Jesteś tutaj: Publicystyka » Adrian Nikiel » Ósme Przykazanie to nie metafora
W Kodeksie Etyki Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich czytamy m.in.: […] – zadaniem dziennikarzy jest przekazywanie rzetelnych i bezstronnych informacji oraz różnorodnych opinii, a także umożliwianie udziału w debacie publicznej. – wolności słowa i wypowiedzi musi towarzyszyć odpowiedzialność za publikacje w prasie […]. Czytamy także: 1. Informacje należy wyraźnie oddzielać od interpretacji i opinii. 2. Informacje powinny być zrównoważone i dokładne, tak by odbiorca mógł odróżnić fakty od przypuszczeń i plotek […]. 3. Opinie mogą być stronnicze, ale nie mogą zniekształcać faktów […]. Niestety, artykuł pana redaktora Roberta Tekielego pt. Sodoma i Gomora to nie metafora1 nie ma nic wspólnego z tak rozumianym dziennikarstwem.
Pomijając środowiskowe rozrachunki pana redaktora i „cięcia po skrzydłach”, które zdominowały cytowany felieton, z rosnącym zdumieniem zapoznajemy się z opiniami na temat katolickich tradycjonalistów, które osobliwą kulminację znajdują w zdaniu: Dalej niż tradycjonaliści idzie lefebrowe Bractwo Piusa X, jeszcze dalej herezja sedewakantyzmu. Z innego źródła wiemy już, że pan redaktor nie jest specjalistą od myśli Fryderyka Engelsa2. Jak się okazuje, nie zdobył również podstawowej wiedzy na temat Tradycji katolickiej. Na ostentacyjne pozbawienie papieża Piusa X przymiotnika święty spuścimy miłosiernie zasłonę milczenia. Rozumiemy bowiem, że miało to podkreślić srogą, pryncypialną niechęć publicysty do lefebrów. Są jednak pewne opinie i mniemania, które hańbią tego, kto bez niezbędnej rozwagi i precyzyjnych argumentów podaje je do wiadomości publicznej.
Odpowiedzialność za słowa jest cnotą, którą dziennikarze nie zostali obdarzeni w jednakowym stopniu. Dotyczy to zwłaszcza felietonistów. W uprawiany przez nich gatunek rzekomo wpisana jest swoboda twórcza tak daleko posunięta, że rozmijająca się z faktami i dobrym smakiem, o miłości bliźniego nawet nie wspominając3. Oskarżenie o herezję jest przecież najpoważniejsze, jakie na tym padole łez można sformułować pod czyimkolwiek adresem.
Herezja sedewakantyzmu? To nonsens, wewnętrzna sprzeczność. Sedewakantyzm jest stanowiskiem teologicznym wynikającym z rozpoznania przez duchowieństwo katolickie i wiernych świeckich, że tzw. papieże soborowi nie mogą być Namiestnikami Chrystusa, gdyż ich nauczanie i praktyka duszpasterska, a także akceptacja cudzych błędów religijnych, są sprzeczne z Magisterium Kościoła. Sedewakantyzm oznacza zatem ścisłe przylgnięcie do nauczania katolickiego, do tego, co było niezmienne od czasów panowania św. Piotra Apostoła do pontyfikatu papieża Piusa XII włącznie.
Sięgnę w tym kontekście po autocytat: Od roku 1958 pod szyldem katolicyzmu prezentowane są poglądy wielokrotnie potępione przez papieży: przekonanie o powszechności zbawienia, ekumenizm, aprobata dla wolności religijnej, antropocentryzm i uznanie dla tzw. praw człowieka, konieczność dostosowania moralności i praktyk religijnych do aktualnego stanu nauki, wiara w nieprzerwany postęp, uznanie, że wyznawcy judaizmu podążają odrębną drogą zbawienia. Zniesiona została Przysięga Antymodernistyczna, a w związku z przyjęciem nowej koncepcji Kościoła zakwestionowano Jego nieomylność. Wyrazem radykalnego zerwania są m.in.: nowy (protestancki) porządek mszy, zmienione ryty sakramentów, nowe prawo kanoniczne, nowy katechizm (podlegający wkrótce po publikacji kolejnym „aktualizacjom”), rozluźniona dyscyplina w sprawach moralności (prowadząca do akceptacji zboczeń i niewierności małżeńskiej), kolegialność władzy biskupów, a nawet nowy różaniec i nowe tłumaczenie modlitwy Ojcze nasz. Nowy jest także kształt świątyń, często projektowanych, budowanych i wyposażanych tak, jakby za wszelką cenę – nawet karykaturalnej brzydoty – miały być świadectwem, że mamy do czynienia z odmienną od katolicyzmu religią. Zamierające życie zakonne zmieniło się w swoją parodię. Niewątpliwą nowością jest również wynikający z antropocentryzmu sprzeciw wobec kary śmierci. Magisterium i praktykę kościelną podważono właściwie w każdym aspekcie. Najwyższym wyrazem uznania, który może usłyszeć modernistyczny duchowny, są słowa: nikogo nie nawracał4. – Pan Robert Tekieli z tego wszystkiego musi zdawać sobie sprawę albo też zabiera głos w kwestiach, o których nie ma pojęcia.
Obecnie sytuacja jest jeszcze gorsza, gdyż zmagamy się z następną falą rewolucji modernistycznej. Ponownie odwołam się do artykułu, gdzie zwracałem uwagę: Zwierzchnik Nowego Kościoła montiniańskiego, ks. Jerzy Bergoglio, dokonując aktualizacji nauczania, jednoznacznie potwierdził, że: Wolność jest prawem każdej osoby: każdy korzysta z wolności wiary, myśli, słowa i działania. Pluralizm i różnorodność religii, koloru skóry, płci, rasy i języka są wyrazem mądrej woli Bożej, z jaką Bóg stworzył istoty ludzkie [podkreślenie: AN]. Ta boska Mądrość jest źródłem, z którego wywodzi się prawo do wolności wiary i wolności do bycia różnymi. Działania misyjne podejmowane przez Kościół Święty od czasu apostołów i pierwszych męczenników zostały tym samym po raz kolejny zdeprecjonowane jako sprzeczne ze Słowem Bożym. Oznacza to, że trwanie w grzechu przeciwko Pierwszemu Przykazaniu miałoby być pożądanym przez Boga stanem duszy. Więcej: grzech może być rozumiany jako cecha, z którą przychodzimy na świat i nie mamy na nią wpływu. Oczywiście równie prawdopodobna i zgodna z powyższym cytatem jest myśl, że grzech po prostu nie istnieje – w końcu religia została wymieniona obok zjawisk biologicznych5. Dziś, kiedy droga synodalna kieruje nominalnych katolików ku otchłani, dosłownie każdy pogląd może zostać uznany za katolicki – przez mniejszą lub większą grupę „biskupów”. Nikt uczciwy nie może udawać, że to tylko źli bojarzy w otoczeniu dobrego cara. Liczne wypowiedzi i dokumenty ks. Jerzego Bergoglia są celowo formułowane tak niejednoznacznie, aby ich nieustannie aktualizowane przesłanie odpowiadało tzw. mądrości etapu. Synodalność, czyli wierzta, w co chceta, jest być może kluczowym elementem umożliwiającym roztopienie się postkatolicyzmu w Jednej Wielkiej Światowej Religii. Gdzie oczywiście i dla publicysty „Sieci” znajdzie się jakaś kapliczka. Już nawet pozory nie będą różnić postkatolików od protestantów.
Przypominam te ponure obserwacje, gdyż są najprostszą, bez żadnych zastrzeżeń, wykrętów i dzielenia włosa na czworo, odpowiedzią na pytanie retoryczne, które pan Tekieli zadawał – jak sam wspomina – w warszawskim Radiu Józef, kiedy jego rozmówcy krytycznie odnosili się do rewolucji (po)soborowej: to w końcu Duch Święty jest w Kościele czy go [sic!] nie ma? Insynuacja, że Duch Święty wspiera herezję modernizmu, zapiera dech w piersi. Dla pana redaktora nawet delikatna, wewnątrzsystemowa polemika z szaleństwem nowinkarzy to jedynie: Zarzuty wobec papieży, pretensje i poczucie wyższości. Skrajnie silne odczucie zawodu. Nie dziwi zatem lekki ton, w jakim felietonista bagatelizuje to, co najstraszniejsze: brak szacunku dla Jezusa, lekceważenie sacrum. W akapicie o marudzących tradycjonalistach brakuje tylko cytatu z przeboju T.Love: Jest super, jest super / Więc o co ci chodzi?
Mimo wszystko szokuje porównywanie Mszy wszech czasów, którą bohater mojej polemiki prawdopodobnie zna w wersji nadzwyczajnej formy rytu rzymskiego, czyli zmienionej w 1962 r. – do pogrzebu (jakby historia chrześcijaństwa kończyła się na Wielkim Piątku). Acz wbrew intencjom pana Tekielego może to być jak najbardziej uzasadnione odczucie, kiedy dochodzi do imitowania Mszy Świętej przez osoby niemające ważnych święceń kapłańskich.
Trzeba więc z bólem i smutkiem napisać, że publicysta na łamach „Sieci” dokonał diabelskiego odwrócenia znaczenia słów, miłość do naszego Pana Jezusa Chrystusa, wierność Kościołowi dochowywaną wbrew wszelkim próbom i w ciągłych zmaganiach z duchem epoki lżąc kłamstwem o herezji. Cóż, sedewakantyści to ludzie, którzy pamiętają, że również św. Joanna d’Arc została skazana przez niegodnych, skorumpowanych duchownych za rzekomą herezję. Duchownych pozostających w służbie uzurpatora – a wiemy z Magisterium, że pierwszym uzurpatorem był i jest szatan.
Hell awaits…, Panie Redaktorze, The flames of Hades burning strong / Your soul shall never rest6.
1 Robert Tekieli, Sodoma i Gomora to nie metafora, „Sieci” nr 18 (440)/2021, 4–9 maja 2021 r., str. 62.
2 Ebenezer Rojt, Robert Tekieli demaskuje Fryderyka Engelsa albo bolszewicki dekret o nacjonalizacji kobiet.
3 Robert Tekieli napisał to wprawdzie tylko w felietonie – czyli w formie swobodnej, dziś z premedytacją używanej do opowiadania baśni […]. Tamże.
4 Adrian Nikiel, Błędy religijne są źródłem błędów politycznych.
5 Adrian Nikiel, Zwycięstwo rewolucji.
6 Slayer, Hell Awaits, Metal Blade Records, 1985.