Jesteś tutaj: Publicystyka » Adrian Nikiel » O królu Korwinie, rojalizmie i UPR z Adrianem Niklem rozmawia Natalia Dueholm
Poniżej publikowany wywiad został przeprowadzony przez Natalię Dueholm w lipcu A.D. 2002 i wydrukowany w piśmie konserwatywno-liberalnym „Najwyższy CZAS!” nr 27-28 (633-634)/2002 pod tytułem Boży rojaliści. W tygodniku znalazła się jednak wersja „pierwotna”, którą Adrian Nikiel zamierzał uzupełnić kilkoma dalszymi przemyśleniami. Z przyczyn terminowych tak się nie stało. Dlatego też zdecydowaliśmy się przedstawić naszym sympatykom wywiad w jego ostatecznym kształcie.
Adrian Nikiel — prezes Organizacji Monarchistów Polskich, redaktor naczelny pisma narodowo-konserwatywnego „ROJALISTA — Pro Patria”, autor dwóch książek „Narodowy konserwatyzm” (1996) i „Głos skrajny” (1998), członek UPR we Wrocławiu.
— Właśnie minęła 10. rocznica od momentu rozpoczęcia wydawania „Rojalisty”. To chyba dobra okazja do porozmawiania na łamach NCzasu na temat monarchizmu w Polsce. Czy mógłby Pan przybliżyć swoje stowarzyszenie (jak długo działa i jakie ma cele)?
— Organizacja Monarchistów Polskich powstała podczas spotkania młodzieży na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Wrocławskiego. Wtedy zapadła wstępna decyzja o przekuciu idei monarchistycznej w działalność polityczną. Był to listopad 1989 r., lecz pod obecną nazwą zaczęliśmy występować w kolejnym roku. Również w 1990 r. powstały obowiązujące nas do tej pory materiały programowe. Początkowo była to tylko grupka młodzieży — uczniów szkół średnich, dopiero po wielu zmianach personalnych pojawili się nowi ludzie, już aktywni w polityce, dzięki którym OMP mogła przyjąć obecny kształt. Naszym celem jest oczywiście restauracja monarchii realnej w Polsce. Poza tym, na miarę możliwości ludzi świeckich, staramy się wspierać siły Kontrrewolucji w Kościele katolickim. Uważamy, że restauracja monarchii będzie możliwa, a przede wszystkim — sensowna, dopiero po wprowadzeniu w życie programu Unii Polityki Realnej. Monarchia i Wolność! Szczegóły programu przedstawiamy na witrynie Organizacji Monarchistów Polskich.
— Wiem, że OMP nie zależy na przywróceniu jakiejkolwiek monarchii w Polsce, ale opartej na Prawie Boskim. Ustrój ten definiujecie jako katolicki, hierarchiczny, zdecentralizowany, antyparlamentarny i antydemokratyczny. Czy mógłby Pan krótko wyjaśnić dokładniej każdą z charakterystyk (szczególnie „zdecentralizowany”)?
— „Zdecentralizowany”, gdyż potrafimy sobie wyobrazić sytuację, w której w poszczególnych Ziemiach czy jednostkach samorządowych obowiązują różne przepisy prawa lokalnego, dostosowane do konkretnych uwarunkowań i potrzeb, a nie narzucane ze stolicy państwa. Samorządy mogą być zorganizowane na różne sposoby, a przede wszystkim powinny zależeć od tworzących je mieszkańców i nie ulegać naciskom administracji rządowej. Struktury społeczne powinny tworzyć się oddolnie, a nie w wyniku decyzji biurokraty. Potrzebne są też autentyczne ciała pośredniczące, oczywiście z dużym naciskiem na dobrowolność członkostwa w nich, jak również konkurencji. Z pewnością czynnikiem, który umożliwi rzeczywistą decentralizację, będzie pełna reprywatyzacja i prywatyzacja. Poza tym dopuszczam możliwość, iż w ramach odbudowy struktur lokalnych poszczególne przywileje nadawane im przez kolejnych władców Polski, będą weryfikowane i przywracane. Zapewne nie będzie to masowe zjawisko, ale nie można wykluczyć zainteresowania nim, zwłaszcza, iż już w ostatnich latach słyszeliśmy o takich przypadkach czy próbach. „Katolicki”, bo walczymy o Państwo Katolickie, które uzna społeczne panowanie Chrystusa Króla. Takie państwo powinno stwarzać poddanym Króla warunki do życia moralnego. Aby stworzyć te warunki, socjalizm musi być zmieciony z powierzchni ziemi, mordercy muszą wisieć na szubienicach, złodzieje pracować w kamieniołomach. Ponownie też trzeba przypomnieć obowiązek przeprowadzenia reprywatyzacji i prywatyzacji. Władza jest zobowiązana do dokonania ostrego cięcia korupcjogennego styku biurokracji i gospodarki. Wolność osobista wyrasta na fundamencie wolnego rynku. W sferze duchowej natomiast Król musi publicznie uznać Świętą Wiarę Katolicką, Apostolską i Rzymską za panującą w Jego państwie. Kult publiczny musi być jednoznacznie związany z Mszą Św. zwaną Trydencką czy też innymi tradycyjnymi katolickimi obrządkami mszalnymi. W Polsce mam na myśli przede wszystkim Msze unickie. „Hierarchiczny”, bo Restauracja w naturalny sposób spowoduje zmiany w strukturze społecznej. Nastąpi odrodzenie szlacheckiej „warstwy przodkującej”, zaś od ludzi stojących wyżej w hierarchii będzie się wymagało więcej. Jeżeli w przyszłej monarchii będą miały miejsce jakieś wybory, uwzględniając element demokratyczny „rządu mieszanego”, będą one miały charakter cenzusowy. Dopuszczalny „element demokratyczny” należy interpretować w duchu tomistycznej politei. W tym miejscu pragnę podkreślić jednak, iż my, monarchiści, jesteśmy przeciwnikami pozostawienia przy życiu skompromitowanego parlamentaryzmu. W naszej wizji parlament trzeba zastąpić ciałem wyłącznie doradczym, skład którego mógłby być kreowany częściowo przez Króla, a częściowo przez cenzusowe wybory. Suwerenność i władza w rękach Króla. Dlatego też miejsce demokracji jest być może w najniższych jednostkach samorządu terytorialnego, przede wszystkim wtedy, gdy ludzie tworzący poszczególne samorządy będą chcieli zorganizować się w ten sposób. A np. w innej gminie mieszkańcy mogą stwierdzić, iż najlepsza jest władza dziedziczna burmistrza albo stworzenie komuny.
— Jaką konkretnie rolę miałby mieć król?
— Uważamy, że państwo silne należy rozumieć jako tożsame z państwem ograniczonym. Omnipotencja osłabia, rozkłada i ostatecznie niszczy państwo. Oczywiście tyran może wiele, niemal wszystko, natomiast Król to człowiek, który zna granice swojej władzy absolutnej. Król to człowiek, który realizuje swoją suwerenność poprzez wypełnianie funkcji strażnika dobrego prawa, a nie poprzez np. nakładanie absurdalnych przepisów, podatków i ceł. Dlatego mówi się, iż Król musi być zarówno Ojcem, jak też Synem Sprawiedliwości. Strzeże dziedzictwa przodków i stara się, aby oddziaływało skutecznie w zmieniającej się rzeczywistości. Równocześnie musi stać się mężem stanu odpornym na niszczące działanie tzw. „ducha czasu”. Zatem w pierwszym rzędzie Król to Sędzia. Następnie jest Ustawodawcą — szanując stan prawny odziedziczony po swoich poprzednikach, wydaje ustawy i dekrety. Nadzoruje również władzę wykonawczą, gdyż ministrowie i urzędnicy państwowi powinni być odpowiedzialni wyłącznie przed Królem. Poza tym Król jest najwyższym dowódcą sił zbrojnych, decyduje o wojnie i pokoju. O innych zwyczajowych prerogatywach chyba nie muszę tu wspominać. Oczywiście wszystkie te zadania Król musi realizować w zgodzie z Prawem Boskim i prawem naturalnym, działając na rzecz dobra wspólnego poddanych.
— Jak wyjaśniłby Pan przeciętnemu Polakowi, że Polsce potrzebny jest król?
— Czy uważa Pani, że przeciętnego Polaka to interesuje? A poza tym nie sądzę, żeby było to przedmiotem jakichkolwiek pytań. Nie będziemy bawić się w cezaryzm i referenda.
— Restaurację monarchii w Polsce mają poprzedzić reformy ustrojowe UPR. Ile czasu po dojściu do władzy potrzeba na dokonanie takich zmian (zakładając, że UPR dojdzie do władzy w kolejnych wyborach), i kto byłby potencjalnym królem? Czy zaakceptowałby Pan kandydaturę Janusza Korwin-Mikkego?
— Widzę, że proponuję mi Pani powrót do przeszłości. Na podobne pytanie na temat Przywódcy Unii Polityki Realnej odpowiadałem już w 1990 r. Właściwie nic się nie zmieniło. Uważam, że idealna sytuacja to ta, w której p. Janusz byłby prezydentem — regentem, czyli człowiekiem, pod którego sprawnym kierownictwem zrealizowany zostanie do ostatniej kropki program UPR, następnie parlament dokona samorozwiązania, zaś regent ogłosi zatrzaśnięcie Trzeciej Rzeczpospolitej w trumnie historii i restaurowanie katolickiej monarchii. Myślę, że stanowisko ostatniego prezydenta republiki i pierwszego regenta Królestwa Polskiego byłoby najpiękniejszym zwieńczeniem kariery politycznej p. Korwin-Mikkego. Poza tym trzeba zdać sobie sprawę, iż Królem nie może stać się nagle osoba prowadząca przez wiele lat działalność partyjną, będąca posłem do parlamentu i wielokrotnie kandydująca w demokratycznych wyborach.
Są jeszcze dwie istotne sprawy… Wątpię, żeby Unia przejęła władzę przy okazji najbliższych wyborów, a poza tym, aby nasza walka miała sens, musimy być zdeterminowani, iż „Władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy”. Jeżeli zaś pyta Pani o „potencjalnego Króla”, to muszę po raz kolejny przypomnieć stanowisko OMP, które nie zmieniło się od 1989 r. — jesteśmy monarchistami idei, a nie „królistami”, którzy są przywiązani do na ślepo wybranej przez siebie osoby. Fundamentem naszej reflexji o osobie monarchy jest stwierdzenie, że przede wszystkim musi być On tradycyjnym katolikiem zrodzonym z sakramentalnego małżeństwa katolickiego. Dlatego w grę wchodzą potencjalnie wszystkie katolickie dynastie, jak też być może ludzie, którzy po prostu będą mieli powołanie, charyzmat i siłę, aby zlikwidować demokrację, restaurować monarchię i przyjąć koronę. Jeżeli pojawi się człowiek, który będzie w sobie łączył te cechy, za które podziwiamy generałów Franco i Pinocheta oraz p. Małgorzatę Thatcher, to być może On — mimo formalnego braku „błękitnej krwi” — zapoczątkuje nową polską dynastię. Zresztą Król, który ma być, mógłby pojąć za żonę przedstawicielkę jakiejś katolickiej dynastii.
— Najwyższy Czas na zmianę tematu. Chyba nie będzie przesadą stwierdzenie, że UPR — Wrocław jest praktycznie w dekompozycji (na ostatnim marszu antyunijnym — fakt, że zorganizowanym przez NOP, było 3. członków UPR z 30). Myślę, że jest to dla Pana okazja do „wzięcia wszystkiego do kupy” i pokazanie jak przeprowadza się reformy na małą skalę. Co planuje Pan zrobić, żeby UPR zaistniał we Wrocławiu (proszę się nie wykręcać brakiem pieniędzy)?
— Trzydziestu? Obawiam się, że przecenia Pani siłę stalowych legionów UPR we Wrocławiu. Gdybym miał oceniać kondycję partii wyłącznie po jej stanie w moim mieście, musiałbym stwierdzić, że jest to formacja schyłkowa. Również Konwent ogólnopolski w Poznaniu nie napełnił mnie optymizmem.
Myślę, że prezesem Oddziału lub Okręgu musi być jednak człowiek, który dysponuje znaczącymi pieniędzmi. W partię trzeba zainwestować i czas, i pieniądze, i przede wszystkim świętą cierpliwość. Czasami myślę, że czas naszej formacji jeszcze nie nadszedł. Albo też, iż przegraliśmy naszą ostatnią szansę, gdzieś podczas wyborów w 1993 r. Od przełomu lat 2000 / 2001 mówiłem, że związki wokółwyborcze UPR z Unią Wolności lub jej nowocześniejszą mutacją, czyli Platformą Obywatelską, muszą skończyć się naszą klęską. Lecz moje analizy politologiczne trafiały w próżnię. Nasza wiarygodność została starannie pogrzebana na cmentarzysku nieudanych inicjatyw politycznych. Z naszym elektoratem wyminęliśmy się szerokim łukiem… Teraz są działacze, którzy chcieliby popełnić raz jeszcze te same błędy, tym razem stawiając na Samoobronę.
— Na koniec pytanie odprężające — czy jest Pan zadowolony z wyboru królów Polski na poszczególnych banknotach? Czy jest to właściwy wybór i czy nominał odpowiada znaczeniu?
— Szczerze mówiąc, nigdy się nie zastanawiałem nad tak sformułowanym zagadnieniem. Zapewne zacznę o tym myśleć podczas uroczystej inauguracji królewskiej mennicy… Dobrze, że w ogóle są to królowie, bo w Unii Europejskiej prawdopodobnie preferowane będą „polskie” banknoty euro z Pałacem Kultury i Nauki czy Hutą Katowice.