Jesteś tutaj: Publicystyka » Adrian Nikiel » Rozczarowanie, czyli o czasie straconym na lekturę
W tym samym czasie, kiedy na łamach „Gazety Wyborczej” obrażani są ludzie pragnący zachować pamięć o polskich Kresach1, trudno jest krytykować publikacje, które mają popularyzować wiedzę o exterminacji zamieszkałych tam rodaków oraz o innych, przemilczanych lub zafałszowanych aspektach II wojny światowej. Takich xiążek i artykułów nigdy nie będzie zbyt dużo. Wspólnota narodowa odcięta od swoich historycznych i kulturowych korzeni prędzej czy później przestanie być częścią narodu. Niestety, bywają jednak wydawnictwa wprawdzie szlachetne w swoich założeniach, lecz nie do końca udane. Od autorów kojarzonych z Prawicą należy natomiast „wymagać więcej”, nie godząc się, aby sam temat był usprawiedliwieniem dla ewidentnych słabości i błędów dostrzeżonych w pracy.
Do takich publikacyj zaliczyć muszę xiążkę pana Michała Siekierki pt. SS-Galizien. Między ideologią nazizmu, ukraińskim nacjonalizmem a zbrodniami. Już od pierwszej strony Wprowadzenia nasuwają się liczne uwagi krytyczne. Wątpliwości budzi metodologia przyjęta przez Autora, który skomplikowane zagadnienia politologiczne i z zakresu myśli politycznej upraszcza tak bardzo, że czyni z nich karykaturę. Równie dziwacznie wygląda wątła wzmianka na temat geopolityki. Pan Siekierka wrzuca bowiem wszystko do jednego worka, a w efekcie np. miesza faszyzm z narodowym socjalizmem, jak również nie odróżnia nacjonalizmu od nacjonalitaryzmu. Podkreślić trzeba, że termin „narodowy socjalizm” we Wprowadzeniu w ogóle się nie pojawia, na trwałe zastąpiony „nazizmem”, czyli ersatzem, który służy zacieraniu i negowaniu skrajnie lewicowego charakteru tej ideologii. Co zresztą nie dziwi, gdyż dla p. Siekierki Narodowosocjalistyczna Niemiecka Partia Robotnicza to partia… prawicowa (sic!), w dodatku odpowiedzialna za „wykluczenie społeczne”2. Podobnie, w tym wypadku już w całej pracy, nie istnieje „nacjonalitaryzm”, a jest to przecież pojęcie kluczowe dla właściwej interpretacji genezy i założeń ideologicznych narodowego socjalizmu i ruchów mu pokrewnych (w tym ukraińskiego szowinizmu). W rozdziale drugim natknąć się za to można na określenie „nacjonalizm integralny”, co rodzi naturalne, choć całkowicie błędne skojarzenia z maurrasowskimi ideami Akcji Francuskiej – niestety, bez jakichkolwiek wyjaśnień tej kwestii3. Efektem musi być intelektualny chaos.
Autor wielokrotnie podkreśla rzekomy antydemokratyzm narodowego socjalizmu, starannie przemilczając, że narodowy socjalizm – właśnie jako nacjonalitaryzm – jest późnym dzieckiem jakobinizmu, a zatem kolejną, dostosowaną do realiów XX wieku próbą wcielenia w życie demokratycznej utopii. W SS-Galizien… pominięte zostały fundamentalne, bo oparte na analizie źródeł, ustalenia p. Józefa Schüßlburnera, opublikowane w Polsce pt. Czerwony, brunatny i zielony socjalizm (wyd. Wektory, 2009)4. Nie ma też wypowiedzi przywódców NSDAP na ten temat, a przecież w polskiej literaturze przedmiotu już przed wieloma laty przytaczano m.in. opinię Rudolfa Hessa, że w Rzeszy Niemieckiej wprowadzono najnowocześniejszą demokrację świata opartą na zaufaniu większości, jak również cytat z artykułu Hitlera, w którym Führer określił siebie mianem „arcydemokraty”. W historii dwudziestego wieku możemy wyróżnić trzy rywalizujące z sobą odmiany demokracji: liberalną vel demoliberalizm (ostatecznie zwycięską), komunizm i narodowy socjalizm. Owszem, narodowy socjalizm przegrał krwawe starcie totalitarnych ideologij, ale nie ma powodu, by odmawiać mu miejsca w wielkiej rodzinie „prawdziwych” demokracyj. Ta wybiórczość literatury jest o tyle dziwna, że przecież Autor wykorzystuje przede wszystkim literaturę sekundarną (nawet istotne dokumenty ukraińskie cytowane lub omawiane są za innymi publicystami).
Irytujące są liczne nieporadności stylistyczne, literówki i błędy językowe. Sztandarowym przykładem niech będzie wzmianka, że pod rządami narodowych socjalistów dnia 33 czerwca zlikwidowano SPD, ale dziesiątki innych koszmarków mogłyby zapełnić tę recenzję. Informacja ze str. 77, że Ukraiński Komitet Centralny działał na terenie Generalnego Gubernatorstwa do 1954 r. już nawet za bardzo nie dziwi.
Wspomniałem o intelektualnym chaosie… Pełna nazwa Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotniczej pojawia się dopiero na str. 37, choć wcześniej wielokrotnie przewija się sam skrót NSDAP. Niestety, ten skrót z kolei w ogóle nie został wymieniony w wykazie skrótów! Niektóre informacje lub też opinie odautorskie powtarzają się po kilka razy5. Inne natomiast podano tak niefortunnie i nieprecyzyjnie, że można odnieść wrażenie, iż Moja walka została napisana już w 1919 r. (str. 37), a Rzesza Niemiecka napadła na Polskę dopiero 17 września (str. 73)6. Zwykle jest to problem niestarannej składni.
Uważny czytelnik dostrzec może też niezamierzone śmiesznostki, jak choćby rzucone beztrosko zdanie, iż ideologie totalitarne nie stanowiły myślowego monolitu, gdy przez następnych kilkadziesiąt stron Autor przekonuje, że chodziło o stworzenie monolitycznego, totalitarnego i wszechobecnego państwa, a narodowi socjaliści (vel naziści) byli jednolitą grupą ślepo zapatrzoną w Hitlera7. Podobnie na str. 75 Autor jednym tchem twierdzi, że hitlerowscy okupanci dążyli do rozpalenia konfliktu polsko-ukraińskiego, lecz zależało im równocześnie na utrzymaniu względnego spokoju na terenie Galicji Wschodniej. Zauważyć także można, iż p. Siekierka odczuwa jakiś przymus werbalnego podkreślania swojej – całkowicie uzasadnionej – wrogości do narodowego socjalizmu. To oczywiście bardzo ładnie, jeżeli p. Siekierka jest „antynazistą”, ale nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu, bo prowadzi w końcu do takich kuriozów, iż czytelnik najpierw jest epatowany powtórzeniami o fanatyzmie, elitarności, aryjskich wartościach etc., etc. (por. też str. 186), a nawet wtrąceniem o niezwykłej waleczności esesmanów aż po kres Rzeszy Niemieckiej, aby w pewnym momencie ze zdziwieniem przeczytać, że Waffen-SS w praktyce było bojówką (sic!), walczącą za doraźne interesy, bardzo odległe od jakichkolwiek ideałów (str. 94)8. Pozostaje to zresztą w sprzeczności nawet z przytaczanymi w xiążce deklaracjami ukraińskich szowinistów.
W drugiej połowie xiążki Autor ogranicza toporne rozważania ideologiczne (wprowadza natomiast do obiegu naukowego neologizm „dywizyjczyk”). Praca zyskuje w tych fragmentach, które po prostu relacjonują fakty – szlak bojowy SS-Galizien. Gdyby ograniczyć ją tylko do nich, powstałby zapewne niezły popularyzatorski artykuł, choć oczywiście nadal nie byłoby to nic szczególnie odkrywczego, zważywszy, że nieustannie przywoływani są inni autorzy.
Pozytywnie (choć ten przymiotnik brzmi dziwnie w kontekście tematu) wyróżnia się natomiast rozdział czwarty „Zbrodnie akcji pacyfikacyjnych”, oparty przede wszystkim na materiałach źródłowych, czyli wstrząsających relacjach Polaków, którzy przeżyli masakry przeprowadzane przez… – tu właściwie brakuje odpowiedniego określenia: przez kogo, aby choć w przybliżeniu oddać ogrom bestialstwa. Część z tych relacyj powstała z inicjatywy Autora. Od str. 121 zaczyna się lektura wyłącznie dla ludzi o wyjątkowo mocnych nerwach. A ponieważ nie chciałbym epatować makabrą, ograniczę się do gorzkiej reflexji, że sadystycznymi bestiami okazali się również ludzie, którym Kościół greckokatolicki zapewniał stałą opiekę duszpasterską, być może nawet codziennie – jak w innym miejscu wspomina to Autor – słuchający Mszy Świętych. W czasach strasznych deklaracja wyznaniowa jeszcze nic o człowieku nie mówi. Jeden z nich, stojący przy karabinie maszynowym, wykonał znak krzyża i po przeżegnaniu się otworzył ogień do stłoczonych Polaków (str. 145). Gdy czyta się rozdział czwarty, po wcześniejszym przebrnięciu przez dwie trzecie xiążki, można tylko żałować, że p. Siekierka nie ograniczył się w swojej pracy do rzetelnej edycji źródeł. Ta recenzja mogłaby wtedy wyglądać zupełnie inaczej.
Rozdział piąty znów musi budzić zastrzeżenia, gdyż Autor całkowicie pominął – znane przecież z wydawnictw tłumaczonych na język polski – wątpliwości odnośnie do rzeczywistego charakteru procesu norymberskiego: sądu zwycięzców, którzy na sumieniu także mieli liczne zbrodnie wojenne. Zarzuty przedstawione oskarżonym można by postawić oskarżycielom. Symbolem tego autorskiego zaniedbania niech będzie brak nazwiska p. Dawida Irvinga w bibliografii9. W kwestiach kontrowersyjnych p. Siekierka nie wykracza poza granice politycznej poprawności.
Niezależnie od tego warto zwrócić uwagę, że zbrodniarze z SS-Galizien nie ponieśli jakiejkolwiek kary za swoje zbrodnie10, a w Małopolsce Wschodniej czczeni są jako bohaterowie walki o wolność. Wynika to również z zaniedbań czynników oficjalnych ze strony polskiej.
Na koniec Autor wraca do mętnych rozważań o zbrodniczych ideologiach, a jednym z przywołanych „myślicieli” jest nawet znany stalinowski politruk, który cytuje Hannę Arendt – jakby nie dało się sięgnąć do polskiego tłumaczenia oryginału. Z prawdziwą ulgą można więc skończyć lekturę… Xiążkę wzbogacają liczne fotografie i trzy mapy. Bibliografia również nie uniknęła błędów.
Podsumowując: xiążka niestety trafiła do drukarni bez starannej redakcji i korekty, choć przecież redaktor i korektorka (pp. Monika i Krzysztof Zientalowie) są na „liście płac”. Co dziwniejsze, dzieło p. Siekierki miało zarówno naukowego opiekuna (p. prof. Tadeusza Lebiodę), jak też znanego recenzenta (p. prof. Bogumiła Grotta). Rozczarowanie i zażenowanie muszą być tym większe. Czy ktoś to naprawdę przeczytał przed uruchomieniem sprzętu poligraficznego? Szansa na poważne zaistnienie w obiegu naukowym została zmarnowana.
Z prawdziwą przykrością stwierdzam, że publikacja idealnie wpisała się natomiast w kampanię „Gazety Wyborczej”, która wzywa, by położyć kres „polskiej kresomanii” – jako argument dla wynarodowionych „Europejczyków”. Być może xiążkę dałoby się uratować, gdyby została znacznie skrócona, przeredagowana, poprawiona, a właściwie – napisana na nowo. Ale jest to marzenie, które zapewne się nie spełni.
Michał Siekierka, SS-Galizien. Między ideologią nazizmu, ukraińskim nacjonalizmem a zbrodniami, Stowarzyszenie Upamiętnienia Ofiar Zbrodni Ukraińskich Nacjonalistów we Wrocławiu, Wrocław 2012, str. 208.
1 Np. piórem Daniela Beauvoisa w wydaniu z 8-9 września 2012 r.
2 Czasami można odnieść wrażenie, że Autor jest publicystą „Krytyki Politycznej”. Na temat Rusi Kijowskiej ma do powiedzenia m.in.: Były to czasy zdecydowanie odległe i wrogie demokracji oraz pluralizmowi politycznemu, pełne niesprawiedliwych wojen i nierówności społecznej. W tym kontekście nie zaskakuje już zatem przekonanie, że w III Rzeszy powszechne stało się publiczne napiętnowanie i obwinianie, jak i samosądy (jak w średniowieczu) (…). Podkreślam, to naprawdę nie są cytaty z „humoru zeszytów szkolnych”!
3 Pan Siekierka zapewne nie zna artykułów „Pojęcie, geneza i próba systematyki głównych typów nacjonalizmu” i „Na antypodach idei narodowej: nacjonalizm a nacjonalitaryzm” p. prof. Jacka Bartyzela, a także innych prac tego autora poświęconych nacjonalizmom.
4 Tę xiążkę można śmiało uznać za najważniejszą prezentację genezy i rozwoju idei narodowego socjalizmu, jaka dostępna jest po polsku.
5 Za autentyczne kuriozum uznałbym dwukrotne powtórzenie w jednym akapicie identycznej wzmianki o zmianie nazwy Dywizji, jaka nastąpiła 12 listopada 1944 r. (str. 85). Nie wiem jak inni czytelnicy, ale ja zrozumiałem za pierwszym razem, że doszło do przemianowania.
6 Nie dziwimy się zatem, że rzecznik klubu parlamentarnego SLD nie zna podstawowych dat z historii Polski.
7 Autor zapomina o konstatacji oczywistej dla politologa, że w systemie monopartyjnym dawne podziały partyjno-ideologiczne zostają po prostu zastąpione rywalizacją wewnętrznych frakcyj. Historia NSDAP jest również tego przykładem.
8 Podczas lektury całej pracy miałem mocne wrażenie, że p. Siekierka nie zna cennej reguły, że „nadmiar przymiotników osłabia rzeczownik”.
9 Brakuje zatem choćby polemicznego ustosunkowania się do ustaleń przedstawionych w xiążce Norymberga. Ostatnia bitwa (wyd. Prima, 1999).
10 Co zresztą potwierdza wybiórczy charakter procesu norymberskiego i innych procesów wytaczanych narodowym socjalistom.