Jesteś tutaj: Publicystyka » Inni publicyści » Adam Tomasz Witczak: W sprawie „Po co z ONR?”
Kilka dni temu ukazał się na portalu Fronda.pl artykuł p. Stefan Sękowskiego, publicysty, którego kojarzę ze stron i czasopism prawicowych, w szczególności konserwatywno-liberalnych i konserwatywnych. Artykuł dotyczy Marszu Niepodległości 11 listopada i stanowi przykład zjawiska, które niejednokrotnie obserwowałem już w pewnych kręgach utożsamianych z prawicą, w tym także na Forum Frondy. Chodzi tu mianowicie o szczególny sposób myślenia, w ramach którego z jednej strony odrzuca się demoliberalną mitologię spod znaku „Gazety Wyborczej” i TVN, nawet demonstracyjnie się ją potępia, z drugiej jednak — w pewnych kwestiach przyjmuje narrację tychże środowisk, zwykle po to, by móc przedstawić się np. jako „prawica”, może i „zdecydowana”, ale zarazem „ta normalna, porządna, chrześcijańska, rozsądna, cywilizowana” itd.
Kwestia ONR czy w ogólności ruchu narodowego jest tu jedną z najbardziej znamiennych. Osoby, które w jednej chwili są w stanie pisać przeciwko aborcji, eutanazji, in vitro i socjalizmowi, przeciwko „kłamstwom GazWybu” i „błazenadzie Wojewódzkiego”, przeciwko upadkowi kraju i kontynentu — moment później demonstracyjnie odcinają się od „niepoważnych extremistów” (w rodzaju narodowców czy monarchistów), przedstawiając się jako stojący z boku i nie biorący udziału w „dziecinnych, ulicznych sporach”, toczonych rzekomo przez „dwie frakcje lewicy” czy coś w tym rodzaju.
Mniej więcej taki sposób myślenia zaprezentował p. Sękowski. Dość przykre jest zwłaszcza to, że autor — świadomie lub mimowolnie — zaczął stawiać mur (lub kopać rów) między „grzeczną” Młodzieżą Wszechpolską a „niegrzecznymi” lub „niepoważnymi” ONRowcami, postawił także pytanie: „Po co z ONR?”.
W zasadzie inicjatywa Marszu wypłynęła ze strony ONR, docelowo zresztą Marsz ma łączyć różne grupy utożsamiające się z ideą endecką, narodowo-radykalną i nie tylko. Nie jest więc tak, że to np. ONR się na siłę dołączył, albo został wzięty z litości, że to jakaś pomyłka. Pojawia się tradycyjny zarzut „grupy rekonstrukcyjnej” — a to ze względu na „przedwojenne emblematy” i piaskowe koszule. Nie wiem dlaczego „przedwojenność” emblematu miałaby być jakimś błędem, czymś kompromitującym czy szkodliwym — trudno nazwać ten zarzut poważnym, wykorzystanie określonych symboli stanowi po prostu wyraz nawiązania do pewnej tradycji. A piaskowe koszule? Czy stanowią wyraz „faszyzacji” w większym stopniu niż jednakowe garnitury i koszule młodych pracowników korporacji międzynarodowych? W większym niż mundury harcerzy czy kogokolwiek innego? Jest to wyraz pewnego zdyscyplinowania, pewnej estetyki i elegancji, cóż – rozumiem, że nie musi to zgadzać się z gustem p. Sękowskiego, ale żeby (nie pierwszy raz) wyciągać to jako zarzut? Równie logiczne, jak zarzut w stosunku do Janusza Korwin-Mikkego: „ten jest niepoważny, bo nosi muchę, tłumaczy imiona i się jąka”.
Trudno powiedzieć, dlaczego stwierdzenie: „nasze działania są radykalne i każdy decydujący się na członkostwo musi być przygotowany na konsekwencje z tym związane” miałoby budzić obawy o „faszyzm i hitleryzm”, szczególnie że w ostateczności tyczy się ono metod, form — a nie treści, nie poglądów (teoretycznie taka informacja mogłaby się znaleźć np. na stronie jakiejś radykalnej frakcji agorystycznej, uprawiającej „kontr-ekonomię”, czyż nie? :-)) Inna rzecz, że nie ma w nim chyba nic niezwykłego, być może pobrzmiewa nutką egzaltacji, ale z drugiej strony to naturalne, że wstępując w szeregi danego ruchu, organizacji — liczymy się ze skutkami tego, przyjmujemy pewne zobowiązania etc. Oczywiście być może p. Sękowskiemu wiadomo coś o zamach bombowych z udziałem ONRowców, o ONRowcach masowo osadzanych w więzieniach, o potajemnych sądach kapturowych na osobach, które odważą się ONR opuścić — cóż, mi nic o tego typu sprawach nie wiadomo.
Autor nie raczył też wyjaśnić, dlaczego poglądy i działania przedwojennego ONR były „niedopuszczalne”, albo — które takie były. Inna rzecz, że działania przedwojennej Młodzieży Wszechpolskiej też miały taki charakter, o jakim być może myśli p. Sękowski — można bowiem sądzić, że pragnie on wyciągnąć widmo „pałkarzy”, „gett ławkowych” i bojkotu sklepu żydowskich. Nie czas tu i miejsce na szczegółowe analizowanie tych zjawisk, dość powiedzieć, że takie „radykalne działania” tyczyły się całego Obozu Narodowego (a przynajmniej działaczy młodego pokolenia), ale mało tego — de facto ten sposób prowadzenia polityki był integralnym elementem życia w tamtych czasach. Truizmem byłoby powtarzanie wielekroć przywoływanych faktów — takich jak istnienie nie tylko bojówek narodowców, ale także sanacji, żydów, lewicowców, komunistów, socjalistów etc. Oczywistością byłoby przypominanie tego, że owa „niedopuszczalność” działań narodowców jest niesłychanie demonizowana, poniekąd tak jak „niedopuszczalność” działań Świętej Inkwizycji. Można jeszcze przywołać, co pisał Zygmunt Przetakiewicz o tym, że „parlamentaryzm leżał w gruzach — polityka wylewała się na ulice”. Wreszcie być może rozchodzi się o to, że epoka ówczesna była mniej zniewieściała niż obecna, w której argument siły utożsamia się z prymitywizmem dresiarza-ulicznika?
To ostatnie zdanie nie znaczy bynajmniej, że ONR obecnie istniejący posługuje się z upodobaniem argumentami siły fizycznej. Przeciwnie — praktyka pokazuje, że jak dotąd to pochody ONR atakowane są przez agresywne bojówki „antyfaszystów” i lewicy. Jeśli pana Sękowskiego interesują działania ONR, to zapraszam na stronę internetową http://onr.h2.pl. Kompromitujące prelekcje historyczne i polityczne w kilku miastach (np. na temat ekologii, cenzury, Narodowych Sił Zbrojnych, zagrożeń wolności w świecie demokratyczno-liberalnym), prócz tego skandaliczna publicystyka, podejrzane patriotyczne rytuały rocznicowe etc. — a wszystko to w wykonaniu przedstawicieli odstręczających grup społecznych, takich jak licealiści, studenci, doktoranci, mężowie i żony — i tak dalej. „Odrażający, brudni, źli”.
A bardziej serio — jest faktem, że w ciągu ponad 5 lat działalności jako organizacja ogólnopolska (a można doliczyć do tego jeszcze wcześniejsze lata mniej scentralizowanej działalności) ONR ewoluował i zmieniał swe oblicze. Owszem, mógł mieć na koncie błędy taktyczne, strategiczne, mógł operować hasłami, w których znać nie zawsze przemyślany młodzieńczy poryw. Niemniej: „Ny regret du passe, ny peur de l'avenir”. Obraz organizacji zmienia się i zmienia się ona sama, a idzie to w dobrym kierunku. I skupia ona normalnych ludzi. Doprawdy, w tekście p. Sękowskiego zabrakło jeszcze tylko żywcem wziętego z „Wyborczej” fragmentu np. o „skruszonym” albo „byłym” ONRowcu, opowiadającym o tym, że wstąpił do „extremistycznej organizacji”, ponieważ „życie na osiedlu było nie do zniesienia”, „po zawodówce nie miał perspektyw”, „i zawsze jakoś nie lubił Żydów”… Podpowiem tylko, że NIE jest to prawdziwy czy też typowy obraz narodowca.
Jest przy tym faktem, że środowiska narodowe niestety przyciągają czasem niepożądany element, który się za nacjonalistów uważa, a kultywuje w niezbyt rozsądny sposób niezbyt rozsądne idee. Ale nie należy tu ani generalizować, ani rzutować tego na ocenę całego ruchu — podobnie jak istnienie „Polskiego Ruchu Monarchistycznego” czy dziwnych zagranicznych „pretendentów do Tronu Polskiego” nie kompromituje Organizacji Monarchistów Polskich czy Klubu Zachowawczo-Monarchistycznego (i sensownego monarchizmu ogólnie), a libertarianizm w wydaniu np. R. A. Wilsona (tj. połączony z magiją, okultyzmem, hipisizmem, LSD i pseudonauką) nie jest reprezentatywny dla tego nurtu jako całości.
I jeszcze mały drobiazg — pisanie o „skrajności” w negatywny sposób jest dość niezwykłe, gdy samemu przejawia się głębokie zainteresowanie czy wręcz aprobatę dla anarchoindywidualizmu czy libertarianizmu, które poglądami „mainstreamowymi” i umiarkowanymi „w oczach opinii publicznej” raczej też nie są.