Jesteś tutaj: Publicystyka » Inni publicyści » Tomasz Gabiś: Enteogeny, enteogeny

Enteogeny, enteogeny

Tomasz Gabiś

Kilka miesięcy temu piosenkarka Dorota Rabczewska (pseudonim artystyczny „Doda”) stanęła przed sądem i została skazana za powiedzenie, że świętą księgę chrześcijaństwa „spisał jakiś napruty winem i palący jakieś zioła”, czym uraziła „uczucia religijne” chrześcijan. Nie muszę tu chyba specjalnie wyjaśniać, że protestuję przeciwko temu wyrokowi, ponieważ jako manarchista uważam, iż wolność obrażania grup religijnych, etnicznych, rasowych, seksualnych, politycznych, ideologicznych, płciowych i wszelkich innych stanowi nieusuwalny składnik wolności słowa, a wszelkie formy karania sądowego za wypowiedzi, znaki, rysunki, karykatury etc. uznaję za zamordyzm. Ograniczeniu powinno podlegać jedynie – nie mogę oprzeć się pokusie ustanowienia jakiegoś wyjątku – prawo do obrażania monarchy. Karę, niezbyt wysoką, osobnikowi obrażającemu króla wymierzyć powinni urażeni i oburzeni jego postępkiem, niepanujący nad sobą z wściekłości, obywatele, wyrywając delikwentowi język, wyłupiając mu oczy lub obcinając rękę. Od sędziego zależałoby później, czy i na jaką karę skaże ich za okaleczenie bluźniercy.

Skazanie Doroty Rabczewskiej jest jednym z wielu przypadków sądowego prześladowania za „zbrodnię słów”, żeby wymienić osoby, którym w ostatnich latach próbowano zamknąć usta – Tomasz Terlikowski, Dorota Nieznalska, Kuba Wojewódzki, Jarosław Marek Rymkiewicz, Robert Frycz, Marek Raczkowski, Joanna Najfeld, Roman Graczyk, Paweł Zyzak, Michał Figurski, Rafał Ziemkiewicz, Adam Darski (pseudonim artystyczny „Nergal”), Krzysztof Wyszkowski. Nasi rodzimi zamordyści przepełnieni nienawiścią do wolności, chcą stale rozszerzać obszar, już i tak podlegającej karze, „mowy nienawiści”. Coraz więcej jest zakazanych słów i obrazów, pojęć, epitetów, inwektyw, agresywnych impertynencji.

Ze swego rodzaju masochistyczną fascynacją możemy obserwować spektakl, tylekroć już opisywany w przeszłości, o którym tyle razy czytaliśmy w mądrych książkach: oto rewolucjoniści, opozycjoniści, dysydenci (i ludzie młodsi z tą tradycją się identyfikujący), którzy na swoich sztandarach wypisali hasła walki o wolność, kiedy tylko zdobędą władzę, zaczynają ją znowu ograniczać. Wydawało się nam przed wielu laty (ach, te nasze nieuleczalne złudzenia), że zapanuje w Polsce ustrój będący odwrotnością komunistycznego zamordyzmu. Tymczasem jak świadczy o tym przypadek Dody i innych, zamordyzm wcale nie umarł, lecz jedynie się przepoczwarzył.

Odnosi się to zresztą do całego tzw. Zachodu – dopóki istniał blok komunistyczny i konkurencja systemów polityczno-ideologicznych, dopóty demokratyczno-liberalny Zachód musiał kreować swój autowizerunek w kontraście do szpetnego komunistycznego zamordyzmu, cenzury, represjonowania za poglądy; dziś już nie musi, stąd rzeczy przyjmują swój naturalny bieg, plemię zamordystów rośnie w siłę, komunizm upadł, a w „wolnym świecie” – przede wszystkim w Europie – w ostatecznym rozrachunku zwyciężyli rewolucjoniści 68 roku, z których wychodzą dziś zwyczajni zamordyści (dobry tytuł na film: „Zwyczajny zamordyzm”).

Pamiętam, jak kiedyś Konstanty Gebert (pseudonim dziennikarski „Dawid Warszawski”) rozmarzył się na łamach „Gazety Wyborczej”: „chciałoby się dożyć czasów, w których nie mówienie o ludobójstwie Ormian, lecz zaprzeczanie mu byłoby przez tureckie prawo ścigane”. Gebert świętym oburzeniem pała, że tureccy zamordyści swoich rewizjonistów do paki sadzają, ale sam też by rewizjonistów chętnie za mordę chwycił, tylko że innych, taki drobny spór w rodzinie zamordystów. Osobiście wszelkie tego typu zamordystyczne zakazy bym zniósł natychmiast, bo lubię zasadę „audiatur et altera pars”; staroświecka to zasada, mało kto ją dziś wyznaje; filozoficznie rzecz biorąc, można postawić tezę: jeśli do jakiejś tezy zakazane jest postawienia kontrtezy, to ta teza automatycznie upada, niezależnie od tego, czy jest prawdziwa czy fałszywa. Dlatego dopóki tureccy zamordyści zakazują głoszenia tezy o „ludobójstwie Ormian” dokonanym przez rząd turecki, dopóty każdy Turek automatycznie uznać powinien, że teza ta jest prawdziwa. Natomiast w krajach, w których zamordyści wprowadzili już, tak pożądany przez Geberta, zakaz kwestionowania „ludobójstwa Ormian”, teza o „ludobójstwie Ormian” dokonanym przez rząd turecki z natury rzeczy jest fałszywa.

Jakiś czas temu przeczytałem w prasie, że poseł nazwiskiem Mularczyk (członek partii wzbudzającej zapewne lekkie obrzydzenie u Konstantego Geberta), dumnie reprezentujący w sejmie 5000 durniów ze swojego okręgu wyborczego, chce wprowadzenia kolejnych zakazów i kar za wypowiedzi odnoszące się historii Polski lat 1939-1990, które on, Mularczyk, uznaje za nieprawomyślne. Gebert jest z „lewicy”, Mularczyk z „prawicy”, „prawica” ma swoje zakazy, „lewica” swoje, i się dogadują: my poprzemy wasze zakazy, wy poprzecie nasze zakazy. Tym sposobem zakazy się piętrzą, mnożą, plenią niczym trujące chwasty. Podają sobie rękę „lewicowy” zamordysta Gebert z „prawicowym” zamordystą Mularczykiem, więc zamordyzm kwitnie. Powiedzmy to otwarcie – ryzykując popadnięcie w patos – wszystko to stanowi jaskrawe zaprzeczenie całego wolnościowego etosu polskiej opozycji przedsierpniowej i tradycji „Solidarności”.

Przypomina mi się stary wiersz Stanisława Barańczaka „Ci, którzy jedzą grzanki, będą jeść suchary” z Dziennika porannego. Pisze w nim Barańczak, że ci, którzy jedzą grzanki, będą jeść suchary, nic się nie zmieni; ci, którzy liżą klamki, będą gryźć kraty, nic się nie zmieni. Jednak – zauważmy – dzieje się na odwrót: ci, którzy jedli suchary, kiedy już wygrali walkę o władzę, prestiż i pieniądze, jedzą sobie pyszne grzanki, dysydenci, którzy gryźli kraty, z satysfakcją przyglądają się tym, co liżą klamki w ich gabinetach. Dalej pisze Barańczak: „siądą osłonięci paradoksalnym parawanem murów, wprawdzie w wieżach strażniczych, lecz na tym stołku, który stał jeszcze wczoraj przy stole i pryczy pod ścianą celi”. Nic się nie zmieni, jedynie to, że ci, co wczoraj siedzieli na stołku w celi, zasiądą dziś na wieżach strażniczych. Jednak zasiądą nie na twardych stołkach zabranych z więziennych cel, lecz na wygodnych, miękkich fotelach. Wypada nam tylko melancholijnie westchnąć: „takie jest życie”. Tak toczy się ten nasz kochany światek.

*****

Warto wiedzieć, że Dorota Rabczewska w zwulgaryzowany, prymitywny sposób wyraziła przekonania całej rzeszy badaczy szamanizmu, misteryjnych inicjacji, wierzeń religijnych i rytuałów, obrzędów, kultów i mistycznych przeżyć, którzy uważają, iż wszystkie te zjawiska należy rozpatrywać w kontekście tzw. sakralnej etnofarmakologii. Czy skazanie Rabczewskiej oznacza, że polscy wydawcy ich książek musieliby odpowiadać przed sądem? Czy byliby prześladowani przez władze, gdyby zechcieli prowadzić w Polsce wykłady o tej problematyce? Czy Timothy Leary, gdyby żył i przybył do Polski, kraju rządzonego przez zaciekłych krytyków peerelowskiej cenzury, to stanąłby przed sądem, jeśli zacząłby głosić swoją szaloną hipotezę, że „w historii świata każda z religii została założona na bazie jakiegoś oświecającego, pełnego wizji tripu”? Czy ktoś to sobie potrafi wyobrazić: Timothy Leary oskarżony i sądzony w wolnej Polsce? Skazany przez polski sąd? Ów „polityk ekstazy”, któremu marzyła się taka wersja dramatu Szekspira, „w której Lady Makbet rozpala ognisko, świecę i kadzidło, po czym zapala jointa i razem z Makbetem wpatruje się w tańczące płomienie, widząc, jak głupia jest walka o władzę, i napełniając się miłością do wszystkich rywali”?

Mój Boże, kto by się spodziewał, że mury, które miały urosnąć po zwycięstwie, urosną tak szybko (przypomina się znana piosenka: „niech się mury pną do góry”, szkoda, że nie są to mury pięknych domów, ale mury więzień). Apeluję więc do Dody, żeby każdy swój koncert kończyła „Murami”, biegając po scenie z „łańcuchem kołyszącym się u nóg”.

*****

W XIX i XX wieku sformułowano bardzo wiele teorii na temat genezy wierzeń religijnych oraz mitów. Od lat 70. zeszłego wieku na marginesie tych dociekań zajmujących całe regały w bibliotekach rozwijana jest tzw. enteogeniczno-mistyczna teoria mitu i religii, teoria skupiająca się na roli roślin psychoaktywnych i, szerzej, substancji psychoaktywnych zawartych w korzeniach, liściach, korze, kwiatach, nasionach, żywicy i owocach wielu innych roślin, a także wytwarzanych przez gruczoły niektórych owadów i zwierząt, w wywoływaniu wizji i przeżyć mistycznych – słowo „enteogen” pochodzi od greckiego „entheos” czyli „bóg wewnątrz”. Pewne zalążki tej teorii pojawiały się już w wieku XIX. W 1900 roku angielski poeta i egiptolog-amator Gerald Massey (1828-1907) w jednym ze swoich esejów zwrócił uwagę na użycie substancji psychoaktywnych w religijnych rytuałach. W 1903 roku C. Creighton ogłosił artykuł o haszyszu w Starym Testamencie. Za prawdziwy początek nurtu uznaje się wydaną w 1936 roku książką Święte trucizny, boskie odurzenia, francuskiego autora Philippe’a de Felice’a. W tym samym roku polska badaczka pochodzenia żydowskiego Sula Benet z warszawskiego Instytutu Nauk Antropologicznych opublikowała artykuł na temat marihuany w Starym Testamencie. W swoich badaniach i rozważaniach nad wierzeniami religijnymi i mitami na ich enteogenezę zwracali już uwagę tacy autorzy jak William James, Robert Graves, Aldous Huxley (Drzwi percepcji, Niebo i piekło), Gottfried Benn, Henri Michaux, Karl Kerenyi, Mircea Eliade, Claude Levi-Strauss, Huston Smith, Louis Lewin. Motyw sakramentu halucynogennych grzybów o nazwie anokhi pojawia się w powieści Philipa K. Dicka Transmigracja Timothy Archera (przeł. Lech Jęczmyk, Warszawa 1999).

W ostatnich trzydziestu kilku latach stało się to – w kontekście ogólnych badań nad oddziaływaniem środków psychoaktywnych na ludzką świadomość oraz nad światowym szamanizmem – przedmiotem coraz wnikliwszych analiz coraz większej liczby historyków, archeologów, etnologów, antropologów, etnopsychologów, etnobotaników, etnofarmakologów, neurofarmakologów, neurobiologów, neurochemików, religioznawców, mitoznawców, lingwistów, „farmakoteologów”, neuroteologów oraz rozmaitych „outsiderów”, „psychonautów” i „eksploratorów”. Wymieńmy najważniejszych z nich:

Houston Smith, Robert Gordon Wasson, Weston LaBarre, Ralph Metzner, Walter Pahnke, Andrija Puharich, John Allegro, Peter Furst, Walter Huston Clark, Jonathan Ott, Richard Schultes, Albert Hoffmann, Christian Rätsch, Robert Forte, Carl Ruck, Blaise Staples, Clark Heinrich, Fire Erowid, Mary Barnard, Michael Harner, Chris Bennet, Ernest Abel, Jack Herer, Charles Tart, James Slotkin, Jeremy Narby, Paul Devereux, James Arthur, David Spess, William Emboden, Antonio Escohotado, Marlene Dobkin de Rios, Benny Shanon, Rick Strassman, Daniel Merkur, Dale Pendell, Stella Kramrisch, Nicolas Saunders, Claudia Müller-Ebeling, Henry Munn, Wolf-Dieter Storl, Giorgio Samorini, Myron Stolaroff, Charles Grob, Stanislav Grof, Rosemarie Taylor-Perry, Michael Hoffman, Alexander Shulgin, Vera Rubin, Paula Jo Hruby, Jose Alfredo Gonzalez Celdran, Jim De Korne, Franco Fabbro, Alex Polari de Alverga (autor znanego tekstu „Czy bogowie mogą być alkaloidami?”), Carlos Castaneda, Timothy Leary, Allan Watts, Terence McKenna, Dennis McKenna, Robert Anton Wilson, Hakim Bey (Peter Lamborn Wilson), Douglas Rushkoff, Richard Rudgley (zob. Alchemia kultury. Od opium do kawy, przeł. Ewa Klekot, Warszawa 2002), Timothy Freke i Peter Gandy (zob. Mistycyzm a religie świata, przeł. Elżbieta Maria Skweres, Warszawa 2002), Claudine Brelet (zob. Święta medycyna, przeł. Maria Hofman, Freda Kleczewska, Gdańsk 1995).

Z polskich autorów wymienić należy Andrzeja Wiercińskiego, Roberta Palusińskiego, Tomasza Sikorę (autor znanej książki Użycie substancji halucynogennych a religia), Dariusza Misiunę, Kamila Sipowicza, Beatę Kozak („Dlaczego czarownica lata”, „Zadra” nr 3/2002; zob. hyperreal), Jerzego Tomasza Bąbela (jego teksty tutaj), Mateusza Zięboraka (zobacz tutaj) oraz autora piszącego pod pseudonimem Conradino Beb (zobacz tutaj).

Mamy do czynienia ze swego rodzaju „mistycznym hiperracjonalizmem”. Można powiedzieć, że w tych badaniach i rozważaniach Oświecenie dociera do ostatecznych granic i przekracza je, by „po drugiej stronie lustra” znaleźć przed-Oświeceniowe iluminacje (oświecenia), doznawane podczas sesji enteogenicznych.

Zwolennicy najbardziej radykalnej wersji teorii enteogeniczno-mistycznej uważają, że nadszedł czas na całkowite porzucenie dotychczasowych paradygmatów teoretycznych i na przyjęcie nowych fundamentalnych założeń, ustanowienie nowej ramy interpretacyjnej, nowego paradygmatu interpretacyjnego, który sam siebie wzmacnia. Nowa rama konceptualna przyjęta a priori pozwoli, ich zdaniem, sensowniej zinterpretować historię wierzeń religijnych i mitów. Zanim zaczniemy odwoływać się do „faktów” i do „praw”, musimy przyjąć ostateczny punkt odniesienia, który pozwoli uczynić „fakty” i „prawa” możliwymi do pojęcia. Zarzuty, że teoria enteogeniczno-mistyczna nie ma wystarczająco wielu dowodów na swoje potwierdzenie, są według nich niesłuszne, ponieważ dowody są wtórne, dowody się znajdą, kiedy paradygmat zostanie zmieniony; paradygmat teoretyczny (światopogląd) jest ważniejszy niż dowody, dowody są zawsze dowodami tylko w ramach teorii. Idzie o stworzenie jeszcze jednego pryzmatu, poprzez który można w inny sposób spojrzeć na historię wierzeń religijnych, kultów i mitów. Całkowicie świadomie i nienaiwnie postulują radykałowie, aby przyjąć teorię enteogeniczno-mistyczną jako uniwersalny, wszechwyjaśniający klucz służący do odczytania podstawowych elementów wszystkich wierzeń religijnych i mitów wszystkich epok. Uznają oni, że tak jak w przypadku każdego paradygmatu teoretycznego, pewne anomalie i sprzeczności nie zostaną przezeń wyjaśnione, ale nowa konceptualna rama lepiej i sensowniej niż stara pozwoli zinterpretować zjawiska religijno-kulturowe – czy tak jest rzeczywiście, nie mnie, dyletantowi, rozstrzygać.

W przypadku enteogeniczno-mistycznej teorii religii i mitu oznacza to przyjęcie założenia, że enteogeny (rośliny psychoaktywne, „visionary plants”, naturalne halucynogeny i psychodeliki) i wywołane przez nie przeżycia mistyczne (ekstazy, transy, „boskie uniesienia”, piekielne i niebiańskie „tripy”, wizje etc.) są stałym elementem kultów, rytuałów, religii i mitologii; enteogeny towarzyszą ludziom „od początku”, ich użycie w sakralnym, rytualnym, liturgicznym kontekście było czymś powszechnym, obowiązującym wszędzie, na całym świecie, we wszystkich grupach ludzkich, we wszystkich epokach, we wszystkich kulturach od najdawniejszych czasów do wieku XVI-XVII, kiedy ich wpływ zaczyna stopniowo zanikać, pozostając, często w ukryciu, w różnych społecznościach w Azji, Ameryce i Afryce; enteogeny nie są ani „symulacją techniki mistycznej” (Ken Wilber), ani zdegenerowaną formą osiągania „szamańskiej ekstazy” (jak błędnie sądził Eliade), ale czymś powszechnym, centralnym, a nie marginalnym, są normą, a nie wyjątkiem czy dewiacją. Dodać tu należy, że enteogeniczno-mistyczna teoria wierzeń i mitów zakłada pewien ich wyabstrahowany, idealny typ, ich najczystszą i najbardziej autentyczną formę, która jak najściślej wiąże się z mistycznym doświadczeniem.

W swojej książce Święte trucizny, boskie odurzenia Philippe de Felice, opierając się na bogatej dokumentacji, pisze o istniejącym od niepamiętnych czasów związku między religią a zażywaniem środków odurzających. Według de Felice’a stosowanie substancji odurzających do celów religijnych było „bardzo rozpowszechnione”. Praktyki tego typu obserwuje się w każdym regionie świata, w nie mniejszym stopniu pośród ludów prymitywnych niż pośród tych. które osiągnęły wysoki poziom cywilizacji. Nie mamy więc do czynienia z wyjątkowymi faktami, które można zasadnie pominąć, ale z powszechnym i w najszerszym sensie tego słowa ogólnoludzkim zjawiskiem, zjawiskiem, którego nie może pominąć ktoś, kto próbuje odkryć, czym jest religia i jakie głębokie potrzeby zaspokaja. Aldous Huxley uważał, że wszystkie roślinne środki uspokajające i narkotyki, wszystkie rosnące na drzewach środki euforyzujące, halucynogeny dojrzewające w jagodach czy te, które można wyciskać z korzeni – wszystkie, bez wyjątku, znano i systematycznie stosowano od niepamiętnych czasów.

*****

W 1963 roku filolożka klasyczna i badaczka mitów Mary Barnard opublikowała na łamach „The American Scholar” artykuł zatytułowany „The God in the Flowerpot”. Pisała w nim m.in.:

Jeżeli zaczniemy dochodzić źródeł pochodzenia mitologii oraz kultów w odniesieniu do psychoaktywnych roślin, z pewnością zadamy sobie pytanie: co mogło zdarzyć się najpierw: spontanicznie wytworzona idea życia po śmierci, gdzie wyzwolona z ciała dusza, uwolniona z ograniczeń czasu i przestrzeni doświadcza wiekuistego szczęścia, czy przypadkowe odkrycie halucynogennych roślin, dających poczucie euforii, przemieszczenie centrum świadomości, zniekształcenie czasu i przestrzeni, które nabrzmiewają jak balon, ekspandując ku dalekim horyzontom? Wiara w reinkarnację dusz wydaje mi się bardziej oczywista niż rozpowszechniona idea ciągłej niezależnej odcieleśnionej egzystencji duszy po opuszczeniu ciała, koncepcja zazwyczaj wyjaśniana nocnymi snami lub irracjonalnym lękiem przed zmarłymi. Być może stare teorie mają rację, ale musimy pamiętać, że te rośliny były już, czekając na to, by dać człowiekowi nowe idee oparte na nowym doświadczeniu. To doświadczenie musiało mieć, jak sądzę, efekt niemalże eksplozji w uśpionym w dużej mierze umyśle człowieka, zmuszając go do myślenia o rzeczach, o których nigdy by wcześniej nie pomyślał. To jest, jeśli podoba się wam ten termin, boskie objawienie (…). Spoglądając na sprawę chłodnym okiem, na trzeźwo, bez odurzenia i transu, ośmielam się przepowiedzieć, że pięćdziesięciu teobotaników pracujących przez pięćdziesiąt lat mogłoby uczynić aktualne teorie dotyczące źródeł mitologii i teologii równie przestarzałymi jak przedkopernikańska astronomia.

Pięćdziesiąt lat minie w 2013 roku. Sporządzona na początku naszego wieku bibliografia obejmuje ok. 550 pozycji książkowych, artykułów i numerów monotematycznych czasopism poświęconych enteogenom i ich roli w historii religii i kultury, i cały czas rośnie.

*****

„Nieuwzględnienie enteogenezy musi być uważane za poważny błąd w każdej integralnej historii religii” (Hakim Bey [Peter Lamborn Wilson]).

*****

„Używanie roślin halucynogennych lub psychodelicznych do wywołania głębokich objawień mistycznych jest czymś powszechnym pośród szamańskich kultur ludów pierwotnych. Nie ma dla nich nic bardziej naturalnego, nic prostszego jak jedzenie określonego grzyba lub kaktusa, czy też palenie jakiegoś zioła, aby przez tę roślinę doświadczać mistycznych uniesień i ekstatycznych wizji (…). Od Indian znad Amazonki po szamanów z Syberii, wszystkie te kultury składają hołd psychodelicznej hojności naturalnego świata. W kulturach tych narkotyki uważa się za organiczny przejaw mistycznej mocy Boga” (Timothy Freke, Peter Gandy, Mistycyzm a religie świata).

*****

„Członkowie społeczeństw przedprzemysłowych w wielu kulturach o różnych perspektywach epistemologicznych zawsze inkorporowali zmieniające świadomość rośliny w różne aspekty codziennej aktywności. Zachowania ekonomiczne, organizacja socjalna, system wierzeń określone były przez użycie roślin zmieniających świadomość. (…) Wkład, jaki może wnieść antropologia do badania nad użyciem roślin zmieniających świadomość na całym świecie, to pokazanie, jak kulturalne zmienne typu systemy wierzeń, wartości, postawy i oczekiwania wpływają na jedno z najbardziej subiektywnych doświadczeń, jakie zna ludzkość” (Marlene Dobkin de Rios).

*****

„Istnieje obfitość dowodów, które świadczą o tym, że zmieniające świadomość substancje były używane od najdawniejszych czasów przez wielkie ilości ludzi na całym świecie i w istotny sposób wpłynęły na bieg ludzkiej historii. Rozmaite źródła tych narkotyków były czczone jako bogowie w różnych czasach i miejscach; ludźmi, którzy stosowali je jako środki «ponadnaturalnych sił», byli kapłani, prorocy, wizjonerzy i inni przywódcy swoich społeczności. Psychodeliczne narkotyki wpłynęły na wschodnie i zachodnie, cywilizowane i prymitywne religie, i na wszystko, co się z nimi łączy” (Robert Masters, Jean Houston).

*****

Magiczne, święte rośliny i owoce, rośliny bogów, magiczne, święte napoje i potrawy, święte posiłki, uczty i wieczerze są stałym i często centralnym motywem rytuałów, mitów, legend, bajek spotykanych na całym świecie, pojawiają się we wszystkich religiach, ceremoniach i rytuałach religijnych: eliksir życia, napój ze św. Graala, ambrozja, nektar, owoc z drzewa życia, zakazany owoc, jabłka Hesperyd, woda żywa, hinduska Soma, perska Haoma, święty chleb i święte wino, amrita (napój bogów zaczerpnięty z mlecznego oceanu zapewniający im wieczną młodość), pięć kubków herbaty w zen, które oczyszczają, i szósty, powołujący do krainy nieśmiertelnych, napój mang pity przez perskich kapłanów z trzech złotych kubków Dobrej Myśli, Dobrej Mowy, Dobrego Czynu, roślina Sziwy, kykeon, ogień Prometeusza, ambrozyjska woda hermetystów, eliksir nieśmiertelności, pokarm bogów, woda ze źródła młodości, czarodziejskie zioło Kirke, lotos zjadany przez Lotofagów, pole jabłek w Zoharze, jabłka Iduny zapewniające bogom wieczną młodość, grzyb Celtów — przysmak elfów, woda ze źródła mądrości strzeżonego przez olbrzyma Mimira, mieszkającego w jaskini pod Drzewem Wszechświata (Igdrasil), której napił się Odyn i stał się Wszechmądrym, Miód Natchnienia zabrany przez Odyna do Asgardu, cudowne ziele Glaukosa z Beocji, dzięki któremu stał się nieśmiertelnym Starcem Morskim i Wieszczkiem, zioło nieśmiertelności znalezione przez Gilgamesza na dnie oceanu; przysmak elfów, pestki granatu, które Hades dał Persefonie, źródło strzeżone przez smoka, krew smoka, którą wypija Zygfryd, jabłka w świętych gajach druidów, ziele mądrości, pokarm aniołów, irlandzkie orzechy mądrości – zgodnie z teorią enteogenezy pod tymi pokarmami ukrywają się enteogeny lub potrawy i napoje z enteogenami, mieszanki enteogenów, wywary, napary, wyciągi, maści, mieszanki do palenia lub inhalowania: mak (opium), muchomor czerwony (Amanita muscaria), grzyby psylocybowe, konopie indyjskie (marihuana, haszysz), sporysz, bylica piołun, mandragora, blekot, lulek czarny (lulek jadowity, szalej czarny, niem. Bilsenkraut – ziele umarłych, wilcze ziele), azjatycki lotos orzechodajny, meskalina, poganek stepowy (ruta stepowa), dziki rozmaryn, bieluń dziędzierzawa (kwiat księżyca, diabelskie ziele, dendera, cierniste jabłko, cygańskie ziele, durna rzepa), jemioła, pokrzyk wilcza jagoda, belladonna (psia wiśnia, leśna tabaka), tojad mordownik, kocimiętka, szałwia wieszcza (szałwia boska), wawrzynek wilcze łyko, Echinakatus Williamsa, silny tytoń (tabaka), powój hawajski, liście laurowe, lotos, niebieska lilia wodna, pejotl, ayahuasca, yage, ololiuqui (Chwała Poranka), guarana, efedra, iboga, khat, kava-kava, jagoda pakistani, muszkatołowiec i wiele innych.

*****

„Jeśli tylko zastąpimy słowo «kaktus» lub nawet «roślina życia» przez «pejotl», to natychmiast legenda znajdzie swoją drogę do zbiorów mitów i folkloru zajmujących się wyobrażonymi owocami, liśćmi, korzeniami i łodygami, poszukiwanych po ziemi, strzeżonych przez smoki, używanych dla inspiracji przez poetów, dających siłę ramieniu wojownika lub odmładzających nieśmiertelnych bogów. Czy powinniśmy z tego wyciągnąć wniosek, że mit o odkryciu pejotlu jest wariantem prawie uniwersalnego motywu, który można przypisać prawie uniwersalnej identyczności nieświadomego umysłu?” (Mary Barnard).

*****

Kosmiczna wędrówka, (od)lot do gwiazd, podróż, wspinanie się, wznoszenie się, wstępowanie, zstępowanie, śmierć i zmartwychwstanie, nowe narodziny, Wewnętrzne Światło, objawienie, oświecenie, iluminacja, satori, katharsis, samathi, bodhi, uszczęśliwiająca wizja, nirwana, regeneracja, oczyszczenie, wyzwolenie „człowieka wewnętrznego”, walka z demonami, kundalini, wniebowstąpienie, zejście do piekieł (Hadesu, podziemnego świata, wnętrza ziemi), reinkarnacja, Eden, Elizjum, pałac Walhalla w Asgardzie, Avalon (Wyspa Jabłek), Ynisvitrin (Wyspa Szkła), Leta – rzeka zapomnienia, poranek wszechświata, lot na świetlistym rydwanie, upadek w otchłań, Wyspy Szczęścia, Olimp, Oś Świata, Igdrasill (wielkie drzewo świata), poszukiwanie kamienia filozoficznego, Wyprawa po Złote Runo, prometejski ogień, wspinanie się po kolumnie świata (maszcie świata), ogień z nieba, okno niebios, trzecie oko, płonący krzew, głosy bogów, drabina do nieba, walka z aniołem, wędrówka duszy w zaświaty, wędrówka po Mlecznej Drodze, lot do krainy duchów, podróż do krainy umarłych, przebudzenie ze snu trwającego lata, walki w obłokach, rozerwanie na strzępy, poćwiartowanie, przywiązanie do drzewa, koła albo przykucie do skały, porwanie ludzkiej duszy przez bóstwo, zstąpienie bóstwa, kopulacja bogów i ludzi, walka ze smokiem czy z potworem morskim, światło astralne, narodziny boskiego dziecka, Akteon rozszarpany przez własne psy po tym, jak zobaczył nagą Artemidę, apokalipsa, pożar świata, koniec czasu, koniec świata, anioły porywające duszę do nieba, wejście na górę (na Górę Świata, Górę Boga, Górę Meru, Górę Montsalvat etc.), Golem wyrywający się spod kontroli i z powrotem zamieniony w kawałek gliny, dżin wypuszczony z butelki i z powrotem do niej zagoniony, Faeton tracący kontrolę nad wozem ognistym, lot Ikara, „porwanie w chmury”, podróż do siódmego nieba, wędrówka w labiryncie, Minotaur pożerający dzieci, św. Mikołaj i jego latające renifery, piękna i nieziemska muzyka (muzyka sfer) etc., etc. – według teorii enteogeniczno-mistycznej wszystko to są alegorie, metafory, symbole, znaki, opisy – często zakodowane, niebezpośrednie, zaciemnione, zniekształcone – przeżyć i doświadczeń mistyczno-enteogenicznych, odmiennych stanów świadomości, specyficznych stanów kognitywnych (ekstaza, trans, „psychoza” etc.) i psychofizycznych, wizji, teofanii, epifanii, projekcji, zmienionych modalności percepcji rzeczywistości, czasu i przestrzeni, halucynacji, dobrych i złych tripów, rytuałów inicjacyjnych i wewnętrznych misteriów z użyciem enteogenów.

*****

Enteogeniczno-mistyczna teoria religii i mitu stara się dowieść, że enteogeniczno-mistyczne przeżycia (odmienne stany świadomości) są źródłem odnoszących się do nich mitów, alegorii, symboli i metafor. Kiedy na przykład w mitach i legendach natykamy się na magiczny (od)lot, wędrówkę duszy oddzielonej od ciała, zstępowanie i wstępowanie, śmierć i zmartwychwstanie itp., to podejrzewamy, że chodzi o opis doświadczenia enteogeniczno-mistycznego. Ale jest to najbardziej podstawowy, elementarny poziom konkretnego mistycznego, jednostkowego lub zbiorowego, przeżycia. Potem z enteogeniczno-mistycznych symboli i metafor rodzą się duchowe, teologiczne i metafizyczne systemy, nadbudowywane są nad nimi nowe sensy i znaczenia. Na przykład w czasie kilku sesji enteogenicznych dusza kilkakrotnie opuszcza ciało i doń powraca. To mistyczne przeżycie i jego zmetaforyzowany opis mogą zostać przekształcone w mniej lub bardziej skomplikowaną, mniej lub bardziej systematyczną i wyrafinowaną doktrynę reinkarnacji będącą z kolei osią systemu metafizycznego, teologicznego czy filozoficznego. Przypominanie sobie poprzednich wcieleń po enteogenach może być podstawą filozoficznej koncepcji anamnezy – innymi słowy, alegorie i metafory mistyczne są uzupełniane, rozbudowywane, przekształcane dzięki wyobraźni i twórczej aktywności umysłu duchowej elity; „kognitywne odłączenie”, śmierć „ego”, rozluźnienie utrwalonych matryc kognitywno-psychologicznych, rozbicie mentalnych konstruktów i wyrytych w umyśle skojarzeń, kryzys egzystencji, rozszczepienie i „śmierć” ego, kryzys metafizyczny, przekraczanie granic (transgresja) – te wszystkie stany wywoływane przez enteogeny są źródłem religijnego doświadczenia. Konceptualizacja, intelektualno-obrazowe opracowanie przeżyć mistycznych są podstawą mitologii i systemów religijnych. System religijny bez wbudowanego weń użycia magicznych sakramentów staje się – twierdzą badacze – powierzchniowym rytuałem i intelektualną spekulacją opartą na zwykłym stanie umysłu, podlega ewolucji w symulakrum i duchowo obumiera; nie systematyczna teologia, nie intelektualnie wyrażona nauka duchowa, nie doktryna, nie teoria, ale przeżycie mistyczne i enteogeniczno-mistyczne alegorie i metafory stanowią centrum grawitacyjne religii i mitologii.

Wokół mistycznego jądra nawarstwiają się: teogonie, kosmogonie, teologie, systemy, symboliczne, metafizyczne i eschatologiczne, filozofia, nauka moralna, antropologia; na misteriach, na mistycznych rytuałach i inicjacjach zbudowane są rytuały religijnych korporacji. Wszystkie zorganizowane religie, wszystkie spójne, spekulatywne systemy teologiczne czerpią z głębokich źródeł mistycznych, które biły dzięki enteogenom. Wokół misteryjno-enteogenicznych rytuałów tworzyły się wspólnoty i grupy ludzi twórczych, intelektualnie ponadprzeciętnych, obdarzonych wiedzą, wyobraźnią i wieloma talentami – szamani, prorocy, kapłani, „czarodzieje”, magowie, uzdrawiacze, mędrcy etc. – którzy potrafili zachować i utrwalić swoje mistyczne doświadczenia, nadać im znaczenia i sensy, zalegoryzować, usymbolizować, upoetycznić, zamienić w narracje, obrazy i metafory o wartości teologicznej i estetycznej; mistyczne alegorie, symbole, metafory i kody były następnie rozbudowywane, uzupełniane, obdarzane nowymi znaczeniami z innych poziomów, odnoszone do innych obszarów życia religijnego, duchowego, intelektualnego, psychologicznego, moralnego, społecznego, do sił i zjawisk natury, używane były jako materiał do budowania religijno-duchowych systemów. Ten mechanizm opisał Eliade, sugerując, że próby i przygody szamanów w trakcie ich ekstatycznych wojaży stawały się inspiracją dla poetów, którzy sławili je w swoich epickich poematach; dotyczy to, jego zdaniem, także epickiej poezji greckiej.

*****

Mistyczne przeżycie i mistyczny wgląd są pierwotne wobec racjonalnej pojmowalności transcendentalnej wiedzy; enteogeny objawiają wieczyste zasady jako realnie przeżywane obrazy, stany, wglądy; „magiczne napoje”, „cudowne, boskie pokarmy”, „magiczne sakramenty” są – w pewnym stopniu łatwą – „ergonomiczną” ścieżką prowadzącą ku intensywnemu przeżyciu mistycznemu – przeżyciu pojawiającemu się w relacjach na całym świecie w ciągu wieków; użycie enteogenów cechuje racjonalność, prostota i wyrazisty cel; ograniczona, realistyczna, jasno zdefiniowana iluminacja (mistyczny, zmieniony stan świadomości) jest metafizycznym objawieniem ukrytych relacji człowiek-świat-czas-Bóstwo, zyskaniem poczucia jedności z Bóstwem, połączenia wszystkiego w Jedno; dzięki użyciu substancji psychoaktywnych ludzie przeżywali, doświadczali, odkrywali, a następnie intelektualnie opanowywali wieczyste zasady.

*****

W centrum, w najgłębszym jądrze każdej religii znajduje się pierwotne, realne, konkretne, intensywne, prawdziwe, osobiste przeżycie mistyczne, autentycznie przeżywane misterium tremendum, rzeczywiste unio mystica (fundamentalne doświadczenie wszystkich religii według C.G. Junga), „niebiańska rozkosz”, „przejście na drugą stronę lustra”, „podróż na antypody umysłu”; to jest korzeń, podwalina, rdzeń, źródło, serce każdej religii; wszystkie inne wyjaśnienia: socjopolityczne, ekonomiczne, moralne, psychologiczne, psychoanalityczne etc., są redukcjonistyczne i wulgaryzujące, a zachowują swoją ważność tylko w tym zakresie, w jakim mogą zostać dołożone do centralnego i fundamentalnego elementu, jakim jest autentyczne przeżycie mistyczne; jeśli tego nie uwzględniają, to prowadzi do błędnych odczytań i interpretacji. Teoria enteogeniczno-mistyczna religii wychodzi od aksjomatycznego założenia, że to co nadzwyczajne (niecodzienne) może mieć źródło tylko w tym co nadzwyczajne (niecodzienne), dlatego np. psychologia Junga, teoria mitu Josepha Campbella czy koncepcje Kena Wilbera są błędne lub odkrywają tylko niższy poziom mitu, bo odwołują się zasadniczo do zwykłego stanu umysłu, do wydarzeń życiowych, procesów psychologicznych – elementarnych lub ekstremalnych, ale jednak powszechnych; mit i archetyp są tutaj odbiciem doczesnej, zwykłej psychologii, są alegoriami mentalnych, ale zwyczajnych zjawisk.

Według Eliadego mity odsłaniają struktury rzeczywistości i różne sposoby bycia w świecie – zapewne tak, ale dopiero w dalszej kolejności; według Campbella mity są odzwierciedleniem wzorów życiowych, uświadamiają człowiekowi jego położenie, podtrzymują i potwierdzają porządek moralny danej społeczności; Campbell mówi, że mit jest ważny dla każdego, bo reprezentuje to, przez co przechodzą wszyscy ludzie – jest to poważny błąd; kiedy bowiem mówi się o zwykłych życiowych cyklach (nie uwzględniając nawet tego faktu, że także podczas obrzędów przejścia – narodziny, inicjacje chłopców w dorosłość, śmierć – używano substancji psychoaktywnych) – zamiast o mistycznych cyklach życia i o „mistycznym szczytowaniu”, omija się esencjonalny sens i funkcję mitu; bez mistycznego przeżycia, bez uwzględnienia niecodziennego stanu umysłu, „uderzenia błyskawicy”, serii „fajerwerków”, „boskiej chwili”, każda teoria mitu i religii jest niepełna, błędna lub martwa; enteogeny są „missing link” – bez nich „nic” nie może zostać wyjaśnione, z nimi „wszystko” może zostać wyjaśnione. Jung, który nie rozumiał (lub nie chciał rozumieć), że archetypy są wyrażeniem stanów mistycznych spowodowanych enteogenami (lub inaczej: że enteogeny otwierają „zbiorową podświadomość”, otwierają drzwi do archetypów), zmuszony był jednak odwoływać się do zmienionego stanu umysłu jak sen czy choroba psychiczna, co było substytutem zmienionego stanu świadomości po enteogenach.

*****

W swojej analizie mitów Eliade podkreśla motyw czasu mitycznego, czasu świętego, jakościowo różnego od czasu świeckiego – ciągłego i nieodwracalnego – w który wpisana jest nasza codzienna, odarta z sacrum egzystencja. Mit, zdaniem wielkiego religioznawcy, wyrywa człowieka z jego zwykłego czasu, przenosi go, przynajmniej symbolicznie, w Wielki Czas, w niepojętą chwilę, której nie sposób zmierzyć, gdyż jest poza wszelkim początkiem i końcem. Regularne recytowanie mitów burzy mury wzniesione przez złudzenia zdesakralizowanej egzystencji. Mit stale reaktualizuje Wielki Czas, a czyniąc to, przenosi słuchaczy w wymiar ponadludzki i ponadhistoryczny, który między innymi pozwala im zbliżyć się do Rzeczywistości niedostępnej w wymiarze indywidualnej, śmiertelnej egzystencji. Dzięki mitowi ludzie docierają do Wielkiego Czasu mitycznego, zanurzają się w wieczne Teraz, uzyskują objawienie rzeczywistości ostatecznej, rzeczywistości stricte metafizycznej, do której można się zbliżyć jedynie poprzez mity i symbole.

Należy tu zadać kilka pytań: Co to znaczy, że mit, przynajmniej symbolicznie, wyrywa człowieka z jego czasu? Że przenosi go w „niepojętą chwilę”? Jak samo recytowanie i słuchanie mitów może mieć tak wielki wpływ na człowieka, że przenosi go w ponadludzki wymiar? Jak poprzez recytowanie i słuchanie opowieści może się reaktualizować Wielki Czas? Na te pytania teoria enteogeniczno-mistyczna ma odpowiedź: to czas sesji enteogenicznej jest owym czasem sakralnym, Wielkim Czasem, niepojętą chwilą, poza początkiem i końcem. Człowiek nie symbolicznie, lecz realnie przenosi się w czasie sesji enteogenicznej w Wielki Czas. To w trakcie sesji enteogenicznej upadają mury wzniesione w codziennej egzystencji. To poprzez kolejne sesje reaktualizuje się Wielki Czas, w nich ma swoje ostateczne źródło doktryna Wiecznego Powrotu.

Nie recytowanie i słuchanie mitów objawia ostateczną Rzeczywistość, ale enteogeniczno-mistyczne przeżycie, realne doświadczenie tej Rzeczywistości. Eliade zakłada, że droga wiedzie poprzez mit i symbol do rzeczywistości ostatecznej, metafizycznej. Ale skąd pochodzi wiedza o rzeczywistości metafizycznej, aby mogła ona zostać wyrażona poprzez mit i symbol? Być może jest odwrotnie: droga wiedzie od realnego doświadczenia i odczucia ostatecznej, metafizycznej rzeczywistości podczas sesji enteogenicznej, następnie to mistyczne doświadczenie ujmowane jest w języku mitów i symboli, które z kolei mogą do pewnego stopnia dawać człowiekowi – dzięki jego rozumowi i wyobraźni – niejasną wiedzę o rzeczywistości ostatecznej.

*****

„Roślina o pewnych właściwościach, którą można by nazwać Zielem Nieśmiertelności, odpowiadała na najgłębsze pragnienia człowieka we wczesnym etapie jego intelektualnego rozwoju. Cudowny muchomor pozwalał mu na krótką chwilę zajrzeć poza horyzonty tego, co znał w swojej surowej walce o przetrwanie; pozwalał dostrzec poziomy egzystencji odległe od codzienności pełnej trosk i znajdujące się ponad nią. Przyczynił się do ukształtowania świata jego mitologii i jego życia religijnego” (Robert Gordon Wasson).

*****

Kosmos w kaktusie albo w grzybie.

*****

„Odkrycie grzybów (a może była to roślina wyższego gatunku?) z ich cudownymi właściwościami było objawieniem dla człowieka, prawdziwą detonacją w jego duszy, budząc w nim uczucia grozy i czci, łagodności i miłości” (Robert Gordon Wasson).

*****

„Kulty śmierci i zmartwychwstania zapewniały swoim wiernym doświadczenie, w trakcie którego doznawali oni śmierci i powrotu do życia lub też przenosili się do miejsca, gdzie życie i śmierć nie były ze sobą sprzeczne i stanowiły część tego samego kontinuum. Korzystano w tym celu z mandragory, a także czasami z lulka czarnego i bielunia dziędzierzawy” (Robert Anton Wilson).

*****

„Połowa ważnych mitologicznych tematów – podróż szamana, pokarm nieśmiertelności, pokarm dający tajemną wiedzę, los duszy poza ciałem, komunikowanie się ze zmarłymi, bóstwa roślin: wszystkie one zbiegają się w jednym punkcie to znaczy w rzeczywistym pokarmie (zwykle odurzającej roślinie) spożywanym rytualnie; spożywanym nie symbolicznie, ale dla doświadczenia, które przynosi” (Mary Barnard).

*****

Benedyktyn brat David Steindl-Rast stwierdził: „Nie ma religijnej doktryny, która w ostatecznej instancji nie mogłaby zostać prześledzona wstecz do jej korzeni w mistycznym doświadczeniu, doktryna jest intelektualną interpretacją mistycznej rzeczywistości; na początku był ogień, był żar, było światło: światło mistycznego wglądu”.

*****

U podstaw każdej religii jest zawsze żywy człowiek, odczuwający, doświadczający, przeżywający, „widzący” i „słyszący”, „dotykający”, jest zawsze zmysłowe, namacalne doświadczenie mistyczne, a nie skomplikowane spekulacje metafizyczne (niekiedy zamieniające się w racjonalistyczną, scholastyczną akrobatykę intelektualną) – te są nadbudowane nad doświadczeniem. Tak uważał Henri Bergson, który w swojej książce Dwa źródła moralności i religii (1932) pisał, że wrząca materia mistycyzmu spływa z łatwością do formy utworzonej przez doktrynę czy nawet sama, krzepnąc, staje się doktryną; religia jest, zdaniem Bergsona, pewną krystalizacją, dokonywaną poprzez schładzanie tego, co płomienny mistycyzm złożył w dusze ludzkości; należy jednak pamiętać o tym – dodajmy – że proces owej krystalizacji nie jest jakimś samoistnym procesem, ale jest kształtowany także przez konkretnych ludzi, a niekiedy trzeba się mocno napracować, aby w zakrzepłej formie odnaleźć ślady wrzącej materii mistycyzmu; ciekawe, że to Bergson zwrócił uwagę na fizjologiczną metodę mistycznego „skoku poza naturę” u Hindusów i Persów, wskazując na „upajający napój”, nazywany „soma”, który dawał, jak pisze, „boski szał, porównywalny z tym, jakiego miłośnicy Dionizosa oczekiwali od wina”. Oczywiście od zwykłego wina „boskiego szału” oczekiwać nie można, i wyznawcy Dionizosa z pewnością nie byli tak naiwni, aby tego oczekiwać. Co innego wino odpowiednio przyprawione enteogenami. Jak przypuszczają Timothy Freke, Peter Gandy (Mistycyzm a religie świata, Warszawa 2002), kobiety-menady z orszaku Dionizosa wpadały w ekstatyczny, święty szał, gdyż były oszołomione grzybami psychodelicznymi.

Taki trans bywa udziałem mediów, wyroczni i szamanów; w tym kontekście należy umieścić glosolalię czy wypowiadane w „boskiej ekstazie” przez Pytię słowa bez związku; oficjalnie twierdzi się, że delficka wyrocznia wdychała wydobywający się ze szczeliny w ziemi psychoaktywny gaz – ów gaz jest tutaj pseudonimem enteogenu; bardziej prawdopodobna jest hipoteza innych badaczy, którzy uważają, że Pytia inhalowała się dymem z lulka czarnego, pokrzyku czarnej jagody lub konopi. Natomiast zdaniem Mary Barnard kapłanka wyroczni w Delfach żuła liście wawrzynu, wprawiając się w stan transu wywoływanego przez niewielką zawartość cyanidów. W transie oddawała się ręce Apollina (Apollinowi poświęcony był wawrzyn), który używał jej jako swojego instrumentu; jego wola była oznajmiana za pośrednictwem jej wypowiedzi w transie, interpretowane przez kapłanów. Z kolei Timothy Freke, Peter Gandy uważają, że kapłanki wyroczni w Delfach używały haszyszu, aby wejść w trans.

„Składnikiem wszystkich wonności używanych w świątyniach [egipskich] był toksyczny lulek, posiadający szczególne właściwości. Soki z lulka, szaleju, cisu, z czerwonego sandałowca i czarnego maku zmieszane z wyciągiem z irysa i baldaszka wywoływały «duchy». Ale lulek może też spowodować paraliż, a nawet śmierć. Biada temu, kto nie umie go stosować. Lulek był również używany przez wróżbitów greckich. W Rzymie wiedziano, że używając tej rośliny, można popaść w szaleństwo. W wyniku przeprowadzonych doświadczeń zgromadzono wiedzę o odczuciach osób, którym podano skopolaminę, stanowiącą najaktywniejszy składnik lulka: zanotowano uczucie ucisku na głowę, jakby leżał na niej ciężki przedmiot, wrażenie zamykania powiek przez jakąś nieznaną siłę, halucynacje, pojawienie się w oczach srebrnych kręgów na srebrnym tle i zielonych na tle złotym, następnie sen pełen fantastycznych majaków” (Claudine Brelet, Święta medycyna).

*****

Od ponad stu lat uczeni próbują rozwikłać tajemnicę słynnych greckich misteriów eleuzyńskich. Istnieje ogromna literatura poświęcona temu tematowi. Cóż tam takiego się działo, że uczestnicy misteriów mówili o jakimś wielkim, wręcz wstrząsającym przeżyciu? Wszystkie świadectwa mówią: „to naprawdę działa”, „rytuał jest rzeczywiście skuteczny”. Ale nie wiadomo, co działa, muzyka, taniec, inwokacje, liturgia, przedstawienie to za mało. Jeden z badaczy wysunął hipotezę, że jednym z przedmiotów używanych podczas misteriów była kopia macicy (kteis), dotykając jej, inicjowani wierzyli, że odradzają się jako dzieci Demeter. Inny poszedł jeszcze dalej – inicjowany dotykał kteis, ale własnym organem płciowym. Dotykał penisem kopii macicy i wpadał w boskie uniesienie! Jakoś to mało przekonujące wyjaśnienie. Może zatem inicjowani obserwowali stosunek płciowy odbywany przez kapłana i kapłankę bogini Demeter? Ale czy z obserwacji stosunku płciowego (znanego wszak inicjowanym z własnego doświadczenia) rzeczywiście mogło wynikać jakieś głębokie duchowe przeżycie? Więc może kultowa orgia? Też nie, tu chodzi o wizję, o głębokie przeżycie, odczucie, zmianę w umyśle poprzez doświadczenie sacrum. Najbardziej rozpasana orgia takich skutków nie wywołuje. Pewien uczony doszedł do wniosku, że obecne w rytuale zmartwychwstanie Persefony to po prostu „otwarcie wrót do spichlerza”. Wrota się otwierały i inicjowani przeżywali duchowy wstrząs! Niesamowite!

Inny pomysł miał niemiecki uczony Walter Otto, uważał on, że inicjowany był wprowadzany w stan, którego nie można wyjaśnić w sposób naturalny. Inicjowani, domniemywał Otto, obserwowali rzeczywisty cud – ziarno wsadzano w ziemię i błyskawicznie, wbrew prawom biologii, wyrastał z niego kłos. Ciekawe wyjaśnienie, ale nienaukowe. Niegodne niemieckiego profesora.

Być może pierwszym człowiekiem, który intuicyjnie trafił na właściwy trop, był francuski teozof Édouard Schuré. W wydanej po raz pierwszy w 1919 roku książce Wielcy wtajemniczeni napisał on, że podczas misteriów kapłan stał przed miedzianym naczyniem z rozżarzonymi węglami, na które rzucał duże garście narkotycznych kadzideł: „wnet salę wypełniały gęste kłęby dymu, w których rozróżnić można było splatane, kłębiące się, nieustannie zmieniające kształty zwierzęce i ludzkie. Czasem były to wielkie węże, wydłużające się w syreny i skłębione w nieskończone skręty, czasem wygięte lubieżnie biusty nimf z wyciągniętymi ramionami, przeistaczające się w nietoperze; czarujące głowy młodzieńców z psimi pyskami. I wszystkie te zjawy – to ładne, to wstrętne; płynne, zwiewne, zwodnicze, równie rychło znikające, jak nagle się pojawiające – wirowały, migotały, falowały zawrotnie, okrążały oczarowanych mistów” (Edward Schure, Wielcy wtajemniczeni, Warszawa 1995).

W wiele lat później, w 1964 roku – Huston Smith i niezależnie od niego Robert Graves zasugerowali, że w misteriach odgrywały rolę jakieś składniki halucynogenne. W 1975 roku wynalazca LSD (zsyntetyzowanego na bazie sporyszu) Albert Hoffmann odwiedził swojego przyjaciela i znawcę psychoaktywnych grzybów Roberta Gordona Wassona; w trakcie jednej z rozmów Wasson zapytał go, czy jego zdaniem starożytni Grecy byliby w stanie wyizolować halucynogeny ze sporyszu, które dałyby im doświadczenia porównywalne do LSD albo psylocybiny. Hoffmann zaczął rozważać ten problem i w końcu uznał, że na pytanie Wassona można odpowiedzieć twierdząco. W 1978 roku Robert Gordon Wasson, Albert Hoffmann, Carl Ruck opublikowali książkę Droga do Eleusis. Odsłonięcie tajemnicy misteriów. Bronią w niej hipotezy, że kierujący misteriami potrafili wyizolować składniki sporyszu rosnącego na życie (Claviceps purpurea), dające „odlot” taki jak na „kwasie”, eliminując składniki trujące i destruktywne.

Należy bowiem pamiętać, że taka procedura była konieczna, ponieważ, co znamy ze średniowiecza, ludzie ulegali zatruciu sporyszem, kiedy jedli chleb z mąki wyrabianej z żyta. Przejawiało się to konwulsjami, deliriami, straszliwymi halucynacjami i rozmaitymi objawami fizjologicznymi, np. gangrenami. Te „bardzo złe tripy” i straszliwe piekielne wizje, jakie przynosiły, mogą być może wyjaśnić rozmaite religijno-kulturowe zjawiska tamtej epoki.

Badacze zaczęli rozważać inne możliwości np. sporysz z dziko rosnących traw (Claviceps paspali), który zawiera te same alkaloidy, które występują w enteogenach używanych w Meksyku. Ale w grę mogły wchodzić też grzyby psylocybowe, Amanita muscaria, opium. Składu być może nie poznamy nigdy. Jest możliwe, że stosowano jakieś mieszanki, kombinacje różnych składników, eksperymentowano (zapewne nie obyło się bez ofiar). Ale niezależnie od kontrowersji, podobnych do tych, jak w przypadku prób zidentyfikowania hinduskiej somy, wyjaśnienie, że w trakcie misteriów używano takich czy innych enteogenów, wydaje się najbardziej logiczne i naturalne.

*****

„Makówki stale towarzyszą bogowi odurzenia Dionizosowi (Bachusowi) i jego erotycznym orszakom. Być może podczas dionizyjskich rytuałów i misteriów dodawano do wina opium. Jak przypuszczają niektórzy naukowcy, w skład napoju wtajemniczenia, używanego podczas misteriów eleuzyńskich, wchodził prawdopodobnie obok Claviceps purpurea i Mentha pulegium także brunatny sok z maku” (Jerzy Tomasz Bąbel).

*****

„Festiwal misteriów w Atenach trwał dziesięć dni. Zaczynał się tanecznym pochodem wzdłuż Świętej Drogi do sanktuarium w Eleusis. Tutaj zgromadzeni oglądali święte dramaty trwające od zmierzchu do wschodu słońca, byli chrzczeni w morzu i pili psychodeliczną ambrozję. Następnie wybrańcy byli inicjowani w misteria” (Timothy Freke, Peter Gandy).

*****

„Czegóż by nie dali nasi uczeni-specjaliści od starożytności w zamian za możliwość uczestniczenia w misteriach eleuzyńskich i rozmowy z kapłanami? Zbliżaliby się do tego miejsca, wkraczaliby do świętych pomieszczeń z nabożną czcią zrodzoną z lektury tekstów podziwianych od tysiącleci. Jakże byliby wdzięczni, gdyby zaproszeni zostali do skosztowania napoju! A przecież takie rytuały, zupełnie nieznane uczonym, odbywają się dziś, w rozrzuconych po okolicy chatach, skromnych, pokrytych słomą, bez okien, z dala od bitych dróg, wysoko w górach Meksyku, wśród nocnej ciszy, przerywanej jedynie przez odległe ujadanie psów lub porykiwania osła (…). Wszystko, co widzi się w ciągu tej nocy ma pierwotną jakość: krajobraz, budowle, rzeźby, zwierzęta. Ta nowość wszystkiego jest taka, jakby świat właśnie zaświtał. (…) Kiedy twoje ciało leży w śpiworze, twoja dusza traci całkowicie poczucie czasu, przeżywając wieczność w jedna noc, widząc nieskończoność w ziarenku piasku (…). Ekstaza nie jest zabawą. Twoja dusza jest pochwycona i potrząsana tak długo, aż zaczyna dzwonić. Poza tym, kto dla zabawy wybrałby poczucie czystej grozy, lub lot przez drzwi prowadzące ku Boskiej Obecności?” (Robert Gordon Wasson).

*****

Od Władysława Kopalińskiego dowiedzieć się można, że „według niektórych uczonych ambrozja jest wyidealizowaną postacią kaszy jaglanej, zaś nektar – miodu pitnego”. A to ci dopiero uczeni z ich koncepcją człowieka i pracy jego umysłu – jedzą sobie ludzie co dzień zwyczajną kaszę jaglaną i nie wiadomo dlaczego przychodzi im do głowy pomysł, żeby ją „wyidealizować” w ambrozję; piją miód; miód jak miód, nic nadzwyczajnego, ale z pitnego miodu zrobił się boski nektar. Chyba jednak bliższy prawdy był pisarz i mitoznawca Robert Graves, który po badaniach naukowych i osobistych doświadczeniach doszedł do wniosku, że halucynogenny muchomor był podstawowym składnikiem nektaru i ambrozji używanych jako mistyczne środki oszałamiające w greckich szkołach misteriów. Według Gravesa nazwa „Mykeny” oznacza „Miasto grzyba”. Być może jest to tylko tzw. fantastyczna etymologia, a może nie.

*****

„Starożytni Grecy nigdy nie zdradzili tajemnicy misteriów eleuzyńskich, ale wielu musiało ją znać i szeptać innym na ucho. Wiemy tylko, że inicjowani pili napój i potem w nocy doznawali wielkiej wizji. Grecy, ojcowie czystego rozumu, rezerwowali sobie część swoich umysłów dla pierwiastka mistycznego, dla misteriów eleuzyńskich, wyroczni delfickiej, dajmoniona Sokratesa. Nikt nie wie na pewno, czym był napój nazywany przez starożytnych Hindusów somą, ani jakie było pochodzenie ling-chih Chińczyków – boskiego grzyba nieśmiertelności. Tutaj jest brakujące ogniwo naszej wiedzy o tych kulturach” (Robert Gordon Wasson).

Artykuł pierwotnie opublikowany w portalu Nowa Debata: http://nowadebata.pl/2012/11/28/enteogeny-enteogeny

PMK Design
© Organizacja Monarchistów Polskich 1989–2024 · Zdjęcie polskich insygniów koronacyjnych pochodzi z serwisu replikiregaliowpl.com.