lat była członkiem gabinetu.
Prezesa NIK powołuje i odwołuje Prezydent Rzeczypospolitej. Może być on postawiony przed Trybunałem Stanu na wniosek którejkolwiek z izb sejmowych.
Wojsko musi być bezwzględnie apolityczne i apartyjne, a to znaczy również, że nie może podlegać, nawet pośrednio, stronnictwom, których przedstawiciele zasiadają w gabinecie lub w parlamencie. Jedynym zwierzchnikiem sił zbrojnych jest Prezydent Rzeczypospolitej, który mianuje w czasie wojny Naczelnego Wodza.
W czasie pokoju na czele armii stoi Generalny Inspektor Sił Zbrojnych, któremu przysługuje historyczny tytuł Hetmana Wielkiego. Jego mianowanie stanowi prerogatywę osobistą Prezydenta. Stopień Marszałka Polski może być nadany tylko Naczelnemu Wodzowi po zwycięsko odbytej wojnie lub kampanii.
Do kompetencji cywilnego ministra wojny należą wyłącznie sprawy niezwiązane z dowodzeniem, strategią i wewnętrzną organizacją sił zbrojnych, a zatem: kwestia długości służby wojskowej, kontyngentu rekruta, ciężarów i świadczeń obywatela na rzecz armii, pokrycia budżetowego wydatków, uzbrojenia i zaopatrzenia szkolnictwa, szpitalnictwa, opieki duchowej oraz sądownictwa wojskowego.
Należy przyjąć zasadę bezwzględnego prymatu Konstytucji Rzeczypospolitej nad wszelkiego rodzaju prawodawstwem ponadpaństwowym.
Po uchwaleniu konstytucji konieczne będzie przeprowadzenie generalnego przeglądu wszystkich podpisanych i ratyfikowanych przez Polskę praw, paktów, konwencji i innych aktów prawnych pod kątem ich zgodności z ustawą zasadniczą Państwa Polskiego, a w razie braku takiej zgodności należy je bezzwłocznie wypowiedzieć.