Jesteś tutaj: Publicystyka » Inni publicyści » Tomasz Gabiś: Głosy zza Odry — Niemcy debatują o koronawirusie (cz. 1)
6 kwietnia dziennik „Bild” podał, że powstał dwudziestodziewięciostronicowy ekspercki dokument zawierający ostrą krytykę błędnej, „zagrażającej demokracji i społeczeństwu”, strategii rządu zwalczania epidemii koronawirusa.
Jednym z sześciu autorów tego dokumentu jest internista prof. Matthias Schrappe. Od 2002 do 2005 r. Schrappe był dyrektorem kliniki uniwersyteckiej w Marburgu, od 2006 do 2007 r. kierował sprawami naukowymi uniwersytetu Witten/Herdecke, od 2007 do 2011 r. był pełnomocnikiem generalnym Rady Nadzorczej kliniki uniwersytetu we Frankfurcie nad Menem. Od 1990 r. wykładał w Kolonii, Marburgu, Grazu, Luksemburgu i Trewirze. W 1996 r. został privatdozentem na uniwersytecie w Kolonii. Wykładał m.in. bezpieczeństwo pacjenta, zarządzanie jakością i ryzykiem oraz „evidence-based medicine”. Od 2005 r. członek, a w latach 2007–2011 zastępca przewodniczącego Rady Ekspertów ds. Zdrowia, organu doradzającego ministrowi zdrowia.
W wywiadzie dla „Bilda” prof. Schrappe powiedział m.in.: „Jesteśmy przyzwyczajeni do pracy metodami naukowymi i szybko ustaliliśmy, że istnieją poważne braki, jeśli chodzi o bazę liczbową. Liczby się nie zgadzają. A są niezwykle ważne przy podejmowaniu właściwych decyzji politycznych. Nie można ocenić, jaka jest umieralność, ponieważ do tego potrzebna jest liczba zarażonych. Drugi problem to ten, że na przykład starego człowieka, który zaraził się koronawirusem i dwa dni potem zmarł na wylew, traktuje się jako «zmarłego na koronawirusa» także wtedy, kiedy nie miał żadnych symptomów infekcji. Taką metodę stosuje się prawie we wszystkich landach, a jest ona całkowicie błędna”. O podjętych przez rząd środkach prewencyjnych mówi prof. Schrappe, że mają paradoksalne efekty, ponieważ im skuteczniejszy jest częściowy „shutdown”, tym dłużej musimy go utrzymywać. W przeciwnym razie grozi druga fala infekcji, w wyniku zakazu kontaktów nie dochodzi bowiem do uodpornienia społeczeństwa. Prof. Schrappe mówi: „Wprowadzone obecnie środki zagrażają demokracji i społeczeństwu. Dławią naszą gospodarkę i zwiększają nierówności społeczne. Mało kto bierze pod uwagę, że bezrobocie i bieda, które w dłuższej perspektywie pojawią się jako skutek podjętych środków, także przyniosą zgony”.
31 marca na portalu tygodnika „Der Spiegel” kazała się rozmowa z prof. Gerdem Antesem, ekspertem w dziedzinie statystyki medycznej, wykładającym na Uniwersytecie Medycznym we Fryburgu. Prof. Antes należał do założycieli Niemieckiej Sieci Medycyny Opartej na Dowodach (Deutsches Netzwerk Evidenzbasierte Medizin).
Julia Merlot ze „Spiegla” pyta na samym wstępie: „Jak niebezpieczny jest według Pana koronawirus?”. Prof. Antes szczerze odpowiada: „Żebym to ja wiedział”.
Wynotujmy główne myśli i informacje z wypowiedzi prof. Antesa: wszystkie podawane liczby są niepewne; nie wiemy, jak śmiertelny jest nowy koronawirus w porównaniu do wirusów grypy i jaka jest, w porównaniu z nimi, szybkość jego rozprzestrzeniania się; nie wiemy, ilu ludzi do tej pory zaraziło się nowym koronawirusem i ilu zarażonych przybywa dziennie; nie ma jasności co do tego, jak wielu ludzi umiera, a ponadto nie wiemy, w ilu przypadkach ich śmierć pozostaje z infekcją w związku przyczynowo-skutkowym; dane podawane w mediach mówią o tym, ilu ludzi jest „koronapozytywnych” na podstawie testów, natomiast ilu ludzi rzeczywiście do tej pory zaraziło się w całej populacji – nie wiemy; obecnie co do zasady każdy zmarły, który był w kontakcie z wirusem, liczony jest jako zmarły na COVID-19; normalnie, w przypadku pacjentów, którzy chorują na inne poważne choroby, przyjmuje się, że przyczyną ich śmierci są choroby podstawowe (Grunderkrankungen), natomiast obecnie, jeśli mieli kontakt z koronawirusem, przyjmuje się, że to choroba infekcyjna była przyczyną śmierci. W żadnej mierze nie można polegać na podawanych obecnie liczbach dotyczących zgonów; jeśli w Niemczech nagle zacznie się przeprowadzać więcej testów, znajdzie się w oczywisty sposób więcej zainfekowanych, jednakże czy rzeczywiście więcej ludzi się zaraziło, tego nie wiadomo. W otoczeniu prof. Antesa w testowaniu panuje chaos; ilu ludzi w całej populacji jest zakażonych, nie jest jasne; należałoby regularnie, najlepiej co tydzień, badać reprezentatywny przekrój ludności pod kątem infekcji, to mogłoby dać solidną podstawę do podejmowania decyzji, ponieważ udział zainfekowanych w takiej losowej próbie pozwoliłby wnioskować o całościowym obrazie sytuacji i oszacować, czy i jak wzrasta liczba nowych infekcji, a także ilu pacjentów może się znaleźć w szpitalach; do tej pory nie ma zwalidowanych testów na obecność antyciał; baza danych jest wątpliwa; prof. Antes ma poczucie, że liczby są przeszacowane, ale nie kryje też, że może się mylić; pilnie są potrzebne wiarygodne dane; trzeba wyważyć ryzyko i szanse; obecne środki ochronne dotykają znacząco więcej ludzi, niż jest bezpośrednio zagrożonych przez wirus; jeśli przyszłaby długotrwała recesja, oznaczałoby to gospodarcze i osobiste szkody albo wręcz ruinę milionów ludzi, co również będzie miało ciężkie skutki zdrowotne, do tego dojdą fatalne skutki społeczne, które też odbiją się negatywnie na sytuacji zdrowotnej ludności.
Jens Berger przeprowadził dla portalu NachDenkSeiten rozmowę z prof. Gerdem Bosbachem, matematykiem i statystykiem. Do 2019 roku Bosbach wykładał statystykę i empiryczne badania nad gospodarką i społeczeństwem w Wyższej Szkole Zawodowej w Koblencji. Był naukowym doradcą Federalnego Urzędu Statystycznego i pracował w wydziale statystycznym Federalnego Zrzeszenia Dentystów Kas Chorych. Razem z Jensem Jürgenem Korffem napisał książki Kłamać liczbami. Jak manipuluje się nami za pomocą statystyk (Lügen mit Zahlen. Wie wir mit Statistiken manipuliert werden, München 2011) oraz Prestidigitatorzy liczb (Die Zahlentrickser, München 2017). Bosbach krytykuje propagowanie w związku z falą wirusowych infekcji makabrycznych scenariuszy przez rozmaite organizacje, instytucje i media; niedopuszczalne jest, jego zdaniem, posługiwanie się modelami symulacyjnymi, których parametry stale się zmieniają. Emocje wywoływane przez media pokazujące trumny i kostnice we Włoszech – mówi prof. Bosbach – zakłócają nasz osąd sytuacji. Kiedy patrzymy przez lupę, widzimy jedynie niewielką część ogólniejszego obrazu, przez co tracimy orientację. Mamy do czynienia z pojęciowym zamętem. Mimo iż żadne liczby i dane statystyczne nie są ani potwierdzone, ani wiarygodne, podaje się je tak, jakby były. Nie przeprowadza się badań na reprezentatywnej grupie ludności, toteż nie wiemy na pewno, ilu ludzi jest chorych, ilu zmarło. Nie znamy zależności przyczynowo-skutkowych. Jeśli śmiertelnie chory człowiek, którego wiele organów powoli przestaje funkcjonować, zarazi się wirusem, a potem umrze, to można go zaliczyć do „zmarłych na koronę”. Wszystko zależy od tego, kto liczy. Słyszymy w mediach dyrektora Instytutu Roberta Kocha prof. Lothara Wielera objaśniającego, że „według nas umarł na koronawirusa ten, u kogo wykryto infekcję”, czyli ten, u kogo wynik testu był pozytywny. Zatem to, jakie były rzeczywiste przyczyny śmierci, w istocie nie gra żadnej roli. Według prof. Bosbacha tradycyjna grypa jest w tym roku relatywnie słaba, stąd też możliwe, że COVID-19 w ogóle lub tylko minimalnie podniesie tegoroczną śmiertelność w Niemczech. Jens Bereger pyta prof. Bosbacha, co będzie, kiedy nadejdzie światowy kryzys, skoro teraz, w sytuacji, kiedy brakuje wiarygodnych danych, na podstawie których można by podjąć decyzje, wprowadza się drakońskie środki ochronne. Co może się wydarzyć, jeśli za rok albo za dwa lata statystycy medyczni dojdą do wniosku, że źle oceniono sytuację i że te drakońskie środki w ogóle nie były potrzebne? Czy nie byłaby to katastrofa dla nauki? Co politycy wówczas powiedzą narodowi? Prof. Bosbach mówi, że nie musimy patrzeć w przyszłość. W 2009 roku pojawił się wielki strach przed rzekomo niesamowicie groźną „świńską grypą”. Była całkowicie przeszacowana i koniec końców przebiegła łagodniej niż wiele sezonowych gryp w poprzednich latach. O tym się dzisiaj nie pamięta, ponieważ po kryzysie, który nie nastąpił, nikt się z błędów nie rozliczył. Należałoby zbadać, dlaczego zainscenizowano wówczas medialną panikę i dlaczego politycy błędnie zareagowali, przyjmując taką, a nie inną strategię szczepień. Z tego należałoby wyciągnąć wniosek, że nie należy słuchać pojedynczych podszeptywaczy i że trzeba jak najszybciej zdobyć maksymalnie dokładne, wiarygodne dane, np. w przypadku epidemii koronawirusa można by – w celu objęcia szerokiego przekroju społecznego – przetestować chociażby mieszkańców jakiejś dzielnicy albo pracowników wielkiej firmy. Wtedy uzyskano by podstawę do podjęcia odpowiednich decyzji. Na pytanie, jak ocenia rolę naukowców w komunikowaniu kryzysu i przy wpływaniu na decyzje polityczne, prof. Bosbach odpowiada, że politycy działają na chybił trafił, skazani na wiarę w twierdzenia poszczególnych naukowców. Potrzebna jest debata, w której wzięliby udział ci naukowcy, którzy sprawdzili się w przeszłości. Tymczasem wypowiadają się ludzie, którzy kiedyś się pomylili, albo tacy, o których wie się, że kierują nimi osobiste interesy. Instytut im. Roberta Kocha już przy „świńskiej grypie” wyróżnił się negatywnie. Przysłowie mówi, że „kto raz skłamał, temu się nie wierzy”. Oczywiście każdy może się pomylić, ale trzeba się przyznać do błędu, a tego nie uczyniono. „Takim ludziom jak Lothar Wieler i jemu podobni odebrałbym mikrofon”, kończy rozmowę mocnym akcentem prof. Bosbach.
Dr Gerd Reuther to lekarz specjalista w zakresie radiologii i diagnostyki obrazowej, z trzydziestoletnią praktyką, od 2007 do 2014 roku ordynator wydziału Kliniki Radiologii Diagnostycznej i Interwencyjnej w Saalfeld/Saale w Turyngii, laureat nagrody im. Eugenie i Felixa Wachsmannów Niemieckiego Towarzystwa Radiologicznego w 2005 roku, autor ok. 100 artykułów opublikowanych w czasopismach naukowych w kraju i za granicą oraz książkach zbiorowych; autor – napisanej w duchu Ivana Illicha – książki o społecznej roli medycyny: Der betrogene Patient (Oszukany pacjent, München 2017) i Sztuka jak najdłuższego życia (Die Kunst, möglichst lange zu leben, München 2018). Odnosząc się do obecnej epidemii koronawirusa, Reuther mówi, że liczby kłamią. Jeśli każdy zmarły jest testowany i stwierdzi się u niego obecność wirusa, to zalicza się go do „zmarłych na koronawirusa”, niezależnie od rzeczywistej przyczyny śmierci. Naturalnie, rośnie wówczas liczba „zmarłych na koronawirusa”, co jest statystyczną manipulacją. Zdarza się, że nie robi się testu – wystarczy symptom infekcji dróg oddechowych, żeby zaliczyć zmarłego do „zmarłych na koronawirusa”. Nie przeprowadza się autopsji, żeby potwierdzić przyczyny zgonu. Prof. Reuther zwraca uwagę, że przewidywane są subwencje finansowe dla szpitali i praktyk lekarskich wypłacane za „pacjentów z koronawirusem”, także za tych, którzy „zmarli na COVID-19”. Pojawia się oczywista pokusa podwyższania liczby zmarłych.
Otoneurolog dr Bodo Schiffmann już od pewnego czasu domagał się, aby przeprowadzać autopsje zmarłych na infekcję koronawirusową. Niedawno przedstawił list, jaki skierował do niego profesor jednego z niemieckich instytutów anatomopatologii i neuropatologii, który ze względu na możliwość kłopotów zawodowych wolał pozostać anonimowy. Autor wzywa Instytut Roberta Kocha, aby zlecał przeprowadzenie dokładnych autopsji zmarłych, u których testy wykazały obecność wirusa z rodziny koronawirusów. Instytut wypowiedział się bowiem przeciwko autopsjom, uzasadniając to ochroną przeprowadzających je przed infekcją! Jest to zalecenie kompletnie absurdalne, dotychczas było bowiem rzeczą oczywistą dla anatomopatologów i lekarzy sądowych, że przeprowadzają autopsje zmarłych na choroby zakaźne przy zachowaniu odpowiednich środków bezpieczeństwa. Jest czymś niezwykle zastanawiającym, że przy tak wielkiej pandemii dysponujemy tak skąpymi wynikami autopsji (sześć osób z Chin). Zarówno z epidemiologiczno-administracyjnego, jak i naukowego punktu widzenia powinno istnieć ogromne zainteresowanie wynikami autopsji zmarłych na, jak się twierdzi, nową chorobę. Tymczasem rzecz ma się odwrotnie! Dlaczego? List anonimowego anatomopatologa zaczął krążyć na stronach, kanałach i forach internetowych poświęconych zdrowiu, a obecnie głównie epidemii koronawirusowej. Nie wiadomo, czy miało to wpływ na decyzję hamburskiego Urzędu Zdrowia, który zlecił przeprowadzenie autopsji 14 osób, przez Instytut Roberta Kocha uznanych za zmarłe w wyniku zarażenia koronawirusem. Autopsje przeprowadził zespół pod kierownictwem prof. Klausa Püschela, dyrektora Instytutu Medycyny Sądowej Kliniki Uniwersyteckiej Hamburg-Eppendorf, jednego z najbardziej renomowanych lekarzy sądowych w RFN. O wynikach autopsji prof. Püschel poinformował opinię publiczną w gazecie „Hamburger Morgenpost” z 3 kwietnia. Wszyscy zmarli byli chorzy, część znajdowała się u schyłku życia, część przebywała w domach opieki, ich system immunologiczny był już wcześniej osłabiony. Wśród zmarłych znajdowali się chorzy na raka, chroniczne choroby płuc, cukrzycę, choroby sercowo-naczyniowe, ciężcy nałogowi palacze, osoby cierpiące na znaczną otyłość. Jedna ze zmarłych osób miała 100 lat. Na 14 zmarłych osób 8 zakwalifikowano jako zmarłe w wyniku infekcji koronawirusowej. Zdaniem prof. Püschela koronawirus wpływa na nasze życie w sposób zupełnie niewspółmierny do zagrożenia, jakie stwarza. Astronomiczne straty gospodarcze, które obecnie powstają, nie pozostają w żadnym rozsądnym stosunku do zagrożenia ze strony wirusa. Jestem przekonany – powiedział prof. Püschel – że zgony „na koronawirusa” nie będą zauważalne nawet jako „peak” w rocznej umieralności. Nie należy rozsiewać strachu przed śmiercią, infekcja koronawirusowa tylko w wyjątkowych wypadkach prowadzi do śmierci, w większości przypadków jest nieszkodliwa. Gazeta zapytała naukowca: „Czy polityczne reakcje na wirusa były przesadne?” Prof. Püschel odpowiedział: „Cieszę się, że nie muszę podejmować decyzji politycznych. Ale powiem, że jako lekarz podjąłbym inne decyzje”. W związku z wynikami autopsji Urząd Zdrowia w Hamburgu zakomunikował, że nie będzie stosował metody liczenia zmarłych przyjętej przez Instytut Roberta Kocha.
Dr Bodo Schiffmann tak podsumowuje wyniki autopsji przeprowadzonych w Hamburgu: jeśli potraktować je jako pewną wskazówkę i ekstrapolować na wszystkie przypadki, to okazać się może, że prawie połowa zakwalifikowanych przez Instytut Roberta Kocha jako zmarli z powodu infekcji koronawirusem została zakwalifikowana nieprawidłowo. Anonimowy patolog w cytowanym wyżej liście wyraził podejrzenie, że Instytut Roberta Kocha nie zaleca autopsji, ponieważ wówczas liczba zmarłych uznanych za „Corona-Tote” stopnieje jak kupa śniegu na wiosnę. Kto wie, czy nie miał racji, sądzi dr Schiffmann.
Dodać należy, że kolega prof. Püschela z Kliniki Uniwersyteckiej Hamburg-Eppendorf, infekcjolog prof. Ansgar Lohse, uznał środek w postaci zakazu kontaktów za niepotrzebny. Z kolei prof. Martin Haditsch, specjalista w dziedzinie higieny, mikrobiologii, epidemiologii infekcyjnej i medycyny tropikalnej wezwał do natychmiastowego wycofania się rządu z wprowadzonych środków, jak zamykanie szkół, zakaz kontaktów, opuszczania domów itd., które powodują ogromne straty gospodarcze i społeczne, nie przynosząc żadnych realnych korzyści w zwalczaniu epidemii.
Według Instytutu Roberta Kocha w Niemczech na COVID-19 zmarło dotychczas (stan na 4 kwietnia) 1158 osób – jeśli przyjąć proporcje z autopsji prof. Püschela, byłoby ich 650. W sezonie 2017/2018 na grypę zmarło w Niemczech 25 000 osób.
Oficjalne dane za rok 2019 mówią, że w Niemczech infekcji w szpitalach uległo szacunkowo 600 000 osób. W wyniku infekcji szpitalnej – 80% to zapalenie płuc, infekcje dróg moczowych, infekcje zranień, sepsa, biegunki – zmarło szacunkowo od 10 do 20 000 osób. Jeśli przyjąć, że rocznie umiera w Niemczech na infekcje szpitalne 12 000 osób, czyli tysiąc miesięcznie, oznacza to, że od początku stycznia do końca marca zmarło ich 3000.