Jesteś tutaj: Publicystyka » Adrian Nikiel » Konsekwencja rewolucji modernistycznej
Zemsta piekieł dopełnia się
Kat „Czas zemsty”
W artykule opublikowanym na portalu Fronda.pl pan redaktor Tomasz Terlikowski kilkakrotnie przywołuje „dzień papieski”. W „dniu papieskim” odbyły się bowiem wybory parlamentarne 2011 r., które skrajną lewicę uczyniły istotną siłą polityczną w Polsce. Jej program, jej liderzy to iście piekielny wymiot. Red. Terlikowski nie kryje gniewu, gdyż dla niego ten dzień jest świętem, ale pomija rzeczywiste uwarunkowania, dzięki którym „Enthrone Darkness Triumphant”. Za panem red. Stanisławem Michalkiewiczem można by powtórzyć, że nie ma przypadków, są tylko znaki.
Z sedewakantystycznego punktu widzenia sprawa jest dość prosta. W ciągu minionych kilkudziesięciu lat Kościół został zniszczony od środka rękoma najwyższych hierarchów i szeregowych duchownych. Rewolucja miała charakter odgórny, gdyż ludzie niesłusznie uważani za papieży i posługujący się swoim rzekomym autorytetem otworzyli Kościół na zalew herezyj. W konsekwencji zatem można mówić o Nowym Kościele, który z katolicyzmu wziął szyld „katolicki” na oznaczenie nowych treści, a obok niego – o katakumbowym Kościele, który egzystuje w postaci nielicznych grup rozsianych po świecie, tam gdzie docierają ważnie wyświęceni kapłani z Mszą Świętą w tradycyjnym rycie łacińskim i ważnymi sakramentami.
Przypominam te oczywistości, gdyż w przypływie czarnego humoru można by sparafrazować pana prezydenta i krótko podsumować zaistniałą sytuację słowami: jaki papież, taki dzień papieski. Tu jednak mniej zorientowani Czytelnicy mogliby się oburzyć, więc wyjaśniam…
Nowy Kościół, choć zapewne chciałby mieć rząd dusz w Polsce, wyzbył się narzędzi umożliwiających mu oddziaływanie na wyborców, gdy przyjął za swoje idee rewolucyjne, które można streścić w stwierdzeniu człowiek jest drogą Kościoła. Nowy Kościół zaakceptował poglądy zwane anty-Syllabusem, wśród nich wolność religijną i demokrację, rzekome prawo do obecności błędu w życiu politycznym. Nowy Kościół jest – być może – silny siłą struktur, siłą własności przejętej od Kościoła katolickiego, ale nie ma w nim „mocnych idei”.
Wielokrotnie czytałem wypowiedzi wrogów katolicyzmu czy, szerzej, chrześcijaństwa, że odrzucili chrześcijaństwo i gardzą nim ze względu na słabość Kościoła. Rzecz jasna, w rzeczywistości mieli wówczas na myśli Nowy Kościół albo (gdzieś w Europie) jakieś wspólnoty protestanckie. Symbolicznym wyrazem tej zamierzonej słabości, której Nowy Kościół obecnie zbiera owoce, było wyzbycie się tiary przez Pawła VI w 1965 r., czyli demonstracyjne wyrzeczenie się władzy niebiańskiej, ziemskiej i nad duszami w czyśćcu. Wyrzeczenie się roszczeń do Prawdy.
Tak więc p. Terlikowski powinien rozważyć, czy istnieją jakiekolwiek powody, aby ten osobliwy „dzień papieski”, poświęcony osobie, która papieżem nie była, stał się jakimś szczególnym punktem odniesienia, wyrzutem sumienia dla Polaków podążających ścieżką lewej ręki. Polska – przede wszystkim! – wymaga ewangelizacji, potrzebuje odrodzenia katolickiego. Fałszywa metapolityka jest, jak widać, matką błędnej polityki. Dopiero gdy zerwiemy z mitem papieża-Polaka, który miałby nas do czegoś zobowiązywać, staniemy w Prawdzie. Ale można podejrzewać, że Polska musi najpierw do dna wychylić kielich nieczystości.
Dopóki działania środowisk uznających się, bardziej lub mniej słusznie, za Prawicę wynikać będą z błędnych założeń metapolitycznych, wojna – którą w swoim artykule proklamował p. Terlikowski – zawiśnie w powietrzu jako pustosłowie. W walce duchowej nie można zwyciężyć, gdy już na wstępie przyjmuje się warunki jednostronnie wyznaczone przez przeciwnika. Gdy temu przeciwnikowi z góry przyznaje się przynajmniej częściową rację. A Nowy Kościół, z którym p. Terlikowski się identyfikuje, zaistniał właśnie dlatego, że stworzony został na fundamencie idei rewolucyjnych, jednoznacznie potępionych przez Magisterium Kościoła.
Redaktor Terlikowski wzywa idziemy na wojnę, lecz najpierw trzeba ustalić, z kim i przeciwko komu, w imię czego mamy podjąć walkę. Bez tych ustaleń synonimem „wojny Terlikowskiego” staną się ataki na oślep…
Wyniki jakichkolwiek wyborów, zwycięskich czy przegranych, nie są ważne sui generis1. Wszyscy wiemy, że demokracja to farsa. Istotne jest tylko to, że w „dzień papieski” znacząca część Polaków zamanifestowała, iż nie życzy sobie Społecznego Panowania Chrystusa Króla. To nie jest kryzys polityczny. To jest kryzys cywilizacyjny, który pustoszy nie tylko Polskę, lecz skutecznie gangrenuje całą Christianitas.
Już po napisaniu tego artykułu, lecz przed jego publikacją, na innym portalu kojarzonym z Prawicą (i bacznie obserwowanym przez lewactwo, o czym warto pamiętać) pojawiło się wezwanie, które przetłumaczone na język niemiecki brzmiałoby prawdopodobnie Wollt ihr den totalen Krieg? Nie ferując jeszcze żadnych ocen, lecz opierając się na dotychczasowych doświadczeniach, chciałbym mieć nadzieję, że ta wojna nie skończy się czymś, co będzie raczej przypominało bójkę w barze. To jednak dziwne, że do rozpętania wojny totalnej najchętniej wzywają ci, którzy nie służyli w wojsku…
Nie można zapominać, że wrogiem jest barbarzyński System demokratyczny, ludzie, którzy mu służą – zwalczać należy całą „bandę pięciorga”.
1 Zło tkwi w samej istocie demokracji. W dodatku wyniki wyborów z 9 października zostały z góry ustawione, gdy listy Nowej Prawicy nie doczekały się rejestracji w całej Polsce. Co oczywiście nie zmienia farsowego charakteru procedur, w których Polacy muszą uczestniczyć.