Jesteś tutaj: Publicystyka » Adam Danek » Idea „trzeciej partii”
Wśród szeroko rozumianych konserwatystów panuje właściwie zgoda co do faktu, że państwo polskie w jego obecnym stanie wymaga uzdrowienia. Potrzebuje go zarówno w aspekcie instytucjonalnym (przebudowa ustroju), jak i w aspekcie socjologicznym (wymiana elity politycznej) oraz ideowym (który wymaga nie tyle zmian, co odtworzenia, bo obecnie w polskiej polityce nie występuje). Zaniedbanie sanacji na którejkolwiek z tych płaszczyzn musi zniweczyć najbardziej nawet wartościowe wysiłki podjęte na pozostałych. Na prawicy (powtarzam: szeroko pojętej) wydaje się zatem istnieć pewien, za przeproszeniem, konsens (obrzydliwie demokratyczne słowo…) co do celu, jaki należy osiągnąć. Nie dotyczy to jednak narzędzi uzdrowienia. Z jednej strony ze słuszną krytyką spotykają się osoby głoszące program naprawy mankamentów demokracji metodami charakterystycznymi dla… demokracji — co wydaje się, delikatnie mówiąc, nielogiczne. Z drugiej strony, warunki panujące w Republice Okrągłego Stołu uniemożliwiają zastosowanie środków — by tak rzec — integralnie prawicowych, to jest antydemokratycznych. Tęsknotę za wojskowym zamachem stanu mąci świadomość, że w szeregach postkomunistycznej generalicji próżno by szukać kandydata na polskiego Franco czy Pinocheta. Konia z rzędem temu, kto znajdzie „mocnego człowieka” wśród hamletyzujących lub intrygujących karzełków, które zaludniają (pół)światek demokratycznej polityki. Dawniej jednak znano jeszcze inną drogę, sprawdzoną kilkukrotnie w międzywojennej historii Europy. Może czas do niej powrócić? Być może najlepszym narzędziem likwidacji Trzeciej Rzeczypospolitej okazałaby się tzw. trzecia partia.
Ideę tę sformułował Artur Moeller van den Bruck (1876-1925), jeden z czołowych myślicieli niemieckiej Rewolucji Konserwatywnej, w wydanej w 1923 r. pracy „Trzecia Rzesza” („Das dritte Reich”), którą początkowo chciał zatytułować właśnie Trzecia partia („Die dritte Partei”). Czym miała ona być? Wbrew własnej nazwie, bynajmniej nie partią polityczną, lecz szerokim ponadpartyjnym ruchem skupiającym wszystkie patriotyczne siły i środowiska — niezależnie od dawnych podziałów politycznych — wokół nadrzędnego celu, jakim jest sanacja państwa. Partie ze swej natury realizują wyłącznie interesy partykularne (łac. pars — część, partie — dzielić) — czyli własne — bądź w najlepszym (?) przypadku pewną ideologię, zaś państwo traktują jako arenę swych walk i/lub łup do zagarnięcia. Trzecia partia ma natomiast realizować interes samego państwa przeciw partiom, dlatego Moeller van den Bruck określał ją też mianem partii państwowej. Nie posiada abstrakcyjnej ideologii ani projektu sztucznych zmian rzeczywistości zwanego programem partyjnym, za to posiada coś, czego partiom brak — idee. Trzecia partia (zwana tak jako trzecia odmiana partii politycznej: pierwsza to dziewiętnastowieczna partia klubowa, druga — partia masowa) ma z natury charakter konserwatywny — Moeller van den Bruck nazywa ją „partią kontynuacji niemieckiej historii” oraz „partią wszystkich Niemców, którzy pragną zachować [podkreślenie moje — A.D.] Niemcy dla niemieckiego narodu”1. Ma znacznie większe szanse na dokonanie pożądanych przemian, niż tworzące ją grupy indywidualnie, ponieważ działa na zasadzie synergii — ogniskuje na wspólnym celu i kumuluje ich rozproszone dotąd wysiłki.
Dwudziestolecie międzywojenne przynosi kilka przypadków udanego zastosowania koncepcji trzeciej partii. Dotyczy to: frankistowskiej Hiszpanii (Hiszpańska Falanga Tradycjonalistyczna), Portugalii (Unia Narodowa) pod rządami prof. Antoniego Salazara (1889-1970), Austrii (Front Ojczyźniany) Engelberta Dollfussa (1892-1934), Litwy (Litewski Związek Narodowy) za dyktatury prof. Antoniego Smetony (1874-1944), Estonii (Związek Ojczyźniany) Konstantyna Pätsa (1874-1956), Rumunii (Front Odrodzenia Narodowego/Partia Narodu) króla Karola II (1893-1953) oraz Polski (Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem) Józefa Piłsudskiego. Próby sformowania trzeciej partii podjęto również w Bułgarii (Porozumienie Demokratyczne — niewiele miało wspólnego z demokracją) i Jugosławii (Jugosłowiańska Partia Narodowa).
Niektóre z wymienionych ruchów wskutek wewnętrznych antagonizmów dość szybko uległy rozpadowi podobnemu do „dekompozycji” obozu rządowego w Polsce w latach 1935-1937. Nie zmienia to jednak faktu, że udało im się doprowadzić do odbudowy osłabionego wcześniej państwa. Na przykład w Polsce — do ustanowienia w 1935 r. Konstytucji RP zwanej „kwietniową”, najlepszej polskiej konstytucji w XX wieku. W Portugalii w 1934 r. tradycjonalistyczny ustrój odrodził się jako Nowe Państwo. W tym samym roku przygotowana przez Dollfussa ustawa zasadnicza zaprowadziła w Austrii porządek „chrześcijański, autorytarny, federacyjny i korporacyjny”. Ustrojowe przeobrażenie Rumunii i Estonii w 1938 r. ugruntowało w tych państwach ład autorytarny.
Powołaniu partii państwowej często towarzyszyło rozwiązanie i delegalizacja partii politycznych (Hiszpania, Portugalia, Estonia, Rumunia), choć nie zawsze okazywało się to konieczne (Austria, Polska, Litwa). Dążono do odzyskania suwerenności państwowej zawłaszczonej przez partie i zwrócenia jej państwu, zaś delegalizację stronnictw traktowano jako jeden ze środków wiodących do tego celu, nie jak działanie autoteliczne2. Nie da się natomiast ukryć, iż w większości wymienionych państw trzecia partia została powołana dopiero po zdobyciu władzy przez obóz patriotyczny, a nie przed jej przejęciem, co może wzbudzić podejrzenie, że miała służyć tylko doraźnemu ugruntowaniu władzy rządzącego środowiska. Trzecia partia może jednak zdobywać i rozwijać swój wpływ na życie publiczne nawet kiedy pozostaje poza sferą bezpośredniej władzy, o czym świadczy historia stworzonego przez Romana Dmowskiego Obozu Wielkiej Polski (1926-1933). Ruch ten dysponował dużą siłą kształtowania opinii zarówno w całej społeczności, jak i jej elitach, chociaż był przez administrację rządową zwalczany i izolowany od sceny politycznej.
Konkurencja ze strony ugrupowań partyjnych oraz pozycja pozaparlamentarna nie stanowią zatem dla trzeciej partii przeszkód nie do pokonania. Bez jednej jednak rzeczy obyć się ona nie może, co widać na wszystkich przytoczonych przykładach. Ta rzecz to silne, charyzmatyczne przywództwo szefa — nosiciela wybitnych zasług i zdolności, będącego osią ruchu. We współczesnej Polsce przywódca taki musi się dopiero pojawić. Czekamy więc, aż zawezwie nas polski Caudillo lub Vadonis. Niech mocno uchwyci ster rozchybotanej nawy państwowej, jak niegdyś Marszałek. Niech nas natchnie i poprowadzi, jak niegdyś Pan Roman. Dopiero wtedy droga do odrodzenia polskiej państwowości zostanie otwarta.
1 Marek Maciejewski Wizje państwa niemieckiego rewolucyjnych konserwatystów w republice weimarskiej, [w:] Stefan Stępień (red.) Konserwatyzm. Historia i współczesność, Lublin 2003, s.141-142.
2 Tu i wcześniej: Jerzy Wojciech Borejsza Szkoły nienawiści. Historia faszyzmów europejskich 1919-1945, Wrocław 2000, s.126-179.