Jesteś tutaj: Publicystyka » Inni publicyści » MZ: Dlaczego poszedłem na Marsz Niepodległości?
Tytułem wstępu bardzo krótko nawiążę do tekstu p. Rafała Urbanowicza pt. „Dlaczego nie pójdę na Marsz Niepodległości?”. Autor przedstawia w nim 3 powody, dla których nie wybierze się na rzeczony Marsz. Nie chcę tutaj polemizować z argumentami historycznymi, wykazującymi niestosowność wyboru 11 listopada jako Święta Niepodległości. Chciałbym natomiast wskazać na pewną sprzeczność w toku rozumowania Autora. Sam nie potrafiąc się wznieść ponad wpływ historycznych wydarzeń, oskarża organizatorów o skupianie się na rozpamiętywaniu historii. Wydaje się nie rozumieć, że większość uczestników takiego wydarzenia nie zastanawia się nad trafnym doborem dnia, a po prostu chce zamanifestować swą miłość do ojczyzny. Zróbmy coś konkretnego, wejdźmy do parlamentu, zmieńmy coś – wtedy na pewno się przyłączę! — w obliczu największej manifestacji patriotycznej od 1989 roku brzmi jak nic niewnoszący frazes.
Relacja, którą pragnę przedstawić Czytelnikom, głównie będzie dotyczyć osobistych wrażeń i doświadczeń związanych z Marszem Niepodległości. Będąc w Warszawie tego dnia, już około godziny 13 słyszałem o bohaterskich posiłkach zza Odry, walczących z „faszystami w mundurach”. Wieść niesie, że zasiadają już w areszcie, żartujemy, że niemiecki rajd wytracił impet. Po przejściu na pl. Konstytucji operuję z aparatem fotograficznym w południowej jego części. Początkowo wydaje się, że hasło „11 tysięcy na 11.11.11” było bardzo na wyrost. Jednak z minuty na minutę demonstrantów jest coraz więcej. Gdy kilka minut po 14 wejdę na kolumnę, by wykonać zdjęcie, zobaczę morze ludzi i polskich flag.
Około godz. 15 Marsz wyrusza na południe, policja już poinformowała, że nie uda się przejść Marszałkowską. Szkoda, ale najważniejsze to dotrzeć pod pomnik Romana Dmowskiego. Gdy tylko kolumna się uformuje, zatrzymujemy się i odśpiewujemy pierwszą zwrotkę Hymnu Państwowego. Ruszamy. Obok mnie znajomi z Wrocławia, ale też nieznane mi młode małżeństwo z dziecięcym wózkiem. Koleżanka uśmiecha się do szkraba, który odwzajemnia się tym samym. Najwyraźniej dziecko nie obawia się tak „nienawistnych” okrzyków, jak Bóg, Honor, Ojczyzna. Bez komplikacji (przynajmniej ja takowych nie dostrzegam) docieramy na Plac Na Rozdrożu. O ile przez całą drogę nie widziałem ani jednego policjanta (wyjątkiem pilnujący siedziby premiera i… ambasady rosyjskiej), tutaj nagle pojawia się ich wielu. Potężny tłum, na pewno przeszło 20 tysięcy osób wsłuchuje się w rozpoczynające się właśnie przemówienie dotyczące sytuacji Polaków na Litwie. Nagle z policyjnych megafonów słyszymy nawoływanie do rozejścia się i groźbę użycia siły. Marsz jest zakończony.
Dopiero później dowiem się o zamieszkach na placu Konstytucji oraz spalonych wozach transmisyjnych jednej z komercyjnych stacji. Przed, w trakcie oraz po Marszu nie widziałem nic niepokojącego. Wprost przeciwnie, niesamowity był widok kilkudziesięciu tysięcy Rodaków maszerujących, by okazać swe przywiązanie do niepodległego państwa polskiego. Media oczywiście pokażą tylko „gorące” wiadomości. Warto śledzić niezależne relacje filmowe, które wskazują na wiele prowokacji i brutalność ze strony policji i lewaków.
Osobną kwestią jest reakcja prof. Wielomskiego, określającego Marsz jako medialną katastrofę. Bez wątpienia, gdy śledził on wyselekcjonowane i stale powtarzane nagrania mógł być zaniepokojony (swoją drogą pewnym faux pas jest zapraszanie rodziny, z którą nie widzieliśmy się 30 lat i włączanie telewizora…). Ja jednak byłem na Marszu i nie widziałem podobnych obrazków. Oczywiście, w mediach przedstawieni zostaliśmy niemal jako terroryści. Ale czy należało się spodziewać czegoś innego? Mówiąc żartobliwie, gdyby wszyscy skini zapuścili na Marsz włosy, „Gazeta Wyborcza” pisałaby, że są niebezpieczni, bo nie można ich poznać po wyglądzie…
Marsz, mimo takiego przedstawienia go w mediach, był sukcesem. Kapitał, który wynieśliśmy, to 20-30 tysięcy osób, które przemaszerowały pod pomnik Architekta Niepodległej. Te kilkadziesiąt tysięcy osób już wie, że niemal wszystkie media bezczelnie kłamią. Z tym większym zapałem będą walczyć o dobre imię Marszu Niepodległości, który za rok z pewnością zgromadzi jeszcze więcej osób. Dlatego właśnie lepiej przynajmniej tego dnia wyjść na ulice, zamiast siedzieć przed komputerem czy telewizorem.
Korzystając z okazji pragnę zaprosić wszystkich Czytelników na Marsz Niepodległości 2012!
Czołem Wielkiej Polsce!