Jesteś tutaj: Publicystyka » Adrian Nikiel » Prawdziwe średniowiecze
Od ponad dwóch dekad polscy autorzy zapełniają białe plamy, jakie zaistniały w krajowej nauce i literaturze popularnonaukowej na skutek „żelaznej kurtyny”. W odniesieniu do średniowiecza stwierdzić można, że żmudnie odkłamują epokę, która w wyniku oświeceniowego (komunistycznego, demokratycznego) prania mózgów wciąż traktowana jest jak synonim ciemnoty, zacofania i obskurantyzmu. Lektura lewicowych periodyków i portali (vide: skandalizujące artykuły na stronie racjonalista.pl) dowodzi, że nawet autorzy podkreślający swój rzekomy „dorobek naukowy” bezwstydnie sięgają po skompromitowane stereotypy. Na szczęście lukę wypełniają kolejne wartościowe tytuły krajowe i zagraniczne. Do osób, które udanie druzgocą kłamliwe schematy, należy niewątpliwie p. Dariusz Piwowarczyk, mediewista, autor licznych xiążek i popularyzator historii.
Słynni rycerze Europy. Rycerze w służbie dam i dworu to druga część tetralogii poświęconej etosowi i historii rycerstwa. Na xiążkę (bogato ilustrowaną, bardzo elegancko i stosownie do tematu wydaną) składają się obszerne eseje prezentujące postaci wybitnych rycerzy szeroko rozumianego Zachodu (do którego zaliczyć też trzeba Polskę, gdzie rozkwitała cywilizacja łacińska), ich kariery i – zwykle pozostające w ścisłym związku z możliwością awansu dworskiego i politycznego – relacje z płcią piękną. Rycerskie biografie prezentowane są w powiązaniu z uwarunkowaniami mentalnymi i społecznymi elit średniowiecznej Christianitas, nie zabrakło też odniesień i prób konfrontacyj ze wzniosłymi legendami czy też wzorcami osobowymi. Nie bez powodu szlachectwo stało się synonimem życia pełnego trudu i wyrzeczeń… Szlachectwo stanowiło bowiem wartość moralną, uważaną za wrodzoną w przypadku arystokracji, a możliwą do zyskania przez rycerzy godnie i gorliwie wypełniających swoje obowiązki. Nauczanie Kościoła łączyło je z pobożnością i chrześcijańską doskonałością (…) (str. 87 i n.).
Choć autor prezentuje bogactwo środowisk arystokratycznych i życie dworskie różnych krajów w ciągu kilku wieków, kolejne rozdziały ułożone są chronologicznie i płynnie przechodzą od osoby do osoby, łącząc je tematycznymi nawiązaniami i skojarzeniami. Taka konstrukcja udanie podkreśla arcyważny dla średniowiecznych elit element ciągłości. Rycerz, jak też późniejszy szlachcic czy arystokrata, nie był (i właściwie, przynajmniej w pewnym sensie, do tej pory nie jest) „samotną wyspą”, wyizolowaną jednostką, self-made manem, lecz częścią społeczności: rodu — ciągu pokoleń przeszłych, teraźniejszych i przyszłych, grupy wasali wiernych władcy czy w końcu stanu zobowiązanego do zbrojnej obrony Świętej Wiary przed innowiercami. Własne zasługi były ważne, lecz postrzegano je w kontekście całego drzewa genealogicznego danej osoby. Ta hierarchia zadawnienia w obrębie elity politycznej sankcjonowana bywała też prawnie.
Miejscu w hierarchii społecznej oraz ambicjom żądnego prestiżu, majątku i władzy rycerza podporządkowana była także sfera intymności. Rycerz zobowiązywał się do poświęceń i bohaterskich wyczynów w służbie damie, co opiewano w liryce miłosnej, ale między miłością idealną, sztuką dwornej miłości a życiem małżeńskim istniała trudna do przezwyciężenia bariera. Małżeństwo (wbrew wymogom Kościoła, który niosąc cywilizację, dowartościowywał kobiety) podporządkowano obowiązkowi umacniania potęgi własnego rodu i budowania sieci wzajemnych lojalności. Swoista postbarbarzyńska „polityka prorodzinna” prowadziła do sytuacyj, w których związek małżeński bardziej niż sakramentem był kontraktem – anulowanym w przypadku niespełnienia oczekiwań stron. Dla wyznawców moralności świeckiej kobieta była przedmiotem, a nie podmiotem związku, co ułatwiało jego unieważnienie. Myśleniu w kategoriach trwałego interesu rodu sprzyjała też wysoka śmiertelność, która sprawiała, że wierność do grobowej deski mogła dotyczyć perspektywy kilku czy kilkunastu lat. Dworna miłość była natomiast wartością sui generis, a jej podstawowe, powszechnie uznane za pożądane zalety to przede wszystkim wierność, stałość i honor, które miały uwznioślać zarówno kobietę, jak i mężczyznę.
Wbrew uproszczeniom średniowiecze nie było monoideowe, tym bardziej nie było epoką świętych za życia (w legendzie białej) lub oszalałych fanatyków religijnych (w legendzie czarnej). Pod warstwą cywilizacyjnej ogłady – i pomimo akceptacji wzorców kulturowych ocalonych przez Kościół z regresu Wieków Ciemnych – kryły się relikty obyczajowości plemiennej. Z tego wynikały niebezpieczne tendencje do podporządkowania Kościoła i praw moralnych oczekiwaniom władzy świeckiej, nie tylko tej najwyższej, królewskiej czy cesarskiej, lecz nawet na szczeblu władz lokalnych. Na marginesie: nietrudno dostrzec, że współcześnie przeżywamy recydywę takich tendencyj i nie bez powodu kilka ostatnich wieków zwie się Erą Nowego Barbarzyństwa. Obecnie już nie tylko Stary Kontynent przeżywa dramatyczną inwolucję. Albowiem wbrew wszelkim wolterianom, oświeceniowcom i racjonalistom to właśnie Kościół wyprowadził plemiona, które zniszczyły Zachodnie Cesarstwo Rzymskie, z rzeczywistego „ciemnogrodu” i walnie przyczynił się do stworzenia narodów zdolnych kreować organizmy państwowe. Ludzie Kościoła krzewili oświatę, a także położyli fundamenty ładu społecznego, definiując małżeństwo jako nierozerwalny związek kobiety i mężczyzny, który musi zostać zawarty świadomie i dobrowolnie. Bigamię, kazirodztwo, konkubinat i cudzołóstwo zdecydowanie zwalczano wbrew zwolennikom dawnej, świeckiej moralności. Można zaryzykować pogląd z zakresu historii alternatywnej, że gdyby nie dobroczynny wpływ Kościoła Chrystusowego, współczesna, porewolucyjna „rodzina patchworkowa” pojawiłaby przynajmniej tysiąc lat wcześniej… Kościół umożliwił emancypację jednostki wobec wspólnoty, która nie była w pełni chrześcijańska, gdyż podkreślał znaczenie indywidualnej odpowiedzialności przed Bogiem.
Z perspektywy wieków może się to wydać wręcz pewnym paradoxem, że Kościół, na wzór wychowywania dzieci, musiał dosłownie wychować rycerstwo jako warstwę przodkującą, pouczając i ostro piętnując grzechy główne wojowników: pychę, zawiść, nienawiść, gniew, rozpacz w obliczu prestiżowej porażki, chciwość, brak umiarkowania i rozwiązłość. Równocześnie w obrębie stanu rycerskiego doskonalono wzorce cnót, do których zaliczano męstwo, zręczność, wierność i wytrwałość w boju, oddanie dwornej miłości, lecz przede wszystkim pobożność i honor. Ideałem stał się rycerz, który nieustannie się doskonalił, zachowując cnoty zarówno podczas krucjat, jak i na monarszym dworze. Ideał ten, opiewany w pieśniach i sławiony na kartach powieści, trwale ukształtował pamięć i obraz rycerstwa aż do czasów nam współczesnych.
Pozostając z wielkim uznaniem dla dzieła p. Piwowarczyka, muszę jednak na koniec zwrócić uwagę na zaskakujące sformułowanie na samym początku xiążki, z którego to sformułowania wynika, że średniowieczny Kościół stworzył ideę (sic!) czyśćca. A przecież nawet dla ludzi, którzy nie są erudytami na miarę p. Piwowarczyka, nie ulega wątpliwości, że czyściec to nie „idea”, lecz stan, w którym znajdują się po śmierci dusze pokutujących grzeszników. Poza tym Kościół nie mógł być „autorem” czyśćca ani niczego, co stworzone przez Boga i przynależy do rzeczywistości nadprzyrodzonej. Chciałbym wierzyć, że to tylko językowa niezręczność… Xiążka z pewnością godna uważnej lektury.
Dariusz Piwowarczyk, Słynni rycerze Europy. Rycerze w służbie dam i dworu, Wydawnictwo ISKRY, Warszawa 2009, str. 539.
Artykuł (w krótszej wersji) został opublikowany w „Opcji na Prawo” nr 5/113 z maja 2011 r.