Jesteś tutaj: Publicystyka » Inni publicyści » Asfa-Wossen Asserate: „Hajle Syllasje. Ostatni cesarz Etiopii” (Prolog: Kim był Hajle Syllasje?)

„Hajle Syllasje. Ostatni cesarz Etiopii” (Prolog: Kim był Hajle Syllasje?)

Asfa-Wossen Asserate

O rasie Teferim Mekonnynie, który w listopadzie 1930 roku objął tron cesarza Etiopii jako Hajle Syllasje, krąży w jego kraju następująca historia: wczesnym latem 1892 roku do rasa Mekonnyna, gubernatora etiopskiej prowincji Harer, którego żona wcześniej wielokrotnie wydawała na świat martwe dzieci, przybył pustelnik i przepowiedział: „Tym razem dziecko, które nosi pod sercem twoja żona, przyjdzie na świat zdrowe i będzie żyło. Wyrośnie z niego wspaniały młodzieniec. Jeszcze w młodości zostanie wyniesiony do roli władcy Etiopii i będzie rządził krajem surową ręką. Etiopia zyska dzięki niemu wielkość i dumę i zasłynie w całym świecie. On jednak ostatecznie własnymi rękoma zniszczy wszystko, co zbudował, i pozostawi kraj w ruinie”.

Kim był Hajle Syllasje, mężczyzna skromnej postury, lecz dumnego oblicza, który rządził Etiopią przez niemal sześćdziesiąt lat? Jedni przedstawiają go jako surowego dyktatora, inni czczą jak świętego. We wrześniu 1974 roku świat obiegły zdjęcia, na których wojskowi uczestniczący w puczu wyprowadzają z pałacu kruchego, wiekowego starca, a następnie wywożą dokądś jasnoniebieskim volkswagenem garbusem. Czterdzieści cztery lata wcześniej, kiedy odbywała się koronacja Hajle Syllasjego na nyguse negest, króla królów, cały świat przysłał swoich przedstawicieli do Addis Abeby na tę uroczystość. Relacje autorstwa Evelyna Waugha i innych korespondentów, które docierały wówczas do Europy, brzmiały jak opowieści z Księgi tysiąca i jednej nocy. Jako cesarz Etiopii ras Teferi przyjął imię Hajle Syllasje – „Moc Trójcy”. Jego dynastię wywodzono od biblijnego króla Salomona, świat nazywał go „Zwycięskim Lwem plemienia Judy”. Niecałe sześć lat po objęciu tronu król królów wystąpił w Genewie przed Zgromadzeniem Ligi Narodów. Do Etiopii wkroczyły faszystowskie oddziały Mussoliniego, a monarcha okupowanego kraju, wypędzony i przebywający na emigracji, wygłosił poruszający apel do sumień przywódców państw. Słowa, które wówczas wypowiedział, trafiły do książek historycznych: „Katastrofy są nieuniknione, jeśli wielkie państwa przyglądają się gwałceniu małego państwa”. W 1936 roku magazyn „Time” wybrał go człowiekiem roku. Pięć lat później, kiedy zjednoczone wojska etiopskie i brytyjskie wyparły z Etiopii czarne koszule Mussoliniego, Hajle Syllasje w tryumfalnym pochodzie powrócił z wygnania na etiopski tron.

W latach 50. ten „antyfaszysta na tronie” stanął na czele afrykańskiego ruchu antykolonialnego. Wielu przywódców afrykańskich do dziś uważa go za „ojca Afryki”. Nelson Mandela mówił o nim „afrykański gigant”. Bob Marley sięgał w swych pieśniach reggae do jego mów. W jednej z nich, zatytułowanej Black Man Redemption (Wyzwolenie czarnoskórych), artysta śpiewał: Coming from the root of king David, through the line of Solomon, His Imperial Majesty is the power of authority: spread out, spread out, spread out… – „Pochodzący z rodu króla Dawida, w prostej linii od króla Salomona, Jego Cesarski Majestat jest władzą i autorytetem. I rośnie, rośnie, rośnie w potęgę…”

Jak wielu rastafarian Bob Marley widział w Hajle Syllasjem nowo narodzonego Mesjasza. Istniały i istnieją również inne opinie: polski dziennikarz Ryszard Kapuściński w powieści Cesarz ukazał władcę Etiopii jako despotę kochającego przepych i otoczonego służalczymi dygnitarzami i klakierami. Hajle Syllasje zapoczątkował proces unowocześniania Etiopii na modłę Zachodu. Jednak etiopscy studenci, wysyłani przez władcę w ramach polityki modernizowania społeczeństwa w latach 50. i 60. ubiegłego wieku do Europy Zachodniej i Stanów Zjednoczonych, szybko dostrzegli ekonomiczne i polityczne zacofanie ojczystego kraju w stosunku do rozwiniętych demokracji Zachodu i zaczęli wychodzić na ulice. Jesienią 1973 roku, na rok przed obaleniem Hajle Syllasjego, świat obiegły zdjęcia dziesiątek tysięcy umierających dzieci z etiopskich prowincji Wollo i Tigraj, które stały się ofiarami katastrofy głodu.

Kim był Hajle Syllasje?

Prawie wszyscy, którzy znali go osobiście, ulegali charyzmie, jaką wokół siebie roztaczał. Osobisty lekarz cesarza, doktor Sassard, Francuz, pisał: „Każda rozmowa staje się kolejną okazją do podziwiania tego suwerena, który tak różni się od otaczających go ludzi i własnego narodu. W jego nieruchomej twarzy żywe wydają się tylko oczy, błyszczące, widzące jakby daleko, niezwykle mocne w wyrazie. Potrafią wyrazić zarówno nudę, jak i uprzejmy brak zainteresowania, chłodną ironię, a nawet złość. Ludzie należący do jego dworu w lot odczytują wyraz oczu monarchy i szybko się wycofują, jeśli jego wzrok najpierw obojętnieje, a potem staje się pozbawiony wyrazu. Z drugiej strony, kiedy ma on do czynienia z Europejczykami, jego spojrzenie bywa łagodne, życzliwe, ujmujące, a nawet szczere”1.

Moje pierwsze wspomnienie związane z cesarzem Etiopii pochodzi z czasów dzieciństwa, z 1956 roku. Miałem wtedy osiem lat i zachorowałem na świnkę, która nie ustępowała pomimo stosowanego leczenia. Lekarze w szpitalu imienia Hajle Syllasjego w Addis Abebie postanowili poddać mnie operacji, podczas której zamierzali usunąć fragmenty zainfekowanych ślinianek. Do dziś pamiętam ten zabieg: wprowadzenie w stan narkozy za pomocą eteru i wymioty po wybudzeniu. Kiedy świadomość powoli zaczęła mi powracać, pierwszą osobą, której twarz zobaczyłem, był ni mniej, ni więcej tylko król królów, nyguse negest. Miał na sobie mundur marszałka z narzuconą nań kabą, to jest zwyczajowym etiopskim długim płaszczem noszonym przez arystokratów. Obok niego stali mój dziadek, ras Kassa, i mój ojciec, ras Asserate, i przyglądali mi się z niepokojem. Cesarz położył mi rękę na czole i powiedział: „Jeszcze chwila cierpliwości, mój chłopcze, w nagrodę będą wkrótce lody”. Potem pożegnał się po francusku z dyrektorem szpitala, profesorem Leutze narodowości niemieckiej, i obecnym tam również niemieckim chirurgiem oraz podziękował im za ich pracę. Później dowiedziałem się, że operujący mnie lekarz w podzięce od cesarza otrzymał złotą monetę, a od moich rodziców złote guziki do mankietów. Dla mnie zaczęły się dni rajskiego próżnowania. Przez cały tydzień do szpitalnego łóżka przysyłano mi w wielkim termosie ozdobionym złotym cesarskim lwem lody w najróżniejszych odmianach i o różnych smakach. Te delicje przygotowywał każdego dnia sam szef kuchni z pobliskiego pałacu Guenete Leul, Szwajcar z pochodzenia.

Niezapomniane jest też dla mnie wspomnienie cesarza podczas festynu Czerwonego Krzyża, odbywającego się corocznie w Addis Abebie na Łące Jego Cesarskiej Mości. Niewiele było wydarzeń, na które my, dzieci, czekaliśmy z podobną ekscytacją. Rezydujące w Etiopii ambasady rozbijały wtedy swoje namioty, w których sprzedawano specjalności danego kraju, a dochód przeznaczano na rzecz Czerwonego Krzyża. Moim kuzynom i mnie wolno było towarzyszyć cesarzowi, kiedy ten obchodził namioty. I wszędzie, gdzie się zatrzymywał, obdarowywano go jakimś prezentem, który – jeśli nie była to butelka wina czy wódki – przekazywał nam, dzieciom, zanim zdążyliśmy dojść do następnego namiotu. I w ten sposób na festynach Czerwonego Krzyża zyskałem podarowaną przez namiot ambasady niemieckiej lalkę w ludowym stroju szwarcwaldzkim, a innym razem szwarcwaldzki zegar z kukułką, który zajmował potem honorowe miejsce w salonie naszego domu. Zafascynowany stałem często przed tym zegarem i czekałem, żeby co godzina obserwować kukułkę wyłaniającą się z drewnianego domku i słyszeć jej kukanie odbijające się echem w pokojach naszej willi.

Żywo mam również przed oczami przejażdżki z cesarzem po Addis Abebie. Każdego popołudnia Hajle Syllasje wsiadał do jednego ze swoich automobili, żeby sprawdzić, jak w kraju przestrzega się prawa. I nam, dzieciom, wolno było niekiedy towarzyszyć mu w tych wyjazdach. Cesarz często brał chryslera, którego otrzymał w podarunku od prezydenta Roosevelta; była to limuzyna typu stretch z trzema rzędami siedzeń, która niesłychanie mnie fascynowała. Pasażerów oddzielała od szofera szklana przegroda obramowana różowym drewnem. Intarsje w drewnie układały się w dole ramy w trzy litery: H.I.M – His Imperial Majesty (Jego Cesarska Mość). My, dzieci, mogliśmy zajmować środkowy rząd siedzeń, z przodu obok szofera siedział adiutant cesarza, a za nami Jego Cesarska Mość. Cesarzowi sprawiało radość – jak niegdyś konsulom w starożytnym Rzymie – wręczanie datków żebrakom w trakcie tej przejażdżki przez miasto. Czasami dawał nam plik banknotów, a my, dzieci, wysuwaliśmy je przez szczelinę uchylonej w samochodzie szyby. Nie trzeba było nic więcej; natychmiast wyrywały je ręce wyciągające się ku nam ze wszystkich stron.

Mnie jako dziecku niełatwo było zrozumieć, że z jednej strony cesarz jest częścią naszej wielkiej rodziny – mój dziadek, ras Kassa Hajlu, był jego kuzynem i jednym z najwierniejszych jego towarzyszy od dzieciństwa aż po starość – a jednocześnie kimś niedostępnym. Był królem królów, Abbaba Janhoy, Wielkim Ojcem Narodu, któremu kłaniali się wszyscy z jego otoczenia i padali przed nim na ziemię dla okazania czci. Ja również zawsze tak go odbierałem – otoczonego aurą władcy – z jednym jedynym wyjątkiem. Zdarzyło się to w latach 60. w Erytrei. W drodze do Asmary cesarz zatrzymał się w Erytrei w pałacu wicekróla, gdzie mój ojciec pełnił obowiązki gubernatora generalnego erytrejskiej prowincji. Pewnego popołudnia Hajle Syllasje odwiedził nas wraz ze swoim kuzynem, rasem Ymru, w prywatnej rezydencji mego ojca. Zwrócił wtedy uwagę na salon z bilardem. Najwyraźniej miał ochotę zagrać. Poklepał po plecach rasa Ymru, który był od niego nieco młodszy, choć wyglądał na starszego, i zawołał: „Chodź, stary druhu! Pamiętasz, jak w młodości grywaliśmy w domu Lydża Ijasu? Pokaż nam, czy jesteś jeszcze w formie!”. Ras Ymru roześmiał się, cesarz zdjął marynarkę i wręczył ją memu ojcu. „Chodź, Asserate, ty też!”, rzucił ras Ymru memu ojcu. Marynarka Jego Cesarskiej Mości powędrowała do mnie i cesarz rozpoczął grę. Już po kilku uderzeniach widać było, że Hajle Syllasje ma wyraźną przewagę nad oboma towarzyszami, którzy wspólnie grali przeciw niemu, choć nikt nie widział nigdy cesarza w Addis Abebie z kijem bilardowym w rękach. Było to pierwszy i ostatni raz, gdy cesarz stał przede mną w koszuli z krótkim rękawem. Opuściła go powaga jego urzędu, w tym momencie był po prostu mężczyzną grającym w bilard. A ja nie ruszałem się z miejsca. Z cesarską marynarką w wyciągniętej ręce zafrapowany patrzyłem, jak cesarz wbija do łuz kulę za kulą. Kiedy również ostatnia z kul, ósemka, znikła w jednej z łuz, cesarz odłożył kij, a ja podałem mu marynarkę. Włożył ją na siebie i w mgnieniu oka znowu stał się cesarzem Etiopii.

Podczas wszystkich tych spotkań z kuzynem mojego dziadka polityka nigdy nie stanowiła tematu ich rozmów. Sam tylko raz wdałem się z cesarzem w krótką rozmowę na temat sytuacji politycznej w kraju; było to podczas ostatniej wizyty Hajle Syllasjego w Niemczech, 12 września 1973 roku, dokładnie na rok przed wyprowadzeniem go z pałacu w Addis Abebie przez oficerów uczestniczących w puczu. Jesienią tego roku po świecie rozeszły się przerażające zdjęcia ofiar katastrofy głodu w etiopskich prowincjach Tigraj i Wollo. Ja sam zorganizowałem we Frankfurcie nad Menem, gdzie studiowałem, koncert benefisowy na rzecz tak zwanych latających lekarzy pracujących dla ludności w Etiopii, podczas którego zdołaliśmy zebrać pokaźną sumę pieniędzy. Przed pałacem w Stuttgarcie, w miejscu spotkania cesarza z premierem Badenii-Wirtembergii, Hansem Filbingerem, zebrał się wielki tłum. Większość wznosiła okrzyki na cześć cesarza i powiewała flagami w barwach Etiopii, znaleźli się też jednak studenci pobliskiego Uniwersytetu Hohenheim, którzy trzymali w górze plakaty z hasłami w rodzaju „Hajle Syllasje – wracaj do domu i nakarm swój głodujący naród!” i „Walka z imperializmem!”, a także rozdawali ulotki. Cesarza z jego świtą ulokowano na zamku Monrepos położonym nad jeziorem. Tam zostałem wezwany do niego na audiencję.

Kiedy wszedłem do salonu, cesarz podał mi jedną z ulotek kolportowanych przez protestujących studentów i wykrzyknął: „Przetłumacz mi to!”. Zastanawiając się gorączkowo, jak wyplątać się z niewdzięcznej roli, zapytałem: „Czy nie byłoby lepiej, Wasza Wysokość, przekazać tę ulotkę ministerstwu spraw zagranicznych, żeby przełożył ją oficjalny tłumacz?”. „Czy wysyłaliśmy cię do Niemiec po to, żebyś ani razu nie mógł dla nas czegoś zrobić?” – odparł cesarz. Odpowiedziałem: „Wasza Cesarska Mość, proszę wybaczyć: to nie Wasza Wysokość, lecz mój ojciec wysłał mnie do Niemiec”. „I ty uważasz, że on nie należy do nas?” – odparł Hajle Syllasje, patrząc na mnie intensywnym wzrokiem. „Z pewnością, Wasza Wysokość!” Wziąłem do ręki ulotkę i zacząłem na głos tłumaczyć jej tekst na język amharski. Był to nieskładny pamflet samozwańczej Ligi Przeciwko Imperializmowi. Tłumaczyłem głosem świadomie pozbawionym emocji z głową pochyloną nad ulotką. Chwilami zacinałem się, szukając w głowie amharskiego odpowiednika takich zwrotów jak „sługus imperializmu” czy „zysk kapitału monopolistycznego”. Cesarz starał się panować nad wyrazem swej twarzy. Czułem, że to, co mówię, wywiera na nim wrażenie. Kiedy skończyłem, zapadła krępująca cisza. Nagle spytał: „Nawiasem mówiąc, kto ci powiedział, że Etiopczycy głodują?”. Wiedziałem, że nie ocenia pozytywnie mojej akcji zbierania pieniędzy na lekarzy w Etiopii, ale byłem gotów się bronić.

„Wasza Wysokość – odrzekłem ostrożnie – nie sądzę, żebym robił coś niezgodnego z prawem. Latający lekarze wykonują ważną pracę, dowiedli tego w Kenii. Jestem przekonany, że służy to naszemu krajowi”. Hajle Syllasje milczał przez chwilę, a potem powiedział: „Zacząć potrafi każdy, lecz doprowadzić rzecz do końca to dopiero sztuka”. Lekko przekrzywił głowę, jego ciemne oczy błyszczały. Potem dodał: „Porozmawiamy jeszcze w Addis Abebie”. Audiencja była skończona. Skłoniłem się i opuściłem pomieszczenie. Kilka miesięcy później liczące kilka tysięcy lat cesarstwo Etiopii miało już przejść do historii.

Asfa-Wossen Asserate, Hajle Syllasje. Ostatni cesarz Etiopii, tłumaczenie: Urszula Poprawska, seria: Biografie Sławnych Ludzi, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2022, ss. 320, oprawa twarda, ISBN: 978-83-8196-340-4.

Kim był Hajle Syllasje? Do grona osób, które najbardziej wiarygodnie mogłyby na to odpowiedzieć, należy dwóch moich najbliższych krewnych. Mój dziadek, ras Kassa Hajlu, był, jak wspomniałem, kuzynem cesarza i przez dziesiątki lat jego najbliższym zaufanym. Ras Kassa Hajlu jako „cesarski książę” i leul-ras, główny generał etiopskiej armii, był jednym z czołowych etiopskich polityków tamtego czasu. W 1916 roku, kiedy Hajle Syllasje został wyznaczony przez radę koronną na władcę państwa, ras Kassa zrezygnował z ambicji do tronu. Walczył po stronie cesarza przeciwko włoskim agresorom i poszedł z nim na emigrację. Także mój ojciec, ras Asserate Kassa, służył cesarskiemu domowi, pełniąc różne funkcje. Wzrastał w pałacu cesarskim, a będąc na emigracji, uczęszczał do Monkton Combe School w Bath i uzyskał stopień oficera na akademii wojskowej w mieście Soba w pobliżu Chartumu, która była bliźniaczą szkołą akademii wojskowej w Sandhurst w Anglii. Wiosną 1941 roku, mając 18 lat, wjechał w angielskim mundurze w wojskowym orszaku cesarza do Etiopii. Po wojnie ras Asserate poznał różne prowincje kraju, sprawując w nich kolejno urząd gubernatora Gonderu, Woleggi, Arusi i Szeua – na terenie tej ostatniej leży stolica Addis Abeba – a później też gubernatora Erytrei. W ostatnich latach życia pełnił funkcję prezydenta cesarskiej rady koronnej, co wedle protokołu było najwyższym urzędem w cesarstwie etiopskim po królu królów. Mój dziadek zmarł w 1957 roku, w okresie rozkwitu rządów Hajle Syllasjego; mój ojciec natomiast był jednym z 60 cesarskich dygnitarzy, którzy podczas krwawej nocy, 23 listopada 1974 roku, w kilka tygodni po aresztowaniu Hajle Syllasjego, zostali zamordowani. Miał wtedy 52 lata.

Ani mój dziadek, ani ojciec nie mieli okazji spisać świadectw dotyczących czasu, jaki przeżyli z cesarzem, choć o wielu sprawach mogliby opowiedzieć2. Pewne zdarzenia, w których uczestniczyli, będąc blisko cesarza, krążyły w naszej rodzinie w opowieściach. Myśl o napisaniu książki o kuzynie mego dziadka towarzyszyła mi od dawna, nie chciałem jednak zadowolić się publikacją ograniczoną do rodzinnych wspomnień. Obszernych, poważnych biografii opisujących życie Hajle Syllasjego od najwcześniejszych lat aż po lata ostatnie istnieje niewiele. To przede wszystkim efekt tego, że politycy, którzy doszli do władzy po upadku cesarstwa, robili wszystko, żeby zatrzeć wspomnienie tamtych czasów.

Ta determinacja, by dokonać przełomu w historii, nie zatrzymała się przed archiwami cesarskiego pałacu i cesarskiego ministerstwa pióra; ich zasoby zostały rozpędzone na cztery wiatry. Utrudnia to pracę historykom badającym okres cesarstwa Etiopii. Wprawdzie Hajle Syllasje spisał swoje wspomnienia do roku 1945, zawierają one jednak bardzo niewiele informacji o tym, co naprawdę poruszało cesarza. Podczas gdy w Europie opisywanie historii XX wieku w sposób oczywisty opiera się na ogromnej liczbie archiwów i dokumentów, to materiał źródłowy dotyczący historii Afryki w ogólności, a Etiopii w szczególności, jest niezwykle ograniczony. Przeważająca część źródeł pisanych jest pochodzenia zachodniego – memoranda i protokoły zachodnich ambasad, opisy podróży do Afryki, wspomnienia i reportaże. Niemało tych źródeł dowodzi, że ich autorzy opisują obcy dla siebie kraj i w związku z tym ulegają aż nadto zrozumiałej tendencji, by obce dla nich zjawiska przybliżać poprzez ich upiększanie. Dotyczy to książek autorów angielskich, amerykańskich i niemieckich poświęconych Hajle Syllasjemu.

Książka, którą oddaję czytelnikom do rąk, nie pretenduje do miana biografii naukowej, postarałem się jednak o źródła i dokumenty naukowe oraz podjąłem wiele wysiłków, by możliwie obiektywnie przedstawić opisywane fakty. W trakcie zbierania materiałów przeprowadziłem wiele rozmów z członkami rodziny cesarskiej, z ówczesnymi ministrami i osobistościami cesarskiego rządu, a także z wieloma osobami, które krytycznie oceniały postać Hajle Syllasjego. Moja publikacja nie ma też ambicji, by stać się obowiązującą biografią ostatniego cesarza Etiopii, jest tylko przybliżeniem jego postaci. Mam nadzieję, że zapoczątkuje ona serię podobnych publikacji, trzeba bowiem wielu kamyków dla stworzenia mozaiki, która złoży się na pełny wizerunek tego władcy.

Historia Hajle Syllasjego jest też historią XX wieku – jego przełomów, obietnic i potworności. W roku 1916, kiedy ras Teferi wstępował w Etiopii na tron cesarza, w Berlinie rządził jeszcze cesarz Wilhelm II, w Wiedniu cesarz Franciszek Józef I, a w Moskwie car Mikołaj II – koronowani władcy, których rządy nieodwołalnie chyliły się ku końcowi. Także Hajle Syllasje był dzieckiem swego czasu, naznaczonego myśleniem charakterystycznym dla końca XIX i początku XX wieku. W roku, w którym został strącony z tronu, urzędował już tylko jeden monarcha, który wcześniej od niego piastował cesarski tron – japoński cesarz Hirohito. Wszystkich innych – większość o wiele dziesiątków lat – cesarz Etiopii przeżył. W roku 1974 wraz z nim i za jego sprawą zakończyła się historia kraju licząca 3 tysiące lat. W klamrze tych wydarzeń mieści się burzliwe, poruszające życie Hajle Syllasjego.

Asfa-Wossen Asserate, styczeń 2014 roku

Asfa-Wossen Asserate, Hajle Syllasje. Ostatni cesarz Etiopii, tłumaczenie: Urszula Poprawska, seria: Biografie Sławnych Ludzi, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2022, ss. 320, oprawa twarda, ISBN: 978-83-8196-340-4.


1 Cyt. w „Time”, 8 stycznia 1936 roku.

2 Jedną część jego listów i dzienników, które znajdują się w moim posiadaniu i które wzbogaciły znacząco treść mojej książki, mam zamiar opublikować w najbliższym czasie.

PMK Design
© Organizacja Monarchistów Polskich 1989–2024 · Zdjęcie polskich insygniów koronacyjnych pochodzi z serwisu replikiregaliowpl.com.