Jesteś tutaj: Publicystyka » Adam Danek » Prawica a heglizm
Heglizm zalicza się do tych prądów filozoficznych, które wywarły trudny do precyzyjnego oszacowania, acz niewątpliwie doniosły wpływ na bieg historii. W swoim czasie pobudzał ludzką myśl i działania we wszystkich niemal dziedzinach rzeczywistości. Był, między innymi, filozofią polityki. Na tej płaszczyźnie inspirował i wspierał kolejne etapy Rewolucji przeciw Boskim prawom, w różnych swoich odmianach dostarczając filozoficznej legitymizacji państwu liberalnemu, państwu socjalistycznemu i państwu komunistycznemu. Czy wobec tego powinien zostać uznany po prostu za składnik Rewolucji, do niej (w całości) przynależny, a tym samym obcy i wrogi Prawicy oraz bronionym przez nią ideom?
Odpowiedź na tak postawione pytanie zależy w pierwszej kolejności od tego, w jakim stopniu heglizm wypada uważać za wytwór i kontynuację doktryn „oświecenia”, które w swojej epoce sformułowały najpełniejszy (do czasu) projekt zniszczenia świata tradycyjnego, a zatem nie tylko należały do obozu Rewolucji, ale stanowiły wręcz jego filar. Taki związek dostrzegali przeciwni filozofii heglowskiej słowianofile – rosyjscy archaiści z pierwszej połowy XIX stulecia, widzący w koncepcjach niemieckiego profesora ostatnią wielką fazę (i dopełnienie) rozwoju oświeceniowego racjonalizmu. Wtórował im później polski ultramontanin ks. Jan Koźmian (1814-1877) – poniekąd paradoksalnie, ponieważ występował z pozycji antyrosyjskich i nieprzyjaznych prawosławiu (schizmie wschodniej); w artykule „Rozprawa z O. Gagarinem” (1856) wypowiadał on ocenę, iż lewicowy ferment rewolucyjny w Rosji zaczął się na początku XIX wieku, z chwilą, gdy przeniknął do niej heglizm, przywożony z Niemiec przez akademików wysyłanych przez rząd do Niemiec na nauki. Inny katolicki kapłan i myśliciel bp Jan Stepa (1892-1959), profesor Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, w pracach „Filozoficzne podstawy i sens heglowskiej teorii państwa” (1936) oraz „U źródeł niemieckiego totalizmu” (1938) wskazywał, że heglizm w zwulgaryzowanej postaci dostarczył metapolitycznego uzasadnienia dla skrajnie mechanistycznego i skrajnie zracjonalizowanego (stechnicyzowanego), totalitarnego modelu państwa, urzeczywistnionego np. w Niemczech przez narodowych socjalistów.
Powyższe oceny, jakkolwiek autorytatywne, to jeszcze za mało, by móc określić – najkrócej mówiąc – stosunek Prawicy do heglizmu. W tym celu należy zadać pytanie o najważniejszy element owego nurtu filozoficznego. W filozofii heglowskiej w centrum namysłu znajduje się historia – będąca zarazem jednym z najważniejszych przedmiotów zainteresowania myśli prawicowej. Stosunek do niej pozwala nieco lepiej wyjaśnić wzajemne relacje heglizmu i prawicowych tradycji ideowo-politycznych. Z jednej strony, Hegel utożsamił Absolut (bezosobowy) z historią. Z oczywistych względów jego stanowisko było nie do przyjęcia dla ortodoksyjnego chrześcijaństwa, które naucza, iż Absolut jest Osobą i ma charakter transcendentny (metahistoryczny – stoi ponad światem i jego dziejami). Miało ono również nader szkodliwe konsekwencje praktyczne. Najjaskrawsze z nich zostały już wielokrotnie opisane w pracach poświęconych intelektualnej genezie systemów totalitarnych, toteż nie będziemy tu o nich wspominać, pragnąc za to zwrócić uwagę na inną, rzadziej zauważaną konsekwencję Heglowskiego utożsamienia. Mianowicie, jeżeli Absolut jest procesem historycznym, a proces historyczny jest Absolutem, to w każdym momencie historycznym należy widzieć przejaw działania Absolutu, a w rezultacie umacniać każdą sytuację historyczną, jaka akurat istnieje lub powstaje, współpracując z każdym kolejnym status quo. Wniosek: trzeba zawsze płynąć z prądem, zawsze dostosowywać się do zmiennej sytuacji, obracając się zgodnie z takim wiatrem dziejów, jaki aktualnie powiewa, niczym zatknięta na kijku chorągiewka – lub też, patrząc inaczej, szmata. Heglizm okazuje się wyrafinowanym usprawiedliwieniem dla najzupełniej nie wyrafinowanego oportunizmu, a jego twórca jawi się jako mimowolny ideolog wszelkiej maści korytożerców, zdrajców zmieniających fronty dla korzyści, kolaborantów, sprzedawczyków, pieczeniarzy bez charakteru i zasad, samozwańczych „realistów politycznych”, obwieszczających dziś konieczność partycypowania w reżimie demoliberalnym, jak niegdyś obwieszczali konieczność partycypowania w reżimie komunistycznym (którzy, przykładowo, pod rządami komuny jako „pozbawione alternatyw” postulowali „zapisywanie się do PAX”, obecnie zaś jako równie „pozbawione alternatyw” postulują „zapisywanie się do PO”) itp. postaci.
Z drugiej wszelako strony, Heglowski pogląd, iż w tym, co już się stało w historii, tkwi głęboki, przekraczający człowieka sens, miał niezwykle konserwatywne implikacje. Owocował przekonaniem, że w historii i jej dziełach tkwi większa rozumność, niż w ograniczonym i zawodnym, indywidualnym umyśle człowieka, że instytucje ukształtowane przez historię mają charakter głęboko rozumny i sensowny, choć nigdy do końca zrozumiały i pojmowalny dla ludzi – zatem ludzie nie powinni na własną rękę eksperymentować z historycznym dziedzictwem. Heglizm dokonał niezwykle mocnego dowartościowania historii i w tym sensie stanowił przeciwieństwo myśli oświeceniowej, nastawionej ahistorycznie lub, nierzadko, anty-historycznie: wrogo do przeszłości i tradycji. W filozofii heglowskiej tradycja objawia swą wartość, okazuje się rozumna ze swej natury, mądrzejsza od ludzkiego intelektu, który winien jej okazywać szacunek i pokorę, miast mierzyć ją własną, ograniczoną miarą. Pokusa sztucznego konstruowania rzeczywistości przez człowieka wedle wymyślonych przezeń, abstrakcyjnych projektów zostaje odparta na rzecz nakazu starannego przechowywania i kontynuowania dziedzictwa przeszłości. W ten sposób narodził się jeden z najistotniejszych kierunków myśli konserwatywnej – który wyrósł z heglizmu, by wystąpić przeciw niemu: historyzm. Zachowując (a nawet radykalizując) przekonanie o wartościowości i sensowności tradycji niesionej przez historię, odrzucił podstawowe założenie filozofii Hegla, głoszące, iż historia ma charakter procesu logicznego, racjonalistycznego, przebiegającego zgodnie z abstrakcyjnymi „prawami dziejów” i prowadzącego do realizacji w świecie doczesnym pewnego absolutnego celu. Historyzm przywrócił historii jej właściwe miejsce; przezwyciężył obie błędne skrajności: z jednej strony – absolutyzację dziejów, dokonaną przez Hegla, a zakrawającą na ich bluźniercze ubóstwienie, z drugiej strony – oświeceniowe piętnowanie przeszłości jako irracjonalnej, a tradycji jako steku bzdurnych zabobonów, wraz z wszelkimi późniejszymi prądami głoszącymi, że dzieje są same w sobie bez sensu. Na płaszczyźnie historiografii kierunek ów zainaugurował konserwatywny historyk Leopold von Ranke (1795-1886), wywodzący się bezpośrednio z heglowskiej szkoły filozoficznej, na płaszczyźnie nauk prawniczych zaś tzw. historyczna szkoła prawa, zainicjowana przez Fryderyka Karola von Savigny (1779-1861) w 1815 r., a więc jeszcze za życia Hegla. Dążenie Hegla do opisania praw dziejowych, choć ostatecznie doprowadziło do patologicznych rezultatów, wydało jeszcze jeden owoc, jaki powinien zostać przez Prawicę doceniony. Starając się je wykryć, niemiecki filozof zapoczątkował – w „Wykładach z filozofii dziejów” – namysł nad wpływem uwarunkowań geograficznych na bieg historii. Namysł ten, podjęty i pogłębiany później przez wielu wybitnych uczonych, przyjął z czasem postać odrębnej nauki – geopolityki, a także kierunku badań filozoficznych – geozofii (filozofii przestrzeni).
Heglizm, choć heterogeniczny względem konserwatyzmu, oddziaływał jednak niekiedy interesująco na inne doktryny polityczne, zbliżając je do pozycji konserwatywnych, wcześniej zupełnie im obcych. Tak właśnie stało się z liberalizmem w Anglii po tym, jak neoheglowską filozofię polityczną zaczęli tam wprowadzać w obieg intelektualny Tomasz Hill Green (1836-1882), Franciszek Herbert Bradley (1846-1924) oraz Bernard Bosanquet (1848-1923). Występując z pozycji czysto nowoczesnych, za pomocą argumentów Hegla filozofowie ci zaatakowali indywidualizm, kramarsko-handlarski utylitaryzm, koncepcję pochodzenia państwa i władzy z „umowy społecznej” oraz wizję społeczeństwa jako sumy „jednostek” i doprowadzili w znacznej mierze do odrzucenia ich przez brytyjski ruch liberalny. Zwalczanym przez siebie doktrynom przeciwstawili „liberalizm organiczny”, który uwzględniał wspólnotowy wymiar ludzkiego życia oraz rewaloryzował, znienawidzone dotąd przez liberałów, zobowiązania społeczne i polityczne, ciążące na człowieku. Rehabilitował również państwo, a w szczególności jego funkcję władczą. „Anglohegliści” nigdy wprawdzie nie zeszli do końca z obcych Prawicy pozycji liberalnych, niemniej poprzez dowartościowanie obowiązków indywiduum w miejsce jego wrzaskliwie ogłaszanych „praw”, dobra wspólnego w miejsce egocentryzmu „jednostek”, służby wspólnocie w miejsce „samorealizacji”, możliwości stosowania przymusu przez organa państwowe w miejsce tyranii jednostkowej samowoli – niewątpliwie pchnęli angielski liberalizm na bardziej konserwatywne tory. Te elementy ich spuścizny intelektualnej z pewnością zasługują na zainteresowanie ze strony ludzi Prawicy i dziś, gdy wartości państwa trzeba bronić z jednej strony przed prącymi zachłannie do jego demontażu, owładniętymi lewicowymi ideologiami strukturami między- i ponadnarodowymi, z drugiej zaś strony przed zionącymi egoizmem, zaplutymi od nieustannego ryczenia „Wolność!”1 głosicielami supremacji indywidualnego widzimisię, o różnych obliczach ideologicznych. Podobnie wydaje się czynić współczesny kontynuator heglizmu w Anglii, umiarkowany konserwatysta prof. Roger Scruton (ur. 1944).
Jeszcze bardziej zachowawcze zabarwienie przyjęła recepcja heglizmu w Polsce. Łączyła się ona przy tym z krytycznym podejściem do idei berlińskiego profesora. Heglistą był jeden z ojców polskiego konserwatyzmu, Antoni Zygmunt Helcel (1808-1870), który podczas studiów w Niemczech słuchał wykładów Hegla, a później próbował popularyzować jego filozofię na rodzimym gruncie, choć zarazem wskazywał na jej nazbyt abstrakcyjny charakter – w przeciwieństwie do filozofii francuskiej, którą cenił za jej nacisk na znaczenie praktycznego działania. Romantyk Karol Libelt (1807-1875) nie tylko studiował u Hegla, ale według wielu świadectw miał być jego ulubionym uczniem. On też rozwinął całościową krytykę poglądów swego nauczyciela w pracy „Samowładztwo rozumu i objawy filozofii słowiańskiej” (1845), gdzie zarzucił heglizmowi sprzeczną z chrześcijaństwem, jednostronną absolutyzację racjonalistycznie pojmowanego rozumu jako rzekomego pana dziejów – podczas gdy sam rozum jest bezsilny bez władzy twórczej, zwanej przez Libelta umem, czyli wyobraźni, pozwalającej człowiekowi tworzyć nowe formy z tego, co już stworzone, tj. dane przez Boga. Twórcza wyobraźnia dominuje w sposobie myślenia Słowian i oni też według Libelta mieli wnieść w rozwój filozofii decydujący wkład, który uczyni ją bliższą rzeczywistości (w przeciwieństwie do Heglowskiej abstrakcji) – w tym także rzeczywistości niematerialnej: pozwoli jej udowodnić istnienie Boga i nieśmiertelnej duszy (w przeciwieństwie do Heglowskiego panteizmu). Przeciw deterministycznemu postrzeganiu dziejów, właściwemu heglizmowi, wystąpił inny romantyczny filozof, August hrabia Cieszkowski (1814-1894), również wywodzący się ze szkoły heglowskiej. Przeciwstawił mu koncepcję historiozofii, zgodnie z którą istnieje pewien plan świata, jego zamysł, uczyniony przez Boga, a człowiek może rozpoznać; ów porządek świata jest jednak dopiero zadany człowiekowi, by ten urzeczywistnił go w planie doczesnym swoim wysiłkiem i działaniem. Na takiej podstawie Cieszkowski rozwijał filozofię czynu, rozumianego jako realizacja przez ludzi na ziemi woli Opatrzności Bożej. W XX wieku do relacji pomiędzy heglizmem a prawicowymi ideami powrócił krakowski zachowawca prof. Stanisław Estreicher (1869-1939). W szkicu „Konserwatyzm” (1928) pisał on: „Pozytywna strona ideologii konserwatywnej wyrabiała się przez cały ciąg wieku XIX, a i dzisiaj ta praca trwa jeszcze w całej pełni. Jądrem jej jest przekonanie, że społeczeństwa ludzkie są tworem najwyższej woli światem rządzącej, a ich celem jest cel metafizyczny, od świadomości intelektualnej jednostek nie zależny. Cel ten odczuwają jednostki daleko lepiej swoim uczuciem, aniżeli rozumieją intelektem, stąd płynie przewaga pierwiastków emocjonalnych i irracjonalnych nad racjonalistycznymi w życiu społecznym, nieśmiertelnych nad śmiertelnymi. Społeczeństwo mające cel bytu metafizyczny, do którego zbliża się pracą żywych i zmarłych, dzisiejszych i przed wiekami bytujących pokoleń nie jest też wspólnotą jednego tylko pokolenia, lecz jest całością poprzez wieki trwającą. Jednostka jest tylko jego atomem, nie może się z niego wyłamać, ale też nie może być z niego sztucznie wyłączoną. (…). Podobne pojęcie społeczeństwa służy za podstawę metafizycznej teorii o państwie, będącej wyznaniem wiary Hegla i Heglistów”. Słowa te wydają się dość udaną próbą wydobycia z heglowskiej filozofii elementów wartościowych i inspirujących dla Prawicy.
Wszystkie przytoczone powyżej przykłady pozytywnej recepcji heglizmu przez prawicowych myślicieli nie mogą jednak w ostateczności zrekompensować ani ukryć jego wad systemowych, takich jak: wyniesiony z „oświecenia” (i jeszcze wyolbrzymiony) racjonalizm, mechanicyzm, ideologia nowocześnie pojmowanej „wolności” wzbierającej w dziejach czy historiozoficzne uzasadnianie Wielkiej Rewolucji Antyfrancuskiej (jako „konieczności dziejowej”) i przypisywanie jej pozytywnego znaczenia. Niniejsze krótkie rozważanie wypada zamknąć konkluzją, iż filozofia Hegla istotnie pozostaje Prawicy obca. Wzbogacający wkład w tradycję ideową tej ostatniej wniósł nie tyle sam heglizm, ile raczej nurty wyrosłe z rozwinięcia niektórych poruszanych w nim wątków. Co zresztą pokazuje, że zastane (bądź przeszłe) kierunki filozoficzne zawsze warto próbować przemyśleć na nowo.
1 Którą opacznie pojmują i fałszywie tłumaczą.