Jesteś tutaj: Publicystyka » Inni publicyści » Stanisław Mackiewicz: Powrót Cata — „Odsłony Cata” (fragmenty)

Powrót Cata

Stanisław Mackiewicz

Do Aleksandra Bocheńskiego, posła grupy „Dziś i Jutro”, publicysty:

W jednym z ostatnich artykułów wypowiedziałem wyraźnie swe stanowisko, dlaczego chcę wracać do Polski. […] Chcę wracać zarówno z przyczyn politycznych, jak osobistych. Aby jednak zamiar ten zrealizować, muszę wiedzieć: 1) czy nie zamkną mnie do więzienia i 2) czy nie umrę z głodu. Oczekuję od Ciebie odpowiedzi na te pytania. […]

W każdym razie nie chcę wracać do kraju dla siedzenia w więzieniu, bo nie zależy mi na tym ani ze względów osobistych, ani politycznych. Jeśli więc napiszesz, że to mi grozi, to się swego zamiaru wyrzeknę.

Co do umierania z głodu, to mogę przyjechać jako przedstawiciel jakiegoś przedsiębiorstwa angielskiego i zająć się handlem. Słyszałem, że Wasza grupa założyła dziennik. Może mógłbym objąć w nim posadę administratora, na pewno będę lepiej gospodarował niż u mnie Luboński1, bo się tego w Anglii na swoich wydawnictwach dobrze nauczyłem. Może mógłbym założyć spółkę wydawniczą à la „Rój” [Melchiora] Wańkowicza, może – tego nie wiem, lecz Ty wiesz o tym – mógłbym założyć tygodnik. Oczywiście sądzę, że to ostatnie przedsięwzięcie, jako deficytowe, mogłoby być tylko połączone z którymś z poprzednich.

Czy handlowa reprezentacja firmy eksportowej angielskiej, wysyłającej na przykład buty dla rolników, jest dzisiaj w Polsce możliwa czy nie?

21 kwietnia 1947

Do Aleksandra Bocheńskiego:

Co do mego powrotu, to chce mi się wracać coraz bardziej i w miarę marazmu emigracyjnego coraz mniej mam powodu do pozostawania za granicą.

Jednak nie mogę podpisać oświadczenia, że nie będę dziennikarzem. Rozumiesz, że człowiek nie wyrzeka się tak łatwo zawodu, w którym odniósł pewne sukcesy.

21 lipca 1947

Do córki Aleksandry:

Do kraju wrócić nie mogę, na emigracji pozostać także nie mogę, bo nie chcę, aby historia oskarżała mnie kiedyś, że się solidaryzowałem ze wszystkimi jej głupstwami, którym zapobiec, pomimo wszystkich swych starań, nie mogę.

29 września 1947

*

Do Michała K. Pawlikowskiego, pisarza, współpracownika wileńskiego „Słowa”:

Kiedy się porusza trupy w trupiarni, to śmierdzi, a nasza emigracja jest jedną wielką trupiarnią. Najmłodsi mają wnuków i są siwiuteńcy. Na każdym prawie większym zebraniu ktoś zdycha.

[…] Uważam nasz stan polityczny za istotnie beznadziejny, a siebie za księdza, który, straciwszy wiarę w Boga, wynajmuje się do kropienia grobów na cmentarzach.

28 stycznia 1952

*

Do Michała K. Pawlikowskiego:

Zostałem teraz z 7 funtami w kieszeni i absolutnie nie widzę, co mam robić. Renata [Ostrowska] naturalnie odwala mi kawał za kawałem, które mnie zupełnie wykańczają nerwowo. W tych warunkach zaczynam się zastanawiać, czy nie wrócić do kraju. Ze wszystkich form samobójstwa jest to forma chyba najbardziej masochistyczna, ale cóż, kiedy na bezpośrednie samobójstwo mnie nie stać. Myślę, że człowiek normalny nie może się sam zabić.

3 sierpnia 1955

Do Michała K. Pawlikowskiego:

Co do powrotu do kraju, to mam po temu i przyczyny polityczno-moralne, poczucie odpowiedzialności, i przyczyny materialne. Zostałem tu bez kawałka chleba oraz z wydatkami, których nie da się uniknąć, póki tu mieszkam.

13 sierpnia 1955

Do Jerzego Putramenta, pisarza, działacza komunistycznego, wiceprezesa Związku Literatów Polskich:

Na emigracji, dopóki były jakieś możliwości nadziei, prowadziłem walkę o nadanie polityce polskiej charakteru antyrosyjskiego. W tym celu wydałem przeszło czterdzieści broszur w walce z polityką Sikorskiego i Mikołajczyka. Walka całego mego życia była najzupełniej ideową. Jestem przekonany, że ani Pan, ani nikt z moich najzawziętszych przeciwników, nie podejrzewał mnie, abym był przekupiony przez Niemców. Tego rodzaju zarzut nigdy przeciwko mnie nigdzie nie był sformułowany. I dzisiaj uczuciowo nie mogę się wyzbyć miłości Wilna, ale jestem jednym z bardzo niewielu polityków myślących realistycznie o położeniu międzynarodowym. Ten realizm nakazuje mi kierować się dwoma założeniami:

1) Żadnej wojny wyzwoleńczej o Polskę nie będzie w ogóle, a poza tym nie będzie żadnej wojny w Europie w ciągu najbliższych lat dwudziestu, to znaczy tak długo, na ile może wnioskować polityk realny, nie zmieniając swego charakteru polityka na filozofa.

2) Wobec powyższego wszelka walka z obecnym ustrojem polskim jest walką jałową, nierealną, a przez to samo bardzo szkodliwą. Społeczeństwo polskie powinno iść na ugodę z obecnym ustrojem i na ugodę z Rosją.

Mam głębokie poczucie, że rola emigracji się skończyła i że pomimo moich wysiłków emigracja zsuwa się do charakteru agentury. […] W tych warunkach powstaje przede mną pytanie, czy mam wracać do kraju, czy też dalej walczyć na emigracji. Uczuciowo wolałbym wrócić do kraju i dlatego przede wszystkim chciałbym rozpatrzyć argumenty przemawiające przeciwko temu powrotowi, wśród których będą się przeplatać argumenty bezpieczeństwa osobistego z argumentami dobra sprawy.

Wróciwszy do kraju:

1) Jestem na łasce i niełasce pierwszego lepszego incydentu, pierwszej lepszej z kimś kłótni (a chyba Pan nie wyłącza, pomimo mego jagnięcego temperamentu, tej możliwości). Zbyt moja działalność w latach 1922–45 naładowana jest walką z komunizmem, z Rosją i chęcią szukania porozumienia z Niemcami. Zachowywanie się w postawie: „przepraszam, że żyję”, w stanie ustawicznego „pokajania” nie jest zgodne z moim charakterem i takiej postawy przybrać nie mogę. […]

2) Całe życie byłem publicystą w zakresie polityki zagranicznej. Jako polityk praktyczny nie zdałem egzaminu, ale jako publicysta mogę się wykazać największą siłą przewidywania ze wszystkich znanych mi publicystów polskich, francuskich, angielskich i amerykańskich. Przyjeżdżając do Polski, muszę się rozstać z tym zawodem. W Polsce nie ma publicystyki, jest tylko propaganda, a pomiędzy tymi dwoma zawodami jest taka różnica, jak pomiędzy sędzią i adwokatem. Rozstanie się z zawodem swobodnego publicysty jest mi bardzo ciężkie.

3) Dwa poprzednie były argumenty ad personam, teraz jest najważniejszy argument, dotyczący dobra sprawy. W Polsce mój powrót może na czas dwóch tygodni zrobić jakieś wrażenie, z którego intensywności nie zdaję sobie sprawy, potem będę „sdan w archiw” [odłożony na półkę] i na tym koniec. Wątpię, abym miał większy autorytet w kraju. Natomiast na emigracji, pomimo rzekomej klęski, nadal mam autorytet. Nie przesądzam jego rozmiarów, a zwłaszcza niewiele sobie obiecuję po skutkach jego oddziaływania. Oczywiście, że społeczeństwo emigracyjne będzie szło nadal po dwóch drogach: wynarodowienia się i zagenturzenia. […] Innymi słowy: przebywając na emigracji, robię niedużo i nieefektownie, zdzieram sobie nerwy, ale robię przecież coś dla sprawy polskiej. W kraju moja praca nie będzie miała żadnego politycznego znaczenia. […]

Wyliczyłem wszystko, czym jestem obciążony wobec obecnego reżimu w Polsce. Dla całkowitej bezstronności, a także dla wskazania, że obecne swoje stanowisko, będące stanowiskiem ugody i kapitulacji przed rzeczywistością, wyrobiłem sobie w ciągu lat wielu, wskazuję na rzeczy następujące: że wojny nie będzie, że odtwarzanie armii po stronie zachodniej jest niebezpiecznym dla kraju nonsensem, że różne Free Europe są agenturą, z którą trudno jest współdziałać. […]

Toteż uczuciowo chciałbym raczej wrócić do kraju. Tutaj praca jest pożyteczna, ale bardzo ciężka. W kraju pociąga mnie nowość sytuacji, no i tęsknota do części ojczyzny, nie tej, którą kocham najwięcej, to jest Wilna, ale przecież Ojczyzny.

27 kwietnia 1956

Do Michała K. Pawlikowskiego:

Posyłam Ci moją broszurę o Bergu2 i jednocześnie projekt listu, który mam zamiar do prasy polskiej rozesłać. Ten projekt listu na razie jest tajny, ale już niedługo będzie ogłoszony. […]

Powinieneś zrozumieć, na jakie niebezpieczeństwa ja – germanofil i reakcjonista, antybolszewik zajadły – w kraju się narażam. Moje stanowisko zasługuje na szacunek, nie mówiąc o tym, że jest jedynym logicznym wyciągnięciem konsekwencji z tego, że nikt naszego narodu bronić nie chce, a chce tylko drogą najrozmaitszych prowokacji popchnąć raz jeszcze do samobójstwa.

Zrobiłem w życiu trzy rzeczy:

1) moje stanowisko wobec zamachu majowego [poparcie Piłsudskiego],

2) moja inicjatywa dogadania się ziemian z Piłsudskim [w Nieświeżu] uratowała ziemian przed reformą rolną,

3) moje wystąpienie w Libourne3 było nieudane, lecz mądre.

Teraz robię czwartą poważną rzecz w moim życiu.

5 czerwca 1956

Załącznik:

Szanowny Panie Redaktorze!

Proszę o zamieszczenie następującej mej deklaracji osobistej, a to celem dania mi samemu możności umotywowania mego wyjazdu, mającego charakter decyzji politycznej jednego z polskich emigracyjnych dziennikarzy.

Urodziłem się jako Polak, szlachcic litewski i miłości Wilna nikt nie wyrwie z mego serca.

Urodziłem się jako katolik i umrę jako katolik.

Wiele lat prowadziłem walkę z Rosją i z komunizmem rosyjskim i polskim. Zwłaszcza intensywnie walczyłem w tym kierunku podczas ostatniej wojny, wydając tu na emigracji przeszło 40 broszur wymierzonych przeciwko polityce generała Sikorskiego i premiera Mikołajczyka.

Ale dziś nie możemy liczyć na chęć państw zachodnich wyłączenia kraju polskiego z systemu państw prosowieckich. O tym daleko lepiej i realniej wiemy my emigranci niż naród polski w kraju.

Pozostając na emigracji, przemawiając przez radio do kraju, stykając się z ludźmi, którzy stworzyli Berg i nadal ten Berg rehabilitują, dezorientujemy tylko kraj, wytwarzając tam fałszywe przekonanie o rzeczywistości.

Nie możemy narażać bytu narodu polskiego dla polityki mirażowej. Chcę także wierzyć, że zapowiadana w kraju liberalizacja stosunków będzie trwała i przyniesie naszemu narodowi ulgę, o ile nie będzie zerwana przez jakąś nieobliczalną prowokację.

W tych warunkach zdecydowałem się na powrót do kraju4.

*

Do Michała K. Pawlikowskiego:

Jestem bardzo zadowolony ze swego powrotu, zarówno pod względem moralnym, jak politycznym – i pozostałem tym, kim byłem, ani na jotę nie zmieniając przekonań. W tutejszych sferach poważnie-konserwatywnych także mi wszyscy winszują mej decyzji. Zostawanie na emigracji dla zarobku jest może uzasadnione, lecz zostawanie na emigracji ze względów politycznych jest dziś straszliwym błazeństwem.

18 października 1956

Do Michała K. Pawlikowskiego:

Pojechałem do Krakowa sam i to mnie zachęciło do niepotrzebnej brawury. Chciałem zrobić piękny wiraż między dwoma ciężarówkami, tymczasem samochód zarzucił, wpadł do rowu i trzy razy stanął na dachu i z powrotem. Został całkowicie strzaskany, a ja zupełnie bez powodu zostałem żywy. Dumny jestem z tego, że jak stawał na dachu i znowu stawał na dachu, to się tego ani trochę, ani troszeczkę nie przestraszyłem i tylko formułowałem myśl: „A więc ta głupia historia z Renatą tak się kończy”. Byłem pewny, że będę zabity, tymczasem wyszedłem tylko potłuczony.

11 listopada 1956

Odsłony Cata. Stanisław Mackiewicz w listach, wybór: Natalia Ambroziak, posłowie: prof. dr hab. Rafał Habielski, Ośrodek KARTA, Warszawa 2020, wydanie I, str. 392 + 16 str. wkładek zdjęciowych


1 Kazimierz Luboński pracował w wileńskim „Słowie” – wychodzącym w latach 1922–39 dzienniku o orientacji konserwatywnej, redagowanym przez Stanisława Mackiewicza.

2 Czyli ujawnionej w 1953 roku współpracy emigracyjnych polityków polskich z amerykańskim wywiadem.

3 W czerwcu 1940, pod wrażeniem klęski i kapitulacji Francji, Mackiewicz zwrócił się do prezydenta Władysława Raczkiewicza z sugestią podjęcia rozmów z Niemcami.

4 Powrót Mackiewicza do kraju ułatwił Departament I Komitetu ds. Bezpieczeństwa Publicznego, z którego przedstawicielami pisarz spotykał się od sierpnia 1955 (został zarejestrowany jako kontakt operacyjny „Rober”).

PMK Design
© Organizacja Monarchistów Polskich 1989–2024 · Zdjęcie polskich insygniów koronacyjnych pochodzi z serwisu replikiregaliowpl.com.