Jesteś tutaj: Publicystyka » Rick Agon » Jedna jota… (oświadczenie)
Moje poglądy na temat możliwość Zbawienia poza Kościołem (które wyartykułowałem w kilku publikacjach na łamach tygodnika konserwatywno-liberalnego „Najwyższy CZAS!”) wywołały wiele polemicznych listów, e-maili i artykułów. Nic w tym dziwnego, biorąc pod uwagę, jakie obiegowe opinie na ten temat funkcjonują.
Jesienią 1998 r. CBOS przeprowadziło sondaż, z którego wynika, że zdaniem 83% Polaków każda religia jest tak samo dobra, jeśli tylko pomaga człowiekowi jak najlepiej przeżyć swoje życie, dla 71% Polaków wszystkie religie prowadzą do tego samego celu (cyt. za „Nowe Państwo” nr 40/1998, s. 15). Czy można się dziwić, że wiele osób szokuje odwieczne nauczanie Kościoła w tej sprawie?
Dziękuję za słowa wsparcia oraz twórczą krytykę — ale martwi mnie, że niektórzy polemiści najwyraźniej nie rozumieli istoty moich poglądów, wkładając mi w usta tezę, że „nie można być zbawionym, nie będąc w Kościele rzymskim” albo że moim zdaniem święta Emerentiana zostanie potępiona. (Owa święta dziewica i męczennica zmarła w czasie słuchania katechez chrzcielnych — a więc przed chrztem z wody).
To prawda: jestem zwolennikiem rygorystycznej interpretacji dogmatu „nie ma Zbawienia poza Kościołem”, ale nie obejmuje ona ani twierdzenia, że nikt poza katolikami nie zostanie zbawiony, ani tym bardziej potępienia św. Emerentiany. Co więc się pod nią kryje? Aby to zrozumieć, trzeba przestudiować wszystkie sześć istniejących interpretacji tego dogmatu:
Czasami różnice są bardzo wysublimowane — ale przecież samo Pismo mówi, że kto by choć jedną jotę zmienił w nauce Chrystusa, ten będzie najmniejszym w Królestwie Niebieskim.
Papież Eugeniusz IV (1431-1447) w 1441 roku proklamował bullę, w której twierdził: Najświętszy Kościół Rzymski mocno wierzy, wyznaje i naucza, że nikt żyjący poza Kościołem katolickim, nie tylko poganin, ale także żyd i heretyk, i schizmatyk, nie będzie miał udziału w życiu wiecznym. Pójdą do wiecznego ognia, który został przygotowany dla diabła i jego aniołów, chyba że przed swoją śmiercią przyłączą się do Kościoła. Dlatego tak ważna jest jedność z ciałem eklezjalnym. Nikt, choćby przelał swoją krew w imię Chrystusa, nie może zostać ocalony, chyba że pozostaje w łonie Kościoła katolickiego (cyt. za angielskim tłumaczeniem ks. Morrisona). Teoretycznie powyższe słowa zakładają, że za pozostawanie poza jurysdykcją biskupa Rzymu grozi odpowiedzialność obiektywna, tj. niezależna od winy. Nie każdy, kto jest członkiem Kościoła katolickiego, zostanie zbawiony, ale zbawieni będą się rekrutować tylko spośród jego członków — to wydaje się najbardziej oczywistym wnioskiem ze słów papieża. Czy jednak bulla ta nie może zostać zrozumiana na inny sposób? Nie umiem na to pytanie odpowiedzieć.
Ks. Leonard Feeney w książce Bread Of Life z 1952 r. pisał: Chrzest z wody albo potępienie. Jeżeli nie pożądasz tej wody, nie możesz zostać usprawiedliwiony. Ale jeśli jej nie otrzymasz, nie zostaniesz zbawiony (cyt. za: „The Roman Catholic”, Summer 1999, s. 16). Interpretacja ta może być rozumiana jako bardziej łagodna niż Eugeniusza IV, ponieważ Tradycja naucza, że chrzty udzielane przez heretyków i schizmatyków są co do zasady ważne. (Wyjątek stanowią wspólnoty, które zmieniły formę albo materię sakramentu — dotyczy to głównie niektórych protestantów). Dopiero później, kiedy dziecko zaczyna dokonywać świadomych wyborów, pojawia się obex, czyli przeszkoda uniemożliwiająca mu korzystanie z łask płynących z chrztu. Przeszkodą jest wyznawanie heretyckiej doktryny albo uznawanie jurysdykcji schizmatyckich kapłanów. Jeśli dobrze rozumiem słowa ks. Feeneya (a zaznaczyć muszę, że nie znam całej książki Bread Of Life), to nie wyklucza on, że heretyk albo schizmatyk mogą zostać zbawieni — jeśli umrą między chrztem a pojawieniem się obexu (np. jako małe dziecko albo będąc ubezwłasnowolnionym jeszcze w dzieciństwie).
Poza Kościołem nie ma Zbawienia, a jedyny wyjątek to sytuacja, w której nie sposób człowiekowi przypisać żadnej winy. Żadnej! Ani w zamiarze bezpośrednim (chce pozostawać poza Kościołem), ani w zamiarze ewentualnym (godzi się na pozostawanie poza Kościołem). Poniższy jej przykład jest to fragment dzieła Wywod Prawdy Chrześcijańskiej ze Stanowiska Filozofii, Dogmatu i Historyi Augusta Nikolasa (wydanie polskie — Wilno 1870 r., z imprimatur bp. Mateusza Wołonczewskiego z 13 sierpnia Roku Pańskiego 1870). Zawiera on rozwinięcie myśli proklamowanych kilka lat wcześniej przez papieża Piusa IX (w 1854 r. i 1863 r.) — Turek, Pers, Indyanin, Chińczyk i. t. d. wszystkie te ludy zakładające cztery piąte rodzaju ludzkiego, gorzeć będą wiecznie w piekle, ponieważ przypadek nie dał im się urodzić Chrześcijanami… Wątpić o tem nie można: bo powiedziano jest: zewnątrz Kościoła nie ma Zbawienia. Co za okropne słowo! Młodym jeszcze będąc, dręczyłem się tem słowem. Jakto! Mówiłem sobie, tyle ludów, co nie są Chrześcijanami, nie znają nawet imienia Chrystusa, tyle innych pomarłych przed Jego przyjściem, mogąż być obwiniane o swe urodzenie, które jedynie od Boga zależy? (…) Powyższa nauka to najwyższa niedorzeczność, powiadają co dzień ludzie nawet prawi. I my zgadzamy się z nimi; lecz powiadamy: iż trzeba najwyższej niesprawiedliwości albo uprzedzenia, żeby zadawać ją Kościołowi katolickiemu (…) Maksyma zewnątrz Kościoła nie ma Zbawienia przeznacza karę; jest to więc prawo karne. Wszelka zaś kara dorozumiewa winę; wina też dorozumiewa dwa warunki: uczynek i zamiar. Są to zasady elementarne, które zawsze i w każdym kraju zdrowy rozsądek ludziom dyktował..
Odbywamy podróż w towarzystwie kilku przyjaciół i w nocy; w pociemku napadnieni jesteśmy od zbójców: zaczyna się bitwa: jeden z moich przyjaciół polega od ciosu, który wymierzyłem napastnikowi, drugi pod razami zbójcy. Wtem sprawiedliwość nas zachwytuje, i ja i ten zbójca popełniliśmy morderstwo. Wyjaśnia się rzecz: ona nieszczęsna pomyłka jest oczywistą; ale, bądźcokolwiek, zabiłem człowieka; prawo zaś karze zabójstwo śmiercią. Pytam się tedy czy będzie to prawo wymierzone równie na mnie jak i na zbójcę? Cóż za myśl niedorzeczna! Otóż, nie mniej też niedorzecznem byłoby stosować na oślep to prawo: zewnątrz Kościoła nie ma Zbawienia
Głosi ona, że coś takiego jak Kościół istnieje i jest on autentycznym środkiem Zbawienia. Ale świadome pozostawanie poza nim nie wyklucza Zbawienia, tylko je utrudnia, gdyż nie korzysta się wtedy z katolickich sakramentów. Według zwolenników tej tezy ktoś może w pełni świadomie nie przyjąć chrztu — ale jeśli człowiek ten żyje uczciwie, to i tak się zbawi. Innymi słowy, dla zwolenników takiej interpretacji dogmatu pozostawanie w Kościele nie jest kwestią konieczności, ale preferencji. Większość z nich przyznaje, że bycie katolikiem jest najmądrzejszą z tych „preferencji”, ale przez sam fakt posiadania „innych preferencji” nikt nie ściągnie na siebie potępienia.
Jej stronnicy przyjmują rozumowanie zawarte w punkcie 4. za prawdziwe w całości. Dokładają jednak do tego jeszcze jedną cegiełkę. Otóż zmieniają znaczenie słowa „Kościół”. Nie jest to już dla nich „unam, santcam, catholicam et apostolicam Ecclesiam” (jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół) złączony pod przewodnictwem papieża i katolickiej hierarchii, ale zbiór wszystkich związków wyznaniowych i sekt odwołujących się do chrześcijaństwa. Na przykład biskup Autun, msgr Le Bourgeois stwierdził: Dopóki nie osiągnie się jedności (wyznań chrześcijańskich) żaden Kościół sam z siebie nie może utrzymywać, że jest autentycznym Kościołem Jezusa Chrystusa (cyt. za „Zawsze Wierni. Prawdzie Katolickiej — Prawdzie Jedynej” nr 2/2000, s. 15). Ludzie wyznający taką interpretację również zazwyczaj uznają, że bycie „w Kościele” jest najmądrzejszą z „preferencji”, ale dla nich „być w Kościele” jednakowo oznacza protestantyzm, katolicyzm, prawosławie etc.
Faktycznie zaprzecza ona istnieniu dogmatu. Zdaniem jej zwolenników formuła o braku Zbawienia poza Kościołem to reakcyjny przesąd charakterystyczny dla wieków poprzednich, który Kościół powinien odrzucić. Klasycznym przykładem tej postawy są słowa Kiko Arguello, lidera tzw. neokatechumenatu, czyli jednego z posoborowych ruchów charyzmatycznych. Twierdzi on: Gdyby wszystkich, którzy są poza Kościołem, trzeba było wprowadzić do środka, moglibyśmy słusznie powiedzieć, że Jezus Chrystus zbankrutował po dwóch tysiącach lat, ponieważ dzisiaj tych, co rzeczywiście są w Kościele, jest bardzo mało. Jeśli jest misją Kościoła, by wszyscy do niego weszli, jakże Bóg mógłby pozwolić, że jest bardzo mało tych, którzy dzisiaj są w Kościele (…) Misja nie polega na tym, by wszystkich skłonić do wejścia i uczestnictwa w znaczeniu jurydycznym, lecz na tym, by ludzie zostali oświeceni przez Kościół i doszli do Ojca (…) Kościół pierwotny wcale nie uważał się za jedyną deskę ratunku, lecz za pewną misję w nurcie historii (…) My tak myślimy o Kościele: bez triumfalizmów, bez prozelityzmów, bez zamiaru zanoszenia Jezusa Chrystusa nie wiem już dokąd, ani żeby wszyscy do Kościoła wchodzili. (Cytat za: ks. Enrico Zoffoli, Czy droga neokatechumenatu jest prawowierna?, wyd. Antyk 1999 r.). Wynika z tego, że mamy być dobrymi ludźmi i dbać o to, by inni byli dobrymi ludźmi, nie zwracając uwagi na wyznania. Nota bene twierdzenie Kiko, jakoby Kościół pierwotny nie widział w sobie jedynej deski ratunku, jest fałszem. Sama formuła „nie ma Zbawienia poza Kościołem” pochodzi jeszcze z czasów pierwszych chrześcijan — nie mówiąc już o jasnych deklaracjach Chrystusa w tej sprawie.