Jesteś tutaj: Publicystyka » Adam Danek » Czy Hitler ocalił komunizm?
W opracowaniach historycznych i politologicznych nazizm przedstawia się jako ruch agresywnie antykomunistyczny, zgodnie zresztą ze sposobem, w jaki on sam siebie prezentował. Tak też postrzegają go, i każą postrzegać innym, ci, co mają dziś największy wpływ na kształtowanie obiegowych opinii – wszelkiego autoramentu lewicowcy, dla których antykomunizm pozostaje postawą haniebną i niewybaczalną. Co jest ironią losu, ponieważ być może to właśnie Hitlerowi i jego polityce zawdzięczają oni (bo ciężko uznać, że świat zawdzięcza) przetrwanie pierwszego, i wówczas jeszcze jedynego, komunistycznego państwa na świecie, stanowiącego centralę i oparcie dla ruchu komunistycznego w ogóle. Gdyby nie Hitler, egzystencja Związku Sowieckiego mogłaby w dającej się określić przyszłości stanąć pod znakiem zapytania.
Pod koniec lat trzydziestych polskie ośrodki sowietologiczne sygnalizowały, iż ZSRS przechodzi istotny kryzys polityczny. A Polska, co warto przypomnieć, jako jedyne państwo europejskie dysponowała już wówczas placówkami sowietologicznymi z prawdziwego zdarzenia. Najważniejszą z nich był Instytut Naukowo-Badawczy Europy Wschodniej w Wilnie. Na początku 1939 r. prof. Wiktor Sukiennicki (1901-1983), wybitny sowietolog związany z ośrodkiem wileńskim, zaprezentował intrygującą diagnozę sytuacji wewnętrznej w Sowietach, sformułowaną w związku z nadchodzącym XVIII Zjazdem WKP(b). W jego ocenie sowiecka monopartia w minionych latach de facto zarzuciła urzeczywistnianie ideologii marksizmu-leninizmu, ewoluując w stronę tworu czysto biurokratycznego. Swoiste publiczne usankcjonowanie tych przemian dokonało się drogą pokazowej eksterminacji wielu zasłużonych i ideowych działaczy partii komunistycznej w latach 1936-1937. Sukiennicki przypisywał XVIII Zjazdowi WKP(b) rolę punktu zwrotnego w jej rozwoju, przewidując, że faktycznie powstanie na nim „nowa partia”, coraz bardziej wyprana z ideologii i nastawiona przede wszystkim na pragmatyczne administrowanie państwem. Spodziewał się ponadto w nieodległej przyszłości zastąpienia hasła „dyktatury proletariatu” tezą o „społeczeństwie jednoklasowym”, jako propagandowego wyrazu zmiany formuły rządzenia, a w następnej kolejności rehabilitacji w jakiejś formie rosyjskiego nacjonalizmu.
Nacjonalizacja polityki Związku Sowieckiego w latach trzydziestych miała niebagatelne znaczenie, jeśli uwzględnić fakt, iż zamieszkiwała go mozaika różnorodnych narodowości. Do wszystkich form represji stosowanych dotąd wobec nich przez ZSRS dochodził teraz jeszcze ucisk na tle narodowym – widmo wynaradawiania i rusyfikacji. Z tego powodu wewnętrzne napięcia w państwie robotników i chłopów nasilały się, budząc nadzieję na jego podminowanie, a przy odpowiednim impulsie wspomagającym z zewnątrz – być może nawet rozsadzenie. Nad możliwością destabilizacji Sowietów przez pobudzenie ruchów odśrodkowych ludów przez nie ujarzmionych pracowały polskie ośrodki analityczne, zwłaszcza Instytut Wschodni w Warszawie, oraz służby wywiadowcze. Ich analizy potwierdziły się poniekąd w 1941 r., kiedy po inwazji III Rzeszy na Związek Sowiecki narody Europy Środkowo-Wschodniej powstały przeciw bolszewikom, wyciągając do Niemiec dłonie jako do wybawiciela.
Lata trzydzieste znamionowało również znaczne pogorszenie sytuacji ekonomicznej ZSRS – rezultat odejścia przez Stalina od NEP i kolektywizacji wsi – co dodatkowo utrudniało jego sytuację wewnętrzną. Druga połowa lat trzydziestych przyniosła wreszcie osłabienie Sowietów pod względem militarnym: stalinowska wielka czystka pozbawiła Armię Czerwoną wielu kompetentnych dowódców, których powysyłano „pod ściankę” albo do łagrów. Owoce tego procederu zebrał Związek Sowiecki podczas wojny z maleńką Finlandią, zakończoną dlań faktyczną klęską, m.in. z powodu przetrzebienia kadry dowódczej.
Wygląda więc na to, że pod koniec lat trzydziestych przed ZSRS zaczynała się rysować wysoce niepewna przyszłość. Spróbujmy się teraz zastanowić, jak zmieniło jego sytuację postępowanie Adolfa Hitlera. Po pierwsze, agresja III Rzeszy paradoksalnie zapewniła państwu Stalina potężne wsparcie materialne ze strony USA. Po 22 czerwca 1941 r. do Sowietów ruszyła rzeka amerykańskiej broni i zaopatrzenia. Po drugie, bezmyślna polityka nazistów szybko zaprzepaściła ogromną szansę na pozyskanie narodów Europy Środkowo-Wschodniej do walki z bolszewizmem. W 1941 r. sformowane przez nie samorzutnie antykomunistyczne rządy i oddziały zbrojne zostały przez Niemców zlikwidowane, a ich członkowie uwięzieni. Późniejszy tępy terror hitlerowców wykopał przepaść pomiędzy owymi ludami a okupantem, na dobre przekreślając możliwość nawiązania współpracy przeciw wspólnemu wrogowi. Im bardziej się nasilał, tym bardziej spychał w zapomnienie terror bolszewików, tym bardziej pracował na korzyść władz Związku Sowieckiego. Po trzecie, nikt nie uczynił więcej niż Hitler i jego banda dla zniesławienia idei antykomunizmu. Hitlerowski aparat propagandowy nieustannie wpajał w świat, iż niemiecki narodowy socjalizm to awangarda walki z komunizmem, więc kto chce walczyć z komunizmem, ten musi wesprzeć hitleryzm. Lał w ten sposób wodę na młyn sowieckiego aparatu propagandowego, który powtarzał właściwie to samo. Przez skojarzenie z rasistowskim szowinizmem i całą resztą inwentarza III Rzeszy antykomunizm został dogłębnie skompromitowany. Dzięki nazizmowi legła w gruzach idea wspólnej krucjaty narodów Europy przeciw bolszewizmowi, do której najlepsi synowie Starego Świata nawoływali od zachodnich granic Hiszpanii po wschodnie granice Polski, państw bałtyckich i bałkańskich.
Nie dowiemy się nigdy, jak potoczyłaby się historia świata, gdyby Hitler nie obrał błędnego kursu w stosunku do krajów odbitych Związkowi Sowieckiemu, a jeszcze wcześniej w stosunku do Polski. Przypuszczalnie zresztą nie mógł uniknąć tych błędów, gdyż w jego duszy miejsce troski o los Europy, a nawet o niemiecką rację stanu, zajmowała plebejska, wulgarna ideologia, wydestylowana z miazmatów heglizmu i ariozofii, scjentyzmu i pogaństwa, biologizmu i pangermanizmu, pozytywizmu i okultyzmu, modernizmu i demokracji. Gdyby jednak ich nie popełnił, być może wyjątkowo niechlubne dzieje Związku Sowieckiego zakończyłyby się przed kilkudziesięciu laty. Gdyby zaś ZSRS zniknął z powierzchni ziemi, komunizm nie zainfekowałby Chin i nie ekspandował na inne kraje. Komunistyczne oraz komunizujące ruchy i środowiska w Europie, wraz z „fellow travellers” wszelkiej maści, pozdychałyby, straciwszy kierownicze, finansowe, propagandowe i ideologiczne wsparcie z Moskwy.
Oczywiście, żadne z powyższych przypuszczeń nie poddaje się naukowej weryfikacji. Skoro już jednak oddajemy się gdybaniu, dopowiedzmy do końca. Gdyby lewacy się modlili, powinni dziękować Istocie Najwyższej, Wielkiemu Architektowi, Duchowi Obiektywnemu czy kogo tam czczą za dzieło Hitlera. Bez niego mogłoby już ich dzisiaj nie być.