Jesteś tutaj: Publicystyka » Inni publicyści » Wojciech Gatz: Spróbujmy rozjaśnić własny kawałek świata…
Tyrol kojarzy się z jodłowaniem, Alpami i sportami zimowymi. Może jeszcze z Innsbruckiem i skocznią narciarską Bergisel. Przynajmniej ja wiedziałem tyle o tej „krainie wśród gór”, kiedy przed kilkoma laty tu przyjechałem. Gwoli prawdy — jodłowania nie słyszałem do dzisiaj.
Ten kraj tworzą jednak ludzie. Ten oczywisty truizm ma tu inne znaczenie. Tyrolczycy są głęboko związani z tradycją, religią i rodziną. Liczba kościołów, kaplic i przydrożnych krzyży jest z pewnością rekordowa. Tyrolczykiem można zostać w trzecim pokoleniu. Dopiero wtedy można ubrać tradycyjny tyrolski strój i kapelusz z piórkiem. Zresztą w strojach ludowych często chodzi się tu na co dzień. Dokładnie — w ich unowocześnionej odmianie zwanej Dirndl i Tracht.
Tyrol z pewnością różni się od reszty Austrii. Oprócz swoistej hermetyczności geograficznej — wysokie góry, dawniej odcięte od świata na wiele miesięcy doliny. Wpływ na to miała też swoista autonomia nadana dekretem cesarza Maksymiliana I Habsburga w 1511 r., tzw. Landlibell. Kraina ta przez stulecia była perłą w koronie Habsburgów, a cesarz Maksymilian przeniósł do Innsbrucka swój dwór. Wspomniany dokument dawał m.in. przywilej do służby wojskowej w celu li tylko obrony własnych granic. Tak było do roku 1918. Tyrolczycy nigdy nie byli agresorami, a Tyrolscy Strzelcy (Schützen) zapisali wspaniałą kartę w wojnie obronnej 1809 roku przeciwko wojskom napoleońsko-bawarskim. Ten stan rzeczy zmieniła niestety II wojna światowa.
To, co w Polsce wydaje się niektórym dziwaczne, śmieszne i staromodne — tu jest normalne. Przez cały rok organizowane są na okrągło festyny i zabawy. Zaręczam, że nie robi się tego „pod turystów”. Przede wszystkim dla siebie, dla tradycji i wpojenia jej młodzieży. U nas likwiduje się kapliczki i krzyże, tu się je buduje lub odnawia. Głównie z inicjatywy i za pieniądze samych mieszkańców oraz przy znaczącym udziale młodych ludzi. Domy i obejścia są pięknie udekorowane, wszędzie panuje idealny porządek. Nowinki przyjmowane są tu niechętnie i z oporem. Napisów i nazw anglojęzycznych na szyldach można szukać ze świeczką w ręku. Mówi się w gwarze, a niektóre lokalne narzecza (np. z doliny Oetztal) są wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Tyrol często nazywany bywa „das letzte Paradies”. Ostatni raj w Europie. Miejscowi jednak w rozmowach często z obawą mówią: Wie lange noch? Boją się wojny, zalewu imigrantów, kryzysu. Nie są ideałami, są tacy jak wszyscy ludzie. Żyją jednak we własnym kraju, tak jak chcą.
Ale tym razem nie chcę pisać o historii, a zaprezentować zdjęcia. Zdjęcia, które mówią nam o pięknie natury, kultywacji tradycji, religii, dbałości o dom i o ciągłości pokoleń.
Na alpejskim pastwisku
Sanktuarium Maryjne w Telfs-Birkenberg
Tyrolscy Strzelcy – Trzy Pokolenia
Przydrożna kapliczka
Czysta natura – Mieminger Plateau
Typowy tyrolski dom – Leutasch
Typowy krzyż przydrożny – Wegkreuz
Zabawa ludowa – Maibaum – Mieming
Zdjęcia: Elżbieta Fazel