Jesteś tutaj: Publicystyka » Adam Danek » Błoto antyromantyzmu

Błoto antyromantyzmu

Adam Danek

Niektórzy polscy prawicowi publicyści, w tym i tacy, którzy identyfikują się z konserwatyzmem, znajdują upodobanie w wypowiadaniu jeremiad skierowanych przeciwko romantyzmowi i jego przedstawicielom. Jeremiady owe cechują się przy tym nieczytelnością, ponieważ ich autorzy zazwyczaj nie precyzują, co właściwie rozumieją przez „romantyzm”, a przecież pod tym pojęciem kryć mogą się znaczenia tak różne, jak pewna epoka historyczna, pewien prąd w sztuce czy pewna odmiana myśli politycznej. Jako osoba zainteresowana romantyzmem we wszystkich wymienionych znaczeniach muszę z przykrością stwierdzić, że autorzy owi nie mają zwyczaju czynić tego rodzaju subtelnych rozróżnień, ograniczając swój wysiłek intelektualny do prostego oznaczania pojęciem romantyzmu właściwie wszystkiego, co im się nie podoba. Za modelowy przykład posłużyć tu może publicystyka zasłużonego skądinąd konserwatywnego uczonego, który dosłownie wszystkich swoich rzeczywistych bądź mniemanych polemistów i przeciwników okleja etykietkami takimi jak: „romantyczny”, „piłsudczykowski”, „turański” itp. – traktując te określenia jako synonimy, co byłoby zrozumiałe u jakiegoś gazetowego lub internetowego pismaka-amatora, jednak zaskakuje w wykonaniu tej miary historyka idei.

Autorzy, o których mowa, korzystają z każdej okazji, aby zapewnić swoich czytelników o swej bezbrzeżnej pogardzie dla romantyzmu (cokolwiek przez niego rozumieją) oraz wyrazić przekonanie, że romantyzm (cokolwiek przez niego rozumieją) powinien zostać całkowicie wykorzeniony z polskiej tradycji oraz intelektualnego i politycznego życia Polaków. Cóż, prywatnie mogą sobie gardzić czymkolwiek, co za godne pogardy uznają, podobnie jak kto inny prywatnie może za takie uważać ich własne przemyślenia. Problem polega na insynuowaniu przez nich, jakoby wrogość do romantyzmu wynikała z filozoficznej oraz politycznej tradycji konserwatyzmu i jako taka była dla konserwatysty – jak utrzymują – obowiązkowa. Jest to o tyle niezwykłe, że nawoływania do walki z zamkniętymi już okresami historycznymi bądź formacjami kulturowymi z przeszłości stanowiły zawsze wizytówkę lewicowych ruchów politycznych, takich jak komuniści (walka z kulturą „burżuazyjną”), czy swego czasu endecy (którzy w pierwszym etapie dziejów swego ruchu wzywali – podobnie jak później ci pierwsi – do wyrugowania w polskim społeczeństwie „klerykalizmu” i „szlachetczyzny”), a więc występujących z pozycji konserwatyzmowi dokładnie przeciwstawnych.

Do grona rzeczonych autorów dołączył ostatnio p. Łukasz Kluska dzięki napisanemu przez siebie tekstowi p.t. „Romantyk, czyli szaleniec”. Z własnych doświadczeń wiem, że osobliwością p. Kluski jest nazywanie swoich rzeczywistych bądź mniemanych polemistów i przeciwników „debilami”. Nie przypuszczałem tylko, iż osobliwość ta nie ogranicza się do prywatnych rozmów, ale dotyczy także pisanych i publikowanych tekstów – co potwierdza wspomniany artykuł, gdzie p. Kluska uraczył tym określeniem kolumbijskiego pisarza-reakcjonistę Mikołaja Gómeza Dávilę (1913-1994), jak również p. prof. Jacka Bartyzela, niewątpliwie najwybitniejszego żyjącego współcześnie konserwatywnego myśliciela w Polsce – oczywiście nie wymieniając wprost jego nazwiska i posługując się niedopowiedzeniem, tak, aby w razie potrzeby móc zaprzeczyć i uniknąć odpowiedzialności za własne słowa. Wiele to mówi zarówno o intencjach, jak i manierach p. Kluski, ale nie ma potrzeby rozpisywać się na ten temat. Niniejszy szkic chciałbym bowiem poświęcić nie osobliwościom zachowania p. Kluski, lecz twierdzeniom zawartym w jego artykule, wymierzonym w romantyzm.

Relacje pomiędzy konserwatyzmem a romantyzmem to w rzeczywistości problem bardzo złożony, wieloaspektowy, który dostarcza obfitego materiału do krytycznych rozmyślań i dyskusji. Świadom tego musi być każdy, kto czytał pisarskie spory o dziedzictwo romantyzmu, toczone w drugiej połowie XIX i na początku XX wieku przez polskich zachowawców – a p. Kluska, sądząc po zawartości tekstu jego autorstwa, raczej nie zadał sobie tego trudu. Kultura romantyczna istotnie oceniana była przez znamienitych przedstawicieli polskiego konserwatyzmu jako kontrowersyjna. Z reguły krytykowali oni obecną w niej apoteozę uczucia i fantazji, częstokroć połączoną z deprecjacją rozumu. Z drugiej wszelako strony, cenili romantyzm za rewaloryzację zakorzenienia jednostki we wspólnocie, zwłaszcza religijnej i narodowej, którą wcześniej deprecjonowała antyklerykalna, kosmopolityczna myśl „oświecenia”. Niestety, z artykułu p. Kluski nie sposób dowiedzieć się czegokolwiek o przyczynach krytycznego nastawienia zachowawców do kultury romantycznej. Jedna z części tekstu została wprawdzie szumnie zatytułowana „Filozoficzne korzenie romantyzmu”, lecz autor przywołał w niej trzech myślicieli – Lutra, Kanta i Fichtego – którzy akurat z romantyzmem nie mieli nic wspólnego, a z pewnością z romantyzmem pojmowanym tak, jak wydaje się go pojmować p. Kluska, tzn. pojmowanym jako anty-racjonalizm. Luter w pewnych fragmentach swoich pism odmawiał rozumowi wszelkiej wartości (co autor wykorzystuje, przypominając słynne, dokonane przez tego herezjarchę porównanie rozumu do ladacznicy), ale z drugiej strony jako inicjator protestanckiej rewolucji religijnej sam stał się czołowym wyrazicielem poglądu, iż jednostkowy rozum jest zdolny do samodzielnej interpretacji Pisma Świętego i prawd wiary, bez pomocy zasady wyższego autorytetu (w ludzkim wymiarze ponad-racjonalnej), uosabianej przez Papieża. Tym bardziej za eksponentów anty-racjonalistycznego romantyzmu nie da się uznać takich tuzów filozofii oświeceniowej, jak Kant czy Fichte. Nawiasem mówiąc, rozbudowaną przeróbkę filozofii Fichtego stanowił w gruncie rzeczy heglizm – ostatnia, schyłkowa postać oświeceniowego racjonalizmu. Warto o tym wspomnieć, gdyż w romantycznej opozycji do racjonalistycznej filozofii Hegla narodziła się jedna z najbardziej radykalnych odmian myśli konserwatywnej – rosyjski prawosławny tradycjonalizm znany jako słowianofilstwo, reprezentowany przez Konstantego Kasakowa (1817-1860), Aleksego Chomikowa (1804-1860) oraz Iwana Kiriejewskiego (1806-1856). Ten fakt każe nam powrócić do problemu relacji pomiędzy kulturą romantyczną a konserwatyzmem.

Romantyzm – we wszelkich tego pojęcia znaczeniach – pojawił się jako reakcja na absolutyzację rozumu, jaką naznaczona była epoka „oświecenia” (marksista zapewne powiedziałby, że miał charakter reakcyjny, występując przeciw wcześniejszym, postępowym tendencjom). Podkreślmy: kontestował nie tyle rozum jako taki, ile raczej jego absolutyzację, znamienną dla nowożytnej filozofii racjonalistycznej co najmniej od czasów Franciszka Bacona. Romantyzm przypominał, iż ludzki rozum musi ukorzyć się przed Bogiem, przed historią czy przed siłami natury – czemu zaprzeczali owładnięci racjonalistyczną pychą oświeceniowcy. Sprzeciwiając się dyktatowi oświeceniowego racjonalizmu, romantycy odkrywali fundamentalne znaczenie religii i tradycji (niemieszczących się w wizji świata proponowanej przez racjonalistyczną filozofię, dlatego zwalczanych przez oświeceniowych władców i myślicieli), a także wartość kultury Średniowiecza (przez propagandę „oświecenia” przedstawianego jako „ciemne wieki” najgorszego obskurantyzmu) czy lokalnych, ludowych tradycji kulturowych (przez „oświecenie” przedstawianych jako stek bezwartościowych zabobonów). Czy to wszystko pozostaje w niezgodzie z pryncypiami konserwatyzmu? Jeśli wraz z p. Kluską uznamy, że tak, to rzut oka na dzieje myśli konserwatywnej napełni nas przerażeniem. Oto bowiem już Edmund Burke (1729-1797), postrzegany obiegowo (czyli błędnie) jako twórca konserwatyzmu, okaże się przedstawicielem wczesnego romantyzmu, nie tylko w „Rozważaniach o rewolucji we Francji” (1790), gdzie przeprowadził znakomitą krytykę racjonalistycznego konstruktywizmu politycznego oraz obronę przesądów („przed-sądów”), ale także w znacznie wcześniejszych „Dociekaniach filozoficznych o pochodzeniu naszych idei wzniosłości i piękna” (1756) – dziele prekursorskim w stosunku do późniejszej filozofii romantycznej. W pracach bardziej kompetentnych autorów Burke figuruje jako ojciec konserwatyzmu ewolucyjnego, odrębnego od konserwatyzmu integralnego (czy też tradycjonalistycznego). Jednak również patriarcha konserwatyzmu tradycjonalistycznego, Józef hrabia de Maistre (1753-1821) to myśliciel, u którego odnajdziemy wiele elementów właściwych romantyzmowi1, na czele z prowidencjalizmem oraz namiętną walką z filozofią racjonalistyczną i pseudo-cywilizacją będącą jej wytworem. W kręgu kultury francuskiej do najwybitniejszych romantycznych poetów i pisarzy należał ponadto Franciszek Renat wicehrabia de Chateaubriand (1768-1848) – wielki zachowawca i jeden z ludzi, którzy rozpropagowali sam termin „konserwatysta”. Z kolei kraje niemieckojęzyczne wydały cały rozległy nurt myśli konserwatywnej określany jako romantyzm polityczny, rozwijany przez wybitnych zachowawców takich jak: Franciszek Xawery Benedykt von Baader (1765-1841), Józef von Görres (1776-1848), Karol Ludwik von Haller (1768-1854), Fryderyk baron von Hardenberg (znany bardziej jako Novalis, 1772-1801), Adam Henryk Müller (1779-1829), August Wilhelm Schlegel (1767-1845), Fryderyk Schlegel (1772-1829). Ich pisarstwo to jedna wielka apologia średniowiecznego wzorca cywilizacyjnego oraz porządku społeczno-politycznego opartego na podstawach religijnych. Romantyczna predylekcja do poszukiwania tego, co tradycyjne, symboliczne i piękne odegrała zresztą u tych spośród nich, którzy byli protestantami, pewną rolę w nawróceniu na katolicyzm (Haller, Müller), bądź przynajmniej zbliżeniu się do katolicyzmu (Novalis) lub prawosławia (Baader). Z kolei w kręgu anglosaskim wśród konserwatystów znajdujemy wybitnych romantycznych literatów: poetów Wilhelma Wordswortha (1770-1850) i Samuela Taylora Coleridge’a (1772-1834) oraz powieściopisarzy sir Waltera Scotta (1771-1832) i Jakuba Fenimore’a Coopera (1789-1851), a ponadto historiozofa Tomasza Carlyle’a (1795-1881). Z brytyjskimi konserwatystami (torysami) powiązany politycznie był też głośny swego czasu romantyczny eseista Tomasz de Quincey (1785-1859). Na zakończenie tego skrótowego przeglądu powrócić możemy do Rosji, gdzie jeszcze przed wspomnianymi słowianofilami działał opierający się na filozofii romantycznej, konserwatywny ruch lubomudrje, któremu przewodził Włodzimierz książę Odojewski. Jeżeli zatem p. Kluska żąda gniewnie, by reprezentantów romantyzmu wykreślono z dziejów myśli konserwatywnej (i wpisano w poczet „debili”?), będzie zmuszony amputować im większą ich część – powyższe, z konieczności skrócone, wyliczenie bynajmniej nie wyczerpuje wszystkich zachowawczych i zarazem romantycznych środowisk ani myślicieli. O powyższych faktach powinni pamiętać zwłaszcza ci, którzy złożoność relacji pomiędzy konserwatyzmem a romantyzmem zwykli dotąd zbywać prychnięciem: a bo Hugo napisał, że romantyzm i liberalizm to to samo – przyjmując niemalże jak prawdę objawioną pojedyncze stwierdzenie wzięte z pojedynczego utworu pojedynczego lewicowego pisarza.

Konserwatywnych ludzi romantyzmu nie brakowało i w Polsce, gdzie w rzędzie wieszczów narodowych stawia się dwóch wielkich zachowawców, a zarazem romantycznych poetów – Zygmunta hrabiego Krasińskiego (1812-1859), którego dramaty „Nie-Boska komedia” (1835) oraz „Irydion” (1836) zasługują z pewnością na miano opus magnum polskiej myśli kontrrewolucyjnej, i Cypriana Kamila Norwida (1821-1883). Twórcą podobnej rangi był niesprawiedliwie dziś zapomniany Wincenty Pol (1807-1872), romantyczny poeta i polityczny tradycjonalista (a także prekursor myśli geopolitycznej na ziemiach polskich), odznaczony przez bł. Piusa IX Krzyżem Kawalerskim papieskiego Orderu św. Grzegorza. Tym zaś, co utożsamiają polski (i nie tylko) romantyzm z polityką powstańczą, wypada zwrócić uwagę na fakt, że z kultury romantycznej wyrósł jeden z jej najważniejszych konserwatywnych krytyków, przywódca krakowskich Stańczyków prof. Józef Szujski (1835-1883), który m.in. pisywał owiane romantycznym duchem historiozoficzne poezje o zachowawczym przesłaniu. Osobno warto się pochylić nad relacjami pomiędzy romantyzmem a realizmem politycznym – wprawdzie p. Kluska w swoim tekście nie poświęcił uwagi temu problemowi, jednak czynią to (a właściwie, jak zobaczymy, udają, że to czynią) inni samozwańczy demaskatorzy kultury romantycznej. Otóż, wbrew sugestiom znajdowanym często u tych ostatnich, realizm polityczny nie równa się ani przywarciu do butów sowieckiego sołdata depczących Polskę, ani w ogóle kolaborowaniu z byle kim, kto może sypnąć kolaborantowi i jego kolegom pieniędzmi czy stanowiskami. Realizm polityczny to zespół ogólnych zasad, wedle których powinno się uprawiać analizę rzeczywistości politycznej. Nie tu miejsce, by wyliczać i omawiać te zasady. Co nas interesuje, to fakt, iż tak pojmowany (tzn. jako zespół kryteriów świadomie stosowanych do formułowania planów politycznych w oparciu o rzeczywistość) realizm polityczny wprowadził na polskim gruncie m.in. Maurycy Mochnacki (1803-1834) – nie dość, że jeden z koryfeuszy polskiego romantyzmu, to w dodatku zwolennik orientacji rewolucyjno-powstańczej. Mochnacki, jako rzecznik poglądu, iż za pomocą środków nadzwyczajnych i polityki czynu można przywrócić konserwatywny porządek społeczno-polityczny, wydawał się antycypować o dobre sto lat idee rewolucyjnego konserwatyzmu (prof. Bronisław Łagowski w jednym ze swoich słynnych odczytów określił go jako „filozofa stanu wyjątkowego”). Jako surowo realistyczny, przenikliwy analityk polityki międzynarodowej zasłynął – bardziej chyba zresztą za granicą niż w Polsce – konserwatysta i wielki epigon kultury romantycznej Julian Klaczko (1825-1906). Obok nich miejsce w rzędzie ojców polskiego realizmu politycznego należy się i wspomnianemu już konserwatyście krakowskiemu, prof. Szujskiemu. Jak widać, propagowany, czasem nachalnie, przez dyżurnych oszczerców romantyzmu schemat myślowy, według którego romantyzm i realizm polityczny to przeciwieństwa, nie odpowiada prawdzie. Twierdzenie, jakoby romantyzm implikował kierowanie się w polityce uczuciami czy branie marzeń za rzeczywistość to ordynarna symplifikacja. Samozwańczy „realiści” powiadają: romantyk równa się szaleniec. Na tej samej zasadzie niżej podpisany mógłby stwierdzić: „realista” równa się kolaborant, konformista i sprzedawczyk, co „ma kluskę zamiast kręgosłupa”2 — i byłoby to stwierdzenie równie obiektywne i wyważone (czyli wcale), a zarazem równie prostackie.

Dla uzasadnienia swojego stanowiska p. Kluska powołuje się na francuskiego nacjonalistę i monarchistę Karola Maurrasa (1868-1952) – nazywając go „ojcem europejskiej prawicy” – który utożsamiał romantyzm z Rewolucją. Wbrew intencjom autora samo to odwołanie o niczym nie przesądza. Maurras, przy całej swojej wybitności intelektualnej, nie jest przecież wyłącznym autorytetem na wzór papieskiego, a w poczet „ojców europejskiej prawicy” trzeba też policzyć cały szereg przenikniętych romantyzmem konserwatystów, którzy zostali wymienieni powyżej. Poza tym duchowy przywódca Akcji Francuskiej z konserwatywnego punktu widzenia pozostawał myślicielem kontrowersyjnym3, w związku z czym żaden zachowawca nie powinien recypować jego myśli bezkrytycznie – inaczej za obowiązkowe dla „europejskie prawicy” będzie musiał uznać takie jej integralne cechy, jak kulturowa germanofobia, agnostycyzm czy pozytywizm. Problem ten nasuwa zresztą wspomnienie o innym myślicielu – prof. Władysławie Leopoldzie Jaworskim (1865-1930), przez niektórych badaczy uważanym za najwybitniejszego z polskich konserwatystów. Swoje na wskroś oryginalne idee Jaworski głosił dość krótko, bo dopiero w ostatnim dziesięcioleciu swego życia. Przez wcześniejsze ćwierć wieku związany był wprawdzie politycznie z krakowskim stronnictwem konserwatywnym, ale wyznawał wówczas, jak Maurras, światopogląd pozytywistyczny i agnostyczny, dlatego nie zajmował się zupełnie poszukiwaniami filozoficznymi ani metapolitycznymi i jeżeli coś go interesowało, to – na modłę „realistów” – wyłącznie polityczna bieżączka. Przewrót duchowy, jaki przeżył u schyłku życia, spowodował nie tylko jego osobiste nawrócenie, ale – co sam przyznawał – fundamentalną rewizję jego poglądów, które przybrały postać wspaniałej, opartej na katolickim uniwersalizmie filozofii prawa, nazwanej (w opozycji do jego uprzedniego pozytywizmu prawniczego) romantyzmem prawniczym.

Twierdzenie, jakoby konserwatyzm i romantyzm wykluczały się, nie posiada żadnych podstaw w rzeczywistości. Nie utrzymuję przy tym – i w żadnym wypadku nie należy w ten sposób odczytywać niniejszego artykułu – jakoby każdy konserwatysta musiał być zwolennikiem romantyzmu i nie mógł go krytykować. Bynajmniej. Co innego jednak oparta na merytorycznej argumentacji krytyka, gotowa do dyskusji, a co innego obraźliwe w tonie ujadanie, operujące prymitywnymi schematami myślowymi i naznaczone łatwo dostrzegalną nieznajomością konserwatywnej tradycji intelektualnej zarówno polskiej, jak i cudzoziemskiej.

Nieszczęśni „realiści” za manifestację ducha romantycznego podają Wielką Rewolucję Francuską. Cóż bardziej błędnego, niż uważać za wyraz romantyzmu to, co w rzeczywistości było plugawym posiewem racjonalistycznego „oświecenia”? Jeśli szukacie tego pierwszego, niech stanie wam przed oczyma Henryk hrabia de la Rochejacquelein (1772-1794), wódz powstańców z Wandei, poległy w młodym wieku w obronie Kościoła i monarchii. Popatrzcie na jego portret pędzla Guérina, na którym pod podziurawioną kulami, białą chorągwią z napisem VIVE LE ROI, z wandejskim sercem naszytym na własnym, w obłokach prochowego dymu walczy z siepaczami Rewolucji na śmierć i życie – a tam ujrzycie prawdziwy wyraz ducha romantycznego.


1 Przynajmniej jeśli wierzyć autorowi najobszerniejszej pracy naukowej napisanej na jego temat w języku polskim – zob. Adam Wielomski, „Od grzechu do apokatastasis. Historiozofia Josepha de Maistre’a”, Lublin 2007.

2 Tak o „polrealiście” Tadeuszu Mazowieckim wyraził się S.B. o. prof. Józef Maria Bocheński OP (1902-1995).

3 Na ten temat zob. np. Bogdan Szlachta, „Konserwatyzm. Z dziejów tradycji myślenia o polityce”, Kraków-Warszawa 1998, Adam Wielomski, „Nacjonalizm francuski 1886-1940. Geneza, przemiany i istota filozofii politycznej”, Warszawa 2007.

PMK Design
© Organizacja Monarchistów Polskich 1989–2024 · Zdjęcie polskich insygniów koronacyjnych pochodzi z serwisu replikiregaliowpl.com.