Jesteś tutaj: Publicystyka » Adam Danek » Demokratyczna geneza totalitaryzmu
Ogromna większość poddanych reżimu demokratycznego żyje w przekonaniu, iż demokracja i totalitaryzm to wykluczające się przeciwieństwa. Co więcej, demokratyczni propagandziści metodą nachalnej indoktrynacji zdołali skutecznie rozpowszechnić wśród nich szablom myślowy sprowadzający różnorodność ustrojów państwowych do dualistycznego podziału totalitaryzm – demokracja. Innymi słowy, ze sporymi sukcesami promują opinię głoszącą, że państwo, które nie jest demokratyczne, musi być totalitarne i odwrotnie – państwo, które nie jest totalitarne, musi być demokratyczne. Jeżeli jednak spojrzeć na relacje między demokracją a totalitaryzmem w sposób wolny od demokratycznych uprzedzeń, ta czysto ideologiczna konstrukcja okazuje się całkowicie fałszywa. W rzeczywistości sprawy mają się, jak to zwykle bywa, na odwrót, niż w porewolucyjnej ideologii: totalitaryzm wykiełkował właśnie z wyobrażeń demokratycznych. Nie zaistniałby, gdyby gruntu nie przygotowała mu wizja demokracji, czyli – zgodnie z osławioną formułą – rządów ludu, przez lud i dla ludu. Prawdę tę ujawnia nawet pobieżne prześledzenie napięcia pomiędzy ludem a państwem oraz zasadniczej przemiany owego napięcia, związanej z powstaniem demokracji.
Nowożytny model państwa narodził się w Europie w XVI wieku, jako rezultat procesu oddzielania się państwa od społeczeństwa (ludu). Dawna, organiczna wspólnota czasów przednowożytnych nie znała takich rozróżnień. Jej rozpad, który nadszedł wraz z epoką nowożytną, przyniósł ze sobą novum w postaci rozdziału społeczeństwa (ludu) od państwa. nowożytne państwo stanęło ponad społeczeństwem (ludem) i poniekąd naprzeciw niego.
Sytuację tę doskonale opisał niemiecki konserwatysta Wawrzyniec von Stein (1815-1890). Państwo w jego oczach było „zespoleniem ludzi, które przybrało cechę osoby samoistnej i samodzielnej”, a nawet „najwyższą formą osobistości”. Powstało drogą wzniesienia się ponad partykularne interesy i dążenia poszczególnych osób oraz grup, składające się na społeczeństwo. Społeczeństwo jawi się Steinowi jako wiecznie zmienne, drgające i ruchliwe skupisko egoizmów jednostkowych, grupowych, stanowych itp. W państwie zawiera się to, co dla wszystkich jego mieszkańców jest wspólne, obiektywne (publiczne), w społeczeństwie zaś mieści się wszystko, co subiektywne (prywatne). Państwo pozostaje arbitrem wyniesionym ponad partykularne podziały. Strzeże porządku i jedności, które bez niego zostałyby zniszczone przez partykularyzmy działające odśrodkowo w pluralistycznym społeczeństwie – ze skutkiem katastrofalnym dla wszystkich jego członków. Stein w konsekwencji klasyfikował parlament jako instytucję społeczną, a nie państwową, ponieważ zasiadają w nim stronnictwa polityczne, będące wyrazicielami partykularnych interesów, a nie jednolitej woli państwa, zatem niczym więcej, niż organizacjami społecznymi. Demokratyczna ideologia kazała natomiast dążyć do zniesienia stanu emancypacji państwa od społeczeństwa (ludu), opisanego przez niemieckiego zachowawcę i państwowca. Żądała ponownego opanowania państwa przez społeczeństwo (lud), wchłonięcia pierwszego przez drugie.
Znamienny jest fakt, że przed powstaniem demokracji w profesjonalnej refleksji prawniczej i prawno-politycznej generalnie przeważał konserwatyzm. Nawet w najbardziej wówczas postępowym państwie europejskim – w rządzonej przez masonerię „republice-dziwce”, jak rojaliści ochrzcili III republikę francuską, wśród konstytucjonalistów dominował kierunek konserwatywny, któremu przewodził prof. Jan Paweł Esmein (1848-1913). Opisywane zjawisko dotyczyło także tych nurtów w prawie i naukach politycznych, które trudno kojarzyć z konserwatyzmem. Pozytywizm prawniczy oderwał prawo od religii, metafizyki i zasad moralnych. Mimo to poglądy najbardziej wpływowego przedstawiciela rozwiniętego pozytywizmu, jakim był prof. Jerzy Jellinek (1851-1911), dotyczące natury zarówno państwa, jak i prawa mają wciąż zasadniczo konserwatywny charakter. Sytuacja ta uległa zmianie dopiero po rewolucji demokratycznej. Najpopularniejszym eksponentem pozytywizmu stał się wtedy lewicowo-liberalny ideolog demokracji Jan Kelsen, a pozytywizm przekształcił się pod jego wpływem w normatywizm prawniczy.
Ideowe korzenie demokracji sięgają starożytnej Hellady, lecz twierdzenia, iż ustrój demokratyczny we właściwym sensie istnieje od czasów Antyku wypada włożyć między ideologiczne bajki demokratów. Helleńskie Ateny, rządzone przez wąskie, elitarne kolegium obywateli, traktujące swe obywatelstwo jako ekskluzywny i zazdrośnie strzeżony przywilej mniejszości, z dzisiejszego punktu widzenia szokują niedemokratycznością. Demokracja w rozumieniu nowoczesnym, a tylko takie jej rozumienie daje się utrzymać, nie liczy sobie więcej niż około stu lat. Jej powstanie oznaczało zniszczenie dawnego rozdziału państwa od społeczeństwa (ludu). Nastąpiła „inwazja społeczeństwa na państwo”, jak trafnie określił ją niemiecki rewolucyjny konserwatysta prof. Arnold Gehlen (1904-1976). Nastanie demokracji przyniosło obalenie, rozpad lub rozmycie wszystkich tradycyjnych symboli i pojęć państwowych. Państwo mogły odtąd do woli szarpać wszelkie partykularyzmy społeczne. Wessanie państwa przez społeczeństwo (lud) nie polegało przy tym na powrocie do wspólnotowej jedności sprzed XVI wieku. Bowiem lud, który opanował państwo, nie był już uporządkowaną, hierarchiczną i organiczną wspólnotą. Ta została w ostatnich wiekach skutecznie zdezintegrowana przez kolejne procesy rewolucyjne, zwane też eufemistycznie modernizacyjnymi. Przemielony przez nie lud zamienił się w masy, zatomizowane i amorficzne, nieznające żadnych różnic jakościowych, żadnych hierarchii ani statusów. Demokracja sprawiła, że masy zalały państwo, które pod ich ciężarem rozlało się z kolei na wszystkie niemal dziedziny życia i zdeformowało w system totalitarny.
W państwie totalitarnym władza należy do ludu (do chłopów i robotników w komunizmie, do ludu-narodu w nazizmie) i jemu służy. Skoro upadła zasada oddzielenia społeczeństwa od państwa, dlaczego państwo nie miałoby opanować społeczeństwa, jak wcześniej społeczeństwo dokonało inwazji na państwo? „Totalitaryzm jest empiryczną rzeczywistością ››woli powszechnej‹‹.” – powiada Mikołaj Gómez Dávila (1913-1994). Jako dowód na przeciwstawność demokracji i totalitaryzmu podnosi się często pluralizm partyjny państwa demokratycznego i jednopartyjność państwa totalitarnego. Ta rzekoma różnica ukrywa wszakże i podobieństwo. W demokracji państwo zostaje całkowicie zawłaszczone przez społeczno-polityczne partykularyzmy w postaci partii, natomiast w totalitaryzmie – przez jeden partyjny partykularyzm, który również posługuje się nim dla osiągnięcia własnych, subiektywnych celów. W tradycyjnym państwie sprzed demokratycznego buntu mas żadna z tych sytuacji nie byłaby do pomyślenia.
Rekapitulując, poglądy przedstawiające demokrację i totalitaryzm jako przeciwieństwa należy uznać za fałszywe. Państwo demokratyczne i państwo totalitarne są potworkowatymi dziećmi tego samego ideologicznego postulatu unifikacji państwa ze społeczeństwem (ludem). Demokracja i totalitaryzm sytuują się na tym samym biegunie. Na drugim biegunie, przeciwnym pierwszemu, znajduje się niedemokratyczne państwo oddzielone od społeczeństwa (ludu), a więc odrzucające wszelkie formuły ludowładztwa – zarówno demoliberalną, jak i totalitarną.