Jesteś tutaj: Publicystyka » Inni publicyści » Pelagiusz z Asturii: Od Ruchu Oporu do sedewakantyzmu

Od Ruchu Oporu do sedewakantyzmu

Pelagiusz z Asturii

Od Redaktora naczelnego: Częścią dyskusji o legitymizmie jest także trwająca już od kilku dziesięcioleci debata na temat stanowiska sedewakantystycznego wobec kryzysu w Kościele. W obu przypadkach jest to bowiem spór o władzę prawowitą. Pytania o to, kto jest prawdziwym papieżem, jak rozpoznać papieża i jak odróżnić go od uzurpatora Stolicy Apostolskiej, są pytaniami o autentyczność i niezmienność Magisterium oraz sens istnienia Kościoła.

Sedewakantyzm nie należy do depozytu wiary, ale jest opierającym się na nim wnioskiem teologicznym, a dokładnie — zagadnieniem z zakresu nauczania na temat Głowy Kościoła. W dyskusji na ten temat należy zatem posługiwać się podlegającymi weryfikacji argumentami i dokumentami składającymi się na Magisterium. Chcielibyśmy zaprosić naszych Czytelników do spełniającej te kryteria wymiany myśli. Jako pierwszy publikujemy ważny głos Pelagiusza z Asturii. Czekamy na Państwa artykuły.

Ten Soborowy Kościół jest schizmatycki, ponieważ jako podstawę dostosowania się do obecnych czasów obrał sobie zasady stojące w sprzeczności z zasadami Kościoła katolickiego (…). Kościół, który zatwierdza podobne błędy, jest równocześnie schizmatycki i heretycki. Ten Soborowy Kościół nie jest zatem katolicki. W stopniu, w jakim papież, biskupi, księża lub wierni przynależą do tego nowego Kościoła, oddzielają się sami od Kościoła katolickiego. Dzisiejszy Kościół jest prawdziwym Kościołem tylko w stopniu, w jakim stanowi kontynuację i jedno ciało z Kościołem wczorajszym i wszystkich czasów.

abp Marceli Lefebvre, Kilka refleksji na temat suspensy a divinis, 29 VII 1976

Nie mówię, że papież nie jest papieżem, ale nie mówię też, że nie można powiedzieć, że papież nie jest papieżem („Je ne dis pas que le pape n’est pas pape, mais je ne dis pas non plus qu’on ne peut pas dire que le pape n’est pas pape.”)

abp Marceli Lefebvre do amerykańskich księży w Oyster Bay Cove, Nowy Jork, Stany Zjednoczone, VII 1979

Uznawanie papieży Vaticanum II oznacza uznanie, że Chrystus uczynił ich Swoimi Wikariuszami i obdarzył ich Swoją Władzą.

o. Noel Barbara, List otwarty do członków Bractwa Świętego Piusa X, 1993

Sedewakantyzm jest jedynym logicznym wnioskiem wypływającym ze wstępnego osądu, którego dokonuje każdy tradycjonalista – tj., że Nowa Msza jest zła i nowe doktryny są błędne. Zło i błąd może pochodzić tylko od niekatolików – a nie od prawdziwych Następców Piotra posiadających autorytet władzy przekazany przez Jezusa Chrystusa.

Dlatego też, tak naprawdę wszyscy tradycjonaliści są sedewakantystami – choć nie wszyscy jeszcze doszli do tego wniosku.

x. Antoni Cekada, „The Remnant”, XI 2005

Zaiste, jak zakomunikowałem to 22 lipca („Nieco lektury”), w drugiej połowie lipca oddałem się studiom pewnego tematu, który nie może pozostać obojętny żadnemu katolikowi. Zanim jednak przejdę do okoliczności i tekstów, które były w tej kwestii decydujące, należy się uwaga wstępna dotycząca autorytetu.

Autorytet, abp Lefebvre i bp Williamson

Blog Pelagiusza z Asturii powstał, aby przyłączyć się do ruchu oporu wobec nowej ugodowej polityki przywódców FSSPX, którzy chcą pojednać się z modernistycznym Rzymem i obiektywnie doprowadzić dzieło abpa Lefebvre’a do upadku poprzez kompromis z wrogami Kościoła w Rzymie (cf. „Przeciwko modernizmowi i praktycznym porozumieniom z modernistami. Cel tego blogu”, pierwszy wpis z 5 grudnia 2012 roku). Powstał niedługo po „usunięciu” bpa Williamsona z Bractwa również jako wyraz wsparcia dla brytyjskiego purpurata niewygodnego dla obecnego kierownictwa FSSPX na drodze „ku koniecznemu pojednaniu” (nad którym lata pracował GREC). Nigdy jednak nie podchodziłem zupełnie bezkrytycznie do każdego słowa abpa Lefebvre’a czy bpa Williamsona. Nie wchodząc tu w szczegóły mojego dotarcia przed kilkoma laty na trop prawdziwego katolicyzmu, tradycyjnego, który jest prześladowany przez modernistów Neokościoła Soboru Watykańskiego II, przekonany byłem i nadal jestem do opatrznościowej roli, jaką odegrał w obecnym kryzysie Kościoła i świata katolickiego abp Marceli Lefebvre. Stworzył organizację o prawdziwie światowym zasięgu, stawiającą wytrwały opór soborowym nowinkom, w konsekwencji przyczyniając się, jak zapewne nikt inny, do uratowania katolickiej Mszy i kapłaństwa. Niemniej jednak Arcybiskup nigdy nie miał u mnie autorytetu równoważnego autorytetowi Magisterium, nie uważałem każdego jego słowa za święte i nieomylne (zwłaszcza proszenie największych wrogów Kościoła o pozwolenie na „eksperyment Tradycji” czy też przyjęcie mszału masona Bugniniego z 1962 roku). W obecnym, bezprecedensowym kryzysie w Kościele był jednak przewodnikiem i autorytetem jak żaden inny. Podobne mniemanie miałem i nadal mam o bpie Ryszardzie Williamsonie, który po wielu latach wiernej posługi Bractwu został przez swoich opuszczony.

„Linia Arcybiskupa” w sprawie ewentualnego sede vacante wczoraj i dziś

Nie jest moją intencją przedstawienie wszystkich argumentów osób przeciwnych stanowisku sede vacante, które stawiają opór „papieżowi”, uznając jego zwierzchnictwo (tak zwana linia Recognize-and-Resist, „uznawać-i-stawiać opór”). Znaczna większość duchownych FSSPX i wspólnot zaprzyjaźnionych oraz wielu niezależnych kapłanów współpracujących z FSSPX należy do owej grupy „uznających-i-stawiających opór”. Wspomnę więc pokrótce o tzw. linii Arcybiskupa dotyczącej tego zagadnienia, która do dziś wiernie jest zachowywana przez niektórych członków FSSPX.

Jan Daly napisał w 2006 roku wspaniały artykuł (umieszczony na blogu x. Cekady, polskie tłumaczenie na blogu), w którym zawarł różne wypowiedzi abpa Lefebvre’a dotyczące ewentualnego wakatu Stolicy Apostolskiej z powodu herezji i apostazji soborowych „papieży”. Ze wszystkich wymienionych w artykule, ale i z innych łatwo dostępnych jasno wynika, że abp Lefebvre nigdy nie zdecydował się rzeczywiście zbadać sprawy i pozostawił ostateczną decyzję przyszłemu papieżowi. Brak dostatecznego zbadania sprawy doprowadził do sytuacji trwałego niezdecydowania. Choć Arcybiskup zasadniczo uznawał autorytet Pawła VI i Jana Pawła II, niejednokrotnie jednak wypowiadał się dość ostro i niejedna jego wypowiedź mogłaby być przypisana sedewakantyście. W tej kwestii na tym mniej więcej polegała „linia Arcybiskupa”, na zachowywaniu tego status quo, na czym polega ona i dzisiaj.

Przytoczę wobec tego opinie dwóch purpuratów należących do najrozsądniejszych duchownych słusznie sprzeciwiających się okupantom Watykanu, którzy jednocześnie bronią autorytetu papieskiego soborowych antypapieży. Są to niewątpliwie wierni stronnicy omawianej tu „linii Arcybiskupa”.

Gdy w czerwcu przetłumaczyłem list bpa Tissier de Mallerais na temat sedewakantyzmu (umieszczony pod datą 18 lipca), nie byłem w stanie przyjąć argumentacji Ekscelencji. Choć nie byłem wtedy jeszcze przekonany do trwającego od lat wakatu Stolicy Apostolskiej z powodu braku należytych poszukiwań, nie mogłem zrozumieć, jak opinia większości „tradycyjnych katolików” mogłaby decydować o tak poważnej kwestii, jak utrata kościelnego urzędu z powodu herezji, schizmy czy apostazji. Przecież Pismo Święte mówi o opinii większości tłumu: Non sequeris turbam ad faciendum malum: nec in iudicio, plurimorum acquiesces sententiae, ut a vero devies („Nie pójdziesz za gromadą ku źle czynieniu: ani u sądu nie przestaniesz na zdaniu wiela ich, abyś od prawdy odstąpił” — Wyj. XXIII, 2.). Większość dzisiejszych duchownych i tak nie zbadała argumentów, a większość wiernych idzie ślepo za pasterzami, dokładnie tak, jak po soborze, gdy ludziom podmieniono religię.

Wątpię, by Ekscelencji chodziło o to, by mieć jak najwięcej wiernych w kaplicach, żeby nie odstraszyć „niesedewakantystycznej” większości. Tym bardziej nie rozumiałem argumentu bpa Tissier de Mallerais, skoro Ekscelencja w wywiadzie dla „The Remnant” z 2006 roku (na stronie True Restoration, w języku polskim na moim blogu) mówił, że Ratzinger głosi herezje i to od lat kilkudziesięciu te same (jakaż lepsza definicja uporczywości!), ale jednak nie posuwa się tak daleko, by stwierdzić, że głosiciel herezji jest heretykiem (addendum: dopiero 25 września przeczytałem, że rzeczywiście bp Tissier de Mallerais użył słowa „heretyk”, ale chciał, by było pominięte w transkrypcji wywiadu, co też przetłumaczyłem na polski). Ponadto napisał w 2009 roku wspaniałą książkę o herezjach Ratzingera, o której tłumaczeniu przez polskie prorzymskie FSSPX możemy sobie pomarzyć. I tak zresztą to nie francuskie FSSPX wydało oryginał, ale dominikanie z Avrillé niepodlegający bpowi Fellayowi.

Inną obroną autorytetu soborowych antypapieży jest koncepcja dwóch hierarchii, dwóch Kościołów jednocześnie z jednym papieżem na czele obu, która pojawiła się gdzieś w latach 70. Niedawno zmarły Jan Madiran wyrażał podobną opinię w założonym przezeń piśmie „Itiniéraires” („Jedna hierarchia dla dwóch Kościołów”). Arcybiskup Lefebvre wydaje się również ją przyjmować w swych refleksjach dotyczących suspensy a divinis (Refleksje, 29 VII 1976), przynajmniej w zakresie, w jakim nadal uznaje władzę papieską ówczesnego Pawła VI. Wygląda na to, że generalnie cały ruch Tradycji stawiający opór uznawanym przez siebie „papieżom” (stanowisko „uznawać-i-stawiać opór”), przyjął tę opinię jako swoją własną eklezjologię, na co zresztą, jak widzieliśmy, zwrócił uwagę bp Tissier de Mallerais.

A zatem jeden papież dla Kościoła katolickiego i ten sam dla Kościoła soborowego, schizmatyckiej i heretyckiej atrapy prowadzącej wojnę totalną z religią katolicką. Jakże jednak jedna i ta sama osoba może być głową dwóch sprzecznych i wojujących ze sobą ciał? Czyż sam bp Williamson nie powiedział kiedyś: „Eminencjo, mamy tu dwie inne religie, które prowadzą ze sobą śmiertelny bój”? Jakże to możliwe, że taki człowiek jest jednocześnie kimś i kimś zupełnie innym w tym samym aspekcie jednocześnie? Tym samym bowiem aspektem jest w omawianym przypadku stosunek do religii katolickiej, czyli ortodoksja lub heterodoksja. Nie można być jednocześnie katolikiem i heretykiem, nie można jednocześnie przyjmować wiary katolickiej w jej pełni i częściowo (herezja) czy w całości (apostazja) odrzucać. Jest to stanowisko nie do utrzymania, chyba że na podstawie własnego autorytetu. Biskup Ryszard Williamson, którego szczególnie cenię za jego wyjątkowo pouczający wykład nowoczesnych (i starych) błędów i odwagę w głoszeniu niewygodnej prawdy, pod tym względem niewątpliwie stara się utrzymać „linię Arcybiskupa”, za niewierność której słynnych „dziewięciu” zostało usuniętych z FSSPX w 1983 roku.

Obecny „Ruchu Oporu” z lat 2012/2013 i tzw. sprawa dziewięciu z 1983 roku

Główny problem grupy „uznających-i-stawiających opór” polega na uznawaniu autorytetu soborowych „papieży” i jednoczesnym stawianiu oporu i uzasadnionym nieposłuszeństwie wobec nich. W praktyce to stanowisko nazywa się czasami i niebezpodstawnie „sedewakantyzmem praktycznym”. Polega to na działaniu tak, jak gdyby Stolica Apostolska była pusta, jednak bez teoretycznego roztrząsania kwestii wakatu, wymagając jednocześnie od soborowych „papieży” publicznego wyznania ortodoksji. Jednakże jak abp Lefebvre w pewnych momentach historii burzliwych stosunków z soborowymi władzami, tak i obecni przełożeni FSSPX nie mogą się oprzeć pokusie pojednania z nimi, aby nawrócić soborowy Kościół od środka i z powrotem przekształcić ów „modernistyczny Neokościół” w Nieskalaną Oblubienicę Chrystusa. Powszechnie jednak wiadomo, jak kończą się podobne próby godzenia rzeczy nie do pogodzenia. Mamy liczne przykłady zgromadzeń, które w ten sposób zdradziły Wiarę katolicką i porzuciły walkę o Wiarę.

Wobec ostatnich prób przełożonych FSSPX, by nawrócić modernistów poprzez pojednanie się z nimi, powstał niezbyt liczny, ale też nie pozostający bez znaczenia Ruch Oporu. Początki jego można zauważyć już po 2001 roku, ale był on wówczas zasadniczo ad intra. Dopiero, gdy w 2009 r. wystąpiły głośniejsze przypadki usunięć czy odejść kapłanów FSSPX i nagonka na pewnego biskupa, dał się on zauważyć lepiej ad extra. Można powiedzieć, że tak, jak tamten, obecny Ruch Oporu jest zdrowym odruchem resztek katolickiego zmysłu w FSSPX. Wydaje mi się też, że zachowuje on najlepiej to, co najlepszego w „linii abpa Lefebvre’a”, czyli praktyczny sedewakantyzm oznaczający „nie mieć nic wspólnego z soborowym Rzymem”. Oczekuje on bowiem nawrócenia soborowych władz na tradycyjną wiarę katolicką, zgodnie z myślą przewodnią niektórych deklaracji Arcybiskupa, zwłaszcza tych ze schyłku jego życia. Na przykład:

[W sytuacji ewentualnego ponowienia rozmów] wówczas to ja będę stawiał warunki. Nie zgodzę się już być w sytuacji, w której znajdowaliśmy się podczas rozmów. Koniec z tym! Zadam pytanie na płaszczyźnie doktrynalnej: „Czy zgadzacie się z wielkimi encyklikami wszystkich papieży, którzy was poprzedzili? (…) Jeśli nie przyjmujecie doktryny waszych poprzedników, rozmawianie jest bezużyteczne. Dopóty, dopóki nie zaakceptujecie zreformowania soboru, biorąc pod uwagę doktrynę tych papieży, którzy was poprzedzili, nie ma możliwości dialogu. To bezużyteczne”. Stanowiska byłyby w ten sposób jaśniejsze.

Fideliter, wrzesień-październik 1988

Ów sedewakantyzm praktyczny jest wyraźny w szeregach Ruchu Oporu. Jakże bowiem inaczej mógłby kapłan Bractwa rzucić anatemę na Ratzingera i Bergoglio udających, jeden lepiej, drugi gorzej, papieży katolickich:

Ja, ksiądz Oliwier Rioult, kapłan Kościoła katolickiego z łaski Bożej, choć niegodny, ponieważ „trwam przy świętej Wierze naszych Ojców” i pragnę „umrzeć” w tej prawdzie, wołam: anatema na „bezbożne nowości”, na Benedykta XVI i Franciszka: obu apostołów masońskiej wolności religijnej. Miłość bliźniego nakazuje mi głosić bez niejasności wiarę katolicką i jej konsekwencje. Oto dlaczego deklaruję, że odmawiam komunii z tymi propagatorami błędów, tymi niszczycielami wiary, tymi niszczycielami Kościoła i tymi zdrajcami Pana Naszego Jezusa Chrystusa.

Artykuł „Pour en finir avec l’Eglise conciliaire: Anathème!”, tłumaczenie własne za: La Sapinière.

Niedawnym wyrazem tej właśnie linii jest oświadczenie x. Arnolda Traunera, który opuścił FSSPX w dziewiętnastą rocznicę swych święceń kapłańskich („X. Arnold Trauner opuszcza FSSPX”).

Jednakże nie zawsze tak było z Arcybiskupem. Był czas, gdy miał on jeszcze nadzieję na współpracę z soborowymi władzami i odsuwał od siebie tych, którzy tego nie chcieli czy też go ostrzegali. Prawda, że z początku sedewakantystów nie stygmatyzowano, wszystko natomiast zaczęło się po wyborze charyzmatycznego Polaka na Stolicę Apostolską. Odtąd Arcybiskup miał nowe nadzieje, których nie wszyscy jego księża podzielali. Ciekawy wypadek wydarzył się wiosną 1983 roku. Nie pamiętam już, jakim trafem znalazłem w lipcu interesujący wątek — pytanie do x. Antoniego Cekady, jednego z grupy dziewięciu amerykańskich kapłanów usuniętych wówczas przez abp Lefebvre’a. Nigdy nie badałem dogłębnie sprawy, a tu trafiłem na ciekawe szczegóły. Na forum Ignis Ardens 12 czerwca 2012 roku pan Jan DeLallo zadał księdzu następujące pytanie:

Dear Father,

In your opinion:

Do you think the current Separatist trend within the Society (i.e., having nothing to do with Rome until Rome converts back to the True Faith) vindicates the position of “the Nine” who were expelled from the SSPX in 1983 for condemning Archbishop Lefebvre for his attempts to reconcile with Rome at that time?

john

Drogi Księże,

Zdaniem Księdza:

Czy Ksiądz uważa, że obecna separatystyczna tendencja wewnątrz Bractwa (i.e. nie mieć nic do czynienia z Rzymem, póki Rzym się nie nawróci na prawdziwą Wiarę) usprawiedliwia stanowisko „dziewięciu”, którzy zostali wyrzuceni z FSSPX w 1983 za potępienie arcybiskupa Lefebvre’a z powodu jego ówczesnych prób pojednania się z Rzymem?

Jan

I otrzymał od x. Cekady niniejszą odpowiedź:

Yes.

In 1982-83 Abp. Lefebvre was in the process of negotiating with Card. Ratzinger in order to regularize SSPX’s status. Our refusal to go along on three hot issues of the time — Abp. Lefebvre’s insistence that we accept the 1962 Missal, the validity of the Paul VI ordination rite and Conciliar marriage annulments — could not have been tolerated in a “reconciled” SSPX.

The SSPX party line then, as now, was that they would NEVER compromise. When, during the height of the ‘83 crisis, Fr. Dolan preached from the pulpits that ABL and SSPX were in the process of selling out to the modernist Vatican, and word of his sermons got back to Ridgefield, Fr. Sanborn overheard Abp. Lefebvre, Fr. Schmidberger and Fr. Williamson laughing about it.

But as Bishop Sanborn said a few weeks ago, “No one’s laughing now.”

While the specific issues in the 2012 SSPX/Rome controversy are different, the underlying worry of the contemporary objectors is the same as ours was: integration into the Conciliar Church will compromise the faith and represent a surrender to modernism.

For forty years, SSPX has been saying that they “recognize the pope,” while at the same time “resisting him to his face.” The imminent prospect of actually having to take orders from Benedict XVI, follow his rules in conducting their apostolate, and cooperate with bishops subject to him is what scares many anti-accordistas (accordianists?).

And while this possibility seemed real but a little more remote in 1983, in 2012 it seems to be right around the corner. As Dr. Johnson said, “Depend upon it, sir, when a man knows he is to be hanged in a fortnight, it concentrates his mind wonderfully.”

So it is encouraging to see that on the part of many in SSPX, there is still an at least instinctive reaction against formally working alongside modernists and against absorption into their dogma-less, ecumenical, one-world church.

Tak.

W latach 1982-83 abp Lefebvre prowadził negocjacje z kard. Ratzingerem w celu uregulowania statusu FSSPX. Nasza odmowa w trzech gorących w owym czasie sprawach – naleganie abpa Lefebvre’a, byśmy przyjęli mszał z 1962, ważność obrzędu święceń Pawła VI oraz soborowe oświadczenia o nieważności małżeństw – nie mogłaby być tolerowana w „pojednanym” FSSPX.

Partyjny program FSSPX oznaczał wtedy, jak i obecnie, że NIGDY nie pójdą na ustępstwa. Gdy u szczytu kryzysu z ‘83 x. Dolan głosił z ambon, że ABL i FSSPX są w trakcie sprzedawania się modernistycznemu Watykanowi, i głos jego kazań dotarł do Ridgefield (gdzie wówczas było amerykańskie seminarium FSSPX – przyp. tłum.), x. Sanborn usłyszał, jak abp Lefebvre, x. Schmidberger i x. Williamson śmiali się z tego.

Ale, jak powiedział kilka tygodni temu bp Sanborn, „Nikt się teraz nie śmieje”.

Choć specyficzne problemy w kontrowersji FSSPX-Rzym z 2012 są inne, podstawowy niepokój współczesnych przeciwników jest ten sam, co nasz: integracja z Kościołem soborowym narazi wiarę i będzie oznaczała poddanie się modernizmowi.

Przez czterdzieści lat FSSPX mówiło, że „uznaje papieża”, podczas gdy jednocześnie „otwarcie się mu sprzeciwiało”. Bliska perspektywa rzeczywistego obowiązku przyjmowania rozkazów od Benedykta XVI, przyjmowania jego zasad w wypełnianiu swej posługi i współpracy z biskupami podporządkowanymi jemu jest tym, co odstrasza wielu anty-przyłączeniowców (przyłączników?).

I choć ta możliwość wydawała się rzeczywista, ale nieco dalsza w 1983, w 2012 wydaje się być tuż za rogiem. Jak powiedział dr Johnson, „Niech pan pamięta, że gdy człowiek wie, że ma być powieszony za dwa tygodnie, skupia to jego myśli w sposób znamienity”.

Pocieszający jest zatem widok tego, że ze strony wielu w FSSPX nadal istnieje przynajmniej instynktowna reakcja przeciwko formalnemu pracowaniu u boku modernistów i przeciwko wchłonięciu w ich bezdogmatowy, ekumeniczny, jednoświatowy kościół.

Następnie „hollingsworth” zauważa i pyta:

I see then that I must revise what has become my (simplistic?) understanding of your situation at the time, Father. Here, all this time, I’ve been thinking and led to believe that the severance of “the nine” was caused by their sedevacantist position. Yet, no mention of that in your answer to John D. That was not a part of the “three hot issues of the time?”

Widzę, że muszę zrewidować to, co było moim (uproszczonym?) rozumieniem waszej ówczesnej sytuacji, proszę Księdza. Przez cały ten czas myślałem i doprowadzono mnie do wierzenia, że oderwanie się „dziewięciu” spowodowane było ich stanowiskiem sedewakantystycznym. Jednakże Ksiądz tego nie wspomniał w odpowiedzi Janowi D. Czy to nie było jedną z „trzech ówczesnych gorących spraw”?

Na co z kolei x. Cekada:

Though only three (possibly four) of us were sedevacantists in ‘83, it was in fact the other issues (the ‘62 Missal, the annulments, and the doubtful priests) that set the whole crisis rolling.

Abp. Lefebvre and SSPX, though, used “sedevacantism” as a convenient club to bash everyone, and ever since, the myth of an “‘83 sedevacantist crisis” has become part of SSPX’s official party history.

I wrote an article five years ago about the dispute, and in one section, I went through the real issues in some detail. So did Fr. Sanborn in the early ‘80s.

Choć tylko trzech (może czterech) z nas było sedewakantystami w ‘83, to w rzeczywistości inne sprawy (mszał z ‘62, unieważnienia, wątpliwi księża) wprawiły cały kryzys w ruch.

Jednakże abp Lefebvre i FSSPX wykorzystali „sedewakantyzm” jako wygodny kij do bicia każdego i od tamtej pory mit „sedewakantystycznego kryzysu z ‘83” stał się częścią oficjalnej, partyjnej historii FSSPX.

Pięć lat temu napisałem artykuł na temat sporu i w jednej części omówiłem dość szczegółowo rzeczywiste zagadnienia. Podobnie uczynił x. Sanborn we wczesnych latach ‘80.

Za: forum Ignis Ardens (tłumaczenie z angielskiego własne).

Znalazłem wspomniany przez x. Cekadę artykuł i w tzw. międzyczasie go przeczytałem. Na tym etapie oto moje wnioski: skoro bp Williamson, księża Cardozo, Faure, Pfeiffer, Chazal, Hewko, Trincado, Girouard, Ortiz, Ruiz, Rioult, Pinaud, Zaby, Ringrose, Voigt, Trauner, o. Rafał etc., etc., a także mnisi z Brazylii i karmelitanki z Niemiec mają obecnie rację (do czego się przekonałem i co stanowiło powód założenia blogu), skoro istnieje dogłębna analogia między obecną sytuacją a „sprawą dziewięciu”, zatem „dziewięciu” musiało mieć wtedy rację, a abp Lefebvre i jego stronnicy nie.

Cała ta sprawa nie dowodzi niczego innego. Nie chodziło wtedy o sedewakantyzm, ale o pojednanie się z modernistycznym Rzymem, czemu przeciwni byli amerykańscy księża (dla zachowania obiektywizmu wskażę jedyny znany mi głos drugiej strony w sprawie tego konfliktu: wywiad z x. Williamsonem z lipca 1983 roku na stronie Angelus Online).

Gdy jednak uzupełni się powyższe literaturą wskazaną poniżej, łatwo można dojść do wniosku, że pokusa pojednania z Rzymem dopóty będzie żywa, dopóki za Głowę Kościoła katolickiego uznawać się będzie modernistów zasiadających na Watykanie (czy też w Domku św. Marty).

Sedewakantyzm, opinia teologiczna i ponoć nieobalony nigdy artykuł

Odkąd pamiętam (po poznaniu prawdziwej Wiary) nigdy nie uważałem stanowiska zwanego sedewakantystycznym za schizmatyckie, podobnie zresztą jak rozsądniejsi z duchownych i wiernych FSSPX. Jakże odcięcie się od soborowych papieży, którzy niszczą Kościół katolicki, mogłoby oznaczać schizmę z Kościołem katolickim? Arcybiskup Lefebvre przecież powiedział, choć jeszcze przed konfliktami z tymi, którzy się z nim później nie zgadzali:

W stopniu, w jakim papież, biskupi, księża lub wierni przynależą do tego nowego Kościoła, oddzielają się sami od Kościoła katolickiego. Dzisiejszy Kościół jest prawdziwym Kościołem tylko w stopniu, w jakim stanowi kontynuację i jedno ciało z Kościołem wczorajszym i wszystkich czasów.

Kilka refleksji na temat suspensy a divinis, 1976

Kontynuując tę ścieżkę argumentowania, śmiało można powiedzieć, że ci, którzy całkowicie odseparowali się od tego schizmatyckiego Kościoła, są po prostu katolikami. Sedewakantyści nie uznający autorytetu soborowych uzurpatorów są zatem katolikami. Im bardziej natomiast jest ktoś przywiązany do soborowego Kościoła, tym bardziej jest on dotknięty czy przesiąknięty herezją Soboru Watykańskiego II, świadomie czy też nie.

Dlatego też, bez żadnego zgłębiania samego argumentu tego stanowiska, sedewakantyzm był dla mnie uzasadnioną opinią teologiczną, która znajduje pośród swych zwolenników bardzo mądrych ludzi. Na przykład bp de Castro Mayer zaczął otwarcie głosić, że nie mamy papieża najpóźniej w 1988 roku. Ojciec Guérard des Lauriers, jeden z najwybitniejszych teologów XX wieku, też uznawał stan wakatu. To stanowisko nie może więc być absurdalne, jak chce wielu z jego przeciwników.

Kiedyś też już trafiłem na blog True Restoration (truerestoration.blogspot.com), na którym zauważyłem wywiady z bpem Williamsonem, bpem Tissier de Mallerais, ale również z duchowieństwem sedewakantystycznym. Sporadycznie zaglądając tam, około połowy lipca br. natrafiłem na artykuł x. Cekady zatytułowany „Traditionalists, Infallibility and the Pope”, który miał przedstawiać racje stojące za stanowiskiem sedewakantystycznym. Autor blogu, Stefan Heiner, napisał, że sam artykuł nigdy nie został obalony. Zwróciło to moją uwagę i wziąłem się za czytanie.

Dlaczego soborowi heretycy/apostaci nie są papieżami katolickimi, a Kościół soborowy nie może być Kościołem katolickim

Przedstawiwszy kilka aspektów okoliczności mojej decyzji uznania soborowych heretyków zasiadających na Watykanie za antypapieży, przejdę teraz do sedna sprawy.

Podobnie jak dużo słyszałem różnego rodzaju nieprzychylnych opinii dotyczących FSSPX, zanim kilka lat temu przekonałem się do tradycyjnego katolicyzmu, tak od dłuższego już czasu zauważałem często wręcz śmieszną retorykę antysedewakantystyczną ze strony środowiska FSSPX. Jak wtedy, tak i teraz zdecydowałem się zbadać sprawę, którą dotychczas uznawałem po prostu za możliwą opinię.

Dwa teksty były tu decydujące. Był nim najpierw wspomniany wyżej tekst x. Cekady, „Traditionalists, Infallibility and the Pope” (ze strony traditionalmass.org, po polsku na stronie Ultramontes). Tekst ten wystarczył, bym ukończywszy lekturę 16 lipca, w święto Matki Bożej z Góry Karmel (według rubryk sprzed reform Roncalliego), przekonał się, że rzeczywiście soborowi heretycy/apostaci nie są papieżami katolickimi, podobnie jak Kościół soborowy nie może być Kościołem katolickim (to drugie głoszą zresztą jeszcze niektórzy duchowni FSSPX). Bezpośrednio po przeczytaniu tego kluczowego tekstu sięgnąłem po dwuczęściowy artykuł, który znajomy w tamtym czasie mi podesłał. Wielostronicowy, wybitnie uargumentowany tekst „The Chair is Still Empty” („Stolica jest nadal pusta” na stronie novusordowatch.org) autorstwa Gregoriusa odpiera antysedewakantystyczne zarzuty zawarte w dwóch artykułach P. Salzy, amerykańskiego adwokata, które pojawiły się na łamach pism „The Remnant” (I) oraz „Catholic Family News” (II).

Tekst x. Cekady jest raczej natury apologetycznej (wyjaśniającej rzeczy proste w naturalnej kolejności poznania), Gregoriusa — natury polemicznej (obszerniejszy i zachowujący kolejność argumentów adwersarza). Oba są jednak proste, zrozumiałe, oparte na nauce katolickiej i zdrowym rozsądku. Opierają się na autorytetach teologów, kanonistów, dwóch Doktorów Kościoła, dwóch papieży, w tym bulli Cum ex apostolatus z 1559. Pierwszy tekst mnie przekonał. Drugi jeszcze bardziej utwierdził.

Nie jest tu bynajmniej moim celem wyczerpujące uzasadnienie stanowiska zwanego w obecnych okolicznościach sedewakantyzmem. Wspomniane dwa teksty (i inne, które od tamtej pory przeczytałem) w przekonujący sposób pokazują, że mocą prawa Bożego heretyk, schizmatyk czy apostata uporczywie trwający w swych błędach i publicznie je głoszący, traci wszelki urząd piastowany w Kościele, a ponadto, gdyby był wybrany na jakikolwiek urząd kościelny, wybór taki byłby nieważny i wszystkie jego czynności na uzurpowanym stanowisku nieobowiązujące, bowiem również nieważne (cf. Paweł IV, Cum ex apostolatus). I nie jest do tego wcale wymagane żadne monitum kanoniczne ani sąd kościelny, ponieważ skoro ponad papieżem nie ma nikogo, nie może go nikt napominać czy sądzić.

Pozwolę sobie tu przytoczyć słowa tylko jednego papieża i pięciu katolickich teologów, którzy pisali podręczniki do prawa kanonicznego, stwierdzające, że to mocą prawa Boskiego heretyk, schizmatyk czy apostata nie może ważnie piastować kościelnego urzędu:

Heretycy i schizmatycy są wyłączeni z piastowania urzędu papieskiego na mocy samego Boskiego prawa… muszą być bezwzględnie uważani za wykluczonych od zasiadania na tronie Stolicy Apostolskiej, która jest nieomylnym nauczycielem prawdy wiary i centrum kościelnej jedności” (Maroto, Institutiones Iuris Canonici 2, 784).

Nominacja na Urząd Prymatu. 1. Co jest wymagane przez Boskie prawo dla tej nominacji… wymagane dla ważności jest również, aby osoba wybrana była członkiem Kościoła; i dlatego, wykluczeni są heretycy i apostaci (przynajmniej publiczni)” (Coronata, Institutiones Juris Canonici 1, 312).

„Wszyscy, przed którymi na mocy Boskiego prawa lub unieważniającego prawa kościelnego nie stoją przeszkody, spełniają warunki niezbędne [do wyboru na papieża]. Dlatego mężczyzna, który posiada zdolność używania rozumu wystarczającą, by przyjąć wybór i sprawować jurysdykcję, oraz który jest rzeczywistym członkiem Kościoła, może być ważnie wybrany, nawet jeśli jest tylko człowiekiem świeckim. Wykluczeni, jako niezdolni do ważnego wyboru, są jednakże: wszystkie kobiety, dzieci, które jeszcze nie doszły do wieku dojrzałości, dotknięci nieuleczalną choroba umysłową, heretycy i schizmatycy” (Wernz-Vidal, Ius Canonicum t. II, s. 415).

Cytaty za: x. Cekada, „Czy ekskomunikowany kardynał może zostać wybrany na papieża?” (podkreślenia x. Cekady)

„Tym bardziej nie może się rzymski papież chlubić, ponieważ może być sądzony przez ludzi – a raczej, można wykazać, że już został osądzony, jeśli «utraci swój smak» popadając w herezję; gdyż ten, kto nie wierzy już został osądzony” (Papież Innocenty III [†1226], Sermo 4: In Consecratione, PL 218, 670).

„Papież, będący jawnym heretykiem automatycznie (per se) przestaje być papieżem i głową Kościoła, jako że natychmiast przestaje być chrześcijaninem (katolikiem) oraz członkiem Kościoła. Z tego powodu może on być sądzony i ukarany przez Kościół. Jest to zgodne z nauką wszystkich Ojców [Kościoła], którzy nauczali, że jawni heretycy natychmiast tracą wszelką jurysdykcję” (św. Robert Bellarmin, De Romano Pontifice. II, 30).

„Gdyby poprzez notoryczną i otwarcie okazywaną herezję papież miał stać się heretykiem, przez sam ten fakt (ipso facto) uważa się go za pozbawionego całej władzy prawodawczej (jurysdykcji), nawet przed wydaniem przez Kościół deklaracji [o utracie urzędu] (…) papież popadając w herezję przestaje być ipso facto członkiem Kościoła, a co za tym idzie, przestaje też być Jego głową” (Wernz-Vidal, Ius Canonicum, t. II: De Personis, s. 453).

Cytaty za: x. Cekada, „Tradycjonaliści, nieomylność i papież”

Wszystkie istoty stworzone podlegają prawu Boskiemu, od którego nie ma najmniejszego wyjątku (w porządku naturalnym, oczywiście). Natomiast od prawa kanonicznego, które jest rodzajem prawa pozytywnego, bywają wyjątki i dyspensy. W braku tego rozróżnienia między prawem Boskim a pozytywnym tkwi zresztą podstawowa wada wielu traktatów antysedewakantystycznych. Nawet „analiza kanoniczna i teologiczna” x. Boulet („Zawsze Wierni”, I. 12/2005, II. 01/2006, III. 02/2006, wydane w formie broszurki przez wydawnictwo Te Deum), która jednak zauważa to rozróżnienie, dość mętnie o nim traktuje. Tekst ów tak naprawdę pozostawia więcej pytań, aniżeli daje odpowiedzi, a uczciwy czytelnik po jego lekturze raczej przekona się do sedewakantyzmu albo przynajmniej sięgnie po lepsze prace. Przede wszystkim śmieszne zarzuty „fiksacji”, „obsesji na punkcie papiestwa” i „umysłowego strapienia” dowodzą determinacji, z jaką x. Boulet chce zdyskredytować sedewakantystów.

Często też argumentacje broniące „papiestwa” naszych soborowych uzurpatorów, mieszają herezję jako grzech, czyli przestępstwo wobec prawa Boskiego, oraz herezję jako przestępstwo kanoniczne. Jednakże i ten błąd zakłada pomieszanie w dziedzinie prawa.

Każdemu, kto pragnie poznać oczywiste katolickie rozwiązanie obecnego kryzysu w Kościele zwane „sedewakantyzmem”, polecam wymienione wyżej dwa teksty. A uważny czytelnik przekona się do sedewakantyzmu również po lekturze opracowania x. Boulet. Wbrew pozorom służy on raczej sprawie, niż ją dyskredytuje.

Jeszcze słowo o tych, którzy są „przesiąknięci duchem personalizmu”

W słowach swej apologii „papieża i papiestwa”, bardzo odbiegających nawet od języka abpa Lefebvre’a, pomimo kilku wyselekcjonowanych cytatów francuskiego purpurata, pewien przełożony FSSPX napisał:

„Ludzie przesiąknięci duchem personalizmu często nie potrafią już rozróżnić osoby od urzędu, jaki ona piastuje. Stąd bierze się cały szereg niewłaściwych zachowań. Niechęć do osoby piastującej urząd prowadzi do osłabienia szacunku dla samego urzędu. Katolikom nie wolno negować urzędu papieskiego, ale przecież wiemy, że niektórzy praktykują swoją wiarę tak, jakby Stolica Apostolska po prostu nie istniała, albo jakby im nie była do niczego potrzebna. Najbardziej radykalnym przykładem takiego myślenia jest sedewakantyzm”.

Papież i papiestwo”, „Zawsze Wierni” nr 3 (166)/2013

Otóż, rzeczywiście, są tacy „[l]udzie przesiąknięci duchem personalizmu”, którzy „często nie potrafią już rozróżnić osoby od urzędu, jaki ona piastuje”, czego najdoskonalszy chyba przykład podaje sam autor tekstu. I bynajmniej nie jest nim sedewakantyzm. Obecny sedewakantyzm absolutnie nie „neg[uje] urzędu papieskiego”, ale stwierdza fakt jego wakatu od chwili śmierci Piusa XII. Jak wiadomo dość powszechnie, praktycznie wszyscy sedewakantyści czekają na wybór prawdziwego papieża i praktykują swoją wiarę tak, jakby Stolica Apostolska rzeczywiście istniała, ale po prostu była obecnie pusta. Są najzupełniej świadomi tego, że jest im koniecznie potrzebna. To więc ci, którzy mylą te pojęcia i twierdzą, że ten, kto nie uznaje danej osoby (Roncalliego, Montiniego, Lucianiego, Wojtyły, Ratzingera czy Bergoglio) za papieża, neguje jednocześnie sam urząd papieski, są rzeczywiście „przesiąknięci duchem personalizmu”. Najlepszym remedium na to wcale nie musi być uznanie wakatu Stolicy Apostolskiej, ale lektura Sumy teologicznej św. Tomasza. Antidotum na personalizm jest tomizm.

Uwagi końcowe

Z powyższego winno być oczywiste, że przyczyną mojego przyjęcia stanowiska sedewakantystycznego nie jest zawód doznany z powodu małej siły tzw. ruchu oporu wobec posunięć bpa Fellaya i jego popleczników w i wokół FSSPX. Podobnie jak nie dziwię się, że syndrom lat pięćdziesiątych („the fiftyism”, jak go trafnie określa bp Williamson) tak opanował katolików, duchownych i świeckich, że w obliczu modernistycznej napaści słaba była reakcja katolicka, tak też nie dziwi mnie mało liczebna reakcja na próby pogodzenia się kierownictwa FSSPX z Rzymem, „pomimo dość silnego sprzeciwu w szeregach Bractwa i za cenę poważnych kłopotów” (bp Fellay w liście do Benedykta XVI, 17 czerwca 2012 r.).

Niezależnie od kryzysu w FSSPX po prostu znalazłem czas i poświęciłem go lekturze. Każdy bowiem katolik ma obowiązek poznawania swej Wiary poprzez lekturę katechizmu, ale też dobrych książek i pism. A jest to obowiązek szczególnie dziś zaniedbywany, zwłaszcza przez katolików mieniących się tradycyjnymi.

Wobec przedstawionej niniejszym artykułem zmiany stanowiska teologicznego siłą rzeczy nasuwa się także pytanie dotyczące charakteru blogu Pelagiusza z Asturii. Ponieważ modernistyczna inwazja nadal trwa, walki na rzecz katolickiego oporu przeciwko wrogom świętego Kościoła katolickiego wcale nie porzucam. A opór ten rozpoczął się jeszcze przed powstaniem i działalnością Bractwa założonego przez abpa Lefebvre’a. Zresztą sam Arcybiskup wahał się na początku i niechętnie brał czynny udział w inicjatywach autentycznego i pierwotnego ruchu oporu, na co zwraca uwagę o. Barbara, jego prawdziwy pionier, w swym liście otwartym do członków FSSPX z 1993 r. (przekład polski na stronie ultramontes.pl).

A gdy 8 listopada 1979 r. dokonał „bratobójczej deklaracji”, przyczynił się niestety do rozpadu jedności obozu katolickiego oporu. Od tamtej pory zaczął odsuwać od siebie wielce zasłużonych duchownych, jak właśnie o. Barbara. I ten błąd należy w miarę możliwości naprawić, pamiętając jednak, że nasz słodki Zbawiciel powiedział, a Jego słowa wydają się dotyczyć w szczególny sposób naszych czasów: „Uderzę pasterza, a rozproszą się owce” (św. Marka XIV, 27). Nie dziwi więc, że wobec braku autorytetu papieskiego mamy tyle podziałów wśród samych katolików. Dlatego, w miarę mych skromnych możliwości, temu poświęcić chcę wszystkie me siły, by przyczynić się do jedności katolickiego oporu, w myśl tego zwłaszcza że:

„Nasza zasada jest jednak zbyt jasna i zbyt konkretna na to, by dopuszczać jakieś błędne ujęcie. Oto ona: Najwyższa katolicka nieugiętość jest najwyższą katolicką miłością bliźniego. Owa miłość bliźniego jest praktykowana w stosunku do naszego bliźniego wtedy, gdy w jego własnym interesie krzyżuje się jego zamierzenia, upokarza go i karze. Jest ona praktykowana w odniesieniu do osoby trzeciej, gdy broni się kogoś przed niesprawiedliwą napaścią ze strony innej osoby, a także wtedy, gdy chroni się kogoś przed zarażeniem błędem poprzez demaskowanie jego autorów i popleczników i ukazywanie ich w prawdziwym świetle jako ludzi niegodziwych i przewrotnych oraz wystawianie ich na wzgardę, odrazę i obrzydzenie wszystkich”.

x. Feliks Sarda y Salvany, Liberalizm jest grzechem, Roz. XIX

Dlatego modernistycznych uzurpatorów należy nazywać po imieniu. Są to antypapieże nie posiadający żadnego autorytetu nad katolikami czy to duchownymi, czy to świeckimi. Tylko bowiem prawdziwy, katolicki Papież będzie mógł położyć kres tej strasznej, ale zasłużonej karze boskiej, jaką jest obecny stan Kościoła powszechnego, nieskalanej herezją modernistów Oblubienicy Chrystusa. A w tzw. międzyczasie, jak napisał kolejny wielki pionier oporu, o. Roger Tomasz Calmel OP, ów „fałszywy Kościół” należy demaskować „jako nie posiadający żadnej władzy. Skoro tylko to się wydarzy, ten fałszywy Kościół rozpadnie się w proch, ponieważ jego największa siła pochodzi z jego wewnętrznego zakłamania, prezentowanego jako prawda, które nie zostało skutecznie odrzucone z góry”, to jest przez hierarchów („Itinéraires” nr 173, w: „Fortes in Fide” nr 10/11, 1991). Prawdą bowiem jest tylko Chrystus, nasz Pan i Zbawca.

Adveniat regnum tuum!

22 sierpnia AD 2013
W święto Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny
i oktawę Jej chwalebnego Wniebowzięcia

Pierwotna wersja artykułu: http://pelagiusasturiensis.wordpress.com/2013/08/22/od-ruchu-oporu-do-sedewakantyzmu

W cytatach ze strony ultramontes.pl zachowano oryginalną interpunkcję.

PMK Design
© Organizacja Monarchistów Polskich 1989–2024 · Zdjęcie polskich insygniów koronacyjnych pochodzi z serwisu replikiregaliowpl.com.