Jesteś tutaj: Publicystyka » Inni publicyści » Jan Posadzy: Profesor Tolkien, czyli człowiek tutejszy. Tolkienowskie rozumienie lokalnej tożsamości wspólnotowej

Profesor Tolkien, czyli człowiek tutejszy. Tolkienowskie rozumienie lokalnej tożsamości wspólnotowej

Jan Posadzy

Wśród osób zainteresowanych twórczością J.R.R. Tolkiena, zwłaszcza tych lokujących swój światopogląd po prawej, względnie katolickiej lub konserwatywnej stronie barometru politycznego, pada często pytanie o poglądy prywatne (polityczne) samego Profesora. Usiłuje się odpowiedzieć na to, słusznie poszukując wskazówek w epistolografii tolkienowskiej oraz na kartach książek pisarza, w których w znacznej mierze są one zawarte. Wszak, jak sam Tolkien powiedział, był właściwie hobbitem we wszystkim oprócz wzrostu.

Czy można zatem określić, zgodnie z wyżej opisanym stanowiskiem, Profesora Johna jako politycznie mikropaństwowego, proagrarnego, trochę luddystycznego duchowego monarchistę (jak wynikałoby z dokładnego opisu hobbitów i Shire we Władcy Pierścieni)? Pewnie tak. Zwłaszcza że, jak sam stwierdził w słynnym liście do syna Christophera z 29 listopada 1943 roku (list nr 52), jego poglądy polityczne skłaniają się coraz mocniej w kierunku filozoficznie rozumianej anarchii lub niekonstytucyjnej monarchii (list ten do dziś pozostaje ważnym dokumentem dla wszystkich anarchomonarchistów). Tamże utrzymywał, iż aresztowałby każdego, kto używa słowa państwo (w jakimkolwiek innym sensie niż dla opisania nieożywionej rzeczywistości Anglii i jej mieszkańców, rzeczy pozbawionej władzy, praw lub woli); a po umożliwieniu sprostowania straciłby go, jeżeli pozostawałby on uparcie przy swoim!

O ustroju ojczyzny hobbitów – Shire – wiemy z Władcy Pierścieni tyle, że kraj podzielony był na cztery Ćwiartki (Zachodnia jeszcze na dwie części: Buckland i Westmarch), istniała historyczna i czysto reprezentacyjna funkcja arystokratyczna thaina, w Michel Delving (stolicy) urzędował wybierany na wiecu burmistrz, a po kraju krążyli szeryfowie i pocztowi. Znajdujemy tam także wzmiankę o tym, że w hobbitach silna i żywa jest pamięć o dawnych królach Dużych Ludzi, którym Shire składa hołd i zawdzięcza wszystkie swoje prawa i wolności, a których to królów i królestw od dawna już nie ma. I to w rzeczywistości całość hobbickiej anarchodemokracji paraplemiennej, z którą autor się utożsamiał. W mentalności Małego Ludu przebija także przywiązanie do własnej Ćwiartki Shire (oraz podejrzliwość względem mieszkańców Bucklandu, podzielana przez większość hobbitów), analogiczne do tego rozumienie Anglii – jako zjednoczonej tradycyjnej heptarchii – nieobce było Tolkienowi.

Jednocześnie Profesor otwarcie wspierał Francisco Franco i obóz nacjonalistyczny w czasie hiszpańskiej wojny domowej (1936–1939), zatem sympatyzował z opcją bardzo centralistyczną i propaństwową. Oczywiście czynnikiem decydującym było opowiedzenie się po stronie cywilizacji wobec inwazji antycywilizacji komunistycznej i oburzenie Tolkiena na republikańskie zbrodnie poczynione na katolikach, duchownych i obiektach sakralnych w Hiszpanii, zatem wymiar ustrojowy czy polityczny był tu mniej istotny. J.R.R. otwarcie potępiał zarówno narodowy socjalizm niemiecki, jak i komunizm. Do końca życia pozostał gorliwym katolikiem i mimo reform posoborowych starał się uczęszczać na Mszę Święte sprawowane w tradycyjnej formie albo ostentacyjnie i głośno odpowiadał na wezwania liturgiczne po łacinie, ignorując resztę wspólnoty akceptującej język angielski w liturgii.

Ostatecznie, jakkolwiek trudno jednoznacznie opisać poglądy polityczne Tolkiena (najwłaściwiej byłoby stwierdzić, że był człowiekiem niepolitycznym, apolitycznym albo wręcz antypolitycznym), to jedno pozostaje jasne: był patriotą, i to lokalnym. W czym także upodabniał się do hobbita.

Tolkien pogardzał imperializmem, gdy mówił lub pisał o patriotyzmie, to zawsze o Anglii, nigdy o Wielkiej Brytanii. Ujął to nawet dosłownie w liście 53. (z 9 grudnia 1943 roku, także adresowanym do syna): Ponieważ kocham Anglię (nie Wielką Brytanię i na pewno nie Brytyjską Wspólnotę Narodów, wrr!).

Dwa lata później pojawił się list 100. (29 maja 1945, adresat ten sam), uzupełniający odczucia Profesora związane z imperialistyczną polityką wielkich mocarstw: Nie wiem o brytyjskim ani amerykańskim imperializmie na Dalekim Wschodzie nic, co nie napełniałoby mnie żalem lub odrazą…

Ponieważ Tolkien był przede wszystkim lingwistą, wielką wagę przykładał do lokalności języka i jego ochrony przed uleganiem zewnętrznym dewiacjom. Na temat tego zagadnienia wiele mówi inny fragment wspominanego już listu ojcowskiego o numerze 53: Hmm, cóż! Zastanawia mnie (jeżeli przetrwamy tę wojnę), czy znajdzie się jakaś nisza, choćby cierpiętnicza, pozostawiona dla reakcjonistycznych wsteczników jak ja (i ty). Tym większe jawią się sprawy, im mniejsza i nudniejsza lub bardziej płaska jest Ziemia. Wszystko staje się jednym, przeklętym, prowincjonalnym przedmieściem. Kiedy już zaprowadzą amerykańskie standardy sanitarne, pogadanki motywacyjne, feminizm i masową produkcję na całym wschodzie: bliskim, środkowym i dalekim, w ZSRS, w Dalszej Dali i Wewnętrznym Mumbolandzie, w Gondwanie, Lhasie i w wioskach najmroczniejszego Berkshire, jakże szczęśliwi się staniemy. W każdym razie ograniczy to podróżowanie. Nie będzie bowiem dokąd jechać. Za to ludzie będą (według mnie) szybciej pracować. Collie Knox twierdzi, że ósma część populacji świata porozumiewa się po «angielsku», co czyni ją najliczniejszą grupą językową. Jeśli taka jest prawda – cholerna szkoda, powiadam. Niech klątwa wieży Babel spadnie na ich języki tak, by mogli mówić tylko «baa baa». Znaczyłoby to zresztą to samo. Myślę, że powinienem odmówić komunikowania się w jakimkolwiek inny narzeczu niż staromercjański (Old Mercian).

Z kilku przytoczonych powyżej fragmentów układa nam się obraz człowieka zafascynowanego mozaiką kulturową i językową Ziemi, tradycjonalisty, antyindustrialisty, antyglobalisty i lokalnego patrioty, który z przerażeniem patrzy na powolną śmierć jego świata. Profesor zapytany o pochodzenie, zapewne odparłby, iż jest Anglikiem z Oxfordshire, tutejszym. Choć Tolkien urodził się w „brytyjskiej kolonii” (Bloemfontein, obecnie RPA), osiadł w Oxfordzie i związał się z tym miejscem całym sobą. Najdonioślejszym jego wspomnieniem z życia poza Anglią (z dzieciństwa) było dla niego niebezpieczne ukąszenie przez jadowitego pająka południowoafrykańskiego. Nie pozostało to zresztą bez konsekwencji w jego twórczości, o czym świadczą przerażające, pajęcze kreatury występujące na kartach Silmarillionu, Hobbita i Władcy Pierścieni.

Obawy J.R.R. Tolkiena, związane z totalitarną władzą, mechanizacją, degeneracją przemysłową środowiska naturalnego, ale również dotyczące centralizacji, nachalnej „urawniłowki” kulturowej oraz kolonizacji mentalnej i cywilizacyjnej dokonywanej przez cichych imperialistów (po wojnie zwłaszcza USA i ZSRS), zostały wyraźnie zaznaczone w fabule Władcy Pierścieni. Również przedmiotowe dla niniejszych rozważań zabijanie lokalności, języka i różnorodności na rzecz globalnego porządku czy emisja silnych modernistycznych, obstrukcyjnych prądów ideowych, niszczących tradycję, to cechy wyróżniające siły ciemności próbujące przejąć kontrolę nad Śródziemiem w czasie Wojny o Pierścień. Zwłaszcza symptomatyczne jest tu określenie zdrajcy – Sarumana Białego – przydomkiem Saruman Wielu Barw, co niejako proroczo przewiduje działanie sił antycywilizacji obecnych w dzisiejszym świecie.

W październiku 1988 roku ukazał się w „Vanguardzie” artykuł Steve’a Brady’ego, pt. J.R.R. TOLKIEN: An inspiration to Nationalists. Warto przytoczyć zawartą w nim następującą myśl: Ale być może najgłębszym odczuciem J.R.R. Tolkiena, jedynym, które, jak zobaczymy, inspirowało większość jego pisarstwa, był prosty, serdeczny patriotyzm. Był to raczej angielski, a nie brytyjski nacjonalizm; w rzeczywistości był zakorzeniony jeszcze bardziej lokalnie, bo w jego rodzinnym domu w West Midlands.

Jest to stwierdzenie syntetycznie oddające „tutejszość” Tolkiena i jego zapatrywania na tożsamość zbiorową, która występuje na poziomie niższym nawet niż narodowy. W omawianym artykule autor rozpoznaje także liczne powiązania ideowe Profesora z myślą dystrybucjonistyczną, zwłaszcza wychodzącą spod piór G.K. Chestertona i H. Belloca.

Na koniec warto wspomnieć o arcyciekawej inicjatywie polskiego badacza-tolkienisty Ryszarda „Galadhorna” Derdzińskiego, który z sukcesami dochodzi pruskich korzeni przodków Profesora Tolkiena w ramach projektu Tolkien Ancestry. Pan Derdziński jest także m.in. redaktorem tolkienowskiego portalu Elendilion.pl oraz związanego z nim czasopisma „Simbelmynë”. Wymienione podmioty są godne polecenia jako rzetelne i prowadzone z pasją źródła wiedzy dla osób chcących zagłębić się w tolkienistykę.

Tolkien powiedział kiedyś do grupy Holendrów, którzy akurat fetowali jego osiągnięcia:

Spoglądam na Wschód, Zachód, Północ, Południe i nie dostrzegam Saurona. Widzę jednak, że Saruman ma wielu następców. My, hobbici, nie mamy przeciwko nim żadnej magicznej broni. Jednakże, moi drodzy hobbici, wznoszę ten oto toast: za hobbitów. Oby przetrzymali sarumanowe nasienie i ponownie ujrzeli wiosnę rozkwitającą na drzewach.

I tego wypada życzyć sobie, jak i wszystkim PT Czytelnikom poczuwającym się do jedności z powyższym wezwaniem.

Wszelkie cytaty zawarte w tekście stanowią własne tłumaczenie autora z języka angielskiego.

PMK Design
© Organizacja Monarchistów Polskich 1989–2024 · Zdjęcie polskich insygniów koronacyjnych pochodzi z serwisu replikiregaliowpl.com.