Jesteś tutaj: Publicystyka » Adam Danek » Legenda „konserwatywnego Krakowa”
Na ideowo-politycznej mapie Polski Kraków figuruje jako czołowy w kraju ośrodek konserwatywny. Wszyscy przecież pamiętają, jak piękną kartę zapisał w czasach komunistycznej dyktatury. 3 maja 1946 r. komuniści musieli użyć sił bezpieczeństwa do spacyfikowania masowych demonstracji patriotycznych („Nie rzucim żłobu, skąd nasz ród/I słodkie nam pomyje./My PPR-u wierny lud;/Potężne mamy ryje./Twierdzą nam będzie każdy żłób,/Tak nam dopomóż wróg!” – śpiewali wówczas o nich studenci). W roku następnym „referendum ludowe” zakończyło się ich spektakularną porażką. To tu na tronie biskupim zasiadał kardynał Wojtyła, to tu bezpieka popełniła morderstwa na Stanisławie Pyjasie i Bogdanie Włosiku. W latach osiemdziesiątych na ulicach Krakowa w chmurach gazu łzawiącego rozgrywała się wojna antykomunistycznej opozycji z zomowcami i esbekami; do najgwałtowniejszych należały starcia wywołane protestami przeciw temu, co opozycyjni zadymiarze nazywali „zdradą okrągłego stołu”. Zasługi Krakowa najlepiej wydaje się potwierdzać największe blokowisko w Polsce – Nowa Huta, zbudowana przez komunistów jako „robotnicza pięść wymierzona w gniazdo reakcji”. Poza jej kominami na miasto spogląda też z wysokości swego wzgórza Zamek Wawelski – polska idea utrwalona w materii, symbol chwały minionej, lecz nie zapomnianej. Tak, „krakowski konserwatyzm” stał się wręcz przysłowiowy. Tylko zamieszkali w Krakowie konserwatyści jakoś w niego nie wierzą.
Właściwe znaczenie terminu „konserwatyzm krakowski” odbiega od potocznego – to nazwa luźnego nurtu w myśli politycznej, który zanikł w latach trzydziestych ze śmiercią swych epigonów (prof. Władysława Leopolda Jaworskiego w 1930 r., prof. Michała Bobrzyńskiego w 1935 r., prof. Stanisława Estreichera w 1939 r.); nie każdy jest jednak historykiem idei. Każdy natomiast wie, kogo ów „konserwatywny” i antykomunistyczny gród wybrał na swego prezydenta w 2004 r. – człowieka, który co roku 1 maja składał kwiaty pod betonowym totemem, wzniesionym w PRL ku czci komunistycznych prowokatorów tzw. „krwawej wiosny” 1936 r. i ciepło wypowiadał się w mediach o niesławnej akcji „Niech nas zobaczą.” Raz można się dać oszukać, ale w pełni już świadomi powyższych faktów Krakowianie obrali go niedawno ponownie. Osobliwy to „konserwatyzm”, czyż nie? Antykomunizm natomiast niejedno ma imię – w latach osiemdziesiątych obok opozycjonistów katolickich czy niepodległościowych rzucał w ZOMO kamieniami znany anarchista i lewak, Marek Kurzyniec.
To przykre, ale po bliższym przyjrzeniu się miastu św. Stanisława i pamiętnych Stańczyków legenda „konserwatywnego Krakowa” okazuje się często daleka od prawdy. Patriotyczne pochody w święta 3 maja i 11 listopada wciąż gromadzą tłumy, ale z roku na rok zanika pobożny zwyczaj skandowania „Precz z komuną!” na widok postkomunistycznych dygnitarzy i prania w nich jajami. W najstarszej części miasta działa szereg knajp dla „społeczności LGBT” (tzn. zboczeńców wszelkiego asortymentu), a właściwie wielu lokali nieprzeznaczonych dla żadnych egzotycznych „społeczności” uznają za stosowne naklejać na drzwiach nalepki z napisem „gay friendly”. W „konserwatywnym Krakowie” roi się od organizacji w stylu: Młodych Socjalistów, Forum Liberałów (taka Unia Wolności, tylko średnią wieku ma trzy razy niższą), Komitetu Wolny Kaukaz (lewacy-anarchiści), Grupy Interwencji Kryzysowych (lewacy-„antyfaszyści”), Stowarzyszenia Lambda i Fundacji eFKa (feminazistki) – zwykle niezbyt liczebnych, na szczęście. No i jeszcze Krakówek… Czym jest stołeczna Warszawka, wie każdy czytelnik niniejszego tekstu. Nie wszyscy słyszeli za to o analogicznym środowisku lewicowych artystów, uczonych, dziennikarzy i „autorytetów moralnych” znanym jako Krakówek. Tak, tak, Królewski Gród także szczyci się własnym różowym Salonem, gdzie pragnie się dostać każdy prawomyślny wykształciuch, by móc pobierać nauki bezpośrednio od prof. Zolla i upajać się twórczością p. Sikorowskiego, nadwornego muzykanta Michnika i Geremka. Wszystko to cieszy zapewne prężnie działający lokalny oddział „Gazety Wyborczej” (ma wspólny personel z osławionym „Obłudnikiem Powszechnym”), który ma co stawiać za wzór mieszkańcom Ciemnogrodu. Krakowianie lubią co prawda manifestować powierzchowny tradycjonalizm (w sensie sentymentalnym, nie filozoficznym, rzecz jasna) – na przykład powiesić tu czy tam portret Franciszka Józefa – ale jak to pozory, nie przekłada się on na realne postawy.
Proszę mnie jednak nie posądzać o czarnowidztwo. Powszechna w Ciemnych Wiekach współczesności prostytucja umysłowa dotknęła też Krakowa, lecz nie włada nim niepodzielnie. Postęp uczynił liczne wyłomy w murach Królewskiego Grodu i wtargnął głęboko do wnętrza, niemniej nie tak znowu łatwo przychodzi mu się tu utrzymać. Miejscowa „Gazeta Wyborcza” ma też co demaskować, piętnować i potępiać. Cierniem w zadku tkwi jej zwłaszcza krakowskie Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. ks. Piotra Skargi, którego kampanie przeciw anschlussowi Polski przez UE, dzieciobójstwu i promocji zboczeń objęły cały kraj. Tylko w Krakowie rezydują księża z Bractwa św. Piotra, umożliwiając mu dostęp do skarbów Mszy Wszechczasów. Co niedzielę szczelnie wypełnia się tutejsza kaplica Bractwa św. Piusa X. W Krakowie osiadł również jedyny polski kapłan sedewakantysta, ks. Rafał Trytek. Z innej strony wartościowych inspiracji dostarcza wydawany tu dwumiesięcznik „Arcana”, którego łamy wypełniają pióra najlepszych publicystów prawicy rozmaitych odcieni (kto pamięta, że to on – a nie springerowski „Dziennik” – jako pierwszy, jeszcze w latach dziewięćdziesiątych, ujawnił głośne konszachty Kuronia z SB?). Z kolei Ośrodek Myśli Politycznej prof. prof. Ryszarda Legutki i Bogdana Szlachty mozolnie wydobywa z zapomnienia spuściznę rodzimych prawicowych myślicieli: klasyków konserwatyzmu, przedwojennych sowietologów oraz teoretyków wolnego rynku (niesłusznie zapoznana Krakowska Szkoła Ekonomiczna wyprzedziła von Hayeka o dziesiątki lat).
Rekapitulując, nil desperandum. Prawdziwa Prawica stanowi w Krakowie podziemie – bo stanowi je wszędzie, za to pod Wawelem posiada bogate tradycje, dzięki którym może łatwiej znaleźć tu punkty oparcia. Królewski Gród nie jest konserwatywny (proszę mi dziś pokazać konserwatywne miasto), a mimo to wciąż wydaje się najlepszym miejscem, by śnić „sen o szpadzie” i wprawiać dłoń do kaduceusza.