Jesteś tutaj: Publicystyka » Inni publicyści » Adam Tomasz Witczak: Wywiad Reakcjonisty.pl
Adam T. Witczak – redaktor naczelny „Młodzieży Imperium”, członek Organizacji Monarchistów Polskich i Obozu Narodowo-Radykalnego, muzyk („Lord Kula”), miłośnik wszystkiego, co oryginalne.
R: Jak narodziło się prowadzone przez Pana pismo „Młodzież Imperium”?
ATW: Pomysł narodził się bodaj w 2005 albo 2006 roku. O ile pamiętam, to wydawało mi się wtedy, że jest potrzebne tego typu pismo, poruszające rozmaite dziwne i ciekawe tematy. W jakimś stopniu była to też próba realizacji własnych zainteresowań czy fascynacji oraz nawiązania kontaktu z ludźmi podobnie myślącymi i odczuwającymi. Informację o tym planie rozgłosiłem na kilku forach internetowych (np. ONR, KZM), zgłosił się człowiek gotów przygotować pismo od strony technicznej („layout”, szatę graficzną etc.), zrobił to – i przedsięwzięcie ruszyło. Po kilku numerach on odszedł, a ja pismo w tej samej szacie składam sam aż do teraz.
R: Jak wyglądały pierwsze numery pisma?
ATW: Pierwsze trzy numery pisma wyglądały podobnie do obecnych. W środku parę drobnych detali było innych (np. układ recenzji muzycznych), poza tym były inne niż teraz okładki – przygotowane właśnie przez Mortasa, czyli wspomnianego twórcę szaty graficznej MI. Niemniej jakiś czas później podjąłem próbę ujednolicenia wszystkiego i dopasowania tamtych numerów do obecnej formy – i nawet takie wersje ruszyły w Internet. W ogóle można tu dodać, że niektóre numery MI istnieją w kilku wersjach różniących się takimi właśnie niuansami, jak niektóre obrazki, drobne błędy, okładki etc. Kiedyś byłem bliski opracowania wszystkiego tak, „jak powinno to wyglądać” (moim zdaniem), ale wtedy całe archiwum mi przepadło w ramach awarii komputera. Obecnie numery 1, 2, 3 są bodajże tu: http://mi.rydzyk.net. To jedna z dwóch albo trzech stron, na których MI jest stale hostowane.
R: Jeden z Pańskich artykułów nazywał się „Skrajnie prawicowy odlot”. Łączy w sobie różne fascynacje – Evola, katolicki tradycjonalizm, Żelazna Gwardia, endecja, ONR, ZMN, narodowo-katolickie autorytaryzmy i tak dalej… Nawet w ostatnim numerze pojawił się tekst z liberalis.pl – czy przypadkiem nie dochodzimy do tej samej sytuacji, w której był legendarny Eryk z pewnego opowiadania?
ATW: Nie wiem, ale chyba nie. To, że o czymś piszę, albo że publikuję w „Młodzieży Imperium” teksty dotyczące danych spraw (idei, postaci, organizacyj itd.), to nie znaczy, że ze wszystkim się fanatycznie utożsamiam. To raz. Dwa – wszystko zależy od tego, co jest w konkretnym artykule napisane. Np. ten z liberalis.pl dotyczył praw autorskich i to mi się wydaje rozsądne ujęcie tematu. Wreszcie – trzy: pismo się zmienia, człowiek też się starzeje, poznaje nowe rzeczy, to i o nich pisze. Nie czuję się przecież jakimś przewodnikiem stada czy prorokiem. Przynajmniej nie poprzez „Młodzież Imperium”. Ostatecznie liczy się tylko fanatyczny nieubłagalizm!
R: Skąd taka sympatia wobec „infoanarchizmu”?
ATW: Stąd, że póki co argumenty podawane przez „info-anarchistów” wydają mi się przekonujące. O tym, jakie one są, można się przekonać, czytając zamieszczone w MI artykuły i wywiad z panem Maciejem Miąsikiem. Poza tym powiedzmy sobie szczerze: większość z nas, jeśli można tak powiedzieć, chomikuje sobie jakieś .mp3, .pdf, zamieszcza filmiki na YouTube (vide kolega Reaktor), wymienia się informacjami itd. – i wypadałoby mieć jakiś rozsądną, „ideologiczną” ocenę tego, ocenę „za” lub „przeciw”, ale w każdym razie będącą czymś bardziej poważnym niż z jednej strony porozumiewawcze uśmieszki typu „no cóż, nie stać mnie na oryginały, a zresztą Metallica nie zbiednieje”, a z drugiej lamenty o tym, że „piraci, złodzieje!”. Oczywiście to nie znaczy, że infoanarchizm stanie się na wieki wieków leitmotivem MI.
R: Czy można zaryzykować – za prof. Wielomskim – tezę, iż dla kontrrewolucyjnej prawicy Internet jest ogromną szansą na zyskanie „internetowych szuanów”? Czy w ogóle „walka kulturowa” powinna być naszym podstawowym zadaniem, czy też raczej należałoby skupić się na czymś innym?
ATW: Myślę, że prof. Wielomski nie pierwszy na to wpadł. W każdym razie Internet to bardzo pożyteczne narzędzie. Jeśli ktoś się uważa za „kontrrewolucyjną prawicę”, to z pewnością ma szansę wojować w Internecie. Byle nie oślepł przed monitorem, albo nie zapomniał jeść. Swoją drogą, walka w Internecie nie musi być tożsama z walką kulturową, a ta druga nie musi się rozgrywać w Internecie. Tak czy inaczej bardzo dobrze, że z pomocą Internetu można się wymieniać masą informacji, o ile tylko ktoś potrafi oddzielić te sensowne (są takie?) od śmieci.
R: Będąc ciut młodszym chłopakiem, był Pan anarchokapitalistą. Obecnie Pańskie poglądy można by jednak zdefiniować jako kato-evolianizm. Czy mógłby Pan opisać swoją ewolucję ideową?
ATW: A to dobre, „kato-evolianizm”. Że niby katem jestem, albo słucham KAT-a? (zresztą biedny zespół). Mógłbym opisać i pewnie w następnych linijkach to uczynię, ale takie rozprawianie o sobie jest trochę pretensjonalne – w końcu kimże jestem…? etc. Kiedy miałem 13-14 lat, to nawet miałem w Internecie stronę z libertariańskimi tekstami. Później zafascynowały mnie opowieści z krypty o Jüngerze, Evoli, Cioranie, Mishimie itd. (zresztą to kilka zupełnie różnych postaci, ale powiedzmy, że mieszczą się w tym „rewolucyjno-konserwatywnym” piekiełku, które obecne jest tak często na łamach MI). Oczywiście z początku to była bardzo wyrywkowa wiedza, dość swobodnie interpretowana, choć oczywiście w miarę możliwości staram się ją systematyzować. Myślę, że obecnie po prostu „poruszam się” w pewnym obszarze zainteresowań, to nie jest tak, że w każdej kwestii mam wyrobione żelazne i niewzruszone zdanie, poza tym dochodzą pewne intuicje (np. wolnościowo-konserwatywne ostatnio) oraz wyzbywanie się złudzeń i przesadnych fascynacji (np. Evolą). W tym obszarze zainteresowań mieści się cała „skrajna prawica” i może nawet nie tylko ona, stąd w MI może być tekst zarówno o Bazach Autonomicznych, jak i o karlistach, NSZ, czy infoanarchizmie.
R: Należy Pan jednocześnie do OMP i ONR. Niektórzy monarchiści zarzucają narodowcom, że pojęcie „naród” jest na wskroś nowoczesne, a sam nacjonalizm powstał podczas rewolucji francuskiej. Czy to próba „sojuszu ekstremów” czy decyzja jak najbardziej logiczna?
ATW: Próba, która się mieści w tym, o czym pisałem powyżej. Pobieżne choćby przejrzenie stron internetowych obu organizacji pokazuje, że jest wiele punktów wspólnych. Poza tym nie przesadzajmy z tymi historiami, że niby do roku 1789 (albo do lat 40-tych XIX wieku) nie było żadnych narodów i nagle w ciągu parunastu lat wymyślili je romantyczni intelektualiści. Co więcej, tak czy inaczej, naród wciąż pozostaje w miarę realnym, namacalnym, sensownym punktem odniesienia, chyba że ktoś na serio czuje się „tutejszym szlachcicem” albo „poddanym Imperium Europejskiego” i na tym chce budować tradycjonalizm. Możliwe zresztą, że wykiwają go inne, mądrzejsze narody, korzystające na tym, że naród polski zaczyna pochopnie wierzyć w takie historie…
R: Rozumiem, że wizja Imperium Evropeum lub restauracji Cesarstwa jest Panu obca?
ATW: Mam wrażenie, że póki co takie wizje są dobre jako pewne symbole, trudno mi sobie natomiast wyobrazić, jakież to kroki można podjąć „teraz-zaraz” w celu ich realizacji. Zresztą, jak to trafnie powiedział Douglas Pearce, „Europa to stan umysłu” – i to chyba jest w niej najistotniejsze. A jeśli już poruszamy temat takich pięknych projektów, to np. wizja jakiejś reaktywacji Rzeczpospolitej Obojga Narodów (najlepiej od Łaby aż po Dniepr) jest mi daleko bliższa… ale co z tego wynika?
R: „Od Łaby aż po Dniepr” – co sądzi Pan o Legionie? Czy widzi Pan jakąś kapelę, która mogłaby kontynuować tradycje dobrego, narodowo-radykalnego rocka?
ATW: Nie. Problem ten nie spędza mi zresztą snu z powiek. Kiedyś ładnie się zapowiadał zespół Irydion, ale wciąż nie można doczekać się kolejnej płyty. Na szczęście jest jeszcze militarny industrial i neofolk…
R: Nie będzie przesadą, jeśli uznamy, że to Pan przyniósł polskiej prawicy industrial i neofolk. Co jest takiego fascynującego w tych gatunkach muzyki? I czy można uznać, że Von Thronstahl stał się jednym z fundamentów dla Falangi?
ATW: „Z pewną taką nieśmiałością” przyznam, że nie wiem, czy rzeczywiście komuś coś „przyniosłem”, chyba że za „polską prawicę” uznać tych kilkudziesięciu (może trochę więcej, a może mniej) młodych ludzi, którzy być może czegoś tam posłuchali po przeczytaniu o tym w MI lub na kilku forach, gdzie czasem wrzucam różne ciekawostki. Faktycznie, uważam industrial (militarny) i neofolk za fascynujące na swój sposób. Po prostu jest to ciekawa próba połączenia technik i pomysłów nowoczesnych z nawiązaniami do „klasycznej” kultury europejskiej. Spośród wszystkich powstałych w ostatnim półwieczu „subkultur” czy „stylów” ten wydaje mi się najrozsądniejszy, najbardziej inspirujący, zważywszy choćby na to, jak wiele jest tu zespołów grających dobrą muzykę i zarazem mających ciekawe przesłanie albo tematykę utworów. Można tu wspomnieć choćby Von Thronstahl, Kriegsfall-U, Les Joyaux de la Princesse, A Challenge Of Honour czy Lonsai Maïkov, jak również albumy tematyczne (np. o Evoli, Codreanu, katolicyzmie i inne). A jeśli chodzi o samo brzmienie, to bardzo dobrze, że powstało w ramach tej sceny tyle muzyki podniosłej, pompatycznej, monumentalnej, marszowej etc., nawet jeśli często jest to grubo ciosane. Drugie pytanie chyba należy kierować do kierownictwa Falangi. Zapewne widać w ich „stylu” pokrewne odwołania, choć przecież to nie Von Thronstahl wymyślił czarne koszule. Z drugiej strony nie należy traktować pewnej estetyki jako realnego programu politycznego… Ale tak czy inaczej to pytania do falangistów.
R: Stwierdził Pan, że wyleczył się z przesadnej fascynacji Evolą – a co z drugą postacią wielbioną przez zespoły industrial (vide: Fidelis Legio), a mianowicie Corneliu Zelea Codreanu? Czy jest to wzór do naśladowania, męczennik Tradycji, czy twórca religijno-politycznej sekty?
ATW: „Wyleczenia z Evoli” nie traktuję jak jakiegoś przełomowego otrząśnięcia się, to raczej nabranie dystansu – jak do wielu innych rzeczy. Odnośnie Codreanu: te trzy przedstawione opcje się przecież nie wykluczają wzajemnie! Z tego, co czytałem Codreanu (czyli np. „Drogę Legionisty”) oraz o Codreanu (np. opracowanie prof. Bartyzela, książkę B.H. Kozieła czy też „O zapominaniu faszyzmu”, recenzja tego drugiego w ostatnim MI) wynika, że była to postać na swój sposób fascynująca – chyba nie ze swoich czasów, może z żadnych czasów. Oczywiście to się przekładało też na to, że Legion miał problemy z prezentacją rzeczywistego programu społeczno-polityczno-gospodarczego, czy jak to zwać. Do tego dochodzi też fakt, że niektóre działania legionistów (zwłaszcza po śmierci Kapitana) zdają się być jednak przejawami niesubordynacji (mówiąc bardzo delikatnie). Trafnie zauważył Damiano Mercuri (Rose Rovine e Amanti), kiedy zadano mu podobne pytanie, że Codreanu staje się takim Che Guevarą prawicy… No i może to dobrze. Widać proces przekształcania się człowieka w mit i symbol.
R: W „Pro Fide…” porównano Legion Michała Archanioła do współczesnej TFP. Czy można w jakikolwiek sposób porównywać obie formacje – pod względem religijności, estetyki, antykomunizmu…? A może jakaś inna grupa jest współczesną Gwardią?
ATW: To pytanie przede wszystkim do TFP. Ale chyba to nie byłoby dobre porównanie – Legion był organizacją narodowo-rewolucyjną, a TFP jest znacznie bardziej konserwatywne i reakcyjne, jeśli można to tak określić. Poza tym TFP to formacja działająca głównie w sferze kultury, formacji duchowej, pewnych „akcji społecznych” (te wszystkie petycje, protesty) etc., trudno mi sobie np. wyobrazić bojówki TFP dokonujące rytualnych zamachów, albo TFP głoszące „radykalne” (w znaczeniu lat 30-tych) postulaty społeczne. No i oczywiście duchowość TFP i cały ich program są ortodoksyjnie katolickie (tak jak oni to pojmują), a Legion to było prawosławie i to takie bardzo specyficzne (czego świadectwem jest fakt, że Legion inspiruje niektórych neopogan czy poszukiwaczy ezoteryzmu). Chyba nie ma takiej organizacji jak Legion Michała Archanioła obecnie. Trudno mi sobie nawet wyobrazić, że coś takiego pojawia się obecnie w Polsce lub innym kraju.
R: Pojawiają się zarzuty, że ONR straciła swój przedwojenny, narodowo-radykalny charakter – poszczególne brygady promują rewolucyjny konserwatyzm, monarchizm, czysty nacjonalizm, a nawet liberalizm. Czy faktycznie tak jest, a jeśli tak – to czy ten stan jest dobry czy też powinniśmy wrócić do tradycji ONR-ABC lub Falangi?
ATW: Chyba nie ma czegoś takiego jak „czysty” nacjonalizm, w sumie zaraz po określeniu się mianem „nacjonalisty” trzeba się zdecydować jak się ten nacjonalizm pojmuje – a więc jakie ma się stanowisko w kwestiach gospodarczych, obyczajowych, w ocenie danych wydarzeń historycznych etc., a wtedy już się stajemy „narodowymi socjalistami”, „narodowymi konserwatystami” etc. Stwierdzenie, że „ONR stracił…” byłoby trochę na wyrost, bo przecież obecny ONR nie jest personalną kontynuacją przedwojennego, ale nową organizacją, która się do tamtej nazwy odwołuje. W każdym razie: nie sądzę, by istniał jakiś taki podział, że jedne brygady promują taką ideologię, a inne jakąś odmienną. Jeśli już, to dotyczy to konkretnych osób. Co więcej, to wrażenie, że niby jest „Obóz Narodowo-Liberalny” etc. to rozciągnięcie na cały ONR niektórych wypowiedzi raptem kilku członków. No i wreszcie: dobry jest taki stan, kiedy się wyznaje dobre, słuszne i rozsądne poglądy. Na pewno przedwojenny ONR jest inspiracją w wielu kwestiach, w innych jego postulaty można i należy przynajmniej częściowo zrewidować. Tak naprawdę, to te różne krążące po kilku forach i portalach zarzuty o liberalizm dotyczą głównie takich rzeczy, jak poglądy gospodarcze (a tutaj postulaty obniżki podatków, zmniejszenia biurokracji etc. to naprawdę jest „oczywista oczywistość”, a nie żaden całościowy i fundamentalny liberalizm), albo posunięć takich jak Marsz Niepodległości 2010 (niby to w sojuszu z „liberałami”, „pipi-prawicą” etc.). To drugie było moim zdaniem dobrym posunięciem, w pewnych okolicznościach i okresach „nie ma wroga na prawicy”.
R: Czym Panu najbardziej zaimponował Bolesław Piasecki?
ATW: PAX-em, wiadomo. To ciekawa postać, godna przypomnienia i obrony – choćby tylko dlatego (pomijając wszystko inne), że jest często potępiana bardzo bezrefleksyjnie, z automatu, więc należy się nią zajmować w bardziej prawidłowy sposób. Jest coś fascynującego w drodze życiowej Bolesława Piaseckiego: radykalny nacjonalista-antykomunista, który zakłada coś takiego, jak PAX, otacza się tam innymi byłymi narodowymi radykałami, a potem tworzą sobie swoiste „państwo w państwie” (nawet jeśli „podboju państwa” PRL-owskiego nigdy nie dokonał). To chyba bezprecedensowe w świecie „demokracji ludowych” i w historii XX wieku.
R: Czy przedwojenną Falangę można nazwać (co czynią niektórzy) „narodowo-komunistyczną”? Co sądzi Pan o epitecie „endokomunista”, a także piśmie „Myśl Polska”, w pewnym sensie kontynuującym tradycje paxowskie?
ATW: Z tym „narodowym komunizmem” to raptem jedna anegdotka, wielokroć powtarzana… ostatnio bodajże Adam Danek pisał o tym na XPortalu. To przesadne określenie, coś jak określanie „pobożnymi socjalistami” każdego, kto nie chce prywatyzacji szkolnictwa. Program RNR był bardzo „radykalny” społecznie, ale jednak nie komunistyczny, zresztą cała nadbudowa była katolicka i narodowa, a nie materialistyczno-dialektyczna. Epitet „endokomunista” jest używany w nieco innym znaczeniu – nie tyle jako określenie ludzi o tak radykalnie antykapitalistycznych poglądach, że aż prawie komunistycznych – ale raczej jako opis mentalności nakazującej bronić niektórych aspektów PRL, czy dziedzictwa PAX-u i Piaseckiego. Nie wydaje mi się, by to była jakaś odrębna ideologia, ale jako charakterystyka pewnej postawy, pewnego nurtu w ruchu narodowym – jest to użyteczne. Choć oczywiście złośliwe. W „Myśli Polskiej” bywają ciekawe artykuły, chociaż ja kupuję tylko niektóre numery. Jest to pismo, które przez przeciwników nazywane bywa „endokomunistycznym” i jeśli uznać za „endokomunizm” obronę stanu wojennego czy PAX-u, to pewnie takie jest. Ale oczywiście termin ten ma charakter polemiczny i dość uszczypliwy.
R: Co – poza tatarem i tanim winem – powinien konsumować konserwatysta?
ATW: Nie wiem, niech sobie konsumuje co mu się żywnie podoba, o ile się nie uzależni i nie zrujnuje organizmu. Ideałem byłoby fotosyntezować. Oczywiście na bazie Światła Tradycji czy czegoś w tym rodzaju.
R: Dziękuję za rozmowę.