Jesteś tutaj: prof. Jacek Bartyzel » Przekłady » Guy Augé — Prawowitość, czyli wolne posłuszeństwo (La Légitimité ou l’obéissance libre)

Prawowitość, czyli wolne posłuszeństwo

Guy Augé, przeł. Jacek Bartyzel

I. Wprowadzenie

W tradycyjnej wspólnocie politycznej (cité) dobro wspólne (bien commun) spełnia się przez swobodne posłuszeństwo należne prawowitemu królowi, który też jest podporządkowany ładowi wyższemu od wszelkiej ludzkiej woli. Od nowożytności wola ludzka uwolniła się od wszelkiego ładu, który nie ma źródła w niej samej; nic przeto nie może jej ograniczać. Dlatego też każda władza, która wypowiada się w imieniu woli powszechnej (volonté générale) – czy to demokratyczna, czy autokratyczna – jest potencjalnie totalitarna. Wszelako i wielu rojalistów oraz katolików, zapominających o prawowitości, pokłada nadzieję na restaurację wspólnoty tradycyjnej w użyciu środków nowoczesnych, jedni przez głosowanie, drudzy przez zamach stanu „dobrego” dyktatora, albo obu jednocześnie…

II. Czym jest prawowitość?

Królestwo arcychrześcijańskie (très-chrétienne) postuluje prawowitość i prawdziwie ją zapewnia w postaci skończonej. Czym jest, w rzeczy samej, prawowitość?

To usprawiedliwienie, tak prawa rządzących do rozkazywania, jak obowiązku posłuszeństwa rządzonych, „niewidzialny geniusz Państwa” (Cité), wyjaśnia ładnie włoski historyk Guglielmo Ferrero, jeden z pierwszych, którzy rozważali tę kwestię1. Uśmierzając obopólny lęk szefa i podwładnych, prawowitość czyni możliwym współdziałanie i hierarchizację zespołu.

III. Geneza i spełnienie prawowitości

III.1. Prastary problem: jak uzyskać posłuszeństwo niesłużalcze?

Do odkrycia tego rozwiązania dążyła już Starożytność i niekiedy się do niego przybliżała, lecz nigdy nie osiągnęła go w sposób w pełni zadowalający. Państwo pogańskie mylnie utożsamiało się z siłą przywódcy, i kiedy ten stawał się tyranem, psuło się razem z nim.

Dopiero chrześcijaństwo przyniosło światu rozwiązanie tego dramatu politycznego, czyniąc to przez wyraźne odróżnienie funkcji od człowieka, który ją sprawuje i który nie pełni jej inaczej niż jako posługę (ministère) w służbie dobra wspólnego.

Posłuszeństwo nie było więc należne jednostce, lecz dobru wspólnemu, którego ta jednostka miała obowiązek poszukiwać, a w ostatecznym wnioskowaniu – Bogu, w którym to dobro jest zakorzenione i od którego pochodzi wszelki autorytet, mogący zobowiązywać w sumieniu.

Jednakowoż wkład chrześcijaństwa w teorię prawowitości artykułowany był przez różne teologie i filozofie – najdłużej przez augustynizm polityczny i przez tomizm – oraz w różnym otoczeniu kulturowym, początkowo słabiej od naszego spojonym przez wspólnotę wiary.

III.2. Prawowitość augustyńska

Zachwycająca siła chrześcijańskiej prawowitości królewskiej (légitimité royale chrétienne), taka jaką wykoncypowali teoretycy augustynizmu dojrzałego średniowiecza, zakładała się nie tylko na klerykalnej wizji wszechświata, gdzie to, co doczesne, podporządkowuje się temu, co duchowe, gdzie skaleczony rozum polega wyłącznie na Objawieniu i gdzie łaska podbija naturę jako Państwo Boże (Cité de Dieu) wchłaniające państwo ludzkie, ale również na wewnętrznej komunikacji, którą umożliwiała wspólnota religijna: można więc było oczekiwać ufnej lojalności poddanych, a ze strony księcia chrześcijańskiego — poczucia jego odpowiedzialności za zbawienie wieczne, jako przeznaczenie jego ludu. Wspaniale wyraża to liturgia sakry [monarszej].

III.3. Prawowitość tomistyczna, czyli prawowitość wykończona

Odrodzenie starożytnego arystotelizmu, „ochrzczonego” inteligentnie przez św. Tomasza z Akwinu, rozpoczyna humanizm chrześcijański, pewną rehabilitację rozumu (jedynie skaleczonego, ale nie zniszczonego przez grzech), realistyczną wizję natury.

Według św. Tomasza, ucznia Arystotelesa, istnieje prawo naturalne Państwa (État), naturalny porządek społeczny, poprzedzający chrześcijaństwo, istniejące ze swej strony w porządku religijnym i na planie Objawienia. Krótko mówiąc, autonomia doczesności, którą ten wielki klerk wyzwolił z klerykalizmu, unaocznia we wszystkim transcendentny wkład religii, dostarczającej jedynie klucza otwierającego tę naturę harmonijną i uporządkowaną, którą już Arystoteles kontemplował z wrodzonym realizmem poganina.

A zatem, podług św. Tomasza, jeśli łaska przekracza naturę, to natura jest autonomiczna: Państwo nie jest wchłonięte – tak jak według augustynistów dojrzałego średniowiecza – przez Kościół. Tomiści nie są teokratami, i choć wszelka władza pochodzi oczywiście od Boga, to in abstracto. Do tego samego zresztą doszli legiści prawa rzymskiego, w ramach swoich kompetencji świeckich, użyźnionych myślą grecką.

Monarchia według św. Ludwika – współczesnego Akwinacie – jest rodzajem „rządu mieszanego” (gouvernement mixte), arystotelesowsko-tomistycznego, ani kapłańskiego, ani ateistycznego, ani despotycznego, lecz umiarkowanego i dobrze wymierzonego.

IV. Rewolucja przeciwko prawowitości

IV.1. Modernistyczna zasada autonomii: suwerenność odnajdująca swoje źródło w samej sobie

Niestety, XIII-wieczna synteza tomistyczna, choć realistyczna, nie utrzymała się w pozycji doktryny; została wyszczerbiona już przez prądy nominalistyczne, które z kolei są źródłem refleksji nowoczesnej i nowych koncepcji suwerenności (souveraineté), monarchii czystej (monarchie pure)2, umowy społecznej (contrat social) i legalistycznego (légaliste) pozytywizmu.

Tendencja ta, prowadząca do Rewolucji francuskiej, swój paroksyzm osiągnęła pod nazwą suwerenności ludowej, zdefiniowanej za Rousseau jako wyraz woli powszechnej. Jednakowoż, podczas gdy suwerenność królewska, nawet w jej szczytowym okresie za absolutyzmu burbońskiego, pozostawała środkiem (moyen) dla osiągania dobra wspólnego, i nigdy nie rościła sobie prawa do odnajdywania w sobie samej własnego usprawiedliwienia, to nowa suwerenność ludowa triumfowała w pozytywizmie prawniczym, utożsamiającym prawo (droit) z przepisami prawa (lois), a przepisy prawa z samą suwerenną wolą (volonté souveraine) prawodawcy. Lud stał się suwerenem, który nie ma już żadnego powodu, aby sprawdzać poprawność swoich działań.

IV.2. Władza autonomiczna jest władzą nieograniczoną, totalitarną

Oczywiście, na początku Rewolucji francuskiej znajdziemy liberałów i liberalizm, zrodzony jeszcze w arystokratycznych kręgach Starego Porządku, który chciał ograniczyć uprawnienia egzekutywy, ograniczając tym samym Państwo; ale ideologia umowy społecznej, ściśle modernistyczna i nominalistyczna, tak w ujęciu Hobbesa, jak Rousseau, nie dawała możliwości znalezienia żadnej przeciwwagi dla suwerennej mocy Lewiatana-prawodawcy.

Nadanie „ludowi” suwerenności Lewiatana nie przyniosło – chociaż tak się twierdzi – prostej zmiany podmiotu wszechwładzy (toute-puissance): była to zasadnicza zmiana koncepcji suwerenności, otwarcie drzwi przed totalitaryzmem. Albowiem tyran z urodzenia, jedynowładca, może wprawdzie rościć sobie wszechmoc, lecz zawsze zderza się z jakąś Antygoną – tą małą legitymistką, jak mawiał Maurras! – która przypomina mu o istnieniu wyższych zasad; i także król absolutny, zresztą wstrzemięźliwy prawodawca, wiedział, że prawo naturalne (droit naturel) opiera się na obserwacji natury zewnętrznej i nakazuje mu rządzić w oparciu o „Wielką Radę.

Suweren nowego ustroju, zrodzonego z Rewolucji, przeciwnie – wyraża tę zdumiewającą pretensję do bycia nie zwykłym kanałem interpretacji prawa, ale źródłem wszelkiego prawa, wszelkiej sprawiedliwości. Według uderzająco trafnej formuły Jeana Madirana, prawo wyrażające wolę powszechną zmienia na liczbę mnogą grzech pierworodny3.

Niezależnie od tego, że totalitaryzm ulegał następnie zróżnicowaniu, już to wcielając się w kolektywne zgromadzenia, już to w charyzmatycznego szefa plebiscytarnego, natura rzeczy i siła tradycji są dla niego w każdym wypadku przeszkodą: wygórowane i wywrotowe roszczenia rewolucyjne, znamienne dla demokracji nowoczesnej4, mieszczą w sobie potencjalność totalitaryzmu.

Wystarczy rzucić okiem na systemy świata współczesnego, wszystkie „jak należy” (i całkiem logicznie!) demokratyczne, aby ocenić, do czego doprowadziła nasza „wielka Rewolucja” – jak ją nazywa Hrabia Paryża5.

V. Idea prawowitości dzisiaj

V.1. Skarb przekazywany za pośrednictwem tradycjonalistycznych rojalistów

Idea prawowitości została dawno temu powierzona do przekazywania tradycjonalistycznym rojalistom. Należy przyznać tę zasługę Talleyrandowi, że prezentując teorię [legitymizmu] na Kongresie Wiedeńskim w latach 1814-18156 w imię solidarności książąt europejskich, mógł tak lepiej bronić praw pokonanej militarnie Francji do politycznego zmartwychwstania.

Znamy zwłaszcza legitymizm XIX-wieczny, stający w obronie praw starszej linii [Burbonów] przeciwko uzurpacji orleanizmu z 1830 roku, jako partia, która wcielała tę sprawę, personifikowaną przez hrabiego de Chambord7.

„Skażone” w ten sposób pojęcie musi być zdecydowanie „horrorem” dla republikanów i demokratów, i prawie z tych samych powodów jest starannie unikane przez maurrasowskich „fuzjonistów”, pozostając samookreśleniem przyjmowanym przez Białych Hiszpańskich8.

V.2. Powrót troski o prawowitość

Atoli od kilku dziesięcioleci zachodzi intrygujące zjawisko, nazwane przez Pierre’a Boutanga „zmartwychwstaniem tego pięknego nieboszczyka”.

Był to przypadek, najpierw w zasadzie teoretyczny, na kanwie lektury niemieckiego socjologa Maxa Webera9 oraz komentarzy do niego, nieco później zaś i tym razem „egzystencjalny”, w trakcie rozdzierającej wojny franko-francuskiej, w latach 1940-1944, i jej przedłużenia w następnych latach (sprawa algierska, rządy generała De Gaulle’a, sukcesja po Generale…).

Dzisiaj pojęcie prawowitości politycznej przejęło prawo państwowe, poświęcając mu dzieła filozoficzno-prawne, które je spłaszczają i trywializują, aczkolwiek jest to pewien postęp, z uwagi na to, że mimo wszystko uznaje się je za kluczowe dla głębszej refleksji politycznej. Ale staje się to również źródłem zamętu, ponieważ pojęcie to stając się względne, gubi swoją konsystencję i ostatecznie konotuje wzajemnie sprzeczne idee. Dzieje się tak nawet w przypadku wynalazców tego terminu, czyli rojalistów, którzy płoszą się odzyskać swoje własne dobro!

V.3. Niemożliwe równanie prawowitości demokratycznej

Dla naszych współczesnych politologów prawowitość jest dowolnie podporządkowana dominującej idei prawa, ujmowanej na sposób elektoralistyczny i demokratyczny10. Tymczasem, historycznie, powiązano w sposób dość arbitralny technikę reprezentacji wyborczej i głosowanie większościowe z nową prawowitością demokratyczną. W tym uzgodnieniu nie było nic koniecznego: z pewnością zszokowałoby to Ateńczyków epoki Peryklesa, dla których jedynie losowanie było metodą wyrażającą prawdziwie egalitaryzm demokratyczny, podczas gdy wybór uważano za technikę arystokratyczną.

Co się tyczy głosowania większościowego, to średniowieczni duchowni odkryli w nim ponownie prosty środek do uniknięcia poważnych niedogodności niezdecydowania w razie braku jednomyślności. Nikt wówczas nie utrzymywał jeszcze, że liczenie głosów oznacza to, co najbardziej rozumne; że ta procedura jest doskonała; rozumiano, że jest ona empiryczna i prymitywna, ale chciano wierzyć, że większa część (major pars) może być zdrową częścią (sanior pars), większością jakościową raczej niż ilościową11!

Tak samo dawna koncepcja reprezentacji politycznej i społecznej (która znacznie ewoluowała w toku historii naszego Zachodu) nie była związana z rytuałem (rite) wyborczym12. Dziedziczny król, proboszcz lub pan okolicy mogą równie dobrze reprezentować populus co deputowany wybrany w okręgu.

Współczesny związek pomiędzy głosowaniem ludowym a reprezentacją prawowitą nie ma racjonalnego ugruntowania; a co się tyczy sakralizacji zasady większościowej, nadającej połowie plus jeden wypowiadających się w głosowaniu wagę wyroczni (oracle), to nie jest to mistycyzm, lecz mistyfikacja13.

A zatem jedno z dwojga:

• albo traktujemy poważnie tę mistyfikację, prowadzącą wprost do najbardziej odrażającego despotyzmu, który zniewala dusze, ustanawiając w epoce, w której żyjemy, przywilej testowania;

• albo odrzucamy ów marny środek arytmetyczny, ilekroć chodzi o podjęcie ważnej decyzji.

Tak zwane rozwiązanie demokratyczne, którym upajają się z ochotą nasi politycy, jest niczym innym jak oscylowaniem pomiędzy tą deformacją a tamtym kalectwem. W związku z tym jest niemożliwe, aby nie odczuwać porażki, niekompletności i marności (vanité) – również wiecznego zagrożenia – nowej prawowitości ludowej: każda kampania wyborcza przypomina nam o tym wieloma przykładami.

VI. Rojaliści ulegający demokratycznym syrenom

A zatem widzimy, że ci monarchiści – nazywający się po prostu „rojalistami” – którzy chcieliby stanowczego odrzucenia współczesnych kaprysów demokratycznych, naprawdę składają ofiarę bałwanowi chwili. Jeden z tych, którzy udzielają lekcji demokracji prezydentowi Republiki Francuskiej, p. Pierre Boutang, zazwyczaj nieco konformistyczny14, zapewnia, że „słowo go nie uwiera”.

Jeżeli „słowo” wyraża potrzebę consensusu ludowego, albo, po prostu, jeżeli przez demokrację rozumie się jeden z ustrojów opisanych przez dawnych myślicieli greckich, to moglibyśmy się z tym zgodzić i nie tylko zastosować słowo, ale nazwać się antydemokratami bez urażania kogokolwiek. Niestety, każdy wie, że nie jest to przypadek dzisiejszy, i że nie chodzi tu o termin „niewinny”. „Dwuznaczność antydemokratyzmu”15 jest niewątpliwa, ale wynika ona z niejednoznaczności demokracji współczesnej.

Z punktu widzenia przyszłości rojalizmu francuskiego nie musimy również obawiać się efektu kompromisów demokratycznych Hrabiego Paryża, którym ulegają niektórzy neoorleaniści. Ten książę, który nie posiada prawowitości jurydycznej – czego dowiedliśmy, jak sądzę – tym bardziej nie jest w stanie zaproponować zdrowej doktryny politycznej, w której dałoby się rozpoznać tradycyjną prawowitość monarchiczną.

Wyciąg z dzieła Succesion de France et règle de nationalité, La Légitimité – Diffusion: D.U.C, Paris 1979, s. 121-127. Tytuł oryginalny fragmentu: «Postface. Comte de Paris ou Duc d’Anjou. Quelques réflections sur l’avenir du royalisme français (1re Partie)».

O autorze, najwybitniejszym (obok Gérarda Sacliera de la Bâtie i Yves-Marie Adeline’a) teoretyku legitymizmu monarchicznego w powojennej Francji, zob. notę biograficzną naszego autorstwa w Słowniku Prawicy Współczesnej: http://www.legitymizm.org/spw-guy-auge.


1 Zob. Guglielmo Ferrero, Pouvoir, les génies invisibles de la Cité, Paris 1945.

2 W tym wypadku również z wpływami platońskimi, na które reakcją była doktryna „rządu mieszanego” Arystotelesa.

3 Jean Madiran, On ne se moque pas de Dieu, Paris 1957, s. 61.

4 Na temat dystynkcji pomiędzy demokracją antyczną (klasyczną) a demokracją nowoczesną zob. zwłaszcza: Jean Madiran, Les deux démocraties, Paris 1977 oraz Claude Polin, L’Esprit totalitaire, Paris 1977, s. 231 i n.

5 Właśc. Henryk książę Orleański [Henri duc d’Orléans] (1908-1999), od 1940 roku orleanistyczny pretendent do Korony Francuskiej. Tytuł „Hrabiego Paryża” (Comte de Paris), występujący w epoce karolińskiej, lecz nieznany monarchii kapetyńskiej, ustanowił na nowo w 1838 roku uzurpator Ludwik Filip Orleański („król Francuzów” 1830-1848) [przyp. tłumacza].

6 Zob. Guglielmo Ferrero, Reconstruction, Talleyrand à Vienne, Paris 1941; Pierre Gaxotte w znakomicie naświetlających początki Restauracji partiach swojej Histoire des Français.

7 Henri comte de Chambord [Henri-Charles-Ferdinand-Marie-Dieudonné d’Artois, duc de Bordeaux, 1820-1883], od 1844 roku k.z.p. Francji i Nawarry Henryk V [przyp. tłumacza].

8 Blanc d’Espagne – potoczne określenie legitymistów, którzy – wierni prawom fundamentalnym sukcesji korony – po śmierci Henryka V (1883) rozpoznali jako prawowitych sukcesorów Burbonów hiszpańskich, w przeciwieństwie do „fuzjonistów”, którzy przyłączyli się do pretendentów z linii orleańskiej [przyp. tłumacza].

9 Autor ma na myśli oczywiście Weberowską teorię typów legitymizacji władzy [przyp. tłumacza].

10 Zob. na przykład: Maurice Duverger, Sociologie politique (P.U.F., wydanie dowolne), albo prace Georgesa Burdeau, zwłaszcza L’idée de légitimité, „Annales de philosophie politique”, nr 7, 1967; Natalio Botana, La légitimité, problème politique, teza doktorska obroniona na Uniwersytecie Katolickim w Lowanium, Buenos Aires 1968 i Le consensus, „Pouvoir”, nr 5, 1968.

11 Istnieje bogata literatura naukowa odnośnie do tej kwestii. W szczególności artykuły Léo Moulina, m.in.: Les origenes religieuses des techniques électorales et délibératives modernes, „Revue internationale d’histoire politique et constitutionnelle”, avril-juin 1953; Sanior et major pars. Note sur évolution des techniques électorales et délibératives dans les ordres religieux du V e au XIII e siècle, „Revue historique de droit”, 1958, nr 3 i 4 (z bibliografią); Origines des techniques électorales, „Contrat social”, 1960, vol. IV, nr 3. Zob. także: Henri Pirenne, Les origines du vote à la majorité dans les assemblées publiques, „Revue belge de philologie et d’histoire”, 1930, 9(I), s. 686; Claude Leclercq, Le principe de majorité, Colin, Paris 1971.

12 Ograniczymy się tu do odesłania do prac Claude’a Soule: La notion historique de représentation politique, „Politique”, 1963, nr 21, s. 17-32 i jego tezy doktorskiej nt. Les États généraux de France. 1302-1789, „Étude historique”, B.D.F., DZ/1967 (14). Nadto: Gouvernés et gouvernants. Ancient pays et assemblées d’États, Bruxelles, vol. 35, 36, 37 i 45.

13 Zob. René Gillouin, Gouvernement et représentation, „Revue de travaux de l’Académie des sciences morales et politiques”, 4e série, 1958, 2e semestre.

14 Aluzja do postawy politycznej tego wybitnego filozofa, poety i pisarza, związanego z Action Française (w młodości sekretarza Charlesa Maurrasa), który w latach 50. ogłosił ralliement do gaullizmu i V Republiki, spełniającej, jego zdaniem, główny postulat monarchizmu narodowego, tj. suwerennej władzy szefa państwa [przyp. tłumacza].

15 Jak słusznie to podkreśla Paul Sérant w swoim eseju Oú va la Droite?, Paris 1958, s. 122 i n. Autor zauważa, że dla Anglosasów „demokracja” oznacza ducha wolności, poszanowanie wolności konkretnych, cywilizacji.

PMK Design
© Organizacja Monarchistów Polskich 1989–2024 · Zdjęcie polskich insygniów koronacyjnych pochodzi z serwisu replikiregaliowpl.com.