Jesteś tutaj: Publicystyka » Adrian Nikiel » Monarchia, komunizm, postkomunizm
Belgia Wschodu ze stolicą w Małym Paryżu, pogranicze środkowoeuropejskie zawsze na krańcach imperiów – obszar złożony z kilku przez długie wieki osobnych, wymagających odgórnie narzuconej integracji krain, którego złoty wiek przypadł na dekady spędzone pod władzą wywodzących się z Niemiec monarchów. Państwo postawione na głowie przez komunistycznych oprawców, od czasów II wojny światowej do 1989 roku miotających się od wrogości wobec tradycyj narodowych do szowinizmu. Naród poszukujący korzeni i tożsamości, którego większość architektonicznych zabytków runęła pod naporem sił natury i (znacznie gorszej) gigantomanii Mikołaja Ceauşescu. Cerkiew prawosławna niestawiająca oporu, kiedy zbrodniarz kazał burzyć świątynie. Królestwo – dodam jeszcze od siebie – którego ostatni prawowity władca, Jego Królewska Mość król Michał I, po powrocie z kilkudziesięcioletniego wygnania nie zamierza bynajmniej stanąć na czele kontrrewolucji, lecz wyraża aprobatę dla demokracji i przeprowadza rewolucję ustrojową, bezprawnie próbując odsunąć od następstwa tronu Jego Wysokość xięcia Karola Fryderyka i narzucając w roli sukcesorki korony swoją córkę. Ten fenomen króla – „białego rewolucjonisty” potwierdza zresztą tezę, że Rumuni specjalizują się w drobnych rozwiązaniach indywidualnych, tylko kumulując napięcia1.
Taką Rumunię – chaotyczną, inną od sąsiednich krajów, a tym bardziej egzotyczną z perspektywy „Zachodu”, łacińską wyspę obciążoną poczuciem niższości – poznajemy na łamach xiążki pana prof. Lucjana Boi, historyka z Uniwersytetu Bukaresztańskiego, autora wielu dzieł poświęconych dziejom tego kraju oraz związanym z nimi mitom i stereotypom. Na gruby tom złożyły się dwa obszerne eseje, które dopełniając się, współtworzą bardzo ciekawe kompendium historii i kultury naszych niegdyś południowych sąsiadów. Od ich napisania minęło już parę lat, gdyż pierwszy zatrzymuje się na roku 2007, drugi zaś oddaje stan o pięć lat późniejszy (jest też przedmowa skierowana do polskiego czytelnika z końca 2015 r.) – w 2016 roku prof. Boia mógłby natomiast zweryfikować i potwierdzić wiele spośród swoich surowych ocen, przy okazji pogrzebu królowej Anny obserwując, że jego rodacy manifestują przywiązanie do domu panującego, lecz równocześnie nie są w stanie zakończyć epizodu republikańskiego i przywrócić prawowitego ustroju. Kolejna manifestacja szczególnego rozdarcia wśród sprzecznych tendencyj, będącego właściwie nicią przewodnią xiążki?
Artykuł poświęcony siódmemu tomowi krakowskiej Biblioteki Europy Środka mógłby składać się właściwie z listy samych pytań, na które ani w Rumunii, ani poza nią nie znaleziono jeszcze satysfakcjonującej odpowiedzi. Kilka przykładów: Jak daleko w przeszłość można przesuwać początki historii państwowości rumuńskiej – czy zapoczątkowało ją dopiero zjednoczenie Mołdawii i Wołoszczyzny w 1859 roku, czy raczej jej korzenie sięgają starożytności? Czy Rumuni są potomkami Rzymian, czy stawiających im opór Daków – i jaki jest w nich komponent słowiański?2 Czy stworzenie po I wojnie światowej Wielkiej Rumunii – włączenie Siedmiogrodu do królestwa Hohenzollernów – było aktem zjednoczenia narodowego, czy tylko udziałem w rozbiorach i podbojem ziem od dziesięciu lub więcej wieków współtworzących Koronę Świętego Stefana? Czy przynależność cywilizacyjną tego kraju (tych krain?) określa romański język wywodzący się z łaciny, czy prawosławny krąg kulturowy? Jakie było rzeczywiste poparcie Rumunów dla komunistycznego reżimu, a ilu z nich dziś naprawdę wspiera restaurację monarchii?
Ogromną zaletą dzieła jest przystępna prezentacja sprzecznych z sobą stanowisk naukowych (i paranaukowych) odnoszących się do przywołanych wyżej oraz bardzo wielu innych zagadnień. Autor pokazuje panoramę myśli rumuńskiej, równocześnie unikając narzucania własnych opinij jako rozstrzygających o danym problemie – skłania do samodzielnego myślenia. Kilkaset stron czyta się szybko i z prawdziwym zainteresowaniem, właśnie dlatego, że nie jest to ani laurka ku czci „Rumunii wstającej z kolan”, ani publicystyka wpisująca się w nurt „pedagogiki wstydu”. W przypadku tego kraju proces narodowotwórczy jest jeszcze daleki od zakończenia, co zapewne również ma związek z dość krótkimi dziejami zjednoczonej i suwerennej monarchii (pomijam w tym kontekście panowanie króla Michała na emigracji), w odniesieniu do której można by budować więzi lojalności, a współcześnie – przemyślaną politykę historyczną. Państwa rumuńskie pomimo prób odnalezienia korzeni sięgających starożytności już na starcie miały bowiem opóźnienie w stosunku do reszty kontynentu. Ich średniowiecze zaczynało się wtedy, gdy w innych krajach dobiegało końca, a najbliżsi sąsiedzi już od kilkuset lat cieszyli się własną państwowością. Relacje xiążąt rumuńskich z sąsiadami często miały charakter wasalny, w dodatku nie istniały czytelne reguły następstwa tronów Mołdawii i Wołoszczyzny. Ostatecznie aż do XIX wieku zastąpili ich osmańscy urzędnicy.
Trudno o krótkie podsumowanie po tak bogatej i ciekawej lekturze. Jedno jednak jest pewne: Hohenzollernowie z Sigmaringen w ciągu kilku pokoleń stworzyli nowożytną Rumunię. Niejako wyprzedzając genialną myśl Mikołaja Gomeza Davili, dziewiętnastowieczni Rumuni skorzystali z danej im wolności i poszukali sobie dobrego pana. Bez przywrócenia prawowitego ustroju Rumunia zostanie postkomunistycznym krajem na peryferiach – nawet w obrębie tzw. młodszej Europy. Ale ponieważ w Rumunii nic nie jest do końca pewne i jasne, do rozstrzygnięcia w niedalekiej przyszłości pozostaje to, czy tamtejsi rojaliści dochowają wierności męskiej linii xiążąt Sigmaringen, czy też ulegną królewskiemu despotyzmowi i złożą hołd Jej Królewskiej Wysokości xiężniczce Małgorzacie, władzę prawowitą zastępując tym samym uzurpatorską imitacją. Po powrocie z emigracji król Michał I nie stał się zwiastunem narodowego odrodzenia, lecz źródłem nowych problemów. Kolejny (być może największy) ze współczesnych rumuńskich paradoxów.
Lucian Boia, Dlaczego Rumunia jest inna?, przekład: Joanna Kornaś-Warwas, Międzynarodowe Centrum Kultury, Kraków 2016, str. 500
1 Nie słychać też o staraniach Najjaśniejszego Pana, aby powstrzymać prenatalne ludobójstwo jego najmłodszych poddanych. W Rumunii od czasu obalenia tyranii Mikołaja Ceauşescu zabijanie dzieci odbywa się na życzenie „matek”. Również wcześniej komunistyczne ustawodawstwo odnoszące się do aborcji nie było – wbrew legendom – restrykcyjne.
2 Podobne pytanie można zadać w odniesieniu do wpływów tureckich i greckich.